Kolejny dzień zbliżał się ku końcowi. Zachodzące słońce rozlewało się
wokół pomarańczową łuną, która wkradła się do komnaty. Cienie kłębiły się w
rozmaitych kątach i zakamarkach gęstniejąc, rosnąc w siłę. Żywiły się troskami
i żalem czekającej na zmierzch elfki. Zachwycała się rumianą otwartością i
blaskiem zjawiska. Wpatrywała się w grę kolorów na niebie z taką
intensywnością, jakby chciała wypalić w sercu owe piękno, by towarzyszyło jej
do końca życia.
Nakrywający przenikające się kolory granat nocy poruszał w niej
emocje, budził myśli, które chowała zbyt głęboko, by mógł je dosięgnąć blask
słońca. Czas upływał tak nieubłaganie. Mijały ciche sekundy, niewidzialne
minuty, zapomniane godziny, pełne niepokojów dni i bólu miesiące.
Ile to już lat nie widziała ukochanego lasu u stóp gór? Ile to już lat
nie słyszała szumu bystrego strumyka, wijącego się w ziemi niczym srebrna, żywa
wstęga życia? Ile to już lat nie czuła na swojej skórze chłodnych objęć rosy o
poranku? Ile to już lat rozpaczliwie tęskniła za swoją ziemią?
Już nie pamiętała, ile czasu przemierzała zimne, nieprzystępne
korytarze pałacu w Esselunith. Zamieszkała tam, by się kształcić, ale po
śmierci króla, czuła się zobowiązana do pozostania u boku kuzynki. Sakura była
zbyt rozbita utratą ojca i wiążącymi się z objęciem władzy obowiązkami, by
zostawić ją samą sobie. Poza tym miała jedynie 15 lat, gdy okoliczności zmusiły
ją, by zasiadła na tronie. Hinata przez długi czas chroniła ją przed wpływem
ludzi o złych intencjach. W krótkim czasie wspólnie odsunęły od władzy
niekompetentnych, niesprzyjających królowej posłów, urzędników państwowych,
strażników. Król Hirashi posiadał wielu rządnych władzy opozycjonistów, którzy
spiskowali za jego plecami. Stoczyły ciężką batalię o bezpieczeństwo państwa,
zawiązując sojusze i broniąc się przed atakami.
Gdzieś po drodze spotkała się z miłością, z której zrodziło się to
potężne przywiązanie każące iść za Sakurą w ogień. Nie potrafiła już jej nie
kochać, nie troszczyć się. To głębokie zaangażowanie częściowo wypełniało zimną
samotność i tęsknotę w sercu. Dlatego tak bardzo wyprowadzała ją z równowagi
nieodpowiedzialność Sakury. Za każdym razem, gdy przywoływała z pamięci obraz
bezwładnego ciała kuzynki w ramionach Naruto, ogarniała ją wściekłość. Z
królową działo się coś złego. Odtrącała nawet Tsezil. Najgorszy był jednak
fakt, że już jej dłużej nie rozumiała.
Ze zrezygnowanym westchnięciem utkwiła wzrok w horyzoncie i mgle,
która powoli okryła królestwo jak ciepły koc. Patrzyła tak, aż zapadła zupełna
ciemność.
Pogrążyła się w myślach tak głęboko, że nie usłyszała pukania i
cichych kroków za swoimi plecami. Gdy ciepła dłoń spoczęła na jej ramieniu, a
na koniuszku ucha poczuła niewinny, delikatny pocałunek, część napięcia
opuściła jej mięśnie niemal bezwiednie. Do serca od razu przesączył się spokój
i jego świetlista towarzyszka - radość.
Każdy dotyk skóry Naruto wywoływał w niej gamę emocji. Zawsze zapierał
jej dech w piersi, zabierał zdolność racjonalnego myślenia i odganiał burzowe
chmury. Tak wiele razy marzyła o takim towarzyszu, przyjacielu, kochanku.
Czasem nie dowierzała własnemu szczęściu.
Żywiła do niego uczucie tak czyste, spontaniczne i naturalne... Było
niczym złocisty blask światła w ciemnościach.
Odwróciła się jego ramionach. Zanim oparła głowę na szerokiej piersi,
dostrzegła w błękitnych oczach tę samą intensywną miłość, którą czuła.
Bez wahania zagarnął ją w swoje objęcia i wygonił chłód z ciała i
duszy.
- Zmarzłaś - szepnął łagodnie, acz karcąco.
- Patrzyłam na zachód słońca. Był dziś wyjątkowo piękny. Mam stąd
wspaniały widok.
- Jutro obejrzę go z tobą - odparł, czule głaszcząc jej plecy. -
Musiałem porozmawiać z królem. On również bardzo się martwi całą tą
sytuacją. Wciąż nie może sobie wybaczyć, że pozwolił, aby doszło do porwania.
Skuliła się w jego ramionach i zadrżała na wspomnienie tamtego
okropnego wieczoru.
- Wiem, ale sama jestem zagubiona. Co mogę zrobić, skoro nawet Tsezil
wypadła z łask Sakury? - wyrzuciła z siebie sfrustrowana.
- Myślę, że to nie o przychylność się rozchodzi.
Hinata spojrzała na Naruto skonsternowana.
- Więc o co?
Westchnął i cofnął się myślami wstecz.
- Gdy przybyłyście do pałacu, od razu rzuciła mi się w oczy specyficzna
relacja między Sakurą a Tsezil. Każda więź jest oczywiście inna, ale między
nimi coś wydało mi się być niewłaściwe. Widzisz, Tsezil pochłania osobowość
Sakury, gdy są razem. Zabiera jej własną indywidualność swoją przytłaczającą
wyniosłością i dumą. Matkuje jej i stawia się ponad nią na wielu płaszczyznach.
Narzuca swoje zdanie, zamiast pozwolić królowej na podejmowanie własnych
wyborów. Nie tak powinna wyglądać więź z towarzyszem. Między nimi nie ma
zrozumienia, które masz ty z Farhelem, ja z Melope, a Sasuke z Mortiferem. My
wzmacniamy się nawzajem. Swoją odmiennością podkreślamy własną niezależność. W
mojej relacji z Melope jesteśmy sobie równi, pomimo tego, że ona posiada atuty,
których nie mam ja. Szanuję ją, a ona szanuje mnie za to, że potrafię zrobić
rzeczy, których sama nie może. Uzupełniamy się. Tsezil oczywiście dopełnia
Sakurę, ale dominuje ją przy tym, umniejszając jej wartość. Przez to twoja
przyjaciółka nie jest w stanie powiedzieć swojej towarzyszce, co jej leży na
sercu.
Hinata przez chwilę powtarzała w głowie odkrycia Naruto. Nie mogła
wyjść z podziwu dla jego zdolności analizy sytuacji. Dostrzegł to, co jej samej
umknęło. Ogarnął ją wstyd i złość na samą siebie.
- Muszę przyznać ci rację.
- Sakura bardzo się zmieniła. Sądzę, że przyjazd tutaj pozwolił jej
spojrzeć inaczej na wiele kwestii i to ją zagubiło. Tym bardziej, że nie ma z
kim o tym porozmawiać. W dodatku to porwanie zostawiło ślady nie tylko na jej
ciele, ale i na duszy. Nie znam jej tak dobrze jak ty, ale musi istnieć ważny
powód, przez który was odtrąca.
Hinata zacisnęła powieki, czując ból w piersi i ukryła swoją
zawstydzoną twarz wtulając ją w zagięcie szyi Naruto.
- Wygląda na to, że nie znam jej tak dobrze, jak twierdzisz. Spędziłam
z nią tyle lat, a nie byłam w stanie dojść do tych wniosków co ty. Mam
nadzieję, że słowa Uchihy do niej trafią. Słucha go z większą uwagą niż
wszystkich innych. Chociaż z drugiej strony...
Westchnęła ciężko z żalu.
- Z drugiej strony? - zachęcił ją ciepłym tonem.
- Nie przemawiają do niej argumenty przyjaciół, a własnego
największego wroga już tak? Ogarnia mnie strach na samą myśl o tym, jak
tragicznie może się to skończyć.
- Uchiha nie chce jej skrzywdzić! - Naruto z ciężkim sercem patrzył na
udrękę ukochanej, wiedząc, że kilkoma zakazanymi słowami mógłby uwolnić ją od zgryzoty
choć trochę. W porę ugryzł się w język. Obiecał to Sasuke. Musiał zatajać przed
Hinatą i Sakurą, do czego to wszystko tak naprawdę zmierza, jeszcze przez jakiś
czas dla dobra całej Terrathii.
- Wiem, że to twój najlepszy przyjaciel, ale skąd możesz to wiedzieć?
- Wierzę w niego. Nigdy nie odważyłby się zrobić krzywdy niewinnej
istocie. Ten sojusz ma ogromną wagę dla obu naszych krain. Wbrew pozorom nie
jest okrutnym człowiekiem. To jedynie wizerunek, który pozwala mu trzymać Bumithrię
i wrogów w ryzach.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. Nie chciałabym musieć go zabić.
Słowa Hinaty zawisły między nimi, niczym gradowa chmura. Naruto
mocniej zacisnął ramiona wokół drobnego ciała. Nie znosił, gdy to mówiła. Tak,
wtedy miłość rozdarła by im obojgu serca.
Sakura spędziła następne dni odpoczywając w komnacie pod troskliwym,
czujnym okiem Tsezil. Jej towarzyszka pilnowała, by zjadała więcej, niż było to
konieczne oraz porządnie się wysypiała, co okazało się łatwiejsze do zrobienia
za dnia. Światło słońca i wyczerpanie odegnały od niej czarne mary.
Uchiha na powrót niezmiernie irytował ją swoimi codziennymi
odwiedzinami i wypytywaniem Tsezil o "sprawowanie królowej". Zabronił
też wypuszczać Sakurę z pałacu, a na plac ćwiczeniowy nie miała wstępu do końca
września. Pomimo to odniosła wrażenie, że zniknął ów mur, który wyrastał
pomiędzy nimi od początku ich znajomości. Choć to dziwne i nie do pojęcia,
zaczęła ufać władcy Bumithrii.
Zgodnie z umową, a raczej nakazem, od dwóch tygodni spędzała u boku
Uchihy wyznaczone dwie godziny. Sądziła, że będzie czuła się przy nim
skrępowana, ale o dziwo jego towarzystwo jej nie przeszkadzało. Zaczęła go
lepiej rozumieć i podziwiać. Szczególnie za spryt, opanowanie i sprawiedliwość,
które okazywał na cotygodniowych sądach. Podejmował decyzje i zajmował te same
stanowiska, które sama popierała. Chociaż... w bardzo wielu przypadkach
wykazywał się, co ją niesamowicie zdumiewało, większą niż ona sama łaskawością.
Ta obserwacja dała jej dużo do myślenia.
Wciąż też nie przekonała się do Bumithrian. Szczególną niechęcią
darzyła gnolle, meduzy i harpie. Z tymi ostatnimi nigdy nie chciałaby mieć do
czynienia. Były chytre, inteligentne i bezwzględne. Nie wahały się kłamać, oszukiwać,
a ich gra aktorska nie mogła się równać z żadną inną. W przypadku sporów z ich
udziałem nie zawsze potrafiła rozstrzygnąć, po czyjej stronie leży wina. Wtedy pojęła,
jak dobrze Uchiha zna naturę tych stworzeń. Tylko to pozwalało mu wydawać
racjonalne wyroki.
Od czasu do czasu na sali pojawiali się też oskarżani o różne występki
Esseluńtczycy. Ich zdrada nie dotykała jej już tak bardzo jak na początku.
Lepiej rozumiała podwaliny buntu. Obiecała sobie zabrać wszystkich swoich
poddanych z lochów Bumithrii do swojego królestwa, gdy już skończy się jej
niewola. Obmyśliła już dla nich stosowne kary. Musiała tylko napisać w
następnym liście do Ikuto, aby przygotował lochy. Chociaż, kto wie, może już to
zrobił.
Gdy nie towarzyszyła królowi podczas sądów, przebywała w jego
gabinecie.
Tego dnia Miruin przyszła po nią z samego rana tuż po śniadaniu.
Pomogła jej zasznurować suknię i towarzyszyła królowej oraz Tsezil aż do
dębowych drzwi pilnowanych przez czterech wojowników. Zobaczywszy pół-elfickiego
gościa ukłonili się i rozstąpili bez słowa wpuszczając ją do środka.
Pomieszczenie przypominało raczej wielką bibliotekę, niż gabinet, z
którego władca zarządza państwem. O każdą ze ścian opierały się ogromne,
wypełnione najróżniejszymi księgami i zwojami regały. Uchiha posiadał iście
imponujący zbiór. Mrok komnaty bez okien rozpraszały magiczne ogniki, które
Sakura widywała w pałacu nocą. Dawały wystarczającą ilość światła, by dało się
pracować, ale nie na tyle by pół-elf czuł się w środku komfortowo.
Pod jednym z regałów na przeciw wejścia znajdowało się potężne,
ciężkie biurko, za którym siedział Uchiha. Na widok gości podniósł się z
miejsca. Przywitał przybyłe z charakterystycznym dla siebie obojętnym chłodem,
choć w duchu cieszył się na ten czas. Towarzystwo żywiołowej Sakury Haruno
teraz tak skrępowanej na jego terenie bawił go i ożywiał. Jednocześnie pokładał
wielkie nadzieje w tym, że zjedna sobie królową. Była dlań wyzwaniem, a wiele
teraz zależało od tego, czy mu się uda. Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd.
- Królowo, przygotowałem dla ciebie księgi, które przysłano na moją
prośbę z Esselunith. Skonsultowałem ich treść z arcymagiem Ksavierem, który,
jak mi wiadomo, naucza cię magii. Wspomniał, że znajdziesz w nich kilka
interesujących rzeczy.
Sakura zaniemówiła z wrażenia. Do tej pory przebywając w komnacie
czytywała wymyślone historie mistrzów Bumithriańskiego pióra i choć dostarczało
jej to rozrywki oraz nie pozwalało się nudzić, to czuwała wyrzuty sumienia z
powodu marnotrawionego czasu i złościła się jedynie na swoją bezsilność wobec
poleceń Uchihy. Patrzyła na stos bogato zdobionych elfickich ksiąg. Wręcz czuła
pulsującą energię ich magii. Z trudem opanowała wzruszenie. Aż do tej pory nie
zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskni za Esselunith. Dwa miesiące z
dala od ukochanego domu w jednej sekundzie stały się żywe i dotkliwie kaleczące
serce. Z wahaniem dotknęła jednego z pięknie wyrzeźbionych w drewnie roślinnego
motywu. Ciepło przepływające przez opuszki palców na moment odebrało jej
oddech. Dopiero gdy zabrała dłoń, znów mogła zaczerpnąć powietrza. Zalała ją i
przytłoczyła miłość do tej cudownej krainy pełnej magicznych ludzi, niezwykłych
stworzeń, czystej magii i uczucia obcowania z Matką Naturą.
Uchiha pogratulował sobie w myślach pomysłu na ten prezent, widząc tak
emocjonalną reakcję królowej.
- To bardzo szczodry dar - powiedziała w końcu głosem cichym i czystym
jak kryształ. Żadne słowa nie wyraziłyby odpowiednio jej wdzięczności. - Bardzo
dziękuję.
Chwilę później wprawiła w osłupienie nie tylko Uchihę, ale i Tsezil,
przykładając dłoń do lewej piersi w geście szacunku, czego nie zrobiła nigdy
wcześniej w jego obecności. Tego też władca Bumithrii tak bardzo pozazdrościł
Orafinowi i do chwili obecnej wstydzi się swojego późniejszego zachowania wobec
królowej na balu.
Sakura zaskoczyła również samą siebie, ale nie samym gestem czy
respektem, jaki zyskał w jej oczach Uchiha. W tamtej chwili coś zmieniło się w
niej na dobre. Coś płynnego i bez formy stopiło się w jej wnętrzu w całość.
Przyznała przed samą sobą z pełną odpowiedzialnością, że oto przed nią stoi
wartościowy człowiek, a nie morderca. Jednak niczego nie straciła z powodu tego
osądu, przeciwnie, wzbogacił ją i uszlachetnił.
Wzięła księgi w ramiona z taką tkliwością, jakby niosła własne,
nowonarodzone dziecko. Usiadła na szezlongu, który Uchiha specjalnie dla niej
ustawił w swoim gabinecie, a Tsezil ułożyła się u jej stóp i zapadła w drzemkę.
Sakurę całkowicie pochłonęła treść ksiąg. Do tego stopnia, że nie zwróciła
uwagi na to, jak uważnie przygląda jej się król.
Uchiha nie mógł się powściągnąć, by nie zerkać co chwila na przepiękne
dzieło rąk Matki Natury, jakim niewątpliwie była siedząca nieopodal kobieta.
Wciąż przechowywał w pamięci sekretne spektakle, gdy obłaskawiała korale,
obsypującej ją w blasku księżyca i gwiazd, wody. Każdym ruchem prezentowała
grację. Nawet teraz, gdy na wpół leżała na szezlongu pochłonięta lekturą, w
jego oczach jawiła się boginią. Materiał sukni spływał z jej ciała, niczym
gęste strumienie, a kaskady różowych włosów z każdym niewinnym ruchem całowały
jej smukłą szyję, ramiona i piersi. W ciągu tych dwóch tygodni odkrył, że ma
zaskakującą, niezwykle ujmującą tendencję do ssania opuszka wskazującego palca.
Wystarczyło, by uczyniła ten nieświadomy gest, a jego serce gubiło rytm. Czasem
wypisane na pergaminie słowa wzbudzały w niej tak silne emocje, że jej oddech
przyspieszał, a na policzki wstępowały rumieńce. Zdarzało się też, iż podkulała
palce drobnych, nagich stóp, które wystawały spod spódnicy. Och... ile by dał,
by móc jej wtedy dotknąć, spróbować smaku skóry na jej udach. To napięcie
stawało się istną torturą. Wolno mu było jedynie patrzeć, a w dodatku ona wydawała
się absolutnie nieświadoma rozpalającej go namiętności.
Z trudem przychodził mu powrót do obowiązków i tony zupełnie
zniechęcających go dokumentów. To jedyny aspekt rządzenia królestwem, którego
szczerze nie znosił.
Dwie godziny później królowa nadal była pogrążona w lekturze. Jej
wzrok przebiegał po kartach w nienaturalnie szybkim tempie. Pozwoliłby, żeby
zabrała księgi do siebie, ale chciał mieć pretekst, by chciała przebywać w jego
gabinecie. Nie przerywał więc ciszy i dokończył własne zajęcia. W końcu jednak
służący zapukali do drzwi komnaty. Nastała bowiem pora obiadowa.
Sakura z żalem zamknęła księgę pełną nieprawdopodobnych technik.
Opisane w niej sposoby obrony przed atakami, nawadniania upraw, wywoływania
burzy zachwycały ją. Zrozumiała, że tworzenie zwierząt to dopiero początek i
sposób na poprawienie sprawności magicznej. Złożyła dzieła na dębowym biurku
Uchihy z zamiarem odejścia.
- Może zechciałybyście zjeść ze mną posiłek? Dołączy do nas Mortifer
oraz Naruto z Hinatą.
Z wdzięczności za możliwość studiowania ksiąg nie odmówiła. Posiłek
przebiegł bez incydentów, choć Lady Karina na każdym kroku starała się dogryźć
królowej. Sakurę takie zachowanie rozkapryszonej kuzynki króla irytowało i
bawiło jednocześnie. Rozumiała, że Karina czuje się zagrożona z jej powodu.
Uwadze Sakury nie umknął jeszcze jeden szczegół. Uchiha stał się wobec
niej wręcz podejrzanie miły. Kilkukrotnie próbowała go sprowokować, ale
bezskutecznie. Zastanawiało ją, co spowodowało zmianę w jego zachowaniu.
Kilka dni później Uchiha pozwolił jej wrócić do zajęć w Akademii
Magii. Opowiadała Ksavierowi o technikach z elfickich ksiąg i razem przekładali
je na praktykę. Okazało się to stokroć trudniejsze od tworzenia stada koni,
łabędzi lub smoka. Niemniej każdy sukces przynosił jej wiele satysfakcji.
Powróciła też do swoich nocnych treningów w ogrodzie.
Wsłuchiwała się w trele ptaków, które powoli przygotowywały się do
corocznej migracji. Wieczory robiły sie coraz chłodniejsze, dlatego zabrała ze
sobą płaszcz, który przyniosła jej służba. Zgodnie z poleceniem czekała przy
bramie pałacu wraz z Tsezil. W głowie wciąż rozważała słuszność tego pomysłu.
Jednakże czuła, że musi to zrobić, by wreszcie pozbyć się swoich uprzedzeń
wobec Bumithrian. Bała się. Z niepokoju zaciskała dłonie pod materiałem
płaszcza, by powstrzymać ich drżenie.
W końcu na horyzoncie pojawił się Uchiha w towarzystwie pięciu
wojowników oraz Mortifera. Jego straż ubrała sie po cywilnemu, a on sam zdjął
ze skroni koronę. Miał na sobie dokładnie taki sam, bury płaszcz co ona.
Wydedukowała, że posłuży im za kamuflaż, bo głębokie kaptury pozwalały schować
twarz w cieniu.
Mężczyzna z daleka widział płonące niezadowoleniem spojrzenie Tsezil i
pobladłą twarz królowej. Żywił szczerą nadzieję, że nie popełnia właśnie błędu.
Bez mrugnięcia okiem przywitał je obie. Pomysł, by pokazać Sakurze
Haruno prawdziwe oblicze Bumithrii, narodził się w jego głowie już dawno temu.
Planował bowiem, jak przekonać ją do obywateli swojego państwa. Ta wycieczka
była więc konieczna, by mógł wcielić w życie swój plan. Ponadto ostatnie
wydarzenia tylko utwierdziły go o słuszności swojej decyzji. Jednak na
wycieczkę po mieście nie mogli zabrać ze sobą tygrysicy. Wzbudziłaby zbyt wiele
zainteresowania, co mogłoby ściągnąć na nich kłopoty. W Bumithrii spotkanie
tygrysa benguickiego graniczyło z cudem. Stąd jej nieprzychylne stanowisko
wobec całego przedsięwzięcia.
- Jeśli nie przyprowadzisz jej tu całej i zdrowej, zedrę skórę z
każdego stworzenia w tym pałacu, a na końcu z ciebie! - posłała mu jak zwykle
rozczulające ostrzeżenie i odeszła w stronę ogrodów, nie odpowiadając wcześniej
na jego pozdrowienie.
Uchihę pokaz troski Tsezil nie wzruszył. Już wcześniej nakazał swojej
straży pod żadnym pozorem nie spuszczać z oka królowej. Jej samej polecił, by
wzięła ze sobą miecz.
Nie bawiąc sie w ceregiele, zarzucili na głowy kaptury i ruszyli przed
siebie.
Miasto o tej porze tętniło życiem. Ulice wypełniły się ludźmi i innymi
stworzeniami. Dzięki temu łatwiej wmieszali sie w tłum. Sakura bała się coraz bardziej,
choć za wszelką cenę próbowała to ukryć. Wzdrygała się z każdym głośniejszym
dźwiękiem, który wybijał się ponad pozostałe. Przechodziły ją dreszcze, gdy
ktoś przez przypadek się o nią otarł. Każdy krok pośród obcych był torturą. W
niższych partiach miasta wybudowanego na zboczach gór Itis żyło więcej
obywateli, niż wysoko w pobliżu pałacu. Zabudowania znajdowały się blisko
siebie, co spowodowało, że uliczki były wąskie. Starała się utrzymać dystans
między nią a Uchihą, ale chcąc nie chcąc szli coraz bliżej siebie.
Nagle zza rogu wyskoczył olbrzymi minotaur z donośnym, dudniącym
wrzaskiem. Wszyscy rozstąpili się, robiąc mu przejście, ponieważ górował nad
tłumem, a jego pochylona głowa groziła nadzianiem się na ostre, masywne rogi.
- Poczekaj! Niech no ja cię dorwę łachmaniarzu!
Na to Sakura nie była przygotowana. Ze stłumionym okrzykiem wpadła na
Uchihę, który gwałtownie się zatrzymał. W porę jego ramię owinęło się wokół jej
talii, niczym tarcza, mająca obronić ją przed całym złem tego świata. Nie
wiedziała, dlaczego w tamtej chwili właśnie tak o nim pomyślała, ale nie miała
nawet sekundy, żeby się nad tym zastanowić. Jej ciało zetknęło się z gorącą
górą mięśni, która była ciałem mężczyzny, tak ściśle jak nigdy dotąd. Poczuła
jak jej policzki rozgrzewa krew i to nie ze złości, czy z zakłopotania. Już
miała się od niego odsunąć, gdy napotkała jego spojrzenie i na Matkę co to było
za spojrzenie! Jeszcze nigdy w żadnych oczach, które na nią patrzyły, nie
znalazła takiego mrocznego żaru. Oddech zgubił drogę w jej piersi i aż
zachłysnęła się powietrzem. Nie mogła nic zrobić uwięziona nie tyle w jego
objęciami, co właśnie tym spojrzeniem. Po prostu patrzyła zafascynowana i
przerażona równocześnie, i czuła, jak część tego ognia przelewa się w nią samą.
Wiedziała. Wiedziała, że jest zgubiona. Ba, gdzieś w środku znała prawdę od
chwili, gdy zobaczyła go po raz pierwszy.
Nagle jego wzrok stracił na intensywności. Ostrożnie poluźnił uścisk,
a Sakura poczuła rozczarowanie. O ironio! Tak, właśnie rozczarowanie. Zanim
jednak zdążyła poczuć się zawstydzona, on, z ostrożnością godną drapieżnika,
który próbuje zyskać zaufanie ofiary, odszukał w połach płaszcza jej zaciśniętą
dłoń. Niebywale czułym gestem rozprostował zaciśnięte palce i zamknął je w
uścisku własnej, ogromnej ręki.
- Ze mną jesteś bezpieczna - powiedział cicho, zaznaczając jej
policzek swoim oddechem.
Ruszyli przed siebie.
Miała w głowie donośną pustkę. Krzyczała do niej, ale ryk był zbyt
ogłuszający. Szła przed siebie bezwiednie, prowadzona jedynie przez tę właśnie
kotwicę. Cały świat nagle się skurczył, choć nadal była w nim zagubiona.
Uchiha stwierdził, że cisza byłaby zbyt krępująca po tej chwili
słabości, której się właśnie dopuścił. Sam nie rozumiał, dlaczego ją chwycił.
Dlaczego jego ciało tak bardzo dostroiło się do jej ruchów, że był w stanie ją
złapać, nim upadła. No i w końcu dlaczego wciąż trzyma tę dłoń. A tym bardziej,
dlaczego ona go nie odtrąciła. Wmówił sobie, że to przez jej strach. Chciał ją
odrobinę wesprzeć w tym obcym dla niej świecie, którego tak się bała. Mówił
więc, o wszystkim, co z nim związane.
- Bardzo często wychodzę z pałacu w przebraniu tak jak dzisiaj.
Obserwuję wtedy sytuację w stolicy. Dzięki temu polegam na własnym osądzie w
wielu sprawach, a nie subiektywnym zdaniu podwładnych. Odwiedzam też kilka
ważnych miejsc. Czasem sprawdzam też informacje, które mnie niepokoją. Zaraz
miniemy część miasta zamieszkałą przez...
Sakura starał się uważnie słuchać, ale rozpraszała ją zbyt duża ilość
bodźców i natłok myśli. Uchiha poprowadził ją w nieco spokojniejszą przestrzeń
na uboczu. U wejścia do posesji znajdowała się wielka, żeliwna brama. Po
drugiej stronie ktoś już na nich czekał. Zgarbiona postać stała samotnie pośród
krzewów na tle dużego, wielopiętrowego domu. Z daleka sprawiała wrażenie
zwyczajnej starej kobiety, ale gdy podeszli bliżej, Sakura dostrzegła bystre,
dziarskie spojrzenie piwnych, prawie czerwonych oczu.
Kobieta wpuściła ich bez słowa i nie skomentowała tego, że część
straży została na zewnątrz posesji. Wtedy też Uchiha niespodziewanie puścił
rękę Sakury, wywołując w niej ukłucie, nie tak dawno poznanego, zawodu.
Skarciła się w myślach i idąc śladem władcy, zdjęła swój kaptur.
Mężczyzna odwrócił się w stronę staruszki i uśmiechnął się do niej
tak, że Sakura zaniemówiła. Oto zobaczyła nie władcę, tyrana czy mordercę, ale
beztroskiego, psotnego chłopca. Nigdy w życiu nie sądziła, że ujrzy na twarzy
tego zimnego w obyciu człowieka coś takiego. odniosła wrażenie, że nagle
rozbłysło słońce.
- Moja ukochana, najdroższa Gem. - Czułość przebiła się przez jego
głos i uderzyła w Sakurę, aż w oczach stanęły jej łzy wzruszenia. Tak człowiek
zwracał się jedynie do kogoś, kogo szczerze kocha.
Pochwycił ją w objęcia, po czym zgodnie z etykietą, złożył ukłon z
ręką na sercu.
Staruszka spojrzała na niego z niekłamaną miłością matki w oczach.
- Ach, ty kochany bęcwale. Tak dawno mnie nie odwiedzałeś. Już
myślałam, że o mnie zapomniałeś. Rozumiem, że sprawy państwa są pasjonujące i
dawno zrobiły się ważniejsze niż ja, ale bez przesady. Dam głowę, że zdążyłeś
się już zanudzić w tym swoim pałacu. - Pokręciła głową z wyrozumiałym
uśmiechem.
- Ależ Gem, jak mogłaś pomyśleć, że o tobie zapomniałem? Nigdy nic nie
będzie ważniejsze od ciebie.
Machnęła lekceważąco ręką, ale uśmiechnęła się jakoś szczęśliwiej. W
końcu lepiej przyjrzała się pozostałym przybyszom. Powitała Mortifera i przez
dłuższą chwilę jej wzrok spoczął na Sakurze, której ciało napięło się w
oczekiwaniu.
Tylko głupiec nie zauważyłby zażyłości między starą kobietą, a królem.
Domyśliła się, że traktował ją jak matkę, a ona jego jak syna.
- Widzę, że przyprowadziłeś wyjątkowego gościa.
Uchiha wskazał na milczącą dziewczynę.
- Gem, to jest Sakura Haruno. Królowa Esselunith.
Staruszka uśmiechnęła się niezobowiązująco, nic nie robiąc sobie z
taksującego ją spojrzenia Sakury.
- Sakuro, to jest Gem. Wychowała mnie w zastępstwie mojej zmarłej przy
porodzie matki.
Ze szczerym zaskoczeniem powitała tę rewelację. Domyśliła się prawdy
odnośnie ich relacji, ale jej uwagę zwróciło zupełnie co innego. Wiedziała, że
matka Uchihy zmarła przy porodzie, ale gdy powiedział to osobiście, poczuła się
wstrząśnięta. Zdała sobie sprawę, że nigdy nie poświęciła mu uwagi jako
człowiekowi. Nie uważała go za żywą, czującą istotę zanim się spotkali. Nawet
przez długi okres czasu, gdy przebywała w Bumithrii wciąż nie postrzegała go
przez pryzmat kogoś, komu należy się odrobina empatii.
Zreflektowała się w końcu i przywitała.
Kobieta jedynie skinęła głową. Wciąż nie oceniła, czy stojąca przed
nią dziewczyna zasługuje na szacunek.
Zaprosiła przybyszy do środka. Dopiero w oświetlonej sieni Sakura
dostrzegła, że coś nie zgadza się w tej drobnej postaci. Jej zapadnięta,
pomarszczona twarz miała zbyt ostre rysy, a dłonie były zbyt smukłe i
szponiaste. W dodatku to dziwne wybrzuszenie na jej plecach... Usilnie
próbowała przypomnieć sobie, z czym kojarzy te wszystkie szczegóły, ale
bezskutecznie. Dopiero, gdy zdjęli płaszcze, zrozumiała, na co patrzy.
Osłupiała.
Gem była harpią, a wybrzuszenie na jej plecach niczym innym jak
skrzydłami. A raczej jej długimi, dziwnymi, pokrytymi piórami ramionami.
Sakurze udało sie otrząsnąć z chwilowego szoku, ale straciła zaufanie
do kobiety i tego miejsca.
Przeszli z sieni wypełnionej bardzo dużą ilością butów i płaszczy do
pokoju dziennego. Taka ilość ubrań zaniepokoiła ją jeszcze bardziej. To
oznaczało, że w budynku mogło być więcej Bumithriańskich stworów. Niedługo po
tym odkryciu, jej podejrzenia się sprawdziły. Chociaż nie do końca tego się
spodziewała.
Nagle z pięter ponad nimi rozległ się tupot wielu par stóp, głośne
rozmowy i śmiechy. Sakura poczuła ciarki na całym ciele i przykleiła plecami do
ściany. I wtedy do pomieszczenia wbiegły dzieci. Zarówno ludzkie jak i te wpół
ludzkie. Dzieci harpii, meduz i reptilionów. Było ich około trzydziestu przy
czym najmłodsze miały może 3 lata, a najstarsze 10. Wszystkie dosłownie rzuciły
się do nóg króla, a on uklęknął, by się z nimi przywitać, dać się wyściskać,
wycałować. Najnormalniej w świecie uśmiechał się, odpowiadał na pozdrowienia i
przytulał. Każdemu poświęcał choć trochę uwagi.
Sakura patrzyła na tę scenę oniemiała. Ta twarz radosna, promienna,
pełna ojcowskiego ciepła nie pasowała do Uchihy, którego znała. Tamten Uchiha
był dziki, zimny, nieprzyjemny i nieprzystępny.
Gdy już wszyscy się przywitali król usiadł na podłodze w otoczeniu
dzieci. Wcześniej odpiął od pasa pochwę i oddał swój miecz jednemu z
wojowników. Najmłodszą parę dzieci: ludzką dziewczynkę i reptiliońskiego
chłopca, który ssał swoje palce wziął na kolana.
-Bracie, prosimy, opowiedz nam bajkę. Mama Gem zaraz zagoni nas do
łóżek.
- Tak, prosimy! - Dzieci zgodnie poparły najstarszego chłopca.
Sakura wciąż niepewna tego co się właśnie dzieje nadal stała w kącie.
Niektóre z dzieci zdawały się ją zauważyć, ale nie zwracały na nią uwagi
podobnie jak na strażników króla. Bardziej pochłaniała je osoba Sasuke Uchihy,
który używał magii, by ich zabawić.
- A wiec to ty jesteś Sakura Haruno. - Nieco zachrypnięty głos kobiety
zaskoczył dziewczynę. Gem zmierzyła ją badawczym wzrokiem.
Nieufnie przytaknęła.
- Tak, to ja.
Staruszka pokiwała głową i dalej przewiercała gościa wzrokiem.
- Słyszałam o tobie trochę niemiłych opinii, ale ty też zapewne nie
miałaś zbyt dobrego zdania o moim dziecku, gdy się tu zjawiłaś. - Znów pokiwała
głową, jakby wyczytała odpowiedź z jej oczu. - Nie łatwo pozbyć się uprzedzeń,
a jeszcze trudniej o wybaczenie.
Sakura zjeżyła się, słysząc ostatnie zdanie. Nie chciała rozmawiać o
swoim ojcu z obcą harpią.
- Proszę nie wspominać tu mojego ojca.
Gem uśmiechnęła się krzywo, wzbudzając w dziewczynie niechęć.
- To prawda mam na myśli również jego, ale wydajesz sie zapominać, że
wojna zabrała więcej niż jedno życie. Dlatego właśnie tak ciężko jest nam sobie
nawzajem wybaczyć. Każdy najpierw dostrzega własny ból. Podczas gdy tak
naprawdę wszyscy cierpią.
Nie wiedzieć czemu Sakura poczuła skruchę wobec spokojnych słów
reprymendy.
- Widzisz dziecko, śmierć zabiera istoty, które kochamy. Wtedy też
zastanawiamy się, co uczyniliśmy źle. Łatwo też przychodzi nam obwinianie
innych. Nawet z upływem czasu ból po prawdziwej stracie nie mija, ani nie staje
się lżejszy. Wręcz przeciwnie pogłębia się. Doskwiera nam brak tej osoby i
tego, co mogłaby wnieść w nasze życie, gdyby żyła. Jednak uczymy się z tym żyć.
To konieczność. Życie bowiem jest dla żywych. Z wiekiem człowiek uczy się
różnych rzeczy i trochę więcej rozumie, choć czasem wydaje mu się, że jest
jeszcze głupszy niż był. Jednak moje doświadczenie pozwoliło mi wyciągnąć pewne
wnioski. Uważam, że zamiast żywić do siebie tę niszczycielską nienawiść,
powinniśmy szerzyć miłość, którą nam ofiarowano i podawać ją dalej. To ta
miłość, którą otrzymaliśmy powinna prowadzić nas przez życie. Wtedy pamięć o
tej osobie staje się czystsza, mniej bolesna.
Gdzieś w trakcie tego monologu Sakura poczuła w gardle ogromną gulę.
Nie mogła i nie chciała powstrzymać łez, płynących po jej policzkach. Poczuła,
że właśnie doświadczyła kolejnego rytuału oczyszczenia. Dlaczego w Esselunith
nikt nie był w stanie podarować jej takich słów? Dlaczego pozostawiono ją w
środku tej burzy i nie podano ręki? Miała wokół tylu przyjaciół,
sprzymierzeńców.
Odpowiedź na to pytanie przyszła do niej intuicyjnie, ale czy mogła ją
uznać? Czy wolno jej było popełnić kolejny grzech? W końcu z wielkim bólem
wydarła ją ze środka swojego umysłu. Ta myśl obrzydzała ją bardziej niż
wszystkie stworzenia Bumithrii, które widziała do tej pory, bardziej niż
wszystkie zdrady, kłamstwa i oszczerstwa. Oświecenie przyszło do niej tak po
prostu. Jakby ktoś powiedział, że to właściwy moment, bo w końcu posiadła nieco
odwagi.
To nie tak, że nikt nie potrafił tego powiedzieć. Nikt nie chciał tego
zrobić. To dlatego, że jej nienawiść do Bumithrii była potrzebna królestwu.
Musiała nienawidzić, by poskromić własną elficką naturę, która brzydziła się
mordowaniem i walczyć aż do śmierci przeciwko Bumithrii.
- Po tym jak skończyła się moja służba na królewskim dworze i panicz
był już wystarczająco dorosły, król zapytał mnie, czego sobie życzę. Jednak ja
znałam w tamtej chwili wartość życia. Nie chciałam bogactw, które mi oferował
ani sług, ani pozycji. Powiedziałam, że chcę zajmować się dziećmi i założyć dom
dla sierot. Poprosiłam, by królestwo je finansowało. Czy w Esselunith macie
takie domy?
Sakura przetarła łzy z twarzy. Gem taktownie nie zwróciła na to
większej uwagi i pozwoliła jej dojść do siebie.
- Nie, w Esselunith otaczamy życie wielką czcią. Jeśli tylko dziecko
straci rodziców, może udać się do świątyni Matki Natury lub prosto do pałacu.
Czasem zdarza się, że opiekują się nim sąsiedzi albo przyjaciele rodziny.
Królestwo zapewnia im wszystko czego potrzebują. Od dachu nad głową, poprzez
opiekę po edukację. Fenomenem jest porzucanie dzieci. To u nas świętokractwo. Elfy
i pół elfy rzadko rodzą dzieci, a w Esselunith jest garstka ludzi o czystej
krwi. Wszyscy mają jakieś elfickie korzenie nawet jeśli cztery pokolenia
wstecz. Kobiety o elfickiej krwi przechodzą cykl menstruacyjny raz na pół roku,
a elfki nawet rzadziej. Żyjemy za to nieco dłużej niż ludzie.
Gem przysłuchiwała się temu z uwagą. Niektóre z tych faktów nie były
jej obce.
- No właśnie. W Bumithrii żyją rozmaite istoty o różnym poziomie
świadomości. Nie wszystkie cenią życie. Niektóre w ogóle nie wychowują dzieci.
Bardzo często są one porzucane. No i oczywiście są też sieroty wojenne. Zdarza
się, że ginie się tu w walkach rodów i innych barbarzyńskich rytuałach, które
jednak są ciężkie do wykrzywienia. Zostają tu do 12 roku życia, a później
trafiają do Akademii Magii, Królewskiej Szkoły Rycerskiej lub szkół rzemieślniczych.
Jeszcze jakiś czas temu po prostu ginęły z głodu.
- To okrutne.
- To rzeczywistość. Panicz Uchiha czasem tutaj zagląda. Bawi się z
dziećmi, wysłuchuje ich problemów. To daje im niejakie poczucie normalności.
Niektóre domyślają się, że jest władcą, ale są zbyt niewinne, by to je
ograniczało. Poza tym tutaj to nieistotne. Traktują go jak starszego brata.
Dzisiaj przyszedł z tobą, ale wczoraj z pałacu przynieśli jedzenie, słodycze,
ubrania i zabawki.
Gem zamilkła i obie zwróciły uwagę na ogniste kształty, którymi król
opowiadał dzieciom historię. Wyglądał jak ich brat, a nie król. Sakura patrzyła
również na same dzieci, ich radość i zachwyt nad magią, której tajników nie
poznały. Z otwartej buzi jednego chłopca płynęła ślina. Był tak pochłonięty, że
tego nie zauważył. Wszystkie oczy iskrzyły się ze szczęścia na widok czegoś, co
Sakura uznawała za zwyczajne. Jednakże w ich małych, niewinnych umysłach jawiło
się to czymś niesamowitym i nie do pojęcia. Szczególnie, że mały ptaszek
zmienił się nagle w smoka. Dla dziewczyny nie miało już znaczenia, czy widzi
małego minotaura, meduzę, czy człowieka. Sama zapragnęła wziąć udział w zabawie
i wywołać zachwyt na tych małych buziach. W pobliskim wazonie dostrzegła wodę.
Uformowała z niej miniaturowego smoka podobnego do tego Uchihy. Oba wpadły na
siebie z sykiem, zmieniając się w kłębowisko wodnej pary, z której wyfrunął
kolejny smok, ale tym razem biały, wywołując okrzyki zachwytu. Niestety szybko
rozpłynął się w powietrzu.
Dzieci klaskały Sasuke, który klasycznie zakończył bajkę morałem.
- Bracie, nigdy nie pokazywałeś nam takich sztuczek. Pokaz nam jeszcze
raz.
Sasuke roześmiał się.
- Bo to nie ja to zrobiłem. - Zerknął na Sakurę z zawadiackimi
chochlikami w oczach.
Dzieci dopytywały się nie dowierzając.
- Naprawdę? Więc kto?
- Przyprowadziłem tę osobę ze sobą, żeby opowiedziała wam jeszcze
jedną, specjalną bajkę. - Po tych słowach z chytrym uśmieszkiem wskazał na
Sakurę.
W pierwszej chwili cała zesztywniała, nie wiedząc co zrobić. Szybko
jednak przywołała się do porządku. W końcu nie mogła okazać przed dziećmi
niepewności. Obdarzyła je swoim najpiękniejszym uśmiechem.
- Przybyłam tu z bardzo, bardzo daleka - powiedziała tajemniczo,
wzbudzając zainteresowanie. - Wasz brat długo mnie o to prosił.
Wiedziała, że zdobyła ich uwagę. Podeszła więc bliżej, a dzieci
zrobiły dla niej miejsce obok Sasuke. Usiadła wśród nich. Niektóre zaciekawione
nietypową urodą gościa dotykały nieśmiało jej długich, różowych włosów,
spiczastych uszu, zielonej sukienki. Nie widziały w odmienności niczego złego.
Zadawały różne pytania, na które cierpliwie odpowiadała. Niektóre rozpoznały w
niej elfa, jednak bez uprzedzeń i niechęci, których się obawiała. Obsypywały
komplementami jej urodę i zachwycały się wodną bajką tak inną od tej Sasuke,
ponieważ mogły dotknąć małych tworów. Zwierzątka i ludziki skakały po ich
głowach, ramionach i nogach, wywołując radosne okrzyki i śmiech.
Z jękiem szczerego zawodu powitały zakończenie i nakaz Gem, że czas do
łóżek. Sprzeciwów nie było końca, aż Sakura zaproponowała, że odprowadzi
wszystkich do pokojów. Jedną z najmniejszych dziewczynek wzięła na rękę, a
pozostałym dzieciom pozwoliła złapać się za dłoń, rąbek sukni czy jeden z
warkoczyków w jej włosach. Każdego przykryła i ucałowała w czoło, życząc kolorowych
snów. Nie zależnie od tego czy było to ludzkie dziecko, mały reptilion, harpia,
czy meduza. Wszystkie bowiem reprezentowały sobą tę samą niewinność.
Gdy zamknęła ostatnie drzwi, oparła się plecami o ścianę i szczerze, z
całego serca żałowała. Żałowała tak wielu rzeczy, że nie od razu wszystkie
mogła ogarnąć myślą. Żałowała swoich uprzedzeń, w których posądzała Bumithrię o
wylęgarnię zła. Teraz rozumiała, że zło jest we wszystkich, niezależnie od
pochodzenia. Żałowała swojego obrzydzenia do Bumithrian, choć wiedziała, że gdy
znów wyjdą na ulicę, nadal będzie czuła strach. Żałowała tych dzieci, ale
przede wszystkim najstarszych z nich. Niektóre na pewno straciły rodziców
podczas wojny z Esselunith. Miały w sobie więcej otwartości, wyrozumiałości i miłości
niż nie jeden obywatel jej krainy. Wreszcie żałowała, że będąc pól-elfią
królową ma tak nikłe szanse na posiadanie własnego potomstwa.
Tak pogrążoną w rozmyślaniach znalazł ją Uchiha.
- Dziękuję, że potraktowałaś dzieci tak dobrze - wyszeptał ze szczerą
wdzięcznością.
Ona jednak zaskoczyła go, kręcąc głową. Czuła, że nie zasłużyła na
podziękowania. Spojrzała na niego swoimi wielkimi, zielonymi oczami i otworzyła
usta, żeby coś powiedzieć. Jednak zaraz je zamknęła, jakby zabrakło jej głosu. Patrzyła,
jakby szukała w nim odpowiedzi, ale nie mogła znaleźć.
- Przepraszam.
Tym jednym słowem zaszokowała go, a błagalnym spojrzeniem wytrąciła mu
z rąk każde możliwe zagranie. Została tylko szczerość.
- Przepraszam - powtórzyła, łapiąc go za przedramię. Mogła powiedzieć
tylko to jedno słowo, wiedząc, że on wszystko rozumie. Doskonale wie, za co
przeprasza. Jednocześnie oboje mieli świadomość, że to nic nie zmieni, niczego
nie naprawi.
Wtedy też wyciągnął po nią ręce i po prostu ją pocałował.
****
No cześć. Trochę mnie nie było. Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy mnie dopingowali i dopingują. Wiem, że wielu mogło już znudzić czekanie. Dziękuję tym, którzy ze mną byli. Jednak większą wdzięczność czuję w stosunku do tych, którzy zostali. Jesteście siłą napędową dla tych opowiadań.
Serdeczne podziękowania dla Ady. Dedykuję ten rozdział właśnie Tobie.
Pozdrawiam
Autor: Ikula
Wielbię!!! (*o*)
OdpowiedzUsuńI więcej słów nie trzeba, ale kiedy rozwikłała się zagadka z prologu (chyba, że oślepłam) i co z królem i królową...? ;)
Więcej powodów do pisania :D
Mojej radości nie ma końca. Jestes wielka kobieto boze nie wiem co powiedzieć.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, idealny i perfekcyjny.
NARESZCIE AKCJE DLA MNIE! Czekam na wiecej! Kocham mocniutko i pozdrawiam!💕
Nawet jeżeli musiałabym czekać na rozdział rok to i tak nie ma to znaczenia bo samą treścią wynagradzasz czas oczekiwania. Jesteś FENOMENALNA, każde słowo tworzy zdanie, zdanie tworzy to CUDOWNE opowiadanie. W końcu zaczęła się akcja, której tak wyczekiwałam. Z całego serducha dziękuję Ci za to, że piszesz. Rób to dalej, nie spiesz się, my poczekamy :) <3
OdpowiedzUsuńI jak maturka zdana? ;)
OdpowiedzUsuńAno zdana, zdana, ale jeszcze nie wiem, czy mam się cieszyć czy płakać. Pewnie nie dacie wiary, ale zdałam polski na podstawie na 60% >.< Za to matma na 86%, angielski na 94% i biologia na 72%, a chemia na 63%. Także... jakoś poszło :) Dzięki za pamięć
UsuńBardzo dobrze, moim skromnym zdaniem... :D
UsuńNo to teraz do października masz spokój i możesz coś tam napisać ;)
Na razie do 14 lipca czekam, żeby dowiedzieć się, czy dostałam się na studia. Jednak na pewno jeszcze planuję dwa lub trzy rozdziały w ciągu wakacji napisać.
UsuńHm... Twoich wakacji czy szkolnych wakacji, pani prawie studentko? ;) :D :P
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno cudownie, Sakura poznała inne oblicze Sasuke...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie