12 kwietnia 2014

Rozdział V - Bumithria

Armia Esselunith wycofała się na większą odległość od wroga, ale ani Ikuto, ani Gwern, ani Virathir, ani Nerahel nie odwołali swoich oddziałów ze stanowisk. Radość Esseluńtczyków mącił niepokój ich przywódców i nieznany powód tego, że nie mogą zawrócić. Ponadto Bumithrianie też nie ruszyli się z miejsca. Stali w ciszy i bojowej powadze. W końcu ich król obiecał, że zaatakuje, jeśli królowa nie zjawi się na czas.
Tsezil i Hinata już na nią czekały. Podobnie Virathir, Mirasir, Gwern i Nerahel. Najwyraźniej przyszli, żeby wesprzeć i pożegnać. Sakura powiodła wzrokiem po władcach i smoczycy. Ich miny były dalekie od szczęśliwych.
Zeszła z konia i podeszła najpierw do Mirasira. Elf przygarnął ją do siebie i przytulił mocno. Wierzył, że w przyszłości ta silna, wyjątkowa kobieta zostanie jego żoną. Gwern również pożegnał się uściskiem. Virathir skłonił się przed nią ponownie, a Nerahel dla odmiany zaskoczyła wszystkich.
- Królowo, chciałabym pójść razem z tobą, by móc w razie potrzeby cię chronić - przemówiła pewna swego.
- Nerahel… - Sakura zaniemówiła z wrażenia, ale jednocześnie posmutniała. Smoki były same w sobie wyjątkowymi stworzeniami. Potężne, majestatyczne, pełne wdzięku i piekielnie inteligentne. Rzadko jednak potrafiły znaleźć z ludźmi wspólny język, chyba że byli to ich towarzysze. Ich pełna zagadek natura sprawiała, że każdy smok miał inny charakter i osobowość. Dziewczyna czuła się zaszczycona, ale nie wiedziała, czy może się zgodzić.
Smoczyca zauważyła wahanie królowej.
- Mam już 172 lata. Jestem starym smokiem i niewiele lat jeszcze przede mną. Chciałabym wykorzystać je jak najlepiej i uważam, że służba u twojego boku nie będzie czasem straconym.
- Nerahel - Spojrzała na nią wzruszona. - nie wiem, czy mogę wziąć cię ze sobą. Ustaliłam z Uchihą, że pójdzie ze mną Tsezil i Hinata, ale jeśli chodzi o ciebie, to wątpię, żeby na to pozwolił. - Wypowiedzenie obaw na głos przysporzyło Sakurze sporo trudności. Czułaby się dużo lepiej, mając przy sobie kogoś takiego, jak smoczyca.
Nerahel prychnęła, a z jej nozdrzy uleciały kłęby siarkowego dymu.
- Czy przypadkiem nie obwieściłaś wszystkim, że mamy pokój i każdy Esseluńtczyk może przebywać bez obaw na terenie Bumithrii? - Jej błękitne oczy zabłysły diabelsko.
Sakura otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia i uśmiechnęła się groźnie. Coś czułą, że zagra królowi na nosie.
- Masz rację. W takim razie, będzie mi bardzo miło, jeśli pójdziesz razem ze mną. Serdecznie dziękuję.
Nerahel zamruczała z zadowoleniem, a Sakura wsiadła z powrotem na swojego konia. Hinata też ściągnęła lejce i ruszyły powoli w kierunku wrogiego tłumu. Smoczyca kroczyła dumnie, a ziemia drżała od jej ciężkiego kroku. Gdy dotarły do pierwszej linii wroga, zapadła przytłaczająca cisza. Tysiące oczu wwiercało się ciekawsko w Sakurę. Niektóre twarze uśmiechały się do niej drwiąco. Nikt nie okazał jej szacunku ukłonem. To sprawiło, że dziewczyna poczuła się wobec tej barbarzyńskiej masy mała i słaba. Serce zabiło jej mocniej, a skóra ścierpła. Ściągnęła wszystkie mięśnie, aż poczuła w nich ból. Wiedziała, że wkracza w nieznany sobie świat, w którym nie jest mile widziana i większość tych stworzeń z miłą chęcią osobiście przystawiłoby jej ostrze do gardła, albo rozerwało je zębami.
Spoglądała na motłoch nieufnie, ze strachem, a jednocześnie wrogo.
Znajomy reptilion już na nie czekał. Obrzucił Nerahel uważnym spojrzeniem, skłonił się i skinął ręką, by poszły za nim.
Tłum rozstąpił się, tworząc im przejście. Dla Sakury każdy krok wiązał się z niepewnością i strachem. Gdy jeden z gnolli kłapnął na nią pieniącą się od śliny szczęką, wzdrygnęła się. Jednak smoczyca spojrzała na stworzenie w taki sposób, że aż zaskomlało z przerażenia. To dodało królowej trochę odwagi i pewności siebie, chociaż i tak miała wrażenie, że ich przemarsz trwał wieki. W końcu armia była bardzo liczna, a obóz rozbito dopiero u samych stóp Śniących Wzgórz. Królewski namiot był imponujących rozmiarów, rozłożysty i wysoki na tyle, że nawet smok mógł wsadzić doń swój łeb.
- Powiadom naszego Pana, że królowa już przybyła. - Reptilion zwrócił się do pilnującego wejścia minotaura.
Ten spojrzał na przybyszów swoimi zwierzęcymi oczami, po czym skinął pokracznie głową i zniknął za materiałem.
Sakura starała się nie okazywać targającej nią paniki, która rosła z każdą chwilą i zbliżała się do swojego apogeum. Dłonie jej się pociły, a krew szumiała w uszach. Nie wiedziała, czy uda jej się rozmawiać z Uchihą równie pewnie, jak ostatnio. W końcu jej położenie diametralnie się zmieniło.
Delikatna Hinata niemal trzęsła się ze strachu, chociaż Farhel szeptał jej do ucha słowa pocieszenia. Jej zagubiony wzrok błądził po okrutnych twarzach Bumithrian.
Włosy na ciele Tsezil zjeżyły się, jakby naelektryzowała je jakaś dziwna siła, a pazurów nie chowała, jakby w każdej chwili spodziewała się ataku. Nie ufała tej dzikiej hołocie. Zrozumiała, co miała na myśli Sfinks, mówiąc, iż tygrysica powinna lepiej pilnować Sakury. Właśnie miała wrażenie, że znalazły się w samym środku gniazda szerszeni. Doceniała coraz bardziej obecność Nerahel. Smoczyca stanowiła dużo lepszą ochronę, od jej własnych kłów i pazurów.
Uchiha wyszedł z namiotu pewnym siebie, dumnym krokiem, jednakże obecność złotego smoka tak bardzo go zdekoncentrowała, że omal się nie potknął. Spojrzał chłodno na Sakurę, która powstrzymywała się od zajadliwego uśmieszku, który chciał wypełznąć jej na twarz.
- Co to ma być? O smoku nie było mowy! Miał być tylko twój medyk i jego towarzysz! - Królową bawiła ta złość. Był jak dziecko wijące się u jej stóp. Nie zrobił na niej wrażenia ani groźny wzrok, ani mrożący krew w żyłach ton głosu, od którego zamarli strażnicy. Jej obawy okazały się bezpodstawne. Już dawno zrozumiała, że za bardzo nienawidzi tego człowieka, żeby się go bać, czy czuć respekt.
- Ledwie godzinę temu podpisałeś wiążące porozumienie, a już zapominasz o jego postanowieniach? - zapytała z pobłażliwym spojrzeniem. Czuła słodycz tego małego zwycięstwa.
Uchiha ściągną nerwowo brwi, zdając sobie sprawę, że ta irytująca kobieta ma rację.
- Niech ci będzie - wycedził, gdy już udało mu się opanować wściekłość.
Sakura jeszcze nie raz zamierzała utrzeć mu nosa. Może i była teraz na jego terenie i na jego zasadach, ale kto powiedział, że ma być uległa i potulna jak baranek? Wciąż pozostawała dumną królową rodu Haruno.
- Skoro twoja armia już odjeżdża, ja również zarządzę powrót do miasta - oświadczył już całkiem spokojnie i wydał odpowiednie dyspozycje. Żałował, że dał się tak sprowokować. To nie mogło się powtórzyć. - Przydzielę ci służbę i namiot. Będziecie musiały zmieścić się w nim we trzy… bo rzecz jasna twoja smoczyca nie wciśnie tam nawet jednego pazura. - Nie zamierzał akceptować obecności smoczycy i ukrywać, że mu się to nie podoba. Stanowiła niemałe zagrożenie, jednak wątpił, by Haruno zerwała sojusz.
- Brawo, prawdziwy geniusz z ciebie - odpyskowała odważnie dziewczyna. Tylko adrenalina w jej żyłach wywoływała taką zadziorność.
Uchiha posłał jej prawdziwie groźne spojrzenie. Nikt nie miał prawa tak się do niego zwracać. Nawet ona. Szczególnie ona.
- Uważaj na słowa. Jakby nie patrzeć, jesteś na mojej łasce. W każdej chwili mogę przestać być miły. - Jakiś nowy błysk w jego oczach nieco ostudził królową. Mówił poważnie.
Władca zajął się zbieraniem armii w drogę, a przy Esseluńtczykach zostawił tylko kilka reptilionów. Wyglądało na to, że najbardziej im ufał.
Gdy tylko zniknął im z oczu, Tsezil popatrzyła na Sakurę z przyganą.
- Radzę ci trzymać emocje i język na wodzy. Jak słusznie zauważył, może teraz zrobić z nami wszystko. - Niezadowolenie i pogarda dla zachowania towarzyszki aż z niej kipiały.
Królowa niechętnie przyznała tygrysicy rację. Jedno, spojrzenie na będącą o krok od załamania nerwowego, Hinatę, przywrócił jej zdrowy rozsądek. Elfka wręcz dygotała na całym ciele. Sakura wiedziała, że na swój charakter i nienawiść niewiele jest w stanie poradzić, ale musiała być damą, w taki sposób, jak uczyli ją na zamku. „Przede wszystkim nie daj się sprowokować. To oznacza słabość.” W jej głowie zadźwięczała jedna z żelaznych zasad mistrza walki i ojca Ikuto.
Jedynie smoczyca pochwalała temperament władczyni.
- Ja dam sobie radę Pani i jeśli zajdzie potrzeba, będę cię bronić. W końcu jestem smokiem, a skórę mam grubą - obiecała łagodnym głosem, uspokajając ją.
- Cieszę się, że zdecydowałaś się pójść z nami. Nerahel, jesteś dla nas ogromnym wsparciem - wyznała z wdzięcznością.
Tsezil przytaknęła.
- Cieszę się, że mogę pomóc - odparła, po czym wyciągnęła szyję, żeby rozeznać się w sytuacji.
Wszystkie je dręczyła kwestia tego, co Uchiha zamierza z nimi zrobić. Mógł ugościć je tak, jak na to zasługiwały, albo po prostu wtrącić do lochu. Druga opcja jawiła się mniej optymistycznie. Na szczęście do końca dnia nie zwracał na nie uwagi. Jechał w ich pobliżu na gniadym koniu, jakby zdawał sobie sprawę, że irytuje tym Sakurę, ale nie zamienili już ani słowa i może tak było lepiej.
Kiedy pod wieczór przekroczyli granice terytorium Bumithrii, Sakura poczuła się nieswojo. Nigdy przedtem nie zetknęła się z takim krajobrazem. Znacząco różnił się od tego, który widywała na co dzień. Kraina leżała w znacznej części w ujściu rzeki Mistis. Liczne wylewy i jej odgałęzienia sprawiały, że ziemia była mokra i mulista. Stopy zapadały się w mchu, albo błocie, a wokół unosił się fetor gnijących w wodzie roślin i stworzeń. Drzewa miały szerokie u dołu pnie, oplecione gęsto przez bluszcz i mech. Monotonna zieleń połączona z brązami, męczyła wzrok. Ponadto było strasznie duszno od wilgoci w powietrzu, a po pomarańczowo-purpurowym zachodzie słońca uniosła się gęsta jak mleko mgła, sprawiając, że nie dało się dostrzec własnych stóp.
Tsezil też czuła się niekomfortowo. Wzdrygała się na każdy dźwięk i nie wyruszyła na polowanie. Chciała mieć Sakurę i Hinatę na oku nawet kosztem pustego żołądka.
Pocieszająca była natomiast obecność smoczycy, która nie wzbiła się w powietrze i rozdeptywała swoimi ogromnymi łapami krzewy i mniejsze drzewa, a łamiąc mniejsze, rzucała przekleństwa na gęste poszycie lasu. Drewno pod jej stopami robiło mnóstwo hałasu, czym zwracała na siebie uwagę.
Po zapadnięciu zmroku, Uchiha zarządził postój i cała armia rozbiła obóz w lesie. Wtedy też opuścił w końcu Sakurę i jej towarzyszki, powierzając pieczę nad nimi znajomemu reptilionowi. Sakura, Hinata, Nerahel i Tsezil nie odzywały się do siebie do tego momentu, dlatego pod nieobecność władcy zaczęła się cicha rozmowa.
- Na razie nie jest źle. Stara się być uprzejmy i nie wchodzić nam w drogę, ale ma nas na oku - podsumowała Uchihę Tsezil.
- „Na razie” to dobre określenie - odparła przezornie Sakura, nie szczędząc ironii. - Powinniśmy ustalić, co z prowiantem. Hinata wzięłaś coś ze sobą?
Elfka była już w zdecydowanie lepszej kondycji umysłowej, jednak wciąż biegała wzrokiem na boki.
- Trochę chleba, sera, ziół - wymieniła, grzebiąc w torbie. - Bardziej się skupiłam na tym, żeby wziąć potrzebne leki na wszelki wypadek.
Królowa westchnęła strapiona.
- Ja podobnie - zadumała się. - Na pięć dni drogi nie wystarczy.
- Królowo, jeśli mogę się wtrącić… - Nerahel błysnęła zębami, ucieszona, że znów może okazać się przydatna. - Może udam się na polowanie. Pożywię się i przyniosę coś tobie, panience Hinacie i Tsezil?
Sakura klepnęła się w czoło. Jak mogła zapomnieć o oczywistych możliwościach smoczycy. Istota pozytywnie zaskakiwała ją chęcią współpracy.
- Że też na to nie wpadłam. Doskonały pomysł! Leć Nerahel.
Smoczyca z ulgą rozłożyła skrzydła i wzbiła się w powietrze. Jeszcze chyba nigdy w życiu nie przeszła tyle na swoich łapach. Wiatr był jej sprzymierzeńcem, przyjacielem, kochankiem. Tylko wysoko w przestworzach czuła się wyzwolona.
Chwilę później zjawiły się odrażające gnolle, by rozstawić im namiot i zostawić drwa na ognisko.
Władczyni i jej przyjaciółki przyglądały się niby ludzkim stworzeniom o wilkołaczych ciałach, głowach hien i oczach człowieka. Budziły w nich strach o własne bezpieczeństwo. Były czymś nienaturalnym, wynaturzonym. Kolejna rasa stworzona przez maga, lubiącego zabawę w Matkę Naturę. Gnolle miały też ludzkie, okrutne umysły i podobne do ludzkich uczucia. Bez słowa wykonały powierzone im zadanie i odeszły.
Sakura, Hinata i Tsezil stłoczyły się przy ogniu. Feniks schował głowę pod skrzydło i zasnął na ramieniu elfki. Wszystkie z miłą chęcią zanurzyłyby się na kilka godzin w chłodną, bezpieczną otchłań snu, ale podwyższony poziom adrenaliny i stresu nie pozwalał im na to, pomimo zmęczenia. Ponadto ciała domagały się zaspokojenia głodu.
Nerahel wróciła godzinę później. Sakura wpatrywała się w gwiazdy, oparta o bok towarzyszki, gdy rozległ się szelest skrzydeł. Smoczyca przyniosła ze sobą dwie duże łanie. Sakura podzieliła mięso mniejszej z saren swoim sztyletem i nadziała na zaostrzone kije, a Hinata doprawiła je ziołami. Resztę zjadła Tsezil.
Po kolacji doszły do wniosku, że nie ma sensu obejmować warty i odmawiać sobie snu. Nerahel usłyszała, jak Uchiha wydał zakaz zbliżania się i krzywdzenia ich, a poza tym, jakby nie patrzeć był teraz odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo. Gdyby Sakurze coś się stało, konflikt rozgorzałby na nowo, a najwidoczniej nie leżało to w gestii Uchihy. Ponadto smoczyca ułożyła się tak, by swoim potężnym ciałem otoczyć ich namiot. Mimo wszystko Tsezil nie traciła czujności.
Tak minęło im pięć dni drogi, podczas której zdarzały się różne sensacje. Sakura, Hinata i Tsezil miały okazję poznać Bumithrian od najgorszej strony. Armia diametralnie różniła się od szlachetnych ludzi Esselunith. Przypominała dziki, nieokrzesany tłum, hałastrę rodem z piekła. Na każdym kroku były świadkami grubiaństwa, niekompetencji i braku ogłady. Dookoła słyszało się wybuchające kłótnie, szczęk krzyżowanej broni, wrzaski, głośne przekleństwa i kłapanie zębiskami. Sakurę mierziło, że istoty o ludzkich kształtach i umysłach zachowują się tak impertynencko, jakby ich zwierzęca natura uaktywniła w ludzkiej wszystko, co najgorsze. Pomiędzy przedstawicielami różnych gatunków często dochodziło do kończących się śmiercią pojedynków. W szczególnym konflikcie były ze sobą meduzy i harpie, a także troglodyci i gnolle. Otwarcie okazywali sobie wrogość, a gdy przez przypadek znajdowali się zbyt blisko siebie…
Harpie i meduzy, istoty o wielkim intelekcie i skłonności do wzajemnej zazdrości, od wieków rywalizowały o miejsce na królewskim dworze. Harpie-pół ludzie, pokryci piórami, ze skrzydłami zamiast rąk, czerwonymi ślepiami i orlimi szponami, potrafiły doskonale planować. Były podejrzliwe, nieufne i chytre. Lubiły szczerzyć spiczaste zęby do wszystkich innych stworzeń w strasznym, insynuującym wyższość uśmiechu. Natomiast meduzy-pół ludzie, o tułowiu węża i żółtych ślepiach z pionowymi szparkami… im również nie brakowało sprytu i przebiegłości. Posiadały jednak więcej powabu i opanowania, ale jeśli chodziło o harpie, nie miały dla nich żadnej tolerancji. Kiedy meduza i harpia natykały się na siebie, dochodziło do krwawych potyczek, które często musiał powstrzymywać sam król.
To budziło w Sakurze niejaki podziw dla Uchihy. Posiadał niesamowity autorytet. Poddani szanowali go, niby boga i bali się go. Wystarczyło jedno chłodne, surowe, albo groźne spojrzenie i w sekundę rozwiązywano wszystkie spory.
Piątego dnia, gdy słońce już zachodziło, władca zrównał swojego konia z wierzchowcem królowej. Sakura spojrzała na niego z rezerwą i dla bezpieczeństwa pilnie lustrowała zielonym spojrzeniem.
- Sakuro Haruno, oto mój zamek - wskazał z dumą przed siebie.
Kobieta automatycznie powędrowała wzrokiem za jego dłonią i mało brakowało, a z szoku zatrzymałaby konia. Na jej twarzy odbiło się głębokie zdumienie. Uchiha na widok jej miny, uniósł lekko kąciki ust.
Przed nimi, spośród drzew wyłoniła się niesamowita, monumentalna, wtulona w Góry Itis budowla. Układem poziomów przypominała rozbudowaną piramidę. Na samym jej szczycie znajdowała się część centralna i uwieńczony wieżami zamek królewski, rozpoznawalny dzięki ozdobnym, kamiennym rzeźbom, którego większość pomieszczeń znajdowało się zapewne we wnętrzu góry. Na pierwszych murach znajdowali się strażnicy, wypatrujący zagrożeń. Na niższym piętrze budowli, mieniło się kolorowo ogromne, wielotysięczne miasto, ogrodzone kolejnym, wysokim i grubym murem. Szeroka brama stała otworem, zapraszając ich do środka.
Królowa oniemiała. Nie wiedziała, że gród będzie tak piękny. Jej zachwyty przerwał Uchiha.
- Musisz przyznać, że jest okazały - w jego oczach tliły się psotne ogniki. Nawet, gdyby zaprzeczyła, wyczytał prawdę z wyrazu jej twarzy.
- Ależ Uchiha, ja nic nie „muszę”, aczkolwiek nie spodziewałam się, po tym jak poznałam twoich ludzi i ciebie, że coś twojego mnie zachwyci. - Sakura nie zamierzała kłamać, ale nie mogła powstrzymać się od niewinnego przytyku.
Ku jej zaskoczeniu mężczyzna ani się nie uniósł, ani jej nie odgryzł. Z zadumą prowadził dalej ją i jej towarzyszy przez miasto. Gdy przeszli przez plątaninę pochyłych dróg wewnątrz góry i weszli przez strzeżoną bramę do części królewskiej, na dziedziniec, Uchiha polecił im zsiąść z koni, którymi od razu zajął się stajenny.
Tsezil łypała wrogo na wszystko. Nastroszyła się jeszcze bardziej, gdy Nerahel musiała odlecieć i znaleźć sobie miejsce na skalnej, górskiej półce, gdyż była zbyt duża, by wejść do miasta. Jednak najbardziej drażniła tygrysicę obecność dumnej mantikory, towarzysza Uchihy - Mortifera. Wydawała pogodzić się z tym, że znalazła się na łasce bumithriańskiego władcy, ale jego towarzysza, nie wiedzieć czemu, nie mogła znieść. Chciała rzucić mu się do gardła.
Natomiast Hinata poczuła się bardziej swobodnie z dala od armii. Nadal czuła się niepewnie, ale podobnie, jak Tsezil zaakceptowała swoją sytuację.
- Pokażę wam wasze komnaty i zlecę służbie przynieść posiłek. Oprowadziłbym was po zamku, ale czeka mnie dużo spraw, więc zrobię to rano - nie czekając na ich odpowiedź, ruszył przed siebie.
Pomimo piękna wnętrz (ściany w środku również pokryte były rzeźbami i freskami, podłogi wyściełały karmazynowe, wykończone złotą nicią dywany, a mrok rozświetlały wyczarowane, zawieszone na murze ogniki) i całej budowli, Sakura czuła się w nie nieswojo. Zarówno ona, jak i Tsezil oraz Hinata były przyzwyczajone do otwartych, pełnych dziennego światła przestrzeni. Wewnątrz zamku, nie dało się ocenić, jaka jest obecnie pora dnia, nie mówiąc już o warunkach klimatycznych. O tyle dobrze, że pałacowa służba składała się wyłącznie z ludzi i kobiety nie musiały oglądać dłużej tych wszystkich poczwar.
Hinata pierwsza otrzymała swoją okazałą komnatę bez okien. Zanim drewniane drzwi się zamknęły, Sakura dostrzegła w oczach przyjaciółki zagubienie. Zostawić elfa w pomieszczeniu bez okien, to jak zabrać roślinie wodę.
Królowa dostała podobny pokój z dużym, wygodnym łożem i bez okien. Najwyraźniej Uchiha zamierzał potraktować je honorowo i ugościć jak przystoi. Tsezil i Sakura z ulgą zostały w końcu same, chociaż obydwie niepokoiło rozdzielenie z pozostałymi towarzyszkami. Obawiały się o ich bezpieczeństwo.
Jak w pozostałej części pałacu, ciemność rozganiała magiczna pochodnia, zawieszona na ścianie.
Sakura wtuliła się w puszyste futro tygrysicy, szukając odrobiny pocieszenia. Jej ciało opuściła adrenalina i czuła się zmęczona fizycznie i psychicznie. Tsezil wciąż była nieco zła na Sakurę, ale jej niezadowolenie topniało z każdym dniem, a teraz jedynie tliło gdzieś na dnie serca, więc przytuliła przyjaciółkę i dotknęła wilgotnym nosem jej policzka. W końcu wiedziała, dlaczego towarzyszka tak postąpiła.
- Rozumiem.
To jedno, wymruczane słowo wystarczyło, żeby ostatecznie się pogodziły.
Tymczasem Nerahel po rozstaniu z Sakurą w bramie miasta, wzbiła się w powietrze. Od marszu bolały ją łapy. Latanie było zdecydowanie szybsze i wygodniejsze.
Zrobiła dwa obszerne koła w pobliżu zamku, by rozeznać się w terenie i zauważyła coś niepokojącego. Cała armia, która przybyła w raz z nimi spod Śniących Wzgórz została ulokowana w mieście, lub gdzieś opodal. Wiwerny i smoki skryły się w jaskiniach i wnękach gór, a reszta albo weszła za bramę, albo rozbiła obóz poza murami. Zastanawiało ją, co to ma na celu. Czyżby Uchiha nie ufał królowej Haruno i na wszelki wypadek zatrzymał armię przy sobie? A może korzystając z obecności Sakury na zamku, postanowił przypuścić atak na Esselunith? Nerahel aż zawarczała z oburzenia, a z jej nozdrzy uleciały języki ognia. Obiecał sobie trzymać rękę na pulsie i obserwować poczynania króla.
Znalazła sobie własną, wnękę w skale tuż obok rozświetlonych, pałacowych okien. Wyczuwała jego zapach. Za szybą dostrzegła sypialnię, w której służąca ścieliła łoże. Czekała cierpliwie, dopóki progu nie przekroczył Uchiha. Patrzyła z ukrycia, jak szykuje się do snu i w końcu jego oddech zwalnia. Wtedy sama pozwoliła sobie na odpoczynek.
Rano Sakurę i Tsezil zbudziło pojawienie się służącej z posiłkiem. Dziewczyna obrzuciła królową nieprzychylnym spojrzeniem i wyszła.
Sakura dostała na śniadanie pieczywo, trochę pieczonego drobiu i warzyw, a tygrysica ogromny kawał wołowego mięsa.
Królową zaczęło mocno intrygować zachowanie Uchihy wobec nich. Mógłby potraktować je jak więźniów, zamknąć w lochach, torturować, próbować wyciągnąć z niej państwowe tajemnice. Nienawidzili się przecież nawzajem. Sakura nie zdziwiłaby się, gdyby otwarcie okazał jej wrogość. Zastanawiała się, co sama poczyniłaby, gdyby ich role się odwróciły i dotarła do najmroczniejszej części swojej duszy. Od razu nasunęły jej się okrutne myśli, pełne wymyślnych fizycznych i psychicznych tortur. Zrobiłaby wszystko, żeby go zniszczyć, a potem jak gdyby nigdy nic, odesłała w jednym kawałku, bez łamania warunków sojuszu.
Godzinę później kobietę zaczynał irytować brak słońca, bez którego nie mogła stwierdzić jaka jest pora dnia. Jednak za chwilę do środka znów weszły służące, by przyszykować królowej gorącą kąpiel. Sakura przyjęła ten dar z wdzięcznością. Po wszystkich trudach podróży nie pachniała fiołkami, a jej ubranie nie wyglądało najlepiej. Służki pościeliły łóżko, zostawiły dla niej sukienkę i odeszły bez słowa.
Miło było zanurzyć się w ciepłej wodzie i na moment zapomnieć o tym całym bałaganie. Jednak niechcący wybiegła myślami do Ikuto. Zastanawiała się, jak sobie radzi w nowej roli, ale przede wszystkim przed oczami miała obraz ich pocałunku. Nie… zdecydowanie nie chciała teraz do tego wracać. Wiedziała, że ich przyjaźń została wystawiona na poważną próbę. Nawet gdyby ona nie była pół elfką, a on centaurem i tak miała dla niego jedynie braterskie uczucia. Poza ty nie potrzebne jej teraz takie niuanse. Esselunith jej potrzebowało, jak zawsze zresztą.
Woda szybko wystygła i chwila relaksu odeszła w zapomnienie. Sakura ubrała suknię. Pasowała na nią jak ulał, a do tego została wykonana przez wytrawnego krawca. Dopasowywała się do zagięć jej ciała i nie krępowała ruchów, jak druga skóra. Nie miała też ciężkiej spódnicy.
Królowa schowała w cholewie butów krótkie sztylety. Tak, na wszelki wypadek. Wiedziała, że w interesie Uchihy leży zachować ją przy życiu, ale wolała nie ryzykować.
Akurat zdążyła rozczesać włosy, gdy ktoś zapukał do drzwi.
Towarzyszki wymieniły zaniepokojone spojrzenia.
Sakura wzięła głębszy oddech i otworzyła.
Tym razem był to mężczyzna. Jego błękitne, jak lazurowe niebo oczy, uśmiechnęły się do niej figlarnie. Wyglądał na kilka lat starszego od Sakury. Miał włosy, jak pustynny piasek, tak złote, że aż niemal żółte i niebywale przyjazną aparycję. Po chwilowym zdenerwowaniu królowej nie zostało ani śladu. Zastąpiła je ciekawość.
- Witaj królowo. - Skłonił się szarmancko na powitanie. - Nazywam się Naruto. Przyszedłem po ciebie i twojej towarzyszki, by zabrać was na plac, gdzie oczekuje was król. - Bił od niego zaskakujący optymizm i radość życia.
Kobieta skinęła głową i obdarzyła go nieśmiałym uśmiechem, na co ten wyszczerzył się jeszcze szerzej.
- Pójdziemy jeszcze po twojego medyka.
- Ma na imię Hinata - przełamała się w końcu. Naruto wydawał jej się być przyjacielski, a wiedziała, że powinna znaleźć tu chociaż jedną przyjazną duszę.
- Ja jestem Sakura. Możesz mi mówić po imieniu, jeśli zamierzasz odwiedzać nas często. - Pozornie mówiła czysto uprzejmie, ale blondyn po prostu budził jej sympatię.
- Oczywiście. Myślę, że będziemy się widywać nawet kilka razy dziennie, a być po imieniu z królową, to zaszczyt. - Posłał Sakurze ciepły uśmiech w odpowiedzi na jej rumiane policzki.
Gdy przystanęli, Naruto zapukał do drzwi. Królowa z ulgą rozpoznała głos Hinaty, jednak dziewczyna nie spała zbyt dobrze, co pokazywały głębokie cienie pod jej powiekami. Podobnie jak Sakura dostała świeże ubranie, a jej ciemnogranatowe włosy wciąż były wilgotne od wody. Widząc przyjaciółkę, uśmiechnęła się z ulgą, ale na nowego gościa zareagowała głębokim rumieńcem, który rozgrzał jej twarz.
Sakura ścisnęła dłoń elfki, by dodać jej odwagi, a Farhel sfrunął na ramię swojej towarzyszki.
- Hinata, to jest Naruto. Przyprowadził mnie do ciebie i zaprowadzi nas na dziedziniec. Naruto, to jest Hinata.
Mężczyzna skłonił się i ucałował porcelanową dłoń dziewczyny.
- Ależ ty jesteś cudna. - Mrugnął do niej z zawadiackim błyskiem w oku, a ta zaczerwieniła się po końce swoich elfich uszu.
Przyjaciółka królowej była nieśmiałą osobą i taka reakcja nie była dla Sakury nowością, ale Naruto wpatrywał się jak zaczarowany.
- Zawsze chciałem zobaczyć elfy. Czy wszyscy jesteście tacy piękni?
Królową bawiła jego niewiedza i niemal dziecięca naiwność.
- Nie, Naruto. Elfy to niesamowici łucznicy i szermierzy, ale poza spiczastymi uszami wcale nie różnimy się od ludzi.
Blondyn zamyślił się. Widać, że był ich ciekawy.
- Ponoć macie tyle niebywałych zdolności. Potraficie rozmawiać ze zwierzętami, roślinami, poruszać wodą i ziemią, sprawiać, że coś rośnie, kwitnie…
- To zależy od wielu czynników. Zależy jakie umiejętności rodowe i naturę magii posiadali rodzice. Niektórzy mają naprawdę wspaniałe dary. Nie każdy umie rozmawiać ze zwierzętami, chyba że potrafią mówić, ale faktycznie nasza więź z naturą jest głęboka. Dlatego też wolimy mieszkać w lasach.
- W takim razie musicie strasznie męczyć się na zamku - powiedział z autentycznym współczuciem, czym sprawił, że sympatia Sakury znacznie urosła.
- Nie aż tak jak Hinata. Ja jestem elfem tylko w połowie. No i mieszkam na zamku od urodzenia. Nie lubię jedynie zamkniętych przestrzeni bez okien. Powiedzmy, że to taka klaustrofobia.
Strapił się, a jego brwi powędrowały ku sobie.
- A wasze komnaty są właśnie po stronie wewnętrznej. Hmm… może uda mi się nakłonić Sasuke, żeby przydzielił wam inne pokoje od wschodu. W końcu większość stoi pusta. W zasadzie w części mieszkalnej, jestem tylko ja, Sasuke, Lady Kirina - kuzynka króla i służba. Czasami gościmy też wodzów bumithriańskich społeczności. Teraz można się tu natknąć na Rigona i Mendelenię. Są tu ze swoimi reptilionami i meduzami. A, no i jeszcze dwie harpie! Doradzają Sasuke w sprawach politycznych. Przebiegłe głowy, więc uważajcie, żeby nie wymogły na was jakiś obietnic, bo kłopoty murowane. - Skrzywił się, jakby na wspomnienie przykrych doświadczeń.
Sakurę przebiegł po plecach zimny dreszcz. Miała nadzieję, że przynajmniej tutaj nie natknie się na żadne pokraki. Jednak przez jej obrzydzenie przebiło się coś innego. Naruto swobodnie nazywał króla po imieniu, jakby byli czymś w rodzaju przyjaciół. Wiedziała, że Uchiha jest zbyt dumny, by pozwalać na to byle komu.
- Przepraszam, może to trochę wścibskie, ale czym zajmujesz się na zamku? - zapytała ostrożnie, nie chcąc go urazić. Jednak w błękitnych oczach nie dopatrzyła się złych uczuć, a jedynie czegoś na kształt dumy.
- Służę w armii Sasuke, jestem jednym z jej głównodowodzących. Szkolę nowych rekrutów i uczę fechtunku. No i jestem jego przyjacielem.
Naruto zajmował je rozmową aż doszli do błoni. Oczom Sakury nareszcie ukazało się rozświetlone słońcem i niebo. Pogoda była idealna. Ciepłe promienie grzały ją delikatnie w twarz i nadały jej oczom refleksów. Znajdowały się w tym samym miejscu, gdzie wczoraj rozstały się z końmi i Uchihą.
Nerahel krążyła nad placem, ale jak tylko zobaczyła, że Sakurze i Hinacie nic nie jest, odfrunęła.
Król już na nich czekał, a wraz z nim jego mantikora. Tsezil od razu się nastroszyła i obrzuciła obu nieufnym spojrzeniem, a serce królowej zapłonęło gorzką nienawiścią. Miała ochotę wydłubać te czarne, bezdenne oczy, które wpatrywały się w nią tak bezceremonialnie i chłodno. Jej ciało zesztywniało w napięciu, a po dobrym nastroju, który zbudował Naruto, nie zostało nawet wspomnienie. Ogień w jej duszy bezlitośnie pochłaniał wszystko.
Sasuke skinął głową Naruto.
- Mam nadzieję, że ten młotek nie próbował was podrywać. Ma słabość do kobiet. Nie ważne jakich. - Gdyby nie jad w jego głosie i brak emocji na twarzy, można by to uznać za przekomarzanie się.
Sakurze cisnęła się do ust ostra odpowiedź na tą zakamuflowaną obelgę, ale zanim zdążyła ją wypowiedzieć, wyprzedził ją Naruto.
Blondyn prychnął.
- Jakbyś był odrobinę bardziej wrażliwy na cudze piękno, to sam nie mógł byś się powstrzymać. Co ja ci poradzę, że jesteś takim zapatrzonym w siebie gburem?!
Sakura i Hinata otworzyły szeroko oczy. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie słyszały, żeby ktoś zwracał się do jakiegokolwiek władcy, czy wodza w ten sposób. Królowa przestraszyła się, że Uchiha zrobi sympatycznemu Naruto krzywdę, ale on tylko rzucił mu twarde, chłodne spojrzenie. Najwidoczniej to było na porządku dziennym, a ci dwaj faktycznie byli przyjaciółmi. Aż dziw, że ktoś taki jak Uchiha zaprzyjaźnił się z kimś pokroju Naruto. Byli kompletnie różni, niczym dwie skrajności.
Władca Bumithrii westchnął i zwrócił się do gości.
- Posłałem po was, bo jak obiecałem, oprowadzę was po mieście. Możecie się spokojnie po nim poruszać, byleby o zmroku być już w komnatach.
Sakura przyjęła tą wiadomość ze szczerą ulgą. Jeśli miałaby całymi dniami tkwić w tym grobowcu, jak nic, po jakimś czasie, dostałaby pomieszania zmysłów.
Uchiha osobiście pokazał im wszystko wraz z Naruto. Centralny pałac był większy, niż wydawał się na pierwszy rzut oka. „Gbur” przestrzegł je przed wchodzeniem do jego komnat. Zupełnie zbytecznie. Sakura nie miała zamiaru się tam zapuszczać. Najlepiej, gdyby w ogóle nie musieli się widywać. Oprócz tego zaprowadził ich jeszcze do przestronnej i równie okazałej, co w Esselunith sali tronowej, kuchni, zamkowych ogrodów i stajni. Swoją drogą. Król miał w niej naprawdę wiele przepięknych, silnych koni.
Na wyprawę po mieście zlecił im założenie płaszczy z kapturami. Sakura zdała sobie sprawę, że bumithrianie raczej nie poparliby trzymania jej w królewskich warunkach i oprowadzania po pałacu, chociaż i tak zdradzała ich obecność tygrysicy, mniej rzucały się w oczy.
Mężczyzna pokazał im Akademię Magii, która okazała się być czymś na kształt ogromnej budowli obronnej z setkami pomieszczeń i korytarzy. Gdzieniegdzie natykali się na studentów, którzy lustrowali ich ciekawskimi spojrzeniami i niemal dotykali nosami podłogi na widok króla. Szkoła miała rzecz jasna niesamowitą bibliotekę, którą Sakura zamierzała odwiedzić następnego, albo jeszcze tego samego dnia. Dlaczego nie miałaby wykorzystać tego czasu w produktywny sposób? Nigdy nie miała dość czasu, by ukończyć szkolenie magiczne. Zawsze ważniejsze były sprawy królestwa. Zaczynała być naprawdę wdzięczna. Tym bardziej, że sama potraktowałaby Uchihę sto razy gorzej. Znów zaczęła się zastanawiać się nad powodami jego zachowania i co ma zamiar tym osiągnąć. Był przerażający, odstręczający, lodowaty i budził w niej głęboką nienawiść, ale nie wydawał się być złą osobą.
To odkrycie zaskoczyło kobietę. Przestraszyła się, że przez to załamie się jej dotychczasowe spojrzenie na Uchihę. Jej obowiązkiem było nienawidzić go z całego serca i wiedziała, że im więcej odkryje w nim dobrych stron, tym będzie jej trudniej.
Skarciła się ostro w myślach. Ten człowiek zabił jej ojca i był władcą wrogiej krainy, a wobec Esselunith dopuszczał się różnych bezeceństw. Jak mogła pomyśleć, że jest dobry? Co za niedorzeczność!
 ****
 No i oto jest. Kolejny rozdział. Na Zagubionych rozdział czwarty wrzucę w następnym tygodniu. Enjoy!
Z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych życzę wszystkim smacznego jajeczka i rozbieganych kurczaczków x)

9 komentarzy:

  1. Z zapartym tchem czekałam na ten rozdział i muszę przyznać, że jestem nim zachwycona :D Nie sądziłam, że Sasuke tak dobrze ich potraktuje. Stawiałam raczej na to, że będzie chciał ukazać im swoją wyższość i potraktuje jak jeńców wojennych. Niemniej jednak ta opcja bardziej przypadła mi do gustu ;)

    Wiedziałam, że na zamku Sasuke, Sakura spotka Naruto :D Chociaż jedna rzecz której byłam pewna :P Reszta stanowi dla mnie tajemnicę :)
    Cieszę się, że tutaj również ma pogodną naturę ;) Jednak wydaje się ona być niespotykaną w takiej przestrzeni. Poza tym jest jedną z niewielu osób okazujących szacunek królowej ;) I spodobała mu się Hinatka! Czekam na dalszy rozwój akcji ;)

    Jestem ciekawa co knuje Sasuke. Nie potrafię uwierzyć w to, że przez cały pobyt Sakury w jego królestwie zamierza traktować ją tak ulgowo. Tutaj coś jest nie tak...

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Naruto był do przewidzenia. Sakura potrzebuje w Bumithrii sojusznika, a nawet będzie ich miała kilku, chociaż nie do końca... no zobaczysz.

      A co do Sasuke. Nawet sobie nie wyobrażasz złożoności jego planu. Ja sama bardzo długo biedziłam się nad wymyśleniem go (tak, knułam razem z nim, ja niedobra ^^), także zostaje Ci wytrwać do ok. 15 rozdziału... I masz racje. Zawsze coś za coś. Jest uprzejmy, ale... no właśnie to tajemnica :P

      Pozdrawiam Cię serdecznie
      Ikula

      Usuń
  2. Ikula, jesteś winna mojego pękniętego serca. Jak mogłaś?! Jak mogłaś mu to zrobić?!

    (tak, owszem... przeczytałam IV i szlag mnie trafił, jednocześnie się rozczuliłam... zatłukę Cię, oj rozszarpię!)

    Co do Naruto... kocham gościa. Przedstawiłaś jego najwspanialsze oblicze. Wręcz padłam po tym jego "Czy wszystkie jesteście takie piękne?" - no cudo <3

    Co by tu jeszcze... doskonale udało Ci się wywołać u mnie obrzydzenie na myśl o tych stworzeniach (POZYTYWNE obrzydzenie :p). Istny koszmar... jaką Ty żyjesz ze swoją wyobraźnią? Ja bym na Twoim miejscu z domu się nie ruszała :p

    Podobała mi się również scena z Uchichą i ogólnie jego zachowanie. Wydawało się takie... naturalne? Nie wiem, podobało mi się w każdym razie. ;)

    Ech... co do jeszcze wcześniejszego rozdziału, to podobała mi się organizacja starcia. Naoglądałaś się filmów czy naczytałaś książek? Taktyka całkiem całkiem ;)

    Ech... nie mogę zebrać myśli. Przepraszam. Po prostu... pochłonięta jestem tworzeniem u siebie. Postaram się jutro wypisać błędy tutaj i w poprzednim (o ile jakieś są :p), dobrze? ^^

    A na razie... nie mogę doczekać się VI :p

    Pozdrówka
    Lisiak :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serce oddam, gdy je skradniesz. Transakcja wiązana.

      A tłucz, ile wlezie. Ty możesz wszystko.

      Co do Naruto taki miał być. Kocham go w tej postaci i zawsze będzie dla mnie esencją optymizmu, którego mnie często brak.

      Obrzydzenie. Rozumiem X) Mówisz, ze mam siedzieć i klepać w klawiaturkę. Oj chciałoby się, chciało... Jak żyję, pytasz. To kwestia zachowania właściwych proporcji. Kiedy moje marzycielstwo jest mi zbędne, zamykam je na jakiś czas.

      Naoglądałam filmów - może nie. Naczytałam książek - owszem. Uwielbiam fantastykę, a poza tym to tylko kwestia logicznego myślenia. Nie jestem pewna, czy w rzeczywistości moja taktyka by wypaliła. Nigdy nikt mnie nie mianował na stratega, ale kto wie...

      Na krytykę zawsze jestem otwarta. Jak tylko coś znajdziesz, to mów. Możliwe, że znajdziesz trochę niedociągnięć.

      Gumisie
      Ikula

      Usuń
  3. Hey! Właśnie wpadłem na Twojego bloga i muszę powiedzieć, że akcja w nim zawarta bardzo mi się podoba. Ciekawi mnie, czy na zamku Uchihy pojawi się ktokolwiek z jego rodziny, poza kuzynką. Ilu mu bliskich pozostało? Czy pojawi się Suigetsu? Skąd bierzesz pomysły na te imiona? Wyglądają jakby pochodziły z jakiegoś języka germańskiego lub sanskrytu. Domyślam się, że mają jakieś znaczenia. Chyba, że masz talent do tworzenia pięknych wyrazów, bo takie imię jak Tsezil jest piękne. Jak to więc jest z pochodzeniem tych egzotycznych nazw? Ja raz pisałem w domu opowieść (na bloga nie nadawała się) to powymyślałem takie nazwy jak Eufoldevatar, Saject, Trenoxia, Varlenium... moje tak fajne nie są, są twardsze i część z nich trudna do wymowy. Jak to jest u ciebie?

    Akcja. Dużo akcji. Skąd bierzesz wenę? To mi się podoba. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ciekawi mnie, co tam knuje Sasuke. Ja na jego miejscu chciałbym zadziwić Sakurę. Przekonać ją, że nie jestem taki jak myśli. Chciałbym sprawić, by nasze królestwa zostały połączone na wieki. Pomyślałbym o doprowadzeniu do ceremonii ślubnej, ale nic na siłę. Dlatego właśnie ciekaw jestem, czy Sasuke chce tego samego co myślę. Gdyby doszło do ślubu, Esselunith i Bumithria (mogłem pomylić) zostały by jednością. Do tego jednak należałoby odpowiednio przygotować Sakurę, by też chciała wyjść za Sasuke. Innymi słowy, Sasuke ma rok, by przekonać Sakurę do siebie, do swoich dobrych intencji. Taki rozwój wydarzeń by był ciekawy, a gdyby i on się zakochał w niej - idealny.

    Na pewno zauważyłaś zasadę, zgodnie z którą starałem się napisać poprzedni akapit. W ten sposób chciałem uczcić twoje opowiadanie. Jest to SasuSaku, więc mam nadzieję, że choć trochę udało mi się przewidzieć z tego, co tam Sasuke knuje, pewnie się nie znam... ale spróbowałem. Pozostaje mi tylko życzyć, by kolejny rozdział pojawił się szybko, by był tak samo dobry jak ten, lub lepszy, oraz byś czerpała dużo radości z pisania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. Twój komentarz bardzo mnie zaintrygował. Musiałam dobrze się zastanowić, żeby Ci sensownie odpisać.
      Jak tworzę nazwy? Masz rację, to nie jest łatwe. Nie przychodzi ni z tego, ni z owego. Zanim nazwę jakiś element rzeczywistości, muszę go najpierw wymyślić. Sądzę, że w tym tkwi sęk. Imię musi pasować do fragmentu rzeczywistości, musi być adekwatne, kojarzyć się z najbardziej charakterystycznym elementem danej postaci, miejsca, stworzenia. Na przykład imię feniksa "Farhel". Kiedy je wypowiadam, nasuwa mi się na myśl angielskie słowo "fire" (ogień) lub "far" (daleko). Ogień kojarzy się z upierzeniem Farhela, a "far" z długimi lotami, których kwestii jeszcze nie zdążyłam poruszyć. Kolejny przykład "Mortifer" - towarzysz króla Bumithrii. "Mortem" to z łaciny "śmierć", mantikora jest uosobieniem natury Bumithrian, którą wielokrotnie podkreśliłam, sam jej wynaturzony wygląd (ogon skorpiona, trzy pary oczu) przyprawia o obawy. Poza tym nazwy muszą być dźwięczne, dające się wyśpiewać lub wyszeptać. Z Twoich najbardziej dźwięczna jest Trenoxia, chociaż faktycznie twarda w wymowie ze względu na nosowe i bezdźwięczne spółgłoski.

      Jeśli mowa o akcji... Jest to takie opowiadanie, gdzie nie można stać w miejscu. Staram się, by każdy rozdział prowadził fabułę dalej. Nawet jeśli jest spokojniejszy, jak chociażby rozdział V, musi coś wprowadzać. Przedstawiłam Bumithrię, jej mieszkańców, zasady w niej rządzące. Umieściłam Sakurę w zamku, zapoznałam z Naruto... Wszystko to do czegoś prowadzi. Każdym zdaniem dążę do tego, żeby opowiedzieć tą historię i nie rozpływać się przy tym nad kształtem chmurek na bezchmurnym niebie. Nie piszę rozdziału po to, by go naklepać jak najwięcej, wrzucić i powiedzieć dajcie "słitaśne komcie". Zachowuję logiczną spójność, dążę do celu, jaki wyznaczyłam bohaterom i sobie, czyli do rozwiązania akcji. Fabułę mam już opracowaną. Wszystko jest bardzo dokładnie przemyślane, a na dodatek staram się zawrzeć w tym ukryty sens, do którego czytelnik sam powinien dotrzeć i bez którego kreowanie tego świata byłoby bezsensowne.

      A jeśli mowa o wenie. Nic na siłę. Nie wolno pisać pod przymusem takim czy innym. Pisanie ma sprawiać radość. Za każdym razem, gdy siadam często po ciężkim dniu pełnym różnych niekorzystnych doświadczeń i biorę do ręki długopis... gdy czuję zapach papieru, gdy zaglądam do wyobraźni, wchodzę do swojego świata, utożsamiam się z bohaterami i jestem wolna. Zapominam o wszystkich przykrościach, swoich niedoskonałościach i zepsuciu tego świata. Uwielbiam to. Każdy się jakoś ratuje, stara nie zwariować. Zamiast palić, pić i brać narkotyki czytam książki, albo piszę. Zawsze coś za coś. Wszystko ma swoja cenę.

      Dziękuję Ci za Twój komentarz. To niesamowite, że potrafisz utożsamić się z bohaterem. Bardzo mnie to cieszy. Istotą dobrych utworów jest to, że porywają ze sobą czytelnika. Natomiast czuję, że powstrzymałeś się od krytyki. Szkoda, chciałabym ją usłyszeć. W końcu, dobrze wiedzieć, co trzeba poprawić, podciągnąć, udoskonalić. Nigdy nie jest na tyle dobrze, by nie mogło być lepiej, a ja też nie wszystko dostrzegam. Jestem tylko człowiekiem.

      Jeszcze raz serdecznie dziękuję
      Ikula

      Usuń
  4. Świetny rozdział!
    No i poszli. Swoją drogą, to nie dość, że Sakura i Sasuke różnią się praktycznie wszystkim, to jeszcze królestwa, jakimi władają, są niemal swym kontrastem. Poniekąd są także odzwierciedleniami swoich władców. Wnikliwe, nie?

    Naruciak wkroczył na scenę! Kocham ten jego entuzjazm i pozytywne podejście do życia. To takie urocze. Coś sądzę, że Hinatka "polubiła" go *kreśli cudzysłów palcami* od pierwszego wejrzenia ;). Czyżby szykowało się poboczne NaruHina? Miejmy nadzieję, bo oni tworzą taką słodką parę :3

    Cóż jeszcze mogę rzec? Chyba jedynie życzyć weny.

    Pozdrawiam!

    Wikuś Chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Cieszę się, że zauważyłaś ten kontrast. Właściwie podkreślam go na każdym kroku i robię to z pełną premedytacją.
      Ja również uwielbiam postać Naruto. Moje opowiadanie nie mogłoby istnieć bez niego.
      A tak, wena się przyda. ;)

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam cieplutko.
      Ikula

      Usuń
  5. Witam,
    no i jest Naruto w końcu, i ta przepychanka słowna między nimi, Uchiha dobrze traktuje Sakurę i Hinatę...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń