Sasuke Uchiha nie spodziewał się takiej reakcji ze strony królowej. W
momencie, w którym spojrzał jej w oczy, zrozumiał, że popełnił fatalny błąd.
Mylnie osądził, iż Sakura Haruno przeszła do porządku dziennego nad śmiercią
swojego ojca i nie żywi do niego już tak silnej nienawiści. Och... jak strasznie
się pomylił! Zwiodła go jej gracja, piękno, siła i mądrość, którą w sobie
nosiła. Naiwnie uważał, że są gotowi omawiać poważne polityczne kwestie, z
którymi na razie sam musiał się borykać. Ten sojusz był kluczowy dla
przetrwania obu królestw, a teraz dzięki jego lekkomyślności wszystko zawisło
na włosku.
Siła pierwszego uderzenia tak bardzo go zaskoczyła, że omal nie popełnił
kolejnego błędu, który mógł kosztować go utratę dłoni lub wytrącenie z niej
miecza. Haruno atakowała z taką wściekłością i rozpaczą, że ten widok coś w nim
poruszył. Dotknął jakiegoś gordyjskiego węzła, który powinien zostać nietknięty
na zawsze. Poczuł jak coś ściska go w gardle i nie potrzebował długo się
namyślać, żeby odkryć, iż są to wyrzuty sumienia. Jak mocno musiała skrzywdzić
ją utrata ojca, że parła tak zaciekle? W jednej sekundzie wyzbyła się
wszystkich oporów i racjonalnych przekonań, a z każdego centymetra jej ciała emanowała
paląca chęć zabicia króla.
Po kolejnej minucie odparowywania ciosów, zrozumiał jej sposób walki.
Wymierzyła śmiercionośny cios w szyję, ale odparował go równie
zręcznie, co wszystkie poprzednie. Zaczął dokładnie przewidywać jej ruchy. Może
poza jednym, gdy udało jej się zahaczyć końcem miecza o jego rękaw tak, że w
materiale pojawiło się rozdarcie.
To małe zwycięstwo rozbudziło w niej jeszcze większą zaciętość.
Drażniło ją, że Uchiha widzi wszystkie braki w jej technice jak na dłoni. Poza
tym wiedziała, że wkłada w swoje pchnięcia zbyt dużo energii. Jej ciało zrosił
pot, a oddech stał się nieznośnie ciężki i rozpierał boleśnie płuca. Nie
musiała długo czekać, by przeszedł do ofensywy.
Uchiha szybko zorientował się, że jego przeciwniczka jest szybka,
gibka i zwinna. Z łatwością unikała wszystkich jego ciosów, umykając spod
miecza, by nie zmęczyć się zbytnio, biorąc na siebie siłę jego cięć. Poza tym
miała problem z ich odparowywaniem. Źle rozkładała ciężar ciała i nie panowała
nad odpowiednim kanalizowaniem siły. Po kilkudziesięciu ciosach zyskał nad nią
wyraźną przewagę. Oboje byli zasapani i zmęczeni. Słońce nieznośnie paliło ich
w plecy, a wilgoć i związana z nim duchota nie pomagały. Ich serca dudniły
głośno w akompaniamencie zgrzytów metalu, wygrywając rozpaczliwą melodię nienawiści
oraz cierpienia. Adrenalina wypełniała żyły po brzegi i pulsowała siłą w
mięśniach.
Sakurze przez moment zdawało się, że wygrywa, ale okazało się to
jedynie chwilowym złudzeniem. Czuła ból w rękach i wiedziała, że pojedynek
dobiega końca. Wkrótce popełniła błąd. Nie zważyła, iż Uchiha ją zwodzi i
odsłania się tak, by uderzyła dokładnie tam, gdzie on chce. Prawie musnęła
klingą nadgarstek, a wtedy ostrze jego miecza znalazło się tuż pod jej sercem.
Z trwogą spojrzała mu prosto w oczy i przez ułamek sekundy pomyślała,
że pchnie. Dostrzegła wyraźnie mrok tlący się w dwóch czarnych otchłaniach. Po
kręgosłupie przeszedł ją paraliżujący dreszcz strachu o własne życie.
Jak by to było nagle przestać oddychać? Po prostu umrzeć? Zamknąć
powieki, by nigdy więcej się nie obudzić?
On jednak mrugnął i owe przeczucie zniknęło. Opuścił miecz i odsunął
się na bezpieczną odległość.
Mgła zapamiętania opadła, a na jego twarzy zagościł wyraz tryumfu i
samozadowolenia. Sakura przeklęła się w myślach. Słusznie przewidziała wynik
tego starcia. Co więcej, na policzki wpełzł jej rumieniec wstydu za strach,
który na pewno mignął w jej spojrzeniu, gdy patrzyli sobie w oczy i za
rozpaczliwą chęć mordu, którą przed nim odsłoniła.
- To był dobry pojedynek - powiedział Uchiha niemal beznamiętnym tonem
i w pojednawczym geście uścisnęli sobie przedramiona.
Przytaknęła w pełni świadoma swojej porażki, jednak, gdy puściła jego
rękę, dostrzegła kilkucentymetrowe rozdarcie w szacie, a pod nią broczącą
czerwienią ranę na skórze. Ten widok nieco poprawił jej humor i ostatecznie
uśmiechnęła się do siebie.
Naruto pogratulował im obojgu, a gapie rozeszli się do swoich zajęć,
wymieniając miedzy sobą spostrzeżenia.
Roztrzęsiona i przerażona Hinata popatrzyła na nią z przyganą. Z
trudem hamowała cisnące się na usta wyrzuty, zaciskając zęby. Obie wiedziały,
że ten pojedynek mógł skończyć się tragicznie. Sakura ignorując wyrazy
dezaprobaty przyjaciółki odnośnie całego zajścia, wróciła do zamku, by
wyszykować się na zajęcia w akademii. Dużo rozmyślała o potyczce z Uchihą i
postanowiła, że podejmie się również treningu w walce na miecze. Zdecydowała
nawet o tym, kto zostanie jej nauczycielem.
Późnym wieczorem, gdy gwiazdy i księżyc błyszczały na granatowym
niebie, ciesząc się swoim migotliwym towarzystwem, przyglądała się śpiącej
Tsezil skąpanej w ich srebrzystym świetle. Gęste, majestatyczne, pręgowane
futro ogrzewało je obie. Spędzając noce między łapami tygrysicy zawsze czuła się
bezpiecznie i odzyskiwała spokój ducha. Nie ważne jak przytłaczające stawały
się jej problemy, smutki i inne strapienia, zawsze znajdowała w tym miejscu
ukojenie oraz miłość. Wszystko, czego potrzebowała, czego jej brakło, co
pozwalało się wyciszyć i śnić bez koszmarów. Jednak zdarzały się takie dni,
kiedy nawet to nie pomagało ostudzić potoku rwących myśli. Ta noc należała do
właśnie takich. Sen nie przychodził, a niepokój tylko się wzmagał.
Pokój zawarty z Uchihą odbierała, jako ogromne osiągnięcie we wspólnych
stosunkach obu królestw. Pragnęła dołożyć wszelkich starań, by go utrzymać, ale
co się stanie, gdy zostanie zerwany? Życie w brutalny sposób nauczyło ją, że
nic nie jest stałe, pewne, czy dane raz na zawsze. Chciała więc przygotować się
na nadejście tej chwili i prawdziwy pojedynek z Uchihą. Umiejętności łucznicze,
nie mogły zagwarantować jej zwycięstwa.
Delikatnie oswobodziła się z miękkich i ciepłych objęć towarzyszki, by
bezszelestnie wymknąć się z komnaty. Zamierzała w końcu dostosować się do zaleceń
Ksaviera, skoro znalazła już odpowiednie miejsce i pojawiła się ku temu okazja.
Z dziecinną łatwością wyminęła śpiące twardo straże i boso zakradła
się do ogrodu. W pałacu panował niezmącony spokój. Dawno nie doświadczyła
takiej ciszy. Niemal czuła pod stopami wyważony oddech ziemi i tętno bijącego w
niej życia. Gdzieś z oddali dobiegło ją stłumione trzeszczenie starego boru
otaczającego królestwo.
W szemrzącej łagodne tony fontannie znalazła akurat wystarczająco
miejsca, żeby stanąć prosto. Licha koszulina, którą włożyła do snu szybko
przesiąkła opadającą wodą i przylgnęła do bladego ciała. Niemal naga skóra
bieliła się w świetle towarzyszy nocy. Nie przeszkadzało jej to. W pobliżu
nikogo nie było, a noc troskliwie objęła jej ciało ciepłym podmuchem. We
wszystkich zamkowych komnatach, wychodzących na ogród panowała nieprzenikniona
ciemność.
Przymknęła powieki. Głęboko nabrała powietrza, pieszczącego zmysły
wonną nutą kwiecia ognistych drzew. W samotności skupienie przychodziło łatwiej.
Noc pulsowała odosobnieniem i magią, biorąc we władanie jej wzrok, słuch, dotyk
i myśli. Umysł stał się przyjemnie jasny, a każdy oddech wzmagał siłę,
gromadzącą się w piersi. Odchyliła głowę, by spojrzeć w oczy gwiazdom.
Wyciągnęła do nich ręce w niemej prośbie o ukojenie niepokoju i obudzonej
niedawno goryczy. Oczyszczające duszę łzy ukryły przed światem strumienie wody,
tryskające z fontanny.
Słuchała i słuchała, aż w końcu po ostatni nerw poczuła elektryzującą potęgę
żywiołu wody. Niszczycielską i życiodajną jednocześnie. Miała wrażenie, że jej
ciało porusza się samo, że oddała je we władanie tej wszechogarniającej
energii. To nie ona wirowała w tańcu, ale sama Matka Natura.
Nieświadomej niczego kobiecie przyglądała się para skrytych w ciemności
oczu. Zauważył ją wchodzącą do ogrodu, gdy kładł się spać. W pierwszym odruchu
chciał zawołać straże, by odprowadziły królową do komnaty. W końcu wyraźnie
polecił, aby nie wychodziła z niej po zmroku. Jednak wystarczyła krótka chwila,
żeby zrezygnował z tego pomysłu i postanowił zobaczyć, co stanie się dalej.
Domyślił się, że będzie to nie byle jaki spektakl, ale to, co ujrzał przerosło
jego najśmielsze oczekiwania.
W miękkim blasku srebrzystych nici, które uprządł księżyc jej skóra
zdawała się lśnić bielą, a niesamowicie długie włosy nabrały tajemniczej barwy
fioletu i tańczyły w rytm stawianych kroków. Mrok nocy wydobył niemal
nierzeczywiste piękno i wyostrzył jego siłę, która uderzyła w urzeczonego
władcę niczym gorący podmuch letniej bryzy.
Gdy wysunęła drobną, porcelanową stópkę spod zwiewnej halki i
ostrożnie postawiła ją na tafli, zdawała się być płochliwą sarną, która uważa,
by nie zdradzić drapieżcy swojego położenia. Woda uniosła ją z niesamowitą
łatwością, a magia zawirowała wokół, wyczekując rozkazów.
Na ten widok Uchiha zapomniał o całym świecie. W tamtej ulotnej chwili
istniała dla niego tylko ona. Łapczywie chłonął wzrokiem jej pełne gracji,
tygrysie ruchy. Spijał siłę i jednocześnie łagodność, jaką wyrażały.
Gwiazdy i księżyc rzucały na nią dostatecznie dużo światła, by mógł obserwować
jak woda mieni się i obsypuje kobietę, niczym kaskady brylantów. Strumienie
wystrzeliwały w niebo tylko po to, żeby ona je obłaskawiła.
Przeklął się w myślach, gdy nagle dostrzegł, że woda całkowicie
przemoczyła cienką halkę, odsłaniając każdą krzywiznę jej ciała. Materiał
obejmował je czule niczym tajemniczy kochanek. Pomarszczony na brzuchu i udach
wtulał się w łono i zagłębienie pomiędzy piersiami.
Wiedział, wiedział doskonale, że powinien natychmiast odejść od tego
okna, ale nie potrafił się zmusić. Coś takiego nie leżało w jego męskiej,
władczej naturze. Pierwszy raz od wielu lat nie ugiął się swojemu rozsądkowi i
silnej woli. Ten taniec nie był przeznaczony dla niego, ale obezwładniła go
przytłaczająca niemoc wobec piękna tej istoty.
Wyprężyła się w łuk, wznosząc ręce ku górze, a w nim rozbudził się
ogień pożądania. Nieznośna pożoga, wręcz zwierzęcy głód. Chciał pójść do niej,
wziąć w ramiona i dotknąć każdego zakamarka srebrzystego ciała. Oto ujrzał
boginię. Najdoskonalszy obraz Matki Natury, jej najwspanialsze dzieło.
Zapragnął go na własność.
Lipiec dobiegł końca. Sakura spędzała całe dnie na nauce jak wtedy,
gdy miała kilkanaście lat, a wieczorami zakradała się do ogrodu, by ćwiczyć w
samotności. Dzięki wytężonej pracy nauka magii szła jej coraz lepiej. Potrafiła
już stworzyć pole kryształowych tulipanów, słoneczników i stokrotek, a także
krzew róż. Ksavier obiecał jej, że kolejne zajęcia poświęci na wprowadzenie do
tworzenia zwierzęcych form.
Za nauczyciela fechtunku obrała sobie Naruto, na co ten przystał z
godnym podziwu zapałem. Wiedziała, że jest na prawdę dobry w walce, ale też
jemu najbardziej ufała, jeśli chodzi o bumithriańskich wojowników. Wkrótce
przekonała się, że to znakomity wybór. Naruto okazał się cierpliwym, ciepłym i
wytrwałym nauczycielem. Wytykał wszystkie jej błędy i podpowiadał, jak może nad
nimi pracować. Ich lekcje wiązały się z kilkugodzinnymi sparingami, bólem
mięśni oraz licznymi siniakami.
Chodź wielu innych trenujących się Bumithrian wyraziło ochotę na
pojedynek z nią - poniekąd stanowiła dla nich godną podziwu atrakcję ze względu
na swoją urodę i wojowniczość, przez co Naruto wiele razy musiał upominać ich,
by wracali do swoich zajęć - nie potrafiła zaufać komukolwiek na tyle, by
pozwolić w swojej obecności wznieść obcy miecz. Poza tym Naruto wciąż miał nad
nią miażdżącą przewagę na tym polu i niezależnie od postępów, jakie poczyniła,
zawsze wygrywał.
W rytm jej dnia powoli zaczynała wkradać się rutyna, gdy
niespodziewanie przerwał ją wyczekiwany powrót Farhela.
O świcie, gdy szykowała się do opuszczenia komnaty, ktoś energicznie
zapukał w drzwi. Okazało się, że to zaspana Hinata wraz ze swoim towarzyszem w
objęciach. Farhel na prawdę się spieszył. Podróż zajęła mu dwanaście dni.
Na policzkach elfki wykwitły wypieki, a w jej oczach iskrzyła się
radość i ulga z bezpiecznego powrotu feniksa. Sakura wiedziała, że przyjaciółka
bardzo martwiła się o towarzysza, chociaż starała się to ukrywać.
Królowa drżącymi z przejęcia rękami odwiązała i odpieczętowała wiadomość.
Pergamin zajmował sporą powierzchnię, podobnie jak rozpiętość tekstu zapisanego
nieco topornym charakterem pisma Ikuto.
Kochana Sakuro,
Dobrze, że w końcu napisałaś.
Twój list powitałem z ulgą, podobnie jak wiadomość, iż jesteś traktowana z
należnym Ci szacunkiem oraz, że nie dzieje Ci się krzywda. Do tej pory
wszystkich zżerała niepewność odnośnie Twojego losu.
Po Twoim wyjeździe udaliśmy się
wraz z armią do Esselunith. Gwern, Virathir i Mirasir pozostali w pałacu w
razie, gdyby pokój został zerwany, a także by pomóc mi przy sprawach królestwa.
Ich obecność jest wielce pomocna, wiele się od nich uczę. Wreszcie na prawdę
doceniłem twoje zaangażowanie i trud wkładane w zarządzanie oraz skuteczność
radzenia sobie ze wszystkim samodzielnie. Nie sądziłem, że bycie władcą jest
tak ciężkie i z niecierpliwością czekam, aż oddam stanowisko w Twoje ręce.
Tak jak się tego domyśliłaś nie
wszystkim przypadła do gustu Twoja decyzja odnośnie zawarcia sojuszu z
Bumithrią za taką cenę. Lud się burzy. We wsiach pojawili się podżegacze
buntów, a i w samym sercu Essleunith śmierdzi od spisków. Od razu wdrożę w
życie Twoje zalecenia. Masz rację, nie ma czasu, by zwlekać. Póki co starałem
się załagodzić sytuację, ale bez większych rezultatów. Oczywiście, o wszystkim
będę informował Cię na bieżąco.
Z Yerkirią poszło dobrze.
Ugościliśmy yerkiriańskiego władcę. Zaniepokoiła go nasza obecna sytuacja
polityczna, ale udało nam się go uspokoić i zapewnić, że to tylko chwilowy
stan. Podpisał dokument i uścisnęliśmy sobie dłonie. To specyficzny naród. Żyją
w takim klimacie, że pociemniała im skóra. Przybyli na ogromnych słoniach,
które wcześniej widziałem jedynie na obrazach i czymś, co przypominało nasze
sarny, ale mówili na to "antylopa". Mięli ze sobą też rajskie ptaki,
które zapewne były ich towarzyszami. Wyobraź sobie wielobarwne, ogromne feniksy
mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Coś zachwycającego, ale oni też
wyrażali swój zachwyt wobec naszego miasta i... mnie samego. To oczywiście wina
mojego końskiego zadu. Bardzo podobały im się możliwości, które stwarza.
W każdym razie, kolejne
królestwa są zainteresowane sojuszem z nami. Przybyła delegacja z dalekiej
północy, gdzie większość dni w roku sypie śnieg. Ich wozy ciągnęły białe i
brązowe niedźwiedzie, a oprócz tego towarzyszyły im białe tygrysy, śnieżne
pumy, wilki, reny i bizony. Ofiarowali królestwu dużo skór i klejnotów. Co
myślisz o unii gospodarczej z Cracerią? Posiadają wspaniałych, krewkich wojów
zahartowanych w trudnych warunkach przyrody. Niektórzy byli doprawdy
imponujących rozmiarów i przerastali mnie wzrostem. Czułabyś się przy nich jak
karzełek, moja miła. Oczywiście potrzebne jest im wykształcenie oraz rozwój
handlu.
Jestem zdrów, jednak tęsknię za
Tobą, a także naszymi wspólnymi konwersacjami i doliczam dni, do naszego
spotkania.
Na zawsze oddany
Tobie
Ikuto
Na twarzy Sakury wykwitł szczery, pełen ulgi uśmiech. Z jej ramion
zniknęła większość napięcia, które w sobie nosiła i wreszcie odetchnęła pełną
piersią. Miała ochotę śpiewać i tańczyć. Odniosła wrażenie, że do tej pory
nękała ją nieznośna boleść, coś jak ciągłe ukąszenia pszczół i nagle wszystko
przeszło. Ze wzruszeniem jeszcze raz przebiegła wzrokiem po czarnych ściegach
liter i zaciągnęła się ciepłem, które niosły.
Wiedziała, że sojusz z Yerkirią to znakomite posunięcie. Dzięki temu
kilka nowych królestw zainteresowało się bliższymi stosunkami z Essleunith, a
im więcej sprzymierzeńców posiadała jej kraina, tym więcej przynosiło to
korzyści. W razie jakiegokolwiek konfliktu mogła liczyć na wsparcie, a jej
ludzie zyskiwali nowe rynki zbytu na produkowane towary.
Postanowiła, że pozwoli Farhelowi odpocząć kilka dni, a Hinacie się
nim nacieszyć i znów pośle go w drogę. Czuła z tego powodu wyrzuty sumienia,
ale aktualnie nie miała innego wyboru. Nie mogła powiedzieć Uchiha, że
koresponduje z zarządcą swojego królestwa. Podejrzewała, iż nie zareagowałby
zbyt przychylnie. Wolała więc zachować to w tajemnicy. Obmyśliła adnotację do
następnej wiadomości. Chciała zawrzeć w niej prośbę, by Ikuto wysłał wiadomość
zwrotną przez kogoś innego niż Farhel. Przynajmniej w ten sposób oszczędziła
wszystkim zmartwień.
Ledwo zdążyła schować list od Ikuto, gdy do drzwi zapukał Naruto. Jak
zwykle ukłonił się nisko obu damom i ucałował im dłonie. Po czym na powrót
przyjął nonszalancką postawę zawadiaki, a na twarz przywołał swój nieodłączny,
ciepły uśmiech. Jednak w jego oczach iskrzyła się pewna zadziorność, która
zaintrygowała Sakurę.
- Królowo, zostałaś dziś zaproszona przez króla Uchihę, by towarzyszyć
mu w oglądaniu i ocenianiu rycerskich zmagań podczas turnieju. Jego
zwieńczeniem jak co roku będzie uroczystość pasowania przez króla nowych
członków królewskiej armii. - Po wyrecytowaniu tej kwestii ukłonił się
ponownie, tym razem jeszcze niżej, unikając jej spojrzenia. Zupełnie jakby czuł
się winien jakiejś wielkiej zbrodni, co zupełnie zbiło Sakurę z tropu. -
Chciałbym, by na trybunach towarzyszyła mi panienka Hinata, jeśli nie jest to zbyt
wielka śmiałość.
Królowa wnet pojęła skąd ta zmiana w zachowaniu Naruto i westchnęła
ciężko. Dotkliwie poczuła obecność lodowatego głazu tuż pod swoim sercem.
Zrozumiała, że już czas odbyć z nim poważną rozmowę.
Uśmiechnęła się do Hinaty, pozostawiając rzuconą przez blondyna prośbę
bez odpowiedzi. Elfka wyraźnie spięła się i zaniepokoiła. Lekko zadrżały jej
dłonie, zanim zdążyła nad nimi zapanować, a Sakura od razu to wychwyciła. Znała
Hinatę od dziecka, dlatego starała się oszczędzić jej troski. Przemówiła do
niej łagodnie i ze spokojem.
- Hinato, kochanie, czy możesz zostawić nas na chwilę i przekazać
Tsezil, by była zaraz gotowa do wyjścia? Powiedziała mi, że idzie do ogrodu,
więc tam powinnaś ją znaleźć.
Dziewczyna przytaknęła nieco zbyt skwapliwie i wyszła z komnaty,
zamykając za sobą drzwi.
Sakura ponownie westchnęła ciężko i z udręką wymalowaną w każdym rysie
twarzy spojrzała wprost na Naruto, na co ten skulił się nieznacznie. Odniosła
komiczne wrażenie, że ma przed sobą nie wspaniałego, dzielnego, silnego
wojownika, który brutalnie szkoli ją w walce, a zwykłego, małego, zagubionego
chłopca, który pragnie skarbu, który ona posiada, ale wie, że nie wolno mu o
niego prosić.
- Usiądźmy Naruto. - Przestała silić się na matczyny ton i przyjaznym
gestem wskazała mu krzesło, a sama usiadła na łożu, by móc patrzeć wprost w na
niego.
Na moment zapadła krępująca cisza przerywana jedynie świergotem ptaków
w ogrodzie, co jakby nie patrzeć, zawdzięczała właśnie blondynowi. To dzięki
niemu przeniesiono do komnat z oknami ją i Hinatę.
Sakura czekała, aż Naruto zbierze się w sobie i podniesie na nią
wzrok. Gdy tak się w końcu stało, dostrzegła w jego błękitnych oczach
niepewność, strach i wręcz nieme błaganie. Wiedziała, że to ona musi zacząć i
skończyć tę rozmowę, która na pewno nie będzie należała do najłatwiejszych.
- Naruto - Na dźwięk swojego imienia, które padło z jej ust, wzdrygnął
się nieznacznie. Tym bardziej, że wyczuł za fasadą opanowania powagę i
surowość. - wiem, że nie mam wpływu na uczucie, jakie żywi do ciebie Hinata i
gdybym próbowała was rozdzielić, zrobiłabym jej ogromną krzywdę, a pragnę dla
niej szczęścia, którym w tym momencie jesteś dla niej ty. - Mężczyzna wpatrywał
się w nią kompletnie zaszokowany. Nie spodziewał się, że rozumie aż tyle z ich
sytuacji. Mimowolnie ogarnęła go ulga, chociaż ból w głosie kobiety kazał mu
mieć się na baczności. - Powiedziałam to już Hinacie, a teraz powiem tobie. Nie
mam prawa zabraniać wam miłości. Jednak pod warunkiem, że to na prawdę jest
miłość. - W ostatnim zdaniu wybrzmiała groźba. Sakura przeszyła Naruto
spojrzeniem pełnym miliona ostrzeżeń. - Czy rozumiesz o czym mówię? - zapytała,
dobitnie cedząc każde słowo.
Chłopak niepewnie skinął głową, uginając się pod ciskającymi gromy
oczami. To nie zadowoliło królowej. Potrząsnęła gniewnie głową, a jej różowe
włosy zatańczyły, wokół jej postaci.
- Czy mogę mieć pewność, że na prawdę szczerze i z całego serca
kochasz tę kruchą, delikatną i niewinną dziewczynę? Czy nie jest to jedynie
gierka z twojej strony? Wiem, jak mężczyźni potrafią bawić się uczuciami
kobiety, by później pozostawić ją pogrążoną w rozpaczy. Czy zapewnisz mnie, że
to uczucie nie zgaśnie jak lichy płomyk świecy, wystawiony na jeden cięższy
podmuch? Czy chcesz spędzić z nią resztę swojego życia, starając się uczynić co
w twojej mocy, by przez ciebie nie cierpiała? Czy potrafisz zaufać jej do tego
stopnia, by dać jej na przechowanie swoją duszę? - przemawiała powoli, z
energią, która paliła jej wnętrze. Oczekiwała bowiem jasnej, klarownej
odpowiedzi.
Naruto głośno przełkną ślinę i na chwilę przymknął powieki, analizując
wszystko, co usłyszał i odpowiadając w duchu na owe pytania. Nie miał pojęcia,
kiedy to się stało, ale elfka skradła jego serce. Nie wiedział, czy to
dobrocią, którą w sobie nosiła, serdecznością, czy ujmującą niewinnością. Każdy
jej krok, gest i uśmiech zakradał się do jego duszy, wtapiając się niemal
boleśnie w nieuchwytne włókna. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył.
W jednej sekundzie pojął, że to zabrnęło już zbyt daleko, by się wycofać. Gdyby
teraz przestali się widywać, byłoby to ciężką torturą dla nich obojga.
Przypomniał sobie jej delikatny głos, leczący dotyk, miłość wyzierającą z
fiołkowych oczu i poczuł ciepło, rozlewające się w piersi. Mężne serce
trzepotało w niemym potwierdzeniu tych wszystkich faktów, które prowadziły do
jednego niezaprzeczalnego wniosku.
- Kocham ją z całego serca i duszy - wykrztusił, jakby zaskoczony tym,
że to stwierdzenie tak łatwo opuściło jego usta. Poderwał się z miejsca i
zaczął kroczyć w tę i z powrotem. Ogarnęło go bowiem tak wielkie szczęście z
poczynionych odkryć, że nie mógł dłużej usiedzieć spokojnie. - Nie wiem
dokładnie, za co ją kocham. Tego nie da się określić słowami. To jakby próbować
ograniczyć coś niewymiernego w ramy pustych definicji. Kocham ją całą od
początku do końca i w żadnym wypadku nie mógłbym jej skrzywdzić - na samą myśl
jego twarz wykrzywiła się w groźnym grymasie, a przyjazne i ciepłe dotąd
spojrzenie skuł lód i jednocześnie rozgrzał ogień jakiejś pasji. - Będę ją
chronił ryzykując własnym życiem i co dzień czcił jak boginię! - wyrzekł, a w
powietrzu uniosła się obecność magii, którą przepełnił swoją przysięgę. Nagle jego
wzrok znów stał się skupiony, a w oczach zaiskrzyły łzy głębokiego poruszenia.
W końcu w pełni zrozumiał, do jakich poświęceń jest zdolny dla Hinaty i jak
potężnym, obezwładniającym uczuciem ją darzy.
Zaszokowana Sakura zamarła niezdolna do jakiegokolwiek sprzeciwu, gdy
Naruto padł do jej stóp. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła. Siła
przyrzeczeń mężczyzny uderzyła w nią jak bicz, zostawiając krwawy ślad na
duszy. Odchyliła głowę do tyłu, by klęczący na podłodze przyjaciel nie
dostrzegł gorących, płynących po jej policzkach łez. Były to bowiem łzy
szczęścia i głębokiego, rozdzierającego smutku jednocześnie. Wiedziała, że
oznacza to dla niej oddanie w obce ręce tego drogocennego skarbu, którego do
tej pory tak pilnie strzegła.
- Wiesz, że to niesie ze sobą ogromne konsekwencje. Za kilka miesięcy
zostanie zwrócona mi wolność i wrócę do Esselunith. Zabierzesz mi przyjaciółkę,
moją siostrę - wyszeptała zdławionym głosem.
Naruto schwycił jej leżące na kolanach dłonie i ucałował je od
wewnętrznej strony, a potem ukrył w nich twarz. Rozumiał. Doskonale to
rozumiał. W tym geście było tyle rozpaczliwego, niemego błagania, że pękło jej
serce. Zdała sobie sprawę jak szlachetnym i dobrym jest człowiekiem. Zebrała w
sobie resztki odwagi i wyrzuciła egoistyczne pragnienia. Instynktownie czuła,
że ten moment kiedyś w końcu nastąpi i musi podzielić się Hinatą właśnie z nim.
Wątpiła, żeby kiedyś znalazła elfce wierniejszego, bardziej oddanego mężczyznę.
Powinna myśleć o jej dobru, tak samo jak zawsze myślała o dobru swoich
obywateli i przedkładała ich sprawy ponad własne rozterki. Po raz kolejny życie
zmuszało ją do ostatecznych poświęceń.
Drżącymi z przejęcia dłońmi uniosła twarz Naruto, tak by wejrzał jej w
oczy, które błyszczały szmaragdową stanowczością.
- Gdy przyjdzie czas, chcę, żebyś ją poślubił, żeby miała dostatnie,
szczęśliwe życie, gromadkę małych brzdąców i żebyś ją kochał z każdym dniem
mocniej, abyście przetrwali każdą burzę, wszystkie przeciwności i razem
rozwiewali troski. - Uśmiechnęła się smutno i ucałowała jego czoło, dając mu
swoje błogosławieństwo.
Naruto przez dłuższą chwilę trwał zamrożony w miejscu, nie dowierzając
w to, co zrobiła królowa. Sądził, że to nie możliwe, aby się zgodziła.
Oszołomiony, nie bacząc na podziały społeczne i jej pozycję, uściskał ją mocno.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować.
- Nie dziękuj. Po prostu wypełnij swoje obietnice - odparła, a on
jeszcze raz zapewnił ją, że tak właśnie będzie.
Zaniepokojona, zmartwiona Hinata czekała na nich przed komnatą w
towarzystwie Tsezil. Pozostała nieufna nawet wobec uspokajającego uśmiechu
przyjaciółki. Dopiero, gdy wychodzący w ślad za królową Naruto chwycił ją w
obcięcia i ucałował w oba policzki śmiejąc się radośnie, rozluźniła się i
zrozumiała, że Sakura naprawdę dała im swoje przyzwolenie. Poczuła głęboką
wdzięczność, ale i żal, bo wiedziała, że wkrótce przyjdzie czas rozstania.
Tsezil patrzyła na rozgrywającą się przed nią scenę z rosnącym
zrozumieniem. Spodziewała się tego heroicznego czynu ze strony Sakury.
Wiedziała, że nastąpi prędzej czy później i złamie serce jej królewskiej
towarzyszki. To było tak oczywiste. Wystarczyło tylko spojrzeć na te spuszczone
ramiona i smutny, rozdzierający półuśmiech.
Tygrysica nic nie powiedziała. Przysunęła się jednak bliżej Sakury i
dyskretnie otarła o jej bok. Pozwoliła Naruto poprowadzić ich na niższe piętra
zamku, samemu trzymając się z tyłu, by dać przyjaciółce chwilę. Nie przeoczyła
zbierających się w jej oczach łez.
Sakura nieskończenie wdzięczna Tsezil za jej dobroć oraz wsparcie,
otarła wilgoć z policzków i podrapała towarzyszkę za uchem.
Ich komnaty oraz siedziba króla znajdowały się na szczycie miasta.
Pałac posiadał niezliczoną liczbę zakamarków, schodów i korytarzy, których
Sakura nie zamierzała zwiedzać w obawie przed spotkaniem Bumithrian. Teraz
zrozumiała, że jeśli wie, którędy iść, z głównego pałacu może dotrzeć wszędzie.
Oczywiście przy przejściach wartowała straż złożona z ludzi lub reptilionów.
Uchiha dobrze strzegł do siebie dostępu. Ktoś niepowołany nie miał szans się
prześlizgnąć.
Czuła, że z każdym krokiem wchodzą w głąb góry. Powietrze powoli
stawało się coraz bardziej duszne, a ciemność gęstsza. Korytarze rozświetlały ogniste,
magiczne pochodnie podobne do tych, które wyczarowała w swojej komnacie Sfinks.
To oznaczało, że nad oświetleniem pałacu czuwa przynajmniej jeden mag ognia.
Miedzianozłote futro tygrysicy nastroszyło się, a cała jej postać
zaczęła emanować niepokojem. Sama nie do końca rozumiała swoje przeczucia.
Zrzuciła swoją nerwową reakcję na karb niezbyt pozytywnie wspominanych przez
nią wizyt u sfinksa.
Dopiero po kilkunastu minutach w powietrzu dało się wyczuć jakiś ruch
i dosłyszeć odległe hałasy. Ziemia pod ich stopami niemal wibrowała, a do zaintrygowanej
Sakury dotarło jak pełna napięcia, ekscytacji i woli walki atmosfera czeka na
końcu korytarza. Gdy w końcu stanęli u jego wylotu, aż przetarła oczy ze
zdumienia. Rozciągająca się przed nimi jaskinia miała ogromne rozmiary. Na
wykutych w czarnej, wulkanicznej ścianie trybunach mieściło się setki tysięcy
rozemocjonowanych Bumithrian, którzy przekrzykiwali się, robiąc zakłady i
prowadząc rozmowy na temat swoich faworytów. Na dnie pomieszczenia
zorganizowano plac boju, który wysypano piachem, by kopyta koni nie ślizgały
się na skale. Rycerze, magowie i wojownicy wjeżdżali właśnie na potężnych
rumakach, trzymając w rękach reprezentujące ich kolorowe sztandary.
Sakura osobiście nie szczególnie przepadała za turniejami, ale jako że
w większości królestw były tradycją, organizowała je również w Esselunith raz
do roku. Czasem miło patrzyło się na gibkich, zwinnych elfów, czy niesamowicie
umięśnionych wojowników. Jednakże nie angażowała się w to zbytnio. Brutalność i
okrucieństwo okazywane bez przyczyny, nigdy nie mogły stanowić dla niej
jakiejkolwiek rozrywki.
Naruto poprowadził ich wprost do królewskiej loży, w której czekał już
Uchiha, siedzący dumnie na swoim tronie ze złotem na skroniach. Nie można mu
było odmówić szlachetności i władczości, które aż od niego biły.
Sakura odniosła wrażenie, że gdy odwrócił wzrok w jej stronę, na jego
obliczu pojawił się jakiś dziwny półuśmiech i zadziorny błysk, ale ta chwila
trwała tak krótko, że nie miała pewności, czy aby jej się to nie przewidziało.
Podeszła do niego z chłodną obojętnością i godnością. Z gracją usiadła
na tronie ustawionym obok Uchihy. Król podniósł się z miejsca, gdy ona siadała,
co na moment zbiło ją z tropu, gdyż gest niósł ze sobą ładunek szacunku,
którego raczej nie okazywał w tak otwarty sposób. Zastanawiało ją, czy aż tak
bardzo docenił jej umiejętności łucznicze i to jak złapała go w pułapkę. Utwierdziła
samą siebie w tym przekonaniu i więcej się nad tym nie głowiła. Chociaż...
czuła, że mężczyzna dyskretnie ją obserwuje. Jego spojrzenie budziło w niej tak
palące emocje, że nie mogła się mylić.
Tsezil bez mrugnięcia okiem ułożyła się u jej boku ledwie kilkanaście
centymetrów od Mortifera, by zapewnić jej ochronę. Wyczulona na najmniejszą
anomalię w stanie otoczenia od razu zauważyła zbliżającą się ku nim
płomiennowłosą kobietę w jadowicie zielonej sukni z wymalowaną na twarzy
wściekłością. Sakura zauważyła zainteresowanie tygrysicy, więc również zwróciła
głowę w tym samym kierunku.
Królowa z konsternacją dostrzegła, że niezadowolenie kobiety było
wymierzone właśnie w jej stronę. Zdziwiła się, ponieważ widziała ową osobę
pierwszy raz w życiu. Zastanawiała się więc, czym zasłużyła na taką reakcję.
Kobieta zatrzymała się tuż przed Sakurą z agresywną postawą, patrząc
wprost na nią z góry. Jej rude, niemal czerwone włosy opadały wokół jej twarzy,
niczym poskręcane, wijące się węże.
- Zajęłaś moje miejsce! - Brwi Sakury uniosły się wysoko, gdy
usłyszała tak impertynenckie słowa, padające z ust kobiety. Dawno nikt nie
odniósł się do niej z większą nieuprzejmością. W pierwszej chwili poczuła się
urażona i myślała nad ostrą ripostą, ale przypomniała sobie, że jeszcze
niedawno jej osobisty temperament był równie wybuchowy. Mając to na względzie,
uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Przepraszam bardzo, ale kim jesteś? - zapytała ze spokojem,
ignorując zaskoczenie kobiety, która najwyraźniej nie spodziewała się tak powściągliwej
odpowiedzi.
Przybycie rudowłosej zwróciło również uwagę Uchihy, ale postanowił nie
angażować się w spór, dopóki nie zabrnie za daleko. Ciekawiło go, co z tego
wyniknie. Udawał więc, że szalenie interesują go, nowi wojownicy wkraczający na
arenę. Na jego ustach powoli rodził się uśmiech pełen ironii i kpiny. Jeżeli
dostatecznie dobrze poznał królową, to spodziewał się, że wyjdzie z tego
starcia zwycięsko i to z wysoko podniesioną głową.
- Nie mów do mnie na "ty" - odparła wyniośle i opryskliwie rozmówczyni
Haruno.
Irytacja Sakury dawała o sobie znać, ale nie chciała tego po sobie
pokazać. Uśmiechnęła się chłodno, ale wciąż uprzejmie.
- Gdybyś "ty" odpowiednio mnie tytułowała, ja również nie
miałabym z tym najmniejszego problemu - wyraźnie położyła nacisk na
"zakazane" słowo. - Chociaż... może i nie, bo nadal nie mam pojęcia
jak, ponieważ nie wiem kim jesteś i dlaczego domagasz się, żebym ustąpiła
miejsca właśnie tobie. Jesteś obłożnie chora? A może brzemienna? Źle się
poczułaś? - Kobieta pokręciła głową w odpowiedzi. - Czym więc sobie zasłużyłaś
na taki zaszczyt? - Cała wypowiedź Sakury ociekała sarkazmem i jadeitowe
spojrzenie zaczęło ciskać gromy.
O dziwo rudowłosa nie straciła animuszu i kontynuowała z nieugiętą
złośliwością.
- Nie wiesz kim jestem? - zapytała nie dowierzając, jakby to była
najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Nazywam się Lady Karina i jestem
kuzynką króla Uchihy.
Sakura nie mogąc się opanować, uśmiechnęła się diabelsko, co całkowicie
zburzyło pozorny spokój rysów jej twarzy.
- Ach rozumiem! - powiedziała z fałszywą niższością, jakby owy tytuł
faktycznie zrobił na niej większe wrażenie. Jednak chwilę później jej głos
rozbrzmiał lodowatym chłodem pomieszanym ze wściekłością. Uniosła się ze
swojego tronu i stanęła oko w oko z kuzynką Uchihy.
Tak nagła zmiana w postawie królowej, zachwiała pewnością siebie
kobiety.
Sakura przypomniała sobie, że Naruto wspominał jej o dalekiej krewnej
bumithriańskiego władcy mieszkającej w pałacu. Wątpiła, żeby pretendowała do
tronu. W dodatku Uchiha nie wtrącił słowa odkąd przybyła i zupełnie ignorował
jej obecność. Gdyby żywił do niej jakieś rodzinne uczucia, to już by się za nią
wstawił, a oceniając po charakterze i podejściu kobiety, raczej nie cieszyła
się jego sympatią. Sakura spotykała już na swojej drodze osoby mylnie
przekonane o swojej wyższości nad innymi.
- Czy masz świadomość, do kogo się zwracasz? Bo jeśli nie, to ci
wybaczam, ale jeśli wiesz, że jestem królową Esselunith, co prawda w niewoli,
ale wciąż królową, to spójrz w oczy mojej towarzyszki. Gdybyś była mężczyzną,
rozdarłaby ci gardło w momencie, w którym się do mnie odezwałaś. - Pierwszy raz
w oczach Lady Kariny mignął strach. Wcześniej nie zwracała uwagi na
rozsierdzoną tygrysicę i jej obnażone pazury. - Wierz mi dziecko, nie chcesz
mieć we mnie wroga, a tym bardziej w osobach moich przyjaciół i towarzyszy -
dokończyła groźnym półszeptem.
Lady Karina z gniewnym fuknięciem odwróciła się na pięcie, ale Sakura
widziała jak na dłoni jej przerażenie. Uśmiechnęła się do siebie zwycięsko i
wróciła na swoje miejsce. Zerknąwszy na Uchihę, odkryła, iż na jego obliczu
wykwitło zadowolenie, chociaż udawał, że nie patrzył na całe zajście i nic nie
słyszał. Czyżby aż tak dobrze poradziła sobie z jego kuzyneczką?
- Masz wspaniałą rodzinę Uchiha - wygłosiła z przesadną słodyczą.
Po drugiej stronie tronu króla Naruto dusił się ze śmiechu, a Hinata
popatrzyła na nią niezrozumiale, jakby obawiała się czy z przyjaciółką wszystko
w porządku.
Uchiha nie złapał się na ten przytyk, co nieco ostudziło
samozadowolenie Sakury.
- Cieszę się, że się zaprzyjaźniłyście.
Zignorowała to ironiczne stwierdzenie i skierowała swoją uwagę w
stronę areny zapełnionej wszelkiej maści wojownikami, którzy właśnie zsiadali z
koni, by ukłonić się władcy. Uchiha dumnie uniósł się z miejsca. Tysiące
stworzeń na widowni natychmiast ucichło i zapadła tak głęboka cisza, że słychać
było nawet jego oddech.
- Drodzy Bumithrianie. - zaczął doniośle, a jego głos niósł się po
jaskini dumnym echem. - Dziś rozpoczyna się wielki turniej. Na waszych oczach
wyłoni najlepszych bumithriańskich wojowników, którzy przybyli do stolicy z
najodleglejszych zakątków naszej krainy. Wiem, że wyczekujecie tego widowiska
równie niecierpliwie jak ja, więc żeby nie przedłużać. Oficjalnie otwieram trzy
tysiące czterysta trzynasty turniej rycerski.
W jaskini rozległa się ogłuszająca wrzawa, wiwaty, okrzyki i gwizdy.
Uchiha pozwolił na tę chwilę radości ze strony tłumu po czym wzniósł dłonie, nakazując,
by się uspokoił.
- Nagrodą dla najlepszych z najlepszych jest możliwość dołączenia do
królewskiej elity wojowników, których zgodnie z obietnicą zamierzam utrzymywać
do końca ich życia. Życzę wszystkim powodzenia.
Uchiha zasiadł na tronie, a Sakura w końcu zrozumiała, dlaczego wokół
miasta zgromadziło się aż tylu Bumithrian. Oczywiście, że każdy, kto czuł się
na siłach, chciał wziąć udział w turnieju lub przynajmniej zasiąść na
trybunach, by podziwiać zmagania innych. Nawet na turniej w Esselunith
przybywało tysiące istot, chociaż nagroda nie była aż tak okazała.
Wywołano na prezentację wojowników do pierwszej tury zmagań w walce na
miecze. Pole imponowało Sakurze swoją rozległością, dlatego musiała przetrzeć
oczy, by przekonać się, że wzrok jej nie myli i większość przestrzeni wypełniła
się stworzeniami.
- Uchiha, powiedz mi, ile dni trwają twoje turnieje? - Zastanawiało ją
jak długo będzie zmuszona siedzieć w jednym miejscu. Perspektywa kilkunastu
godzin dziennie wcale jej nie odpowiadała.
Zaśmiał się słysząc niepewność, wręcz nutę lęku w postawionym przez królową
pytaniu.
- Czyżbyś nie przepadała za widokiem krwi i potu? Nie martw się, nie
tak długo, jakby to mogło się wydawać. Walka na miecze to zazwyczaj jeden
dzień. Dzięki temu, że jaskinia jest duża w tym samym czasie odbywa się
kilkanaście pojedynków. Kolejny dzień to walka wręcz i łucznictwo, co powinno
ci przypaść do gustu. Następnie odbywają się pojedynki magiczne, ujeżdżanie
dzikich zębaczy, gorgon i wiwern, a całość zamknie konkurs lotu na smokach i
pokaz. Wszystko kończy się po tygodniu.
Sakura zaskoczona dźwięcznym, lekko zachrypniętym dźwiękiem szczerego
śmiechu Uchihy, niemal zignorowała to, o czym mówił. Jej serce zadudniło
przerażająco głośno i coś dziwnego działo się z jej policzkami. Po raz pierwszy
od lat tak intensywnie rozgrzała je krew. Nie rozumiała swojej reakcji i bólu w
piersi, co ją przeraziło. Czuła się zagubiona. Czy to owa dziwna mieszanka
nienawiści, żalu i goryczy zalała jej serce jak zwykle, gdy z nim rozmawiała?
To uczucie było tak dziwne i w ogóle nie adekwatne z tym, co zazwyczaj działo
się z nią w jego towarzystwie. Zacisnęła drżące dłonie w pięści. A może to coś
zgoła odmiennego? To absurdalne przypuszczenie wydobyte z głębi podświadomości
tak nią wstrząsnęło, że zapomniała o oddychaniu. Wszystkie kolory odpłynęły z
jej twarzy, a ręce stały się lodowato zimne i wilgotne. Nagle przed oczami
zobaczyła ciemne plamy.
Uchiha zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi spojrzał w końcu na nią i
sarkastyczna uwaga, którą miał na końcu języka wyparowała w mgnieniu oka. Nawet
w przytłumionym świetle dostrzegł bladość jej skóry, szklane spojrzenie i
krople potu na szyi, niczym zwiastujące nieszczęście korale. Przestraszył się
nie na żarty, gdy zrozumiał, że nie oddycha.
- Królowo! - zawołał i poderwał się na równe nogi.
Zaalarmowane jego niepokojem Tsezil i Hinata od razu znalazły się przy
Sakurze, wzywając jej imię i próbując ocucić.
Ciemność zniknęła sprzed oczu Sakury równie niespodziewanie, jak się
pojawiła. Nigdy wcześniej nie czuła takiej paniki ani zagubienia. Nigdy też nie
miała do siebie aż tylu wyrzutów. Chciało jej się płakać. Jak mogła dopuścić
taką myśl? Przecież nienawidziła go najgorszym rodzajem nienawiści.
Ocknęła się całkiem na widok zaniepokojonych twarzy towarzyszek,
Naruto i o ironio, samego Uchihy. Nie sądziła, że kiedykolwiek dopatrzy się na
jego obliczu takiego zaniepokojenia. Nie chciała tego widzieć. Byłoby lepiej,
gdyby Sasuke Uchiha zamknął ją w lochu i traktował jak zwierzę. Gdyby nie był
człowiekiem. Powinien pozostać bezlitosnym, okrutnym, lodowatym mordercą, a nie
pokazywać jej swoje dobre strony. Próbował mieszać jej w głowie, by ugrać coś
dla swoich korzyści. Rozumiała to doskonale, a jednak nie wiedziała jak długo
będzie mu się opierać i czy wystarczy jej na to sił. Bowiem niewątpliwie miał w
sobie coś, co głaskało pod włos jej kobiecą naturę. Jakiś błysk w czarnych,
bezdennych oczach, coś z groźnego uroku w przystojnych rysach twarzy, irytującą
zdolność robienia jej na złość. Do obrony pozostał jej żal oraz nienawiść.
Och... chciała, żeby pochłonęła ją nicość, spalił gniew Matki Natury
za to, że tymi myślami dopuszcza się zdrady wszystkich swoich ideałów.
Dlaczego?
Dlaczego akurat on tak bardzo potrafił wyprowadzić ją z równowagi,
przewrócić do góry nogami cały jej świat? Przecież miała przy sobie tak wspaniałych
mężczyzn jak Mirasir czy Ikuto. Dlaczego nie czuła do nich tej dziwnej
mieszanki niepokoju i podekscytowania? Dlaczego?
Odetchnęła głęboko i starając się nie okazać wewnętrznej walki, jaką
toczyła, uśmiechnęła się blado do zatrwożonych oblicz. Zdała się na kłamstwo.
- Przepraszam, chyba moja suknia ma zbyt ciasno zawiązany gorset i po
prostu zabrakło mi przez to powietrza. Moja służąca nie za bardzo za mną
przepada.
Naruto pomógł jej wstać z tronu, by Hinata dyskretnie poluzowała
wiązania. Wszystkim ulżyło.
Jedynie Tsezil zerkała na nią podejrzliwie, ale nie powiedziała ani
słowa. Gdy na twarz królowej wróciły kolory, na powrót ułożyła się u jej stóp.
Król też co jakiś czas spoglądał na nią bacznie, jakby z troską. Sakura
stwierdziła, że owszem, ma się o co martwić. Gdyby coś jej się stało,
Esselunith wzięłoby odwet na Bumithrii, a już od dawna widziała, że i jemu
bardzo zależy na tym sojuszu. Często zastanawiała się z jakiego powodu, ale nie
mogła tego dociec. W końcu mógł wywabić ją z zamku już kilka lat temu, wiec
dlaczego akurat teraz? I czy naprawdę spodziewał się z jej strony tak szalonej
propozycji? Czasami stwierdzała, że to bardzo prawdopodobna hipoteza i
ogarniała ją złość, a innym razem, że nie jest aż tak sprytny i dawała spokój takim
dywagacjom, które tylko plątały jej skołatane nerwy. Czuła, że jeśli on coś
knuje, to prędzej czy później sama się o tym dowie.
Wojownicy na arenie zostali poprzydzielani do pojedynków. Tak jak
obiecał Uchiha, co najmniej tuzin odbywało się w tym samym czasie, a wygranych
dzielono do następnych starć.
Sakura pochyliła się nieznacznie do przodu, markując zainteresowanie
walką. W rzeczywistości wciąż roztrząsała swoje emocje, nie mogąc dojść z nimi
do ładu.
W końcu widok krwi i potu znudził się zarówno jej jaki i Hinacie, więc
wykręciła się zajęciami w Akademii Magii i wyszła z jaskini. Tsezil razem z nią
przemierzała podziemne korytarze.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała z troską. Sakura podejrzewała,
że tygrysica nie dała się zwieść jej grze aktorskiej. W końcu znała swoją
towarzyszkę na wylot.
- Nie teraz - rzuciła, nie zdając sobie sprawy, jak wiele chłodu
wypełnia ton jej głosu.
Takie zachowanie jeszcze bardziej zaniepokoiło czujną Tsezil. Rzadko
coś wyprowadzało Sakurę z równowagi do tego stopnia. Postanowiła towarzyszyć
jej na zajęciach i nie spuszczać z oka.
****
Tak jak obiecałam, oto kolejny rozdział. Szczerze mówiąc, nie jestem z niego zadowolona, ale tak musi być, żebym mogła popchnąć fabułę do przodu. Mam nadzieję, że nie napsułam za bardzo i odrobię nieco w kolejnej części, a szykuje się akcja. Już zacieram rączki.
Życzę wam wszystkiego najlepszego w nowym roku.
Autor: Ikula
Witam, witam! :D
OdpowiedzUsuńTobie, droga Ikulo, również wszystkiego najlepszego!
Przeczuwałam, że Sakura przegra ten pojedynek - z Uchihą nie miała najmniejszych szans...
Uhuhuu, coś się w końcu zaczyna dziać! On jej pożąda i chce zachować dla siebie, ona w końcu wychwyciła jego zewnętrzne i wewnętrzne walory i poczuła ogromne zagubienie. Mam jakieś takie dziwne przeczcie, że od teraz wszystko zacznie się komplikować - i ich relacje, i sprawy polityczne. A przynajmniej tak się domyślam.
Czekam na kolejny rozdział!
No wiesz, ja też tak sądziłam. W końcu Sakura byłaby jakąś straszną farciarą, gdyby jednak udało jej się powalić Uchihę, a to powiałoby nierealną przesadą, o ile można mówić o czymś takim w opowiadaniach fantasy.
UsuńOch... cholercia! Zaczynam robić się przewidywalna, ale jeszcze nie mam napisanego następnego rozdziału w moim magicznym zeszyciku, więc wszystko się może zdarzyć, a ja nic nie zdradzę (buhahahaha), bo cóż to by była za przyjemność czytania, gdyby miało się świadomość tego, co dalej nastąpi.
Dziękuję, że czytasz, komentujesz i wyczekujesz kolejnych rozdziałów, to niesamowicie motywujące. Myślę, że uda mi się sklecić następną część opowiadania już niedługo, także cierpliwości.
Pozdrawiam serdecznie
Ikula
Ohayo!
OdpowiedzUsuńNo cóż Ci mogę powiedzieć. Nie jest to na pewno schematyczne romansidło ubrane we wdzianko przewidywalności. Jeśli ja zaczynam myśleć walorami czysto politycznymi, a nie daję się ponieść całkowicie chwili, znaczy to tyle, że odwaliłaś kawał dobrej roboty. Z resztą jak zwykle. ^^
Fakt, gdyby Sakura wygrała pojedynek, to byłoby zbyt dziwne... jednak smaczek w postaci draśnięcia na skórze naszego „Głazu” był jak najbardziej na miejscu i bardzo mi się podobał. Podobnie scena z podglądaczem. Robisz z Sasuke zboczeńca pierwszej klasy (w pozytywnym sensie). Moja wyobraźnia pognała do przodu nie gorzej od jego wyobraźni. Aż mi się ciepło zrobiło... czyżbym znów miała gorączkę?
Nie! Gomene... ale to raczej nie to. ^.^
Scena z Naruto mnie wzruszyła. Ostatnimi czasy szukam zawzięcie... czy to w mangach, czy w anime, książkach i opowiadaniach. Szukam scen i historii, które wycisną ze mnie chociaż łezkę. Dawniej nieco częściej czułam to przyjemne mrowienie w podbrzuszu i dawałam się ponieść, ocierając wodospad Niagara z policzków. Dzisiaj już niewiele rzeczy porusza mnie do głębi. Nie wycisnęłaś ze mnie kaskad łez, tak przeze mnie pożądanych (to zapewne osiągniesz w momencie kulminacyjnym), ale stworzyłaś scenę, która swoją ckliwością i niezwykłą realnością dotknęła tych oczu, które są wciąż zamknięte i skryte gdzieś głębiej. To właśnie Naruto mnie tak poruszył. Szczery do bólu, może trochę przesadny, ale właśnie dlatego - wyjątkowy. Jak ja uwielbiam takich oddanych facetów.
Pewnie dlatego, że raczej ich u nas malutko… ^^
Nie rozumiem dlaczego miałabyś być niezadowolona ze swojej pracy. Był to przerywnik mało dynamiczny, ale bardzo przyjemny i tak jak zauważyłaś - potrzebny. Coraz więcej niezrozumiałych uczuć, a co za tym dalej pędzi - więcej problemów, jak mniemam?
Podoba mi się jak kreujesz Sasuke, chociaż mam nadzieję, że jego metamorfoza pójdzie po mojej myśli. Żeby było ciekawiej, nie zdradzę na co liczę. ^^
Aha! Zapomniałam! Apropo sceny podglądacza... moja wyobraźnia zaszalała też w innym kierunku. Pięknie opisałaś Sakurę. Czułam się jak Sasek, jeśli nie lepiej... oh, rozpieszczasz czytelnika, rozpieszczasz. :*
Jak wspomniałam, nie widzę powodów do zmartwień. Akcja jest płynna nie tylko w samym rozdziale, ale i między nimi. Fabuła jest spójna i nie widzę potknięć. Była z jedna literóweczka, którą łatwo zignorowałam, więc już nawet nie pamiętam gdzie była... gomenasai. No i... ładnie przechodzisz w uczuciach, Podoba mi się, że główni bohaterowie nie rzucają się sobie w objęcia bez powodu. ^^
Brniesz do przodu. Jako podopieczna i czytelnik mówię, że bardzo mi się podoba, czekam na więcej i życzę pokładów weny.
Jako przyjaciółka jestem z Ciebie dumna i zawsze będę wspierała w tym, co robisz.
Wydaj kiedyś książkę, co? Chcę autograf, zapłacę szczerym uściskiem wiernego fana. ^^
Powodzenia przy tworzeniu!
Twój wariat.
Jest pierwsza w nocy i nie sądzę, żeby moja odpowiedź była ładna, składna i poprawna, ale co mi tam...
UsuńWiesz, umiesz mnie podnieść na duchu. To, że czytasz i komentujesz moje rozdziały bardzo wiele dla mnie znaczy. Dzięki temu czuję się zmotywowana, by pisać dalej. Gdyby nie ty pewnie już dawno rzuciłabym pisanie w kąt i zajęła się bardziej "praktycznymi" rzeczami. I to nie tylko dlatego, że słyszę od Ciebie ciepłe słowa, ale krytyka z twojej strony pozwala mi spojrzeć na to, co napisałam bardziej obiektywnie, pod innym kątem i wyłapać tę niefortunną porażkę, czy inną zgniliznę. Nie wiem, czy masz pojęcie jak wiele się wtedy uczę. Jasne, to jest troszkę jak smagnięcie batem, ale to wrażenie trwa przez chwilę, a później dostaję niemal białej gorączki. No staję na głowie, żeby wszystko było jak należy i co ważniejsze, Twoja krytyka wżera mi się w pamięć na tyle, że jestem niemal pewna, iż nie popełnię tych samych błędów w przyszłości.
Co do Sasuke, nie myśl sobie, że zrobię z niego miękką, ciepłą kluchę, która będzie się rozpływała przed stópkami Panny Różowej. To raczej nie w moim stylu. Chcę, żeby pozostał twardy. Nie będę go przetapiać i tworzyć od nowa, tylko nałożę nową warstwę. Przynajmniej tak się postaram.
Jeśli chodzi o scenę w fontannie, to spędziłam nad nią najwięcej czasu. Chciałam jak najbardziej oddać magię chwili, te napięcie seksualne, głodne oczy, kobiece piękno. Mniemam, że spisałam się całkiem nieźle.
Ech... wczoraj usiadłam nad kolejnym rozdziałem. Będę musiała się nad nim najpierw nagłowić, żeby go napisać i nie popełnić jakiegoś faux pax. Boję się zepsuć to, co już mam,a to mnie spowalnia. Oj dobra, powzdychałam sobie.
Jak wydam książkę, to dostaniesz ją pierwsza do rąk własnych z tyloma autografami, buziakami i innymi takimi z iloma będziesz chciała. Nigdy nie zdołam Ci się odpłacić za to, co dla mnie robisz.
Twoja Iku
Broń Boże ciepła klucha! Nie przeżyłabym... >.<
UsuńSpokojnie, bez odpłacania. Ty też robisz dla mnie bardzo wiele. więc jesteśmy kwita... a z resztą, nie o to tu przecież chodzi, prawda?
Na praktyczne rzeczy zawsze znajdziesz czas. Ja jestem od tego, żebyś zapomniała o tym co jutro, a złapała za to co dzisiaj. ^^
Gambate! Wyczekuję kolejnego rozdziału! ^^
Wow saki to ma te krolewskie zycie i te problemy z sasuke. Mam nadzieje ze cos pujdzie nie tak podczas tego turnieju moze jakiś zamach xD WENY!
OdpowiedzUsuńDziękuję, wena zdecydowanie się przyda podobnie jak czas wolny, którego na razie niestety nie mam ;(
UsuńJej. Tak, ten rozdział to było coś. Jak dla mnie wyszłaś całkowicie z ram przewidywalności i przeniosłaś nas na zupełnie inny poziom.
OdpowiedzUsuńPodobały mi się opisy. Były dobre. Nieźle czytało się także dialogi. Wszystko jednak przegrało z dwoma momentami.
Pierwszym był moment, kiedy Sakura wyszła w nocy do fontanny. Kiedy wsłuchiwała się w dźwięki drzew, w odgłosy nocy, kiedy wpatrywała się w niebo, ja sama wyobraziłam sobie surowość krainy Bumithrii w porównaniu z bujną naturą Esselunith i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam. Przejął mnie żal Sakury, jej tęsknota za domem i przyrodą, z którą była związana od dziecka.
Druga sytuacja to pozwolenie na związek Hinaty i Naruto. Wtedy też się rozpłakałam, jakbym sama traciła coś cennego. Własnego przyjaciela, siostrę, jedyną osobę, która rozumie mnie jak nikt inny. Doskonale odczułam ból rozdzieranego serca i rezygnacji z samolubnych pobudek na rzecz szczęścia mojego przyjaciela. Tak. To było wstrząsające i miażdżące.
Wyłapałam kilka przecinków, które uciekły ze swojego miejsca i pojawiły się tam, gdzie były niepożądane. Miałaś też jedno zdanie, które do teraz jest dla mnie zagadką. Ale poza tym nie było nic rażącego. Bardzo czekałam na rozdział i mile się zaskoczyłam, kiedy go zobaczyłam. Bardzo się cieszę, że wszystko potoczyło się właśnie tak, jak to opisałaś. Teraz czekam na następny i już zagryzam wargi ze zniecierpliwienia.
Walka między Sasuke a Sakurą również była niesamowita, ale nie poruszyła mną tak, jak dwa wspomniane przeze mnie wcześniej fragmenty.
Pozostaje mi życzyć Ci wszystkiego najlepszego, weny, cierpliwości, spokoju i miłości <3 Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy tego opowiadania i pamiętaj, że zawsze jestem z Tobą :*
Ściskam,
.romantyczka
Cieszę się, że tak mówisz, bo Twoje zdanie bardzo wiele dla mnie znaczy.
UsuńWiem, że ze względu na swoją naturę dostrzegasz więcej niż inni. Jak zwykle jestem pełna podziwu dla Twojej emocjonalności i zdolności czytania między wierszami. Wbrew pozorom, innym ludziom niekiedy trudno zrozumieć mój sposób myślenia i jego formę przekazu, bo to co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, wcale takie nie jest. Mam nieodparte wrażenie, że duża część osób, która czyta to opowiadanie podświadomie się mnie boi, bo moje odpowiedzi często można zinterpretować dwojako. (Buhahahaha... ^^)
No ale ja nie o tym chciałam mówić. Dziękuję, że mnie wspierasz i starcza Ci odwagi, by umieszczać tu komentarze. Skłaniasz mnie do ponownej refleksji i zadumy nad tym, co napisałam, a nawet do zmienienia punktu widzenia w niektórych kwestiach. Jestem Ci za to ogromnie wdzięczna, bo z każdym Twoim zdaniem i uwagą uczę się więcej. No i dzięki temu potrafię docenić swoją pracę, czego zazwyczaj nie robię ze względu na daleko posunięty samokrytycyzm.
Całuję
Ikula
PS. Podasz mi to niewdzięczne zdanko, nad którym się tak głowiłaś? Może jakoś je zgrabnie przekształcę dla przyszłych pokoleń czytaczy... :P
"Zaśmiał się słysząc niepewność nutę lęki (...)" <-- Tutaj, Kochanie ^^
OdpowiedzUsuńWybacz, ale już chyba pięćdziesiąty raz próbuję zinterpretować to zdanie, jednak jakoś mi nie idzie :)
A co do moich spostrzeżeń. Zawsze staram się pisać to, co myślę. Nie jestem człowiekiem z natury zawistnym i nieprzyjemnym, dlatego nigdy nie doszukuj się tych cech w moich wypowiedziach, które czasami zabrzmią w ten właśnie sposób. Zawsze piszę wszystko w dobrej wierze i staram się konstruktywnie podbudować pisarki swoją krytyką, sama niejednokrotnie będąc pod lupą jej surowości :)
Buziaki i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :>
.romantyczka
Oł shit! Jak mogłam spierdzielić tak ważne zdanie?! To taki kluczowy moment. No nic. Mea culpa.
UsuńNigdy bym Ci czegoś takiego nie zarzuciła. Don't worry.
Na Jashina.! Teraz to zdanie jest tak sensowne, że aż oślepia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za sprostowanie.
Kocham, czekam, jestem <3
.romantyczka
Zostałaś nominowana do Liebster Award szczegóły na http://wizje-mroku-upadli.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńach sam Sasuke zapragnął mieć Sakurę, pojedynek ciekawy, Naruto dostał błogosławieństwo od Sakury aby związać się z Hinatą, czyżby Sakura powoli zakochiwała się w Sasuke...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie