1 stycznia 2015

Rozdział X - Walka

Sasuke Uchiha nie spodziewał się takiej reakcji ze strony królowej. W momencie, w którym spojrzał jej w oczy, zrozumiał, że popełnił fatalny błąd. Mylnie osądził, iż Sakura Haruno przeszła do porządku dziennego nad śmiercią swojego ojca i nie żywi do niego już tak silnej nienawiści. Och... jak strasznie się pomylił! Zwiodła go jej gracja, piękno, siła i mądrość, którą w sobie nosiła. Naiwnie uważał, że są gotowi omawiać poważne polityczne kwestie, z którymi na razie sam musiał się borykać. Ten sojusz był kluczowy dla przetrwania obu królestw, a teraz dzięki jego lekkomyślności wszystko zawisło na włosku.
Siła pierwszego uderzenia tak bardzo go zaskoczyła, że omal nie popełnił kolejnego błędu, który mógł kosztować go utratę dłoni lub wytrącenie z niej miecza. Haruno atakowała z taką wściekłością i rozpaczą, że ten widok coś w nim poruszył. Dotknął jakiegoś gordyjskiego węzła, który powinien zostać nietknięty na zawsze. Poczuł jak coś ściska go w gardle i nie potrzebował długo się namyślać, żeby odkryć, iż są to wyrzuty sumienia. Jak mocno musiała skrzywdzić ją utrata ojca, że parła tak zaciekle? W jednej sekundzie wyzbyła się wszystkich oporów i racjonalnych przekonań, a z każdego centymetra jej ciała emanowała paląca chęć zabicia króla.
Po kolejnej minucie odparowywania ciosów, zrozumiał jej sposób walki.
Wymierzyła śmiercionośny cios w szyję, ale odparował go równie zręcznie, co wszystkie poprzednie. Zaczął dokładnie przewidywać jej ruchy. Może poza jednym, gdy udało jej się zahaczyć końcem miecza o jego rękaw tak, że w materiale pojawiło się rozdarcie.
To małe zwycięstwo rozbudziło w niej jeszcze większą zaciętość. Drażniło ją, że Uchiha widzi wszystkie braki w jej technice jak na dłoni. Poza tym wiedziała, że wkłada w swoje pchnięcia zbyt dużo energii. Jej ciało zrosił pot, a oddech stał się nieznośnie ciężki i rozpierał boleśnie płuca. Nie musiała długo czekać, by przeszedł do ofensywy.
Uchiha szybko zorientował się, że jego przeciwniczka jest szybka, gibka i zwinna. Z łatwością unikała wszystkich jego ciosów, umykając spod miecza, by nie zmęczyć się zbytnio, biorąc na siebie siłę jego cięć. Poza tym miała problem z ich odparowywaniem. Źle rozkładała ciężar ciała i nie panowała nad odpowiednim kanalizowaniem siły. Po kilkudziesięciu ciosach zyskał nad nią wyraźną przewagę. Oboje byli zasapani i zmęczeni. Słońce nieznośnie paliło ich w plecy, a wilgoć i związana z nim duchota nie pomagały. Ich serca dudniły głośno w akompaniamencie zgrzytów metalu, wygrywając rozpaczliwą melodię nienawiści oraz cierpienia. Adrenalina wypełniała żyły po brzegi i pulsowała siłą w mięśniach.
Sakurze przez moment zdawało się, że wygrywa, ale okazało się to jedynie chwilowym złudzeniem. Czuła ból w rękach i wiedziała, że pojedynek dobiega końca. Wkrótce popełniła błąd. Nie zważyła, iż Uchiha ją zwodzi i odsłania się tak, by uderzyła dokładnie tam, gdzie on chce. Prawie musnęła klingą nadgarstek, a wtedy ostrze jego miecza znalazło się tuż pod jej sercem.
Z trwogą spojrzała mu prosto w oczy i przez ułamek sekundy pomyślała, że pchnie. Dostrzegła wyraźnie mrok tlący się w dwóch czarnych otchłaniach. Po kręgosłupie przeszedł ją paraliżujący dreszcz strachu o własne życie.
Jak by to było nagle przestać oddychać? Po prostu umrzeć? Zamknąć powieki, by nigdy więcej się nie obudzić?
On jednak mrugnął i owe przeczucie zniknęło. Opuścił miecz i odsunął się na bezpieczną odległość.
Mgła zapamiętania opadła, a na jego twarzy zagościł wyraz tryumfu i samozadowolenia. Sakura przeklęła się w myślach. Słusznie przewidziała wynik tego starcia. Co więcej, na policzki wpełzł jej rumieniec wstydu za strach, który na pewno mignął w jej spojrzeniu, gdy patrzyli sobie w oczy i za rozpaczliwą chęć mordu, którą przed nim odsłoniła.
- To był dobry pojedynek - powiedział Uchiha niemal beznamiętnym tonem i w pojednawczym geście uścisnęli sobie przedramiona.
Przytaknęła w pełni świadoma swojej porażki, jednak, gdy puściła jego rękę, dostrzegła kilkucentymetrowe rozdarcie w szacie, a pod nią broczącą czerwienią ranę na skórze. Ten widok nieco poprawił jej humor i ostatecznie uśmiechnęła się do siebie.
Naruto pogratulował im obojgu, a gapie rozeszli się do swoich zajęć, wymieniając miedzy sobą spostrzeżenia.
Roztrzęsiona i przerażona Hinata popatrzyła na nią z przyganą. Z trudem hamowała cisnące się na usta wyrzuty, zaciskając zęby. Obie wiedziały, że ten pojedynek mógł skończyć się tragicznie. Sakura ignorując wyrazy dezaprobaty przyjaciółki odnośnie całego zajścia, wróciła do zamku, by wyszykować się na zajęcia w akademii. Dużo rozmyślała o potyczce z Uchihą i postanowiła, że podejmie się również treningu w walce na miecze. Zdecydowała nawet o tym, kto zostanie jej nauczycielem.
Późnym wieczorem, gdy gwiazdy i księżyc błyszczały na granatowym niebie, ciesząc się swoim migotliwym towarzystwem, przyglądała się śpiącej Tsezil skąpanej w ich srebrzystym świetle. Gęste, majestatyczne, pręgowane futro ogrzewało je obie. Spędzając noce między łapami tygrysicy zawsze czuła się bezpiecznie i odzyskiwała spokój ducha. Nie ważne jak przytłaczające stawały się jej problemy, smutki i inne strapienia, zawsze znajdowała w tym miejscu ukojenie oraz miłość. Wszystko, czego potrzebowała, czego jej brakło, co pozwalało się wyciszyć i śnić bez koszmarów. Jednak zdarzały się takie dni, kiedy nawet to nie pomagało ostudzić potoku rwących myśli. Ta noc należała do właśnie takich. Sen nie przychodził, a niepokój tylko się wzmagał.
Pokój zawarty z Uchihą odbierała, jako ogromne osiągnięcie we wspólnych stosunkach obu królestw. Pragnęła dołożyć wszelkich starań, by go utrzymać, ale co się stanie, gdy zostanie zerwany? Życie w brutalny sposób nauczyło ją, że nic nie jest stałe, pewne, czy dane raz na zawsze. Chciała więc przygotować się na nadejście tej chwili i prawdziwy pojedynek z Uchihą. Umiejętności łucznicze, nie mogły zagwarantować jej zwycięstwa.
Delikatnie oswobodziła się z miękkich i ciepłych objęć towarzyszki, by bezszelestnie wymknąć się z komnaty. Zamierzała w końcu dostosować się do zaleceń Ksaviera, skoro znalazła już odpowiednie miejsce i pojawiła się ku temu okazja.
Z dziecinną łatwością wyminęła śpiące twardo straże i boso zakradła się do ogrodu. W pałacu panował niezmącony spokój. Dawno nie doświadczyła takiej ciszy. Niemal czuła pod stopami wyważony oddech ziemi i tętno bijącego w niej życia. Gdzieś z oddali dobiegło ją stłumione trzeszczenie starego boru otaczającego królestwo.
W szemrzącej łagodne tony fontannie znalazła akurat wystarczająco miejsca, żeby stanąć prosto. Licha koszulina, którą włożyła do snu szybko przesiąkła opadającą wodą i przylgnęła do bladego ciała. Niemal naga skóra bieliła się w świetle towarzyszy nocy. Nie przeszkadzało jej to. W pobliżu nikogo nie było, a noc troskliwie objęła jej ciało ciepłym podmuchem. We wszystkich zamkowych komnatach, wychodzących na ogród panowała nieprzenikniona ciemność.
Przymknęła powieki. Głęboko nabrała powietrza, pieszczącego zmysły wonną nutą kwiecia ognistych drzew. W samotności skupienie przychodziło łatwiej. Noc pulsowała odosobnieniem i magią, biorąc we władanie jej wzrok, słuch, dotyk i myśli. Umysł stał się przyjemnie jasny, a każdy oddech wzmagał siłę, gromadzącą się w piersi. Odchyliła głowę, by spojrzeć w oczy gwiazdom. Wyciągnęła do nich ręce w niemej prośbie o ukojenie niepokoju i obudzonej niedawno goryczy. Oczyszczające duszę łzy ukryły przed światem strumienie wody, tryskające z fontanny.
Słuchała i słuchała, aż w końcu po ostatni nerw poczuła elektryzującą potęgę żywiołu wody. Niszczycielską i życiodajną jednocześnie. Miała wrażenie, że jej ciało porusza się samo, że oddała je we władanie tej wszechogarniającej energii. To nie ona wirowała w tańcu, ale sama Matka Natura.

Nieświadomej niczego kobiecie przyglądała się para skrytych w ciemności oczu. Zauważył ją wchodzącą do ogrodu, gdy kładł się spać. W pierwszym odruchu chciał zawołać straże, by odprowadziły królową do komnaty. W końcu wyraźnie polecił, aby nie wychodziła z niej po zmroku. Jednak wystarczyła krótka chwila, żeby zrezygnował z tego pomysłu i postanowił zobaczyć, co stanie się dalej. Domyślił się, że będzie to nie byle jaki spektakl, ale to, co ujrzał przerosło jego najśmielsze oczekiwania.
W miękkim blasku srebrzystych nici, które uprządł księżyc jej skóra zdawała się lśnić bielą, a niesamowicie długie włosy nabrały tajemniczej barwy fioletu i tańczyły w rytm stawianych kroków. Mrok nocy wydobył niemal nierzeczywiste piękno i wyostrzył jego siłę, która uderzyła w urzeczonego władcę niczym gorący podmuch letniej bryzy.
Gdy wysunęła drobną, porcelanową stópkę spod zwiewnej halki i ostrożnie postawiła ją na tafli, zdawała się być płochliwą sarną, która uważa, by nie zdradzić drapieżcy swojego położenia. Woda uniosła ją z niesamowitą łatwością, a magia zawirowała wokół, wyczekując rozkazów.
Na ten widok Uchiha zapomniał o całym świecie. W tamtej ulotnej chwili istniała dla niego tylko ona. Łapczywie chłonął wzrokiem jej pełne gracji, tygrysie ruchy. Spijał siłę i jednocześnie łagodność, jaką wyrażały.
Gwiazdy i księżyc rzucały na nią dostatecznie dużo światła, by mógł obserwować jak woda mieni się i obsypuje kobietę, niczym kaskady brylantów. Strumienie wystrzeliwały w niebo tylko po to, żeby ona je obłaskawiła.
Przeklął się w myślach, gdy nagle dostrzegł, że woda całkowicie przemoczyła cienką halkę, odsłaniając każdą krzywiznę jej ciała. Materiał obejmował je czule niczym tajemniczy kochanek. Pomarszczony na brzuchu i udach wtulał się w łono i zagłębienie pomiędzy piersiami.
Wiedział, wiedział doskonale, że powinien natychmiast odejść od tego okna, ale nie potrafił się zmusić. Coś takiego nie leżało w jego męskiej, władczej naturze. Pierwszy raz od wielu lat nie ugiął się swojemu rozsądkowi i silnej woli. Ten taniec nie był przeznaczony dla niego, ale obezwładniła go przytłaczająca niemoc wobec piękna tej istoty.
Wyprężyła się w łuk, wznosząc ręce ku górze, a w nim rozbudził się ogień pożądania. Nieznośna pożoga, wręcz zwierzęcy głód. Chciał pójść do niej, wziąć w ramiona i dotknąć każdego zakamarka srebrzystego ciała. Oto ujrzał boginię. Najdoskonalszy obraz Matki Natury, jej najwspanialsze dzieło. Zapragnął go na własność.

Lipiec dobiegł końca. Sakura spędzała całe dnie na nauce jak wtedy, gdy miała kilkanaście lat, a wieczorami zakradała się do ogrodu, by ćwiczyć w samotności. Dzięki wytężonej pracy nauka magii szła jej coraz lepiej. Potrafiła już stworzyć pole kryształowych tulipanów, słoneczników i stokrotek, a także krzew róż. Ksavier obiecał jej, że kolejne zajęcia poświęci na wprowadzenie do tworzenia zwierzęcych form.
Za nauczyciela fechtunku obrała sobie Naruto, na co ten przystał z godnym podziwu zapałem. Wiedziała, że jest na prawdę dobry w walce, ale też jemu najbardziej ufała, jeśli chodzi o bumithriańskich wojowników. Wkrótce przekonała się, że to znakomity wybór. Naruto okazał się cierpliwym, ciepłym i wytrwałym nauczycielem. Wytykał wszystkie jej błędy i podpowiadał, jak może nad nimi pracować. Ich lekcje wiązały się z kilkugodzinnymi sparingami, bólem mięśni oraz licznymi siniakami.
Chodź wielu innych trenujących się Bumithrian wyraziło ochotę na pojedynek z nią - poniekąd stanowiła dla nich godną podziwu atrakcję ze względu na swoją urodę i wojowniczość, przez co Naruto wiele razy musiał upominać ich, by wracali do swoich zajęć - nie potrafiła zaufać komukolwiek na tyle, by pozwolić w swojej obecności wznieść obcy miecz. Poza tym Naruto wciąż miał nad nią miażdżącą przewagę na tym polu i niezależnie od postępów, jakie poczyniła, zawsze wygrywał.
W rytm jej dnia powoli zaczynała wkradać się rutyna, gdy niespodziewanie przerwał ją wyczekiwany powrót Farhela.
O świcie, gdy szykowała się do opuszczenia komnaty, ktoś energicznie zapukał w drzwi. Okazało się, że to zaspana Hinata wraz ze swoim towarzyszem w objęciach. Farhel na prawdę się spieszył. Podróż zajęła mu dwanaście dni.
Na policzkach elfki wykwitły wypieki, a w jej oczach iskrzyła się radość i ulga z bezpiecznego powrotu feniksa. Sakura wiedziała, że przyjaciółka bardzo martwiła się o towarzysza, chociaż starała się to ukrywać.
Królowa drżącymi z przejęcia rękami odwiązała i odpieczętowała wiadomość. Pergamin zajmował sporą powierzchnię, podobnie jak rozpiętość tekstu zapisanego nieco topornym charakterem pisma Ikuto.
Kochana Sakuro,
Dobrze, że w końcu napisałaś. Twój list powitałem z ulgą, podobnie jak wiadomość, iż jesteś traktowana z należnym Ci szacunkiem oraz, że nie dzieje Ci się krzywda. Do tej pory wszystkich zżerała niepewność odnośnie Twojego losu.
Po Twoim wyjeździe udaliśmy się wraz z armią do Esselunith. Gwern, Virathir i Mirasir pozostali w pałacu w razie, gdyby pokój został zerwany, a także by pomóc mi przy sprawach królestwa. Ich obecność jest wielce pomocna, wiele się od nich uczę. Wreszcie na prawdę doceniłem twoje zaangażowanie i trud wkładane w zarządzanie oraz skuteczność radzenia sobie ze wszystkim samodzielnie. Nie sądziłem, że bycie władcą jest tak ciężkie i z niecierpliwością czekam, aż oddam stanowisko w Twoje ręce.
Tak jak się tego domyśliłaś nie wszystkim przypadła do gustu Twoja decyzja odnośnie zawarcia sojuszu z Bumithrią za taką cenę. Lud się burzy. We wsiach pojawili się podżegacze buntów, a i w samym sercu Essleunith śmierdzi od spisków. Od razu wdrożę w życie Twoje zalecenia. Masz rację, nie ma czasu, by zwlekać. Póki co starałem się załagodzić sytuację, ale bez większych rezultatów. Oczywiście, o wszystkim będę informował Cię na bieżąco.
Z Yerkirią poszło dobrze. Ugościliśmy yerkiriańskiego władcę. Zaniepokoiła go nasza obecna sytuacja polityczna, ale udało nam się go uspokoić i zapewnić, że to tylko chwilowy stan. Podpisał dokument i uścisnęliśmy sobie dłonie. To specyficzny naród. Żyją w takim klimacie, że pociemniała im skóra. Przybyli na ogromnych słoniach, które wcześniej widziałem jedynie na obrazach i czymś, co przypominało nasze sarny, ale mówili na to "antylopa". Mięli ze sobą też rajskie ptaki, które zapewne były ich towarzyszami. Wyobraź sobie wielobarwne, ogromne feniksy mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. Coś zachwycającego, ale oni też wyrażali swój zachwyt wobec naszego miasta i... mnie samego. To oczywiście wina mojego końskiego zadu. Bardzo podobały im się możliwości, które stwarza.
W każdym razie, kolejne królestwa są zainteresowane sojuszem z nami. Przybyła delegacja z dalekiej północy, gdzie większość dni w roku sypie śnieg. Ich wozy ciągnęły białe i brązowe niedźwiedzie, a oprócz tego towarzyszyły im białe tygrysy, śnieżne pumy, wilki, reny i bizony. Ofiarowali królestwu dużo skór i klejnotów. Co myślisz o unii gospodarczej z Cracerią? Posiadają wspaniałych, krewkich wojów zahartowanych w trudnych warunkach przyrody. Niektórzy byli doprawdy imponujących rozmiarów i przerastali mnie wzrostem. Czułabyś się przy nich jak karzełek, moja miła. Oczywiście potrzebne jest im wykształcenie oraz rozwój handlu.
Jestem zdrów, jednak tęsknię za Tobą, a także naszymi wspólnymi konwersacjami i doliczam dni, do naszego spotkania.
Na zawsze oddany Tobie
Ikuto
Na twarzy Sakury wykwitł szczery, pełen ulgi uśmiech. Z jej ramion zniknęła większość napięcia, które w sobie nosiła i wreszcie odetchnęła pełną piersią. Miała ochotę śpiewać i tańczyć. Odniosła wrażenie, że do tej pory nękała ją nieznośna boleść, coś jak ciągłe ukąszenia pszczół i nagle wszystko przeszło. Ze wzruszeniem jeszcze raz przebiegła wzrokiem po czarnych ściegach liter i zaciągnęła się ciepłem, które niosły.
Wiedziała, że sojusz z Yerkirią to znakomite posunięcie. Dzięki temu kilka nowych królestw zainteresowało się bliższymi stosunkami z Essleunith, a im więcej sprzymierzeńców posiadała jej kraina, tym więcej przynosiło to korzyści. W razie jakiegokolwiek konfliktu mogła liczyć na wsparcie, a jej ludzie zyskiwali nowe rynki zbytu na produkowane towary.
Postanowiła, że pozwoli Farhelowi odpocząć kilka dni, a Hinacie się nim nacieszyć i znów pośle go w drogę. Czuła z tego powodu wyrzuty sumienia, ale aktualnie nie miała innego wyboru. Nie mogła powiedzieć Uchiha, że koresponduje z zarządcą swojego królestwa. Podejrzewała, iż nie zareagowałby zbyt przychylnie. Wolała więc zachować to w tajemnicy. Obmyśliła adnotację do następnej wiadomości. Chciała zawrzeć w niej prośbę, by Ikuto wysłał wiadomość zwrotną przez kogoś innego niż Farhel. Przynajmniej w ten sposób oszczędziła wszystkim zmartwień.
Ledwo zdążyła schować list od Ikuto, gdy do drzwi zapukał Naruto. Jak zwykle ukłonił się nisko obu damom i ucałował im dłonie. Po czym na powrót przyjął nonszalancką postawę zawadiaki, a na twarz przywołał swój nieodłączny, ciepły uśmiech. Jednak w jego oczach iskrzyła się pewna zadziorność, która zaintrygowała Sakurę.
- Królowo, zostałaś dziś zaproszona przez króla Uchihę, by towarzyszyć mu w oglądaniu i ocenianiu rycerskich zmagań podczas turnieju. Jego zwieńczeniem jak co roku będzie uroczystość pasowania przez króla nowych członków królewskiej armii. - Po wyrecytowaniu tej kwestii ukłonił się ponownie, tym razem jeszcze niżej, unikając jej spojrzenia. Zupełnie jakby czuł się winien jakiejś wielkiej zbrodni, co zupełnie zbiło Sakurę z tropu. - Chciałbym, by na trybunach towarzyszyła mi panienka Hinata, jeśli nie jest to zbyt wielka śmiałość.
Królowa wnet pojęła skąd ta zmiana w zachowaniu Naruto i westchnęła ciężko. Dotkliwie poczuła obecność lodowatego głazu tuż pod swoim sercem. Zrozumiała, że już czas odbyć z nim poważną rozmowę.
Uśmiechnęła się do Hinaty, pozostawiając rzuconą przez blondyna prośbę bez odpowiedzi. Elfka wyraźnie spięła się i zaniepokoiła. Lekko zadrżały jej dłonie, zanim zdążyła nad nimi zapanować, a Sakura od razu to wychwyciła. Znała Hinatę od dziecka, dlatego starała się oszczędzić jej troski. Przemówiła do niej łagodnie i ze spokojem.
- Hinato, kochanie, czy możesz zostawić nas na chwilę i przekazać Tsezil, by była zaraz gotowa do wyjścia? Powiedziała mi, że idzie do ogrodu, więc tam powinnaś ją znaleźć.
Dziewczyna przytaknęła nieco zbyt skwapliwie i wyszła z komnaty, zamykając za sobą drzwi.
Sakura ponownie westchnęła ciężko i z udręką wymalowaną w każdym rysie twarzy spojrzała wprost na Naruto, na co ten skulił się nieznacznie. Odniosła komiczne wrażenie, że ma przed sobą nie wspaniałego, dzielnego, silnego wojownika, który brutalnie szkoli ją w walce, a zwykłego, małego, zagubionego chłopca, który pragnie skarbu, który ona posiada, ale wie, że nie wolno mu o niego prosić.
- Usiądźmy Naruto. - Przestała silić się na matczyny ton i przyjaznym gestem wskazała mu krzesło, a sama usiadła na łożu, by móc patrzeć wprost w na niego.
Na moment zapadła krępująca cisza przerywana jedynie świergotem ptaków w ogrodzie, co jakby nie patrzeć, zawdzięczała właśnie blondynowi. To dzięki niemu przeniesiono do komnat z oknami ją i Hinatę.
Sakura czekała, aż Naruto zbierze się w sobie i podniesie na nią wzrok. Gdy tak się w końcu stało, dostrzegła w jego błękitnych oczach niepewność, strach i wręcz nieme błaganie. Wiedziała, że to ona musi zacząć i skończyć tę rozmowę, która na pewno nie będzie należała do najłatwiejszych.
- Naruto - Na dźwięk swojego imienia, które padło z jej ust, wzdrygnął się nieznacznie. Tym bardziej, że wyczuł za fasadą opanowania powagę i surowość. - wiem, że nie mam wpływu na uczucie, jakie żywi do ciebie Hinata i gdybym próbowała was rozdzielić, zrobiłabym jej ogromną krzywdę, a pragnę dla niej szczęścia, którym w tym momencie jesteś dla niej ty. - Mężczyzna wpatrywał się w nią kompletnie zaszokowany. Nie spodziewał się, że rozumie aż tyle z ich sytuacji. Mimowolnie ogarnęła go ulga, chociaż ból w głosie kobiety kazał mu mieć się na baczności. - Powiedziałam to już Hinacie, a teraz powiem tobie. Nie mam prawa zabraniać wam miłości. Jednak pod warunkiem, że to na prawdę jest miłość. - W ostatnim zdaniu wybrzmiała groźba. Sakura przeszyła Naruto spojrzeniem pełnym miliona ostrzeżeń. - Czy rozumiesz o czym mówię? - zapytała, dobitnie cedząc każde słowo.
Chłopak niepewnie skinął głową, uginając się pod ciskającymi gromy oczami. To nie zadowoliło królowej. Potrząsnęła gniewnie głową, a jej różowe włosy zatańczyły, wokół jej postaci.
- Czy mogę mieć pewność, że na prawdę szczerze i z całego serca kochasz tę kruchą, delikatną i niewinną dziewczynę? Czy nie jest to jedynie gierka z twojej strony? Wiem, jak mężczyźni potrafią bawić się uczuciami kobiety, by później pozostawić ją pogrążoną w rozpaczy. Czy zapewnisz mnie, że to uczucie nie zgaśnie jak lichy płomyk świecy, wystawiony na jeden cięższy podmuch? Czy chcesz spędzić z nią resztę swojego życia, starając się uczynić co w twojej mocy, by przez ciebie nie cierpiała? Czy potrafisz zaufać jej do tego stopnia, by dać jej na przechowanie swoją duszę? - przemawiała powoli, z energią, która paliła jej wnętrze. Oczekiwała bowiem jasnej, klarownej odpowiedzi.
Naruto głośno przełkną ślinę i na chwilę przymknął powieki, analizując wszystko, co usłyszał i odpowiadając w duchu na owe pytania. Nie miał pojęcia, kiedy to się stało, ale elfka skradła jego serce. Nie wiedział, czy to dobrocią, którą w sobie nosiła, serdecznością, czy ujmującą niewinnością. Każdy jej krok, gest i uśmiech zakradał się do jego duszy, wtapiając się niemal boleśnie w nieuchwytne włókna. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczył. W jednej sekundzie pojął, że to zabrnęło już zbyt daleko, by się wycofać. Gdyby teraz przestali się widywać, byłoby to ciężką torturą dla nich obojga. Przypomniał sobie jej delikatny głos, leczący dotyk, miłość wyzierającą z fiołkowych oczu i poczuł ciepło, rozlewające się w piersi. Mężne serce trzepotało w niemym potwierdzeniu tych wszystkich faktów, które prowadziły do jednego niezaprzeczalnego wniosku.
- Kocham ją z całego serca i duszy - wykrztusił, jakby zaskoczony tym, że to stwierdzenie tak łatwo opuściło jego usta. Poderwał się z miejsca i zaczął kroczyć w tę i z powrotem. Ogarnęło go bowiem tak wielkie szczęście z poczynionych odkryć, że nie mógł dłużej usiedzieć spokojnie. - Nie wiem dokładnie, za co ją kocham. Tego nie da się określić słowami. To jakby próbować ograniczyć coś niewymiernego w ramy pustych definicji. Kocham ją całą od początku do końca i w żadnym wypadku nie mógłbym jej skrzywdzić - na samą myśl jego twarz wykrzywiła się w groźnym grymasie, a przyjazne i ciepłe dotąd spojrzenie skuł lód i jednocześnie rozgrzał ogień jakiejś pasji. - Będę ją chronił ryzykując własnym życiem i co dzień czcił jak boginię! - wyrzekł, a w powietrzu uniosła się obecność magii, którą przepełnił swoją przysięgę. Nagle jego wzrok znów stał się skupiony, a w oczach zaiskrzyły łzy głębokiego poruszenia. W końcu w pełni zrozumiał, do jakich poświęceń jest zdolny dla Hinaty i jak potężnym, obezwładniającym uczuciem ją darzy.
Zaszokowana Sakura zamarła niezdolna do jakiegokolwiek sprzeciwu, gdy Naruto padł do jej stóp. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyła. Siła przyrzeczeń mężczyzny uderzyła w nią jak bicz, zostawiając krwawy ślad na duszy. Odchyliła głowę do tyłu, by klęczący na podłodze przyjaciel nie dostrzegł gorących, płynących po jej policzkach łez. Były to bowiem łzy szczęścia i głębokiego, rozdzierającego smutku jednocześnie. Wiedziała, że oznacza to dla niej oddanie w obce ręce tego drogocennego skarbu, którego do tej pory tak pilnie strzegła.
- Wiesz, że to niesie ze sobą ogromne konsekwencje. Za kilka miesięcy zostanie zwrócona mi wolność i wrócę do Esselunith. Zabierzesz mi przyjaciółkę, moją siostrę - wyszeptała zdławionym głosem.
Naruto schwycił jej leżące na kolanach dłonie i ucałował je od wewnętrznej strony, a potem ukrył w nich twarz. Rozumiał. Doskonale to rozumiał. W tym geście było tyle rozpaczliwego, niemego błagania, że pękło jej serce. Zdała sobie sprawę jak szlachetnym i dobrym jest człowiekiem. Zebrała w sobie resztki odwagi i wyrzuciła egoistyczne pragnienia. Instynktownie czuła, że ten moment kiedyś w końcu nastąpi i musi podzielić się Hinatą właśnie z nim. Wątpiła, żeby kiedyś znalazła elfce wierniejszego, bardziej oddanego mężczyznę. Powinna myśleć o jej dobru, tak samo jak zawsze myślała o dobru swoich obywateli i przedkładała ich sprawy ponad własne rozterki. Po raz kolejny życie zmuszało ją do ostatecznych poświęceń.
Drżącymi z przejęcia dłońmi uniosła twarz Naruto, tak by wejrzał jej w oczy, które błyszczały szmaragdową stanowczością.
- Gdy przyjdzie czas, chcę, żebyś ją poślubił, żeby miała dostatnie, szczęśliwe życie, gromadkę małych brzdąców i żebyś ją kochał z każdym dniem mocniej, abyście przetrwali każdą burzę, wszystkie przeciwności i razem rozwiewali troski. - Uśmiechnęła się smutno i ucałowała jego czoło, dając mu swoje błogosławieństwo.
Naruto przez dłuższą chwilę trwał zamrożony w miejscu, nie dowierzając w to, co zrobiła królowa. Sądził, że to nie możliwe, aby się zgodziła. Oszołomiony, nie bacząc na podziały społeczne i jej pozycję, uściskał ją mocno.
- Nie wiem, jak mam ci dziękować.
- Nie dziękuj. Po prostu wypełnij swoje obietnice - odparła, a on jeszcze raz zapewnił ją, że tak właśnie będzie.
Zaniepokojona, zmartwiona Hinata czekała na nich przed komnatą w towarzystwie Tsezil. Pozostała nieufna nawet wobec uspokajającego uśmiechu przyjaciółki. Dopiero, gdy wychodzący w ślad za królową Naruto chwycił ją w obcięcia i ucałował w oba policzki śmiejąc się radośnie, rozluźniła się i zrozumiała, że Sakura naprawdę dała im swoje przyzwolenie. Poczuła głęboką wdzięczność, ale i żal, bo wiedziała, że wkrótce przyjdzie czas rozstania.
Tsezil patrzyła na rozgrywającą się przed nią scenę z rosnącym zrozumieniem. Spodziewała się tego heroicznego czynu ze strony Sakury. Wiedziała, że nastąpi prędzej czy później i złamie serce jej królewskiej towarzyszki. To było tak oczywiste. Wystarczyło tylko spojrzeć na te spuszczone ramiona i smutny, rozdzierający półuśmiech.
Tygrysica nic nie powiedziała. Przysunęła się jednak bliżej Sakury i dyskretnie otarła o jej bok. Pozwoliła Naruto poprowadzić ich na niższe piętra zamku, samemu trzymając się z tyłu, by dać przyjaciółce chwilę. Nie przeoczyła zbierających się w jej oczach łez.
Sakura nieskończenie wdzięczna Tsezil za jej dobroć oraz wsparcie, otarła wilgoć z policzków i podrapała towarzyszkę za uchem.
Ich komnaty oraz siedziba króla znajdowały się na szczycie miasta. Pałac posiadał niezliczoną liczbę zakamarków, schodów i korytarzy, których Sakura nie zamierzała zwiedzać w obawie przed spotkaniem Bumithrian. Teraz zrozumiała, że jeśli wie, którędy iść, z głównego pałacu może dotrzeć wszędzie. Oczywiście przy przejściach wartowała straż złożona z ludzi lub reptilionów. Uchiha dobrze strzegł do siebie dostępu. Ktoś niepowołany nie miał szans się prześlizgnąć.
Czuła, że z każdym krokiem wchodzą w głąb góry. Powietrze powoli stawało się coraz bardziej duszne, a ciemność gęstsza. Korytarze rozświetlały ogniste, magiczne pochodnie podobne do tych, które wyczarowała w swojej komnacie Sfinks. To oznaczało, że nad oświetleniem pałacu czuwa przynajmniej jeden mag ognia.
Miedzianozłote futro tygrysicy nastroszyło się, a cała jej postać zaczęła emanować niepokojem. Sama nie do końca rozumiała swoje przeczucia. Zrzuciła swoją nerwową reakcję na karb niezbyt pozytywnie wspominanych przez nią wizyt u sfinksa.
Dopiero po kilkunastu minutach w powietrzu dało się wyczuć jakiś ruch i dosłyszeć odległe hałasy. Ziemia pod ich stopami niemal wibrowała, a do zaintrygowanej Sakury dotarło jak pełna napięcia, ekscytacji i woli walki atmosfera czeka na końcu korytarza. Gdy w końcu stanęli u jego wylotu, aż przetarła oczy ze zdumienia. Rozciągająca się przed nimi jaskinia miała ogromne rozmiary. Na wykutych w czarnej, wulkanicznej ścianie trybunach mieściło się setki tysięcy rozemocjonowanych Bumithrian, którzy przekrzykiwali się, robiąc zakłady i prowadząc rozmowy na temat swoich faworytów. Na dnie pomieszczenia zorganizowano plac boju, który wysypano piachem, by kopyta koni nie ślizgały się na skale. Rycerze, magowie i wojownicy wjeżdżali właśnie na potężnych rumakach, trzymając w rękach reprezentujące ich kolorowe sztandary.
Sakura osobiście nie szczególnie przepadała za turniejami, ale jako że w większości królestw były tradycją, organizowała je również w Esselunith raz do roku. Czasem miło patrzyło się na gibkich, zwinnych elfów, czy niesamowicie umięśnionych wojowników. Jednakże nie angażowała się w to zbytnio. Brutalność i okrucieństwo okazywane bez przyczyny, nigdy nie mogły stanowić dla niej jakiejkolwiek rozrywki.
Naruto poprowadził ich wprost do królewskiej loży, w której czekał już Uchiha, siedzący dumnie na swoim tronie ze złotem na skroniach. Nie można mu było odmówić szlachetności i władczości, które aż od niego biły.
Sakura odniosła wrażenie, że gdy odwrócił wzrok w jej stronę, na jego obliczu pojawił się jakiś dziwny półuśmiech i zadziorny błysk, ale ta chwila trwała tak krótko, że nie miała pewności, czy aby jej się to nie przewidziało.
Podeszła do niego z chłodną obojętnością i godnością. Z gracją usiadła na tronie ustawionym obok Uchihy. Król podniósł się z miejsca, gdy ona siadała, co na moment zbiło ją z tropu, gdyż gest niósł ze sobą ładunek szacunku, którego raczej nie okazywał w tak otwarty sposób. Zastanawiało ją, czy aż tak bardzo docenił jej umiejętności łucznicze i to jak złapała go w pułapkę. Utwierdziła samą siebie w tym przekonaniu i więcej się nad tym nie głowiła. Chociaż... czuła, że mężczyzna dyskretnie ją obserwuje. Jego spojrzenie budziło w niej tak palące emocje, że nie mogła się mylić.
Tsezil bez mrugnięcia okiem ułożyła się u jej boku ledwie kilkanaście centymetrów od Mortifera, by zapewnić jej ochronę. Wyczulona na najmniejszą anomalię w stanie otoczenia od razu zauważyła zbliżającą się ku nim płomiennowłosą kobietę w jadowicie zielonej sukni z wymalowaną na twarzy wściekłością. Sakura zauważyła zainteresowanie tygrysicy, więc również zwróciła głowę w tym samym kierunku.
Królowa z konsternacją dostrzegła, że niezadowolenie kobiety było wymierzone właśnie w jej stronę. Zdziwiła się, ponieważ widziała ową osobę pierwszy raz w życiu. Zastanawiała się więc, czym zasłużyła na taką reakcję.
Kobieta zatrzymała się tuż przed Sakurą z agresywną postawą, patrząc wprost na nią z góry. Jej rude, niemal czerwone włosy opadały wokół jej twarzy, niczym poskręcane, wijące się węże.
- Zajęłaś moje miejsce! - Brwi Sakury uniosły się wysoko, gdy usłyszała tak impertynenckie słowa, padające z ust kobiety. Dawno nikt nie odniósł się do niej z większą nieuprzejmością. W pierwszej chwili poczuła się urażona i myślała nad ostrą ripostą, ale przypomniała sobie, że jeszcze niedawno jej osobisty temperament był równie wybuchowy. Mając to na względzie, uśmiechnęła się wyrozumiale.
- Przepraszam bardzo, ale kim jesteś? - zapytała ze spokojem, ignorując zaskoczenie kobiety, która najwyraźniej nie spodziewała się tak powściągliwej odpowiedzi.
Przybycie rudowłosej zwróciło również uwagę Uchihy, ale postanowił nie angażować się w spór, dopóki nie zabrnie za daleko. Ciekawiło go, co z tego wyniknie. Udawał więc, że szalenie interesują go, nowi wojownicy wkraczający na arenę. Na jego ustach powoli rodził się uśmiech pełen ironii i kpiny. Jeżeli dostatecznie dobrze poznał królową, to spodziewał się, że wyjdzie z tego starcia zwycięsko i to z wysoko podniesioną głową.
- Nie mów do mnie na "ty" - odparła wyniośle i opryskliwie rozmówczyni Haruno.
Irytacja Sakury dawała o sobie znać, ale nie chciała tego po sobie pokazać. Uśmiechnęła się chłodno, ale wciąż uprzejmie.
- Gdybyś "ty" odpowiednio mnie tytułowała, ja również nie miałabym z tym najmniejszego problemu - wyraźnie położyła nacisk na "zakazane" słowo. - Chociaż... może i nie, bo nadal nie mam pojęcia jak, ponieważ nie wiem kim jesteś i dlaczego domagasz się, żebym ustąpiła miejsca właśnie tobie. Jesteś obłożnie chora? A może brzemienna? Źle się poczułaś? - Kobieta pokręciła głową w odpowiedzi. - Czym więc sobie zasłużyłaś na taki zaszczyt? - Cała wypowiedź Sakury ociekała sarkazmem i jadeitowe spojrzenie zaczęło ciskać gromy.
O dziwo rudowłosa nie straciła animuszu i kontynuowała z nieugiętą złośliwością.
- Nie wiesz kim jestem? - zapytała nie dowierzając, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Nazywam się Lady Karina i jestem kuzynką króla Uchihy.
Sakura nie mogąc się opanować, uśmiechnęła się diabelsko, co całkowicie zburzyło pozorny spokój rysów jej twarzy.
- Ach rozumiem! - powiedziała z fałszywą niższością, jakby owy tytuł faktycznie zrobił na niej większe wrażenie. Jednak chwilę później jej głos rozbrzmiał lodowatym chłodem pomieszanym ze wściekłością. Uniosła się ze swojego tronu i stanęła oko w oko z kuzynką Uchihy.
Tak nagła zmiana w postawie królowej, zachwiała pewnością siebie kobiety.
Sakura przypomniała sobie, że Naruto wspominał jej o dalekiej krewnej bumithriańskiego władcy mieszkającej w pałacu. Wątpiła, żeby pretendowała do tronu. W dodatku Uchiha nie wtrącił słowa odkąd przybyła i zupełnie ignorował jej obecność. Gdyby żywił do niej jakieś rodzinne uczucia, to już by się za nią wstawił, a oceniając po charakterze i podejściu kobiety, raczej nie cieszyła się jego sympatią. Sakura spotykała już na swojej drodze osoby mylnie przekonane o swojej wyższości nad innymi.
- Czy masz świadomość, do kogo się zwracasz? Bo jeśli nie, to ci wybaczam, ale jeśli wiesz, że jestem królową Esselunith, co prawda w niewoli, ale wciąż królową, to spójrz w oczy mojej towarzyszki. Gdybyś była mężczyzną, rozdarłaby ci gardło w momencie, w którym się do mnie odezwałaś. - Pierwszy raz w oczach Lady Kariny mignął strach. Wcześniej nie zwracała uwagi na rozsierdzoną tygrysicę i jej obnażone pazury. - Wierz mi dziecko, nie chcesz mieć we mnie wroga, a tym bardziej w osobach moich przyjaciół i towarzyszy - dokończyła groźnym półszeptem.
Lady Karina z gniewnym fuknięciem odwróciła się na pięcie, ale Sakura widziała jak na dłoni jej przerażenie. Uśmiechnęła się do siebie zwycięsko i wróciła na swoje miejsce. Zerknąwszy na Uchihę, odkryła, iż na jego obliczu wykwitło zadowolenie, chociaż udawał, że nie patrzył na całe zajście i nic nie słyszał. Czyżby aż tak dobrze poradziła sobie z jego kuzyneczką?
- Masz wspaniałą rodzinę Uchiha - wygłosiła z przesadną słodyczą.
Po drugiej stronie tronu króla Naruto dusił się ze śmiechu, a Hinata popatrzyła na nią niezrozumiale, jakby obawiała się czy z przyjaciółką wszystko w porządku.
Uchiha nie złapał się na ten przytyk, co nieco ostudziło samozadowolenie Sakury.
- Cieszę się, że się zaprzyjaźniłyście.
Zignorowała to ironiczne stwierdzenie i skierowała swoją uwagę w stronę areny zapełnionej wszelkiej maści wojownikami, którzy właśnie zsiadali z koni, by ukłonić się władcy. Uchiha dumnie uniósł się z miejsca. Tysiące stworzeń na widowni natychmiast ucichło i zapadła tak głęboka cisza, że słychać było nawet jego oddech.
- Drodzy Bumithrianie. - zaczął doniośle, a jego głos niósł się po jaskini dumnym echem. - Dziś rozpoczyna się wielki turniej. Na waszych oczach wyłoni najlepszych bumithriańskich wojowników, którzy przybyli do stolicy z najodleglejszych zakątków naszej krainy. Wiem, że wyczekujecie tego widowiska równie niecierpliwie jak ja, więc żeby nie przedłużać. Oficjalnie otwieram trzy tysiące czterysta trzynasty turniej rycerski.
W jaskini rozległa się ogłuszająca wrzawa, wiwaty, okrzyki i gwizdy. Uchiha pozwolił na tę chwilę radości ze strony tłumu po czym wzniósł dłonie, nakazując, by się uspokoił.
- Nagrodą dla najlepszych z najlepszych jest możliwość dołączenia do królewskiej elity wojowników, których zgodnie z obietnicą zamierzam utrzymywać do końca ich życia. Życzę wszystkim powodzenia.
Uchiha zasiadł na tronie, a Sakura w końcu zrozumiała, dlaczego wokół miasta zgromadziło się aż tylu Bumithrian. Oczywiście, że każdy, kto czuł się na siłach, chciał wziąć udział w turnieju lub przynajmniej zasiąść na trybunach, by podziwiać zmagania innych. Nawet na turniej w Esselunith przybywało tysiące istot, chociaż nagroda nie była aż tak okazała.
Wywołano na prezentację wojowników do pierwszej tury zmagań w walce na miecze. Pole imponowało Sakurze swoją rozległością, dlatego musiała przetrzeć oczy, by przekonać się, że wzrok jej nie myli i większość przestrzeni wypełniła się stworzeniami.
- Uchiha, powiedz mi, ile dni trwają twoje turnieje? - Zastanawiało ją jak długo będzie zmuszona siedzieć w jednym miejscu. Perspektywa kilkunastu godzin dziennie wcale jej nie odpowiadała.
Zaśmiał się słysząc niepewność, wręcz nutę lęku w postawionym przez królową pytaniu.
- Czyżbyś nie przepadała za widokiem krwi i potu? Nie martw się, nie tak długo, jakby to mogło się wydawać. Walka na miecze to zazwyczaj jeden dzień. Dzięki temu, że jaskinia jest duża w tym samym czasie odbywa się kilkanaście pojedynków. Kolejny dzień to walka wręcz i łucznictwo, co powinno ci przypaść do gustu. Następnie odbywają się pojedynki magiczne, ujeżdżanie dzikich zębaczy, gorgon i wiwern, a całość zamknie konkurs lotu na smokach i pokaz. Wszystko kończy się po tygodniu.
Sakura zaskoczona dźwięcznym, lekko zachrypniętym dźwiękiem szczerego śmiechu Uchihy, niemal zignorowała to, o czym mówił. Jej serce zadudniło przerażająco głośno i coś dziwnego działo się z jej policzkami. Po raz pierwszy od lat tak intensywnie rozgrzała je krew. Nie rozumiała swojej reakcji i bólu w piersi, co ją przeraziło. Czuła się zagubiona. Czy to owa dziwna mieszanka nienawiści, żalu i goryczy zalała jej serce jak zwykle, gdy z nim rozmawiała? To uczucie było tak dziwne i w ogóle nie adekwatne z tym, co zazwyczaj działo się z nią w jego towarzystwie. Zacisnęła drżące dłonie w pięści. A może to coś zgoła odmiennego? To absurdalne przypuszczenie wydobyte z głębi podświadomości tak nią wstrząsnęło, że zapomniała o oddychaniu. Wszystkie kolory odpłynęły z jej twarzy, a ręce stały się lodowato zimne i wilgotne. Nagle przed oczami zobaczyła ciemne plamy.
Uchiha zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi spojrzał w końcu na nią i sarkastyczna uwaga, którą miał na końcu języka wyparowała w mgnieniu oka. Nawet w przytłumionym świetle dostrzegł bladość jej skóry, szklane spojrzenie i krople potu na szyi, niczym zwiastujące nieszczęście korale. Przestraszył się nie na żarty, gdy zrozumiał, że nie oddycha.
- Królowo! - zawołał i poderwał się na równe nogi.
Zaalarmowane jego niepokojem Tsezil i Hinata od razu znalazły się przy Sakurze, wzywając jej imię i próbując ocucić.
Ciemność zniknęła sprzed oczu Sakury równie niespodziewanie, jak się pojawiła. Nigdy wcześniej nie czuła takiej paniki ani zagubienia. Nigdy też nie miała do siebie aż tylu wyrzutów. Chciało jej się płakać. Jak mogła dopuścić taką myśl? Przecież nienawidziła go najgorszym rodzajem nienawiści.
Ocknęła się całkiem na widok zaniepokojonych twarzy towarzyszek, Naruto i o ironio, samego Uchihy. Nie sądziła, że kiedykolwiek dopatrzy się na jego obliczu takiego zaniepokojenia. Nie chciała tego widzieć. Byłoby lepiej, gdyby Sasuke Uchiha zamknął ją w lochu i traktował jak zwierzę. Gdyby nie był człowiekiem. Powinien pozostać bezlitosnym, okrutnym, lodowatym mordercą, a nie pokazywać jej swoje dobre strony. Próbował mieszać jej w głowie, by ugrać coś dla swoich korzyści. Rozumiała to doskonale, a jednak nie wiedziała jak długo będzie mu się opierać i czy wystarczy jej na to sił. Bowiem niewątpliwie miał w sobie coś, co głaskało pod włos jej kobiecą naturę. Jakiś błysk w czarnych, bezdennych oczach, coś z groźnego uroku w przystojnych rysach twarzy, irytującą zdolność robienia jej na złość. Do obrony pozostał jej żal oraz nienawiść.
Och... chciała, żeby pochłonęła ją nicość, spalił gniew Matki Natury za to, że tymi myślami dopuszcza się zdrady wszystkich swoich ideałów.
Dlaczego?
Dlaczego akurat on tak bardzo potrafił wyprowadzić ją z równowagi, przewrócić do góry nogami cały jej świat? Przecież miała przy sobie tak wspaniałych mężczyzn jak Mirasir czy Ikuto. Dlaczego nie czuła do nich tej dziwnej mieszanki niepokoju i podekscytowania? Dlaczego?
Odetchnęła głęboko i starając się nie okazać wewnętrznej walki, jaką toczyła, uśmiechnęła się blado do zatrwożonych oblicz. Zdała się na kłamstwo.
- Przepraszam, chyba moja suknia ma zbyt ciasno zawiązany gorset i po prostu zabrakło mi przez to powietrza. Moja służąca nie za bardzo za mną przepada.
Naruto pomógł jej wstać z tronu, by Hinata dyskretnie poluzowała wiązania. Wszystkim ulżyło.
Jedynie Tsezil zerkała na nią podejrzliwie, ale nie powiedziała ani słowa. Gdy na twarz królowej wróciły kolory, na powrót ułożyła się u jej stóp.
Król też co jakiś czas spoglądał na nią bacznie, jakby z troską. Sakura stwierdziła, że owszem, ma się o co martwić. Gdyby coś jej się stało, Esselunith wzięłoby odwet na Bumithrii, a już od dawna widziała, że i jemu bardzo zależy na tym sojuszu. Często zastanawiała się z jakiego powodu, ale nie mogła tego dociec. W końcu mógł wywabić ją z zamku już kilka lat temu, wiec dlaczego akurat teraz? I czy naprawdę spodziewał się z jej strony tak szalonej propozycji? Czasami stwierdzała, że to bardzo prawdopodobna hipoteza i ogarniała ją złość, a innym razem, że nie jest aż tak sprytny i dawała spokój takim dywagacjom, które tylko plątały jej skołatane nerwy. Czuła, że jeśli on coś knuje, to prędzej czy później sama się o tym dowie.
Wojownicy na arenie zostali poprzydzielani do pojedynków. Tak jak obiecał Uchiha, co najmniej tuzin odbywało się w tym samym czasie, a wygranych dzielono do następnych starć.
Sakura pochyliła się nieznacznie do przodu, markując zainteresowanie walką. W rzeczywistości wciąż roztrząsała swoje emocje, nie mogąc dojść z nimi do ładu.
W końcu widok krwi i potu znudził się zarówno jej jaki i Hinacie, więc wykręciła się zajęciami w Akademii Magii i wyszła z jaskini. Tsezil razem z nią przemierzała podziemne korytarze.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytała z troską. Sakura podejrzewała, że tygrysica nie dała się zwieść jej grze aktorskiej. W końcu znała swoją towarzyszkę na wylot.
- Nie teraz - rzuciła, nie zdając sobie sprawy, jak wiele chłodu wypełnia ton jej głosu.
Takie zachowanie jeszcze bardziej zaniepokoiło czujną Tsezil. Rzadko coś wyprowadzało Sakurę z równowagi do tego stopnia. Postanowiła towarzyszyć jej na zajęciach i nie spuszczać z oka.
****
Tak jak obiecałam, oto kolejny rozdział. Szczerze mówiąc, nie jestem z niego zadowolona, ale tak musi być, żebym mogła popchnąć fabułę do przodu. Mam nadzieję, że nie napsułam za bardzo i odrobię nieco w kolejnej części, a szykuje się akcja. Już zacieram rączki.
Życzę wam wszystkiego najlepszego w nowym roku.
Autor: Ikula

14 komentarzy:

  1. Witam, witam! :D
    Tobie, droga Ikulo, również wszystkiego najlepszego!

    Przeczuwałam, że Sakura przegra ten pojedynek - z Uchihą nie miała najmniejszych szans...

    Uhuhuu, coś się w końcu zaczyna dziać! On jej pożąda i chce zachować dla siebie, ona w końcu wychwyciła jego zewnętrzne i wewnętrzne walory i poczuła ogromne zagubienie. Mam jakieś takie dziwne przeczcie, że od teraz wszystko zacznie się komplikować - i ich relacje, i sprawy polityczne. A przynajmniej tak się domyślam.

    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, ja też tak sądziłam. W końcu Sakura byłaby jakąś straszną farciarą, gdyby jednak udało jej się powalić Uchihę, a to powiałoby nierealną przesadą, o ile można mówić o czymś takim w opowiadaniach fantasy.

      Och... cholercia! Zaczynam robić się przewidywalna, ale jeszcze nie mam napisanego następnego rozdziału w moim magicznym zeszyciku, więc wszystko się może zdarzyć, a ja nic nie zdradzę (buhahahaha), bo cóż to by była za przyjemność czytania, gdyby miało się świadomość tego, co dalej nastąpi.

      Dziękuję, że czytasz, komentujesz i wyczekujesz kolejnych rozdziałów, to niesamowicie motywujące. Myślę, że uda mi się sklecić następną część opowiadania już niedługo, także cierpliwości.

      Pozdrawiam serdecznie
      Ikula

      Usuń
  2. Ohayo!
    No cóż Ci mogę powiedzieć. Nie jest to na pewno schematyczne romansidło ubrane we wdzianko przewidywalności. Jeśli ja zaczynam myśleć walorami czysto politycznymi, a nie daję się ponieść całkowicie chwili, znaczy to tyle, że odwaliłaś kawał dobrej roboty. Z resztą jak zwykle. ^^
    Fakt, gdyby Sakura wygrała pojedynek, to byłoby zbyt dziwne... jednak smaczek w postaci draśnięcia na skórze naszego „Głazu” był jak najbardziej na miejscu i bardzo mi się podobał. Podobnie scena z podglądaczem. Robisz z Sasuke zboczeńca pierwszej klasy (w pozytywnym sensie). Moja wyobraźnia pognała do przodu nie gorzej od jego wyobraźni. Aż mi się ciepło zrobiło... czyżbym znów miała gorączkę?
    Nie! Gomene... ale to raczej nie to. ^.^
    Scena z Naruto mnie wzruszyła. Ostatnimi czasy szukam zawzięcie... czy to w mangach, czy w anime, książkach i opowiadaniach. Szukam scen i historii, które wycisną ze mnie chociaż łezkę. Dawniej nieco częściej czułam to przyjemne mrowienie w podbrzuszu i dawałam się ponieść, ocierając wodospad Niagara z policzków. Dzisiaj już niewiele rzeczy porusza mnie do głębi. Nie wycisnęłaś ze mnie kaskad łez, tak przeze mnie pożądanych (to zapewne osiągniesz w momencie kulminacyjnym), ale stworzyłaś scenę, która swoją ckliwością i niezwykłą realnością dotknęła tych oczu, które są wciąż zamknięte i skryte gdzieś głębiej. To właśnie Naruto mnie tak poruszył. Szczery do bólu, może trochę przesadny, ale właśnie dlatego - wyjątkowy. Jak ja uwielbiam takich oddanych facetów.
    Pewnie dlatego, że raczej ich u nas malutko… ^^
    Nie rozumiem dlaczego miałabyś być niezadowolona ze swojej pracy. Był to przerywnik mało dynamiczny, ale bardzo przyjemny i tak jak zauważyłaś - potrzebny. Coraz więcej niezrozumiałych uczuć, a co za tym dalej pędzi - więcej problemów, jak mniemam?
    Podoba mi się jak kreujesz Sasuke, chociaż mam nadzieję, że jego metamorfoza pójdzie po mojej myśli. Żeby było ciekawiej, nie zdradzę na co liczę. ^^
    Aha! Zapomniałam! Apropo sceny podglądacza... moja wyobraźnia zaszalała też w innym kierunku. Pięknie opisałaś Sakurę. Czułam się jak Sasek, jeśli nie lepiej... oh, rozpieszczasz czytelnika, rozpieszczasz. :*

    Jak wspomniałam, nie widzę powodów do zmartwień. Akcja jest płynna nie tylko w samym rozdziale, ale i między nimi. Fabuła jest spójna i nie widzę potknięć. Była z jedna literóweczka, którą łatwo zignorowałam, więc już nawet nie pamiętam gdzie była... gomenasai. No i... ładnie przechodzisz w uczuciach, Podoba mi się, że główni bohaterowie nie rzucają się sobie w objęcia bez powodu. ^^
    Brniesz do przodu. Jako podopieczna i czytelnik mówię, że bardzo mi się podoba, czekam na więcej i życzę pokładów weny.
    Jako przyjaciółka jestem z Ciebie dumna i zawsze będę wspierała w tym, co robisz.
    Wydaj kiedyś książkę, co? Chcę autograf, zapłacę szczerym uściskiem wiernego fana. ^^

    Powodzenia przy tworzeniu!
    Twój wariat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest pierwsza w nocy i nie sądzę, żeby moja odpowiedź była ładna, składna i poprawna, ale co mi tam...

      Wiesz, umiesz mnie podnieść na duchu. To, że czytasz i komentujesz moje rozdziały bardzo wiele dla mnie znaczy. Dzięki temu czuję się zmotywowana, by pisać dalej. Gdyby nie ty pewnie już dawno rzuciłabym pisanie w kąt i zajęła się bardziej "praktycznymi" rzeczami. I to nie tylko dlatego, że słyszę od Ciebie ciepłe słowa, ale krytyka z twojej strony pozwala mi spojrzeć na to, co napisałam bardziej obiektywnie, pod innym kątem i wyłapać tę niefortunną porażkę, czy inną zgniliznę. Nie wiem, czy masz pojęcie jak wiele się wtedy uczę. Jasne, to jest troszkę jak smagnięcie batem, ale to wrażenie trwa przez chwilę, a później dostaję niemal białej gorączki. No staję na głowie, żeby wszystko było jak należy i co ważniejsze, Twoja krytyka wżera mi się w pamięć na tyle, że jestem niemal pewna, iż nie popełnię tych samych błędów w przyszłości.

      Co do Sasuke, nie myśl sobie, że zrobię z niego miękką, ciepłą kluchę, która będzie się rozpływała przed stópkami Panny Różowej. To raczej nie w moim stylu. Chcę, żeby pozostał twardy. Nie będę go przetapiać i tworzyć od nowa, tylko nałożę nową warstwę. Przynajmniej tak się postaram.

      Jeśli chodzi o scenę w fontannie, to spędziłam nad nią najwięcej czasu. Chciałam jak najbardziej oddać magię chwili, te napięcie seksualne, głodne oczy, kobiece piękno. Mniemam, że spisałam się całkiem nieźle.

      Ech... wczoraj usiadłam nad kolejnym rozdziałem. Będę musiała się nad nim najpierw nagłowić, żeby go napisać i nie popełnić jakiegoś faux pax. Boję się zepsuć to, co już mam,a to mnie spowalnia. Oj dobra, powzdychałam sobie.

      Jak wydam książkę, to dostaniesz ją pierwsza do rąk własnych z tyloma autografami, buziakami i innymi takimi z iloma będziesz chciała. Nigdy nie zdołam Ci się odpłacić za to, co dla mnie robisz.

      Twoja Iku

      Usuń
    2. Broń Boże ciepła klucha! Nie przeżyłabym... >.<

      Spokojnie, bez odpłacania. Ty też robisz dla mnie bardzo wiele. więc jesteśmy kwita... a z resztą, nie o to tu przecież chodzi, prawda?
      Na praktyczne rzeczy zawsze znajdziesz czas. Ja jestem od tego, żebyś zapomniała o tym co jutro, a złapała za to co dzisiaj. ^^
      Gambate! Wyczekuję kolejnego rozdziału! ^^

      Usuń
  3. Wow saki to ma te krolewskie zycie i te problemy z sasuke. Mam nadzieje ze cos pujdzie nie tak podczas tego turnieju moze jakiś zamach xD WENY!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wena zdecydowanie się przyda podobnie jak czas wolny, którego na razie niestety nie mam ;(

      Usuń
  4. Jej. Tak, ten rozdział to było coś. Jak dla mnie wyszłaś całkowicie z ram przewidywalności i przeniosłaś nas na zupełnie inny poziom.

    Podobały mi się opisy. Były dobre. Nieźle czytało się także dialogi. Wszystko jednak przegrało z dwoma momentami.

    Pierwszym był moment, kiedy Sakura wyszła w nocy do fontanny. Kiedy wsłuchiwała się w dźwięki drzew, w odgłosy nocy, kiedy wpatrywała się w niebo, ja sama wyobraziłam sobie surowość krainy Bumithrii w porównaniu z bujną naturą Esselunith i najzwyczajniej w świecie się rozpłakałam. Przejął mnie żal Sakury, jej tęsknota za domem i przyrodą, z którą była związana od dziecka.

    Druga sytuacja to pozwolenie na związek Hinaty i Naruto. Wtedy też się rozpłakałam, jakbym sama traciła coś cennego. Własnego przyjaciela, siostrę, jedyną osobę, która rozumie mnie jak nikt inny. Doskonale odczułam ból rozdzieranego serca i rezygnacji z samolubnych pobudek na rzecz szczęścia mojego przyjaciela. Tak. To było wstrząsające i miażdżące.

    Wyłapałam kilka przecinków, które uciekły ze swojego miejsca i pojawiły się tam, gdzie były niepożądane. Miałaś też jedno zdanie, które do teraz jest dla mnie zagadką. Ale poza tym nie było nic rażącego. Bardzo czekałam na rozdział i mile się zaskoczyłam, kiedy go zobaczyłam. Bardzo się cieszę, że wszystko potoczyło się właśnie tak, jak to opisałaś. Teraz czekam na następny i już zagryzam wargi ze zniecierpliwienia.

    Walka między Sasuke a Sakurą również była niesamowita, ale nie poruszyła mną tak, jak dwa wspomniane przeze mnie wcześniej fragmenty.

    Pozostaje mi życzyć Ci wszystkiego najlepszego, weny, cierpliwości, spokoju i miłości <3 Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy tego opowiadania i pamiętaj, że zawsze jestem z Tobą :*

    Ściskam,
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak mówisz, bo Twoje zdanie bardzo wiele dla mnie znaczy.

      Wiem, że ze względu na swoją naturę dostrzegasz więcej niż inni. Jak zwykle jestem pełna podziwu dla Twojej emocjonalności i zdolności czytania między wierszami. Wbrew pozorom, innym ludziom niekiedy trudno zrozumieć mój sposób myślenia i jego formę przekazu, bo to co na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiste, wcale takie nie jest. Mam nieodparte wrażenie, że duża część osób, która czyta to opowiadanie podświadomie się mnie boi, bo moje odpowiedzi często można zinterpretować dwojako. (Buhahahaha... ^^)

      No ale ja nie o tym chciałam mówić. Dziękuję, że mnie wspierasz i starcza Ci odwagi, by umieszczać tu komentarze. Skłaniasz mnie do ponownej refleksji i zadumy nad tym, co napisałam, a nawet do zmienienia punktu widzenia w niektórych kwestiach. Jestem Ci za to ogromnie wdzięczna, bo z każdym Twoim zdaniem i uwagą uczę się więcej. No i dzięki temu potrafię docenić swoją pracę, czego zazwyczaj nie robię ze względu na daleko posunięty samokrytycyzm.

      Całuję
      Ikula

      PS. Podasz mi to niewdzięczne zdanko, nad którym się tak głowiłaś? Może jakoś je zgrabnie przekształcę dla przyszłych pokoleń czytaczy... :P

      Usuń
  5. "Zaśmiał się słysząc niepewność nutę lęki (...)" <-- Tutaj, Kochanie ^^
    Wybacz, ale już chyba pięćdziesiąty raz próbuję zinterpretować to zdanie, jednak jakoś mi nie idzie :)

    A co do moich spostrzeżeń. Zawsze staram się pisać to, co myślę. Nie jestem człowiekiem z natury zawistnym i nieprzyjemnym, dlatego nigdy nie doszukuj się tych cech w moich wypowiedziach, które czasami zabrzmią w ten właśnie sposób. Zawsze piszę wszystko w dobrej wierze i staram się konstruktywnie podbudować pisarki swoją krytyką, sama niejednokrotnie będąc pod lupą jej surowości :)

    Buziaki i czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :>
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oł shit! Jak mogłam spierdzielić tak ważne zdanie?! To taki kluczowy moment. No nic. Mea culpa.

      Nigdy bym Ci czegoś takiego nie zarzuciła. Don't worry.

      Usuń
  6. Na Jashina.! Teraz to zdanie jest tak sensowne, że aż oślepia :)
    Dziękuję za sprostowanie.

    Kocham, czekam, jestem <3

    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do Liebster Award szczegóły na http://wizje-mroku-upadli.blogspot.com/2015/01/liebster-award.html Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam,
    ach sam Sasuke zapragnął mieć Sakurę, pojedynek ciekawy, Naruto dostał błogosławieństwo od Sakury aby związać się z Hinatą, czyżby Sakura powoli zakochiwała się w Sasuke...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń