Ciemność. Chłodna i spokojna ciemność. Przyjaciółka, która powinna
przegnać od niej wszystkie troski, tak jak robiła to do tej pory. W chwilę
wytchnienia wkradało się jednak coraz więcej ciepła. Nie, nie ciepła. Ciepło
było dobre. A to co czuła to gorąc, który nagle przeistoczył się w rozżarzone
do czerwoności żeliwo... echo niedawnego bólu i krzyk, choć jej usta
pozostawały zamknięte. Musiała się od tego uwolnić. Musiała uciec. To
pragnienie pozwoliło jej otworzyć oczy.
Serce kołatało tak szybko i głośno w jej piersi, jakby miało z niej
wyskoczyć. Leżała zdezorientowana w ciszy. Próbowała opanować rwący oddech i
roztrzaskaną duszę. W końcu, przez gęstą zasłonę szoku, do wnętrza jej umysłu
przedarło się zrozumienie.
To był sen. Westchnęła z ulgą i poczuła jak spływa na nią chłodny
spokój. Ta kojąca świadomość rozbudziła jej zmysły.
Za oknami komnaty słyszała trele ptaków. Musiał nastać ranek, gdyż
jasne światło zalewało przestrzeń wokół niej. W mig pojęła też, skąd w jej śnie
wzięło się ciepło. Jej spojrzenie napotkało delikatnie rozchylone usta i
szlachetną, pogrążoną w nieświadomości twarz. Na swoim czole czuła ruch
powietrza, a pod dłonią wznoszenie się i opadanie szerokiej piersi oraz miarowe
bicie serca. Ciężka ręka obejmowała ją w pasie i przyciskała do gorącego ciała,
tak że doskonale czuła każdą jego krzywiznę czy zagięcie.
Wstrzymała oddech, zdając sobie sprawę ze swojego położenia. Umysł
całkowicie porzucił otumanienie po koszmarze dla odzyskania swobody myślenia. Zabrała
swoją dłoń jak oparzona i ostrożnie wyswobodziła się z uścisku, wywołując tym
pełen niezadowolenia senny pomruk.
Może gdyby nie była tak bardzo rozbita, ten dźwięk by ją rozbawił, ale
ostatnie wydarzenia odebrały jej dobry humor. Poranny koszmar też dołożył się
do emocjonalnego rozchwiania. Chwilowy spokój miał ją zmylić.
Przemyła twarz wodą z misy, stojącej na królewskiej toalecie i
przyjrzała się krytycznym okiem swojemu odbiciu w lustrze. Nie wyglądała
dobrze. W niczym nie pomogło przetarcie zaspanych oczu i przeczesanie włosów
palcami. Przywodziła na myśl umierającą driadę. Jej twarz była blada, a oczy
podkrążone i zgaszone.
Poprzedni wieczór pozwolił jej uporządkować większość uczuć, ale wciąż
nie mogła pogodzić się z wieloma rzeczami, a wyrzuty sumienia wcale nie
zmalały. Wręcz przeciwnie, z każdą chwilą rosły w siłę. W myślach sklęła się za
nieroztropność i tak nierozważne okazanie emocji własnemu wrogowi, choć...
Odniosła wrażenie, że jej stosunki z Uchihą uległy diametralnej zmianie na
lepsze. Może, gdyby odpowiednio go podejść, nakłoniłaby go, by zwrócił jej
wolność... Z jednej strony tęskniła za swoją krainą, pałacem, Ikuto i wieloma
innymi rzeczami, lecz z drugiej, w Bumithrii dostała czas do różnorakich
przemyśleń i nauki. Czuła się o wiele dojrzalsza niż kilka tygodni wcześniej. Jakby
ciężar tych wszystkich doświadczeń pozbawił ją naiwności i złudzeń. Pobyt w tym
miejscu otworzył jej oczy, umysł i duszę. Nie wiedzieć kiedy, mimowolnie
zaczęła zakochiwać się w nieco brutalnej i okrutnej, ale dotkliwie
niezakłamanej Bumithrii. Tutaj łatwo odróżniała dobro od zła, prawdę od
kłamstwa, dobrą wolę od złej. W Esselunith oszustwo zwykło przystrajać się w
kolorowe pióra i kwiaty. Z każdym mijającym dniem tutejsza dzika rzeczywistość
obdzierała ją z tych wszystkich błyskotek. Była za to dozgonnie wdzięczna,
pomimo bólu, który jej to przynosiło.
Zerknęła na śpiącego wciąż Uchihę. Dziękowała Matce Naturze za to, że
wygląda już dużo lepiej. Gdy tak patrzyła, zaczęła się zastanawiać, dlaczego to
właśnie jemu się zwierzyła. Powierzyła mu zmartwienia, którymi nie podzieliła się
nawet z Tsezil. Czy to dlatego, że jest władcą i mógł ją zrozumieć w sposób, w
jaki nie udałoby się to nawet jej własnej towarzyszce? Czy może przez wzgląd na
troskę, której dotąd nigdy u niego nie widziała i instynktownie wyczuła szansę
na zdobycie jego zaufania? A może chodziło o jeszcze coś innego? Długo
namyślała się nad odpowiedzią. W końcu jednak ciszę przerwało pukanie do drzwi.
Ten dźwięk wydał się Sakurze zbyt donośny po tak długiej ciszy i
wzdrygnęła się mimowolnie słysząc go. Rozpędzając rozmyślania, otworzyła drzwi
komnaty, by ujrzeć zatroskane oblicze Hinaty. W jednej chwili zalała ją fala
wdzięczności dla przyjaciółki. Chwyciła zaskoczoną elfkę w objęcia, mrugając
szybko, by pozbyć się łez wzruszenia.
- Dziękuję. Dziękuję, że tak szybko zorganizowałaś dla mnie wtedy
pomoc i za to, że go uleczyłaś - wyszeptała, ściskając i całując Hinatę po
policzkach. - Obudził się wczoraj nad ranem. Podałam mu wodę i ponownie zasnął.
Jest osłabiony, ale poza tym nic mu nie dolega.
Hinata cała się rozpromieniła. W naturalny dla elfa sposób cieszyła
się z uratowanego życia. Samo to, że mogła pomóc, było dla niej wystarczającą
nagrodą.
- To bardzo dobrze. W takim razie nie będę go jeszcze budziła. Zbadam
go później, ale w zamian pomęczę ciebie. Już odzyskałam siły.
- Jesteś pewna? - Sakura zmierzyła elfkę wzrokiem. Doskonale znała
altruistyczną naturę przyjaciółki. Wiedziała, że Hinata powiedziałaby te słowa
niezależnie od swojego rzeczywistego samopoczucia byleby tylko wreszcie pomóc.
- Tak. Na pewno. - Pokiwała głową z entuzjazmem. - Nie martw się o
mnie. To był ciężki zabieg, fakt, ale minęła już ponad doba. Używanie magii nie
zabija. Męczy, owszem. Jednakże przespałam cały wczorajszy dzień, a Naruto się
o mnie zatroszczył. Jestem wypoczęta w przeciwieństwie do ciebie - westchnęła
ciężko widząc zmęczenie przyjaciółki i popatrzyła na nią z przyganą.
- Dobrze - skapitulowała Sakura unosząc ręce w geście poddania. -
Wierzę ci.
- Więc chodźmy. Umyjesz się, zjesz coś i wyleczę cię. - Hinata już
odwróciła się na piecie, by odejść, ale królowa ani drgnęła.
- Nie sądzę, żeby zostawienie go tutaj samego było dobrym pomysłem. To
lekkomyślny idiota. Zdąży zrobić sobie krzywdę, nim wrócimy.
Elfka drgnęła zaszokowana słowami przyjaciółki. Przeżyła bowiem déjà
vu. Sakura z podobną bezczelną poufałością odnosiła się do Ikuto. W jej
wypowiedziach oprócz nagany zawsze dawało się wyczuć czułość, gdy chodziło o
centaura. Teraz użyła dokładnie tego samego tonu wobec Uchihy.
- Sakuro! - wydukała na bezdechu.
- Hinato, gdybym go nie powstrzymała, zepsułby twoje dzieło już kilka
godzin po zabiegu. Próbował wstać. Niedoczekanie. Jakby nie wiedział, że
jeszcze trochę sobie tu poleży jak kłoda. Nie pozwolę mu wstać, choćbym miała
przywiązać go do łóżka - wytłumaczyła, mylnie interpretując powód wzburzenia
elfki.
Hinacie chwilę zajęło otrząśnięcie się ze zdumienia. Wiedziała, że
Sakura oburzyłaby się, gdyby wypowiedziała na głos swoje odkrycie, więc tylko
zachichotała cicho. Może nie powinna, ale cieszyła się z poprawy stosunków
królowej z władcą Bumithrii. Chłód nigdy nie pasował do przyjaciółki. Hinata
bardzo nie lubiła, gdy Sakura okazywała swoją nienawiść wobec Uchihy. Jej
zachowanie oczywiście było uzasadnione, jednakże tak silne, negatywne uczucie
może przynieść tylko szkody. Nienawidząc, Sakura przestawała być sobą.
- No dobrze. Uleczę cię tutaj, a potem poznęcam się nad "panem
niewdzięcznikiem".
Sakura przestawiła krzesło dalej od łóżka i usiadła na nim.
- Cała jestem twoja - oświadczyła z nieco cierpką miną.
Hinata po raz pierwszy miała okazję dokładnie obejrzeć obrażenia
Sakury i każde nowe odkrycie wstrząsało nią bardziej. Bez problemu wyleczyła
wargę, nadgarstki i ramię, ale gdy przyjaciółka zakasała spódnicę, elfce zabrakło
słów.
- Och Sakura... - wyszeptała z bólem przez zaciśnięte z emocji gardło.
- To takie okrutne. Wiesz, że poparzenia to najgorszy rodzaj rany. Nie ważne co
zrobię, zostaną ci blizny do końca życia.
Kobieta westchnęła ciężko i to nie z powodu tej wiadomości. Wiedziała
o tym wcześniej. To przyjęcie troski Hinaty przychodziło jej z trudem. Położyła
dłoń na ramieniu przyjaciółki, zmuszając ją, żeby podniosła wzrok.
- Nie łam sobie tym głowy. To nie ma dla mnie znaczenia - odparła ze
stanowczym spokojem.
Hinata bez słowa dokończyła leczenie, po czym posłała służące po
posiłek dla siebie, królowej i rannego.
Sakura bacznie obserwowała elfkę i jej strapiony wyraz twarzy. Były
dla siebie jak siostry. Z ciężkim sercem ujęła smukłe dłonie Hinaty i
popatrzyła prosto w fiołkowe oczy.
- Nie martw się o mnie - podkreśliła po raz wtóry. - Najgorsze już za
mną. Sama musze uporać się z pewnymi sprawami. Kiedyś będziemy się razem z tego
śmiać, ale jeszcze nie teraz, kiedy on leży tutaj z mojego powodu. Znasz mnie.
- Sakura czuła, że to co mówi nie jest do końca prawdą. Jednak nie chciała
widzieć bólu w oczach przyjaciółki. - Pragnę, żebyś doceniła swoje szczęście i
cieszyła się przeżywając je zamiast roztrząsać moje troski. Zasługujesz na to,
co daje ci Naruto. On jest cudowną osobą. Szczerą, ciepłą i bardzo cię kocha...
Nie dokończyła swojej wypowiedzi, bo elfka zmarszczyła groźnie brwi, a
przez jej twarz przemknął gniew. Rzadko coś prowokowało u niej taką reakcję,
więc Sakura niemal bezwiednie umilkła.
- Mylisz się, jeśli sądzisz, że skupię się na Naruto, gdy ty cierpisz.
Jestem krwią z twojej krwi! Twoją przyjaciółką, siostrą i poddaną. Nie mogę
udawać, że nie widzę tego jak bardzo zostałaś skrzywdzona. Martwienie się o
ciebie to mój przywilej i obowiązek. Pogódź się z tym!
Hinata wyrwała dłonie z uścisku Sakury i zostawiła ją zamarłą z szoku,
by odebrać od służby posiłek. Gdy królowa otrząsnęła się, zrozumiała, jak
bardzo jej kuzynka jest do niej przywiązana. Pospiesznie otarła łzy wzruszenia.
Elfka tyle razy okazała swoją lojalność, choćby przyjeżdżając z nią do
Bumithrii, czy nawet dotrzymując jej towarzystwa w kamiennym pałacu Essleunith.
Pojęła jeszcze coś. Podświadomie próbowała pozbyć się wyrzutów
sumienia, odpychając ich źródło. Patrzenie na troskę przyjaciół i towarzyszy to
jej kara. Ich współczucie paliło ją żywcem. Każde wypełnione zgryzotą
spojrzenie, które otrzymywała, raniło niczym tysiąc igieł zatopionych w sercu. Wreszcie
doskonale zrozumiała, dlaczego to właśnie przed Uchihą się odsłoniła. Brzydziła
się siebie i swojego zachowania wtedy w podziemiach. Jak mogła przyjąć troskę
kogoś tak szlachetnego, oddanego i odważnego jak Tsezil, Hinata, czy chociażby
Naruto, skoro ona sama w chwili próby nie potrafiła się na to zdobyć? Żadne z
nich nie poddałoby się tak szybko i nie dopuściło takiej zdrady, wiedząc, że to
tchórzostwo może zaważyć na życiu tysięcy innych, niewinnych istot. Była
niegodna swojego stanowiska i przyjaźni swoich druhów.
Sądziła, że jest równie odważna, by walczyć do ostatniego tchu, ostatniej kropli krwi. Ostatecznie nie zdobyła się na poświęcenie. W tamtej chwili chciała nadziać się na ów plugawy sztylet, byleby zachować dumę. Uchiha mógł załagodzić tę burzę. Orafin zdjął z jej barków ciężar żądzy zemsty, ale tylko królem gardziła bardziej niż sobą. Plamy krwi jej ojca na jego rękach maskowały ten wstyd. Pogodziła się z nienawiścią do niego, gdyż gorycz tego uczucia łagodziła silniejszą nienawiść do samej siebie za to, że to on przyniósł jej ukojenie w bólu. Poskładał ją w całość jednym gestem, jednym słowem. Ta słodko-gorzka świadomość zatapiała swe szpony w resztce drżącej duszy. Oto ona - Sakura Haruno, która nie zniesie miłosierdzia przyjaciół, a w zamian pozwoli, by jej niepokoje poskramiał wróg.
Zasłużyła na taki los. To miało wkrótce ją zniszczyć. Jednak cieszyła
się z tego, że będzie własnym katem i to ona podpisze wyrok.
Wraz z Hinatą zjadły śniadanie i ocuciły rannego. Elfka uważnie
zbadała Uchihę, który co raz rzucał królowej zagadkowe spojrzenia. Sakura
zachowywała się, jakby tego nie dostrzegała, lecz wkrótce wyszła z komnaty,
wymawiając się potrzebą odświeżenia. Nie czuła się dłużej komfortowo w pobliżu przytomnego
władcy. Wiedziała, że zastanawia go wczorajszy pokaz zaufania i nie miała
ochoty mierzyć się z jego pytaniami. Nie zamierzała do tego wracać.
Jak się wkrótce okazało, w najbliższym czasie los oszczędzi jej
bliższych konfrontacji z Uchihą. Hinata przejęła nad nim pieczę. W opiece miał
jej też pomóc Naruto. Władca nigdy nie zostawał w komnacie sam. Za dnia
towarzyszyła mu elfka wraz z najlepszym przyjacielem, a nocami Mortifer.
Wszystko po to, by pod żadnym pozorem nie opuszczał łóżka.
Sakura czuła dzięki temu ulgę. Liczyła, że upływ czasu pozwoli im
obojgu zdystansować się do zaistniałej sytuacji. Oczywiście odwiedzała go raz
na dwa dni, ale to nie z nim wtedy rozmawiała, lecz z Hinatą. Nie zastanawiając
się nad tym zbyt długo, rzuciła się w wir nauki.
Przez następny tydzień pracowała nad poprawą swoich umiejętności, z
nieporównywalnym do wcześniejszego, zaangażowaniem. Jej zapał po części brał
się z potrzeby zakopania głęboko w umyśle poczucia winy, ale przede wszystkim
ze strachu. W pamięci wciąż miała żywe wspomnienie swojej bezradności. Dobitnie
pojęła, że musi umieć bronić się sama. Następnym razem pomoc mogła nadejść zbyt
późno, a wciąż pozostawała królową Esselunith. Chciała zadośćuczynić za swoją
krnąbrność. Pochwały Ksaviera już jej nie cieszyły. Postępy, które do tej pory
poczyniła, nie wystarczały. Dniami ćwiczyła z Naruto fechtunek, a z Ksavierem
umiejętności magiczne. Noce spędzała trenując samodzielnie w ogrodzie. Robiła
to, dopóki nie była na tyle zmęczona, by zasnąć bez strachu przed koszmarami,
które i tak przychodziły. Nieubłaganie i bezlitośnie, te czarne mary cięły wrażliwy
umysł, aż drżało całe jej jestestwo. Jednak ten niemal nieludzki wysiłek
pozwalał choć na chwilę zapomnieć o hańbie.
Tsezil coraz bardziej złościła zamknięta postawa Sakury. Dotkliwie
czuła, że jest odtrącana i nie potrafiła przebić się przez mur, który nagle
wyrósł miedzy nią, a jej towarzyszką. Nigdy przedtem nie zdarzyło się im coś
podobnego. Może czasem Sakura mało chętnie dzieliła się z tygrysicą swoimi
przemyśleniami, ale jeszcze nigdy ich relacja nie ochłodziła się do takiego
stopnia.
Złość i irytacja coraz częściej wypierały współczucie i troskę o
towarzyszkę. Nie rozumiała jej zachowania i tego unikania się jak ognia. Za
dnia Sakura cały swój czas poświęcała na wizyty w Akademii Magii oraz naukę
walki mieczem. Przy czym potrafiła spędzić na polu treningowym wiele godzin,
nic nie robiąc sobie ze zmęczenia, gorąca, głodu czy pęcherzy na dłoniach. Mało
tego, zaczęła pojedynkować się również z innymi uczniami i nauczycielami, choć
wcześniej unikała takich walk z obawy o swoje bezpieczeństwo. Tsezil oczywiście
starała się wyperswadować jej takie dzikie, niebezpieczne pomysły i przesadne
zaufanie do Bumithrian, ale Sakura była głucha na wszystkie zdroworozsądkowe
argumenty. Zazwyczaj ją zbywała i szybko ucinała dyskusję. To również
doprowadzało tygrysicę do szału. Dziewczyna zdawała się w ogóle nie liczyć ze
zdaniem swojej towarzyszki, co wcześniej się nie zdarzało. Zazwyczaj jeśli w
czymś się ze sobą nie zgadzały, rozmawiały i dochodziły do kompromisu. Teraz
opinie Tsezil zdawały się królowej na tyle nieistotne, by nawet nie zadać sobie
trudu z podaniem powodów owej różnicy poglądów. Im bardziej tygrysica starała
się wpłynąć na Sakurę, tym silniej ona akcentowała swój sprzeciw, okazując przy
tym zupełny brak szacunku, wychodząc z komnaty bez słowa lub unikając kontaktu
wzrokowego.
Tsezil jednak najtrudniej znosiła to, że ów dystans objawiał się
również fizycznie. Po przyjeździe do Bumithrii nocą zasypiały w swoich
objęciach. Teraz Sakura kładła się z dala od towarzyszki, jakby nie mogła
znieść owej bliskości.
Tsezil wysunęła pazury i wbiła je w miękką, wilgotną ziemię. Rzuciła
się do biegu. Pracujące mięśnie dawały jej złudne poczucie, że wszystko jest na
swoim miejscu. One nigdy nie zawodziły. Pracowały tak samo jak wczoraj,
pozwalając jej ciału nabrać prędkości. Dzięki pędowi powietrza przez krótką
chwilę czuła się wolna od trosk i zmartwień. Oczywiście to uczucie rozprysło
się, gdy tylko dostrzegła wśród drzew błysk złotych łusek.
Już od dawna chciała poradzić się wiekowej, niewątpliwie doświadczonej
smoczycy. Wahała się ze względu na dumę, ale w końcu poczuła, że sama sobie nie
poradzi. Była już na skraju wytrzymałości psychicznej. Ta sytuacja musiała ulec
zmianie. Obawiała się, że w innym przypadku utraci więź. To właśnie ten lęk
popchnął ją do szukania pomocy. W Terrathii ta kwestia była tematem tabu,
dlatego niektórzy w ogóle nie wiedzieli, iż więź można zerwać. Zdarzało się to
niezmiernie rzadko, ale jednak ta myśl nie dawała jej spokoju. Gdy towarzysze
przestawali się wzajemnie potrzebować, mogli rozstać się bez cierpienia,
któremu towarzyszy śmierć jednego z nich.
Tygrysica wciąż pamiętała, gdy jako kilkutygodniowe kocie
przywędrowała wraz z matką do pałacu Esselunith, gdzie śpiewało do niej nowe
życie. Od dnia narodzin księżniczki... nie, od dnia jej własnych narodzin była
przeznaczona, by towarzyszyć Sakurze w jej podróży. Tworzenie się więzi to
bardzo zagadkowa i tajemnicza sprawa. Nikt tak naprawdę nie wie, jak to się
dzieje, że niektóre magiczne istoty towarzyszą ludziom, elfom i krasnoludom. Po
prostu w pewnym momencie swojej egzystencji, może to być na początku, ale też
później, krew magicznych stworzeń o zwierzęcym pierwiastku zaczyna śpiewać.
Czuje się wtedy przymus, by wędrować w poszukiwaniu nowonarodzonego towarzysza,
drugiej połowy duszy, stworzenia, które będzie się kochać miłością zbyt
potężną, by ją opisać, a jednocześnie przytłaczająco oczywistą i bezwarunkową.
To jak przebudzenie z głębokiego snu z przeświadczeniem, że od tej chwili coś
trwale uległo zmianie. Albo bardziej jak zrozumienie starożytnej prawdy. Jak
to, że to słońce, woda i ziemia utrzymują nas przy życiu.
Tsezil do niedawna żyła w przeświadczeniu, że jej więź z Sakurą to coś
równie naturalnego jak oddychanie, chodzenie czy spanie. Coś nad czym nie
trzeba się zastanawiać, czemu nie musi poświęcać zbyt wiele uwagi, bo jest
trwałe, nieskończone i nienaruszalne. Świadomość, że gorzko się myliła,
wytracała ją z równowagi i ścinała krew w żyłach.
- Witaj Tsezil - przywitała się dudniącym głosem Nerahel.
Smoczyca przypatrywała się przybyłej z uwagą. Już wcześniej zauważyła,
iż królewską towarzyszkę coś trapi, co było zaskakujące w obliczu faktu, że
królowa wyszła z niedawnej opresji bez szwanku. Tygrysica powinna się radować,
a nie smucić.
- Witaj Nerahel. - Nawet jej głos stracił na hardości i został
przeżarty przez niepewność. - Dziękuję, że zechciałaś ze mną porozmawiać.
Potrzebuję twojej rady.
Te słowa wprawiły smoczycę w zaciekawienie. Tygrysy benguickie nie
prosiły o rady. Były zbyt dumne i wyniosłe. Problem musiał wyglądać poważniej,
niż sądziła na początku. Od razu wzmożyła czujność i cała zamieniła się w
słuch. Jeśli coś do tego stopnia troskało Tsezil, to na pewno dotyczyło
królowej, której Nerahel okazywała duży szacunek.
- Wypowiedz na głos swoje żale, tygrysico. Mam nadzieję, że będę
potrafiła ci pomóc. To zaszczyt, że właśnie mnie wybrałaś na swoją
powierniczkę.
Tsezil jeszcze przez chwilę odganiała od siebie wątpliwości. W końcu
przysiadła na tylnych łapach i utkwiła zdeterminowany wzrok w błękitnych oczach
Nerahel.
- Martwię się ostatnio o pewną rzecz. Wiem, że nie masz i nie miałaś
towarzysza, ale jesteś wiekową istotą. Może o tym słyszałaś. Ponoć więź da się
zerwać w pewnych skrajnych przypadkach. Możesz mi o tym opowiedzieć?
Smoczyca z wrażenia aż wypuściła z nozdrzy kłęby siarkowego dymu. W
jej spojrzeniu zaiskrzył srogi zawód.
- Czy ty chcesz opuścić królową? Na Matkę! Co ty sobie myślisz?! - Jej
głos zabrzmiał tak złowrogo, że ptaki z pobliskich drzew zerwały się do
ucieczki.
Tygrysica zjeżyła się. W jednej chwili zupełnie zwątpiła w sens tej
rozmowy.
- Skąd ci to przyszło do głowy?! - odparowała równie wzburzona. - Nie
opuściłabym jej nawet, gdyby ona opuściła mnie. Spędziłam z nią całe swoje
życie. Jest moją towarzyszką, powiernicą, strażniczką i panią. Kocham ją
miłością, której nie jesteś w stanie pojąć. Liczyłam na twój rozsądek, a
właśnie udowodniłaś, że wcale go nie posiadasz. - Poderwała się z miejsca z
zamiarem odejścia. Nie odeszła jednak daleko, gdyż zatrzymał ją głos smoczycy,
która zrozumiała swój błąd.
- Przepraszam. Poczekaj! - zawołała. - Masz rację. Nie powinnam w
ciebie wątpić. Myślę, że po prostu trochę ci zazdroszczę. Złożyłam tysiące jaj,
ale nigdy nie znalazłam istoty, za którą mogłabym oddać życie i z którą
łączyłaby mnie tak intymna relacja. Pozwól, że cię wysłucham, tygrysico.
Królowa jest pierwszą osobą, dzięki której zaczynam rozumieć prawdziwą naturę
więzi. My - smoki nie łączymy się w pary, nie wychowujemy potomstwa i bardzo
rzadko mamy kontakt z pozostałymi społecznościami. Nie potrafimy utrzymywać
stałych relacji z innymi rasami, gdyż mamy zbyt gwałtowny temperament. Dopiero
osobniki w moim wieku są w stanie pragnąć miłości. Dzięki moim skrzydłom
przemierzyłam wiele mil, widziałam wiele niesamowitych rzeczy i o wielu
zaskakujących słyszałam. Wierzę, że będę zdolna udzielić ci satysfakcjonującej
odpowiedzi i rozwiać twoje wątpliwości.
Udobruchana Tsezil ponownie utkwiła spojrzenie w Nerahel.
- Tak. Obiła mi się o uszy historia pewnego zielonego smoka. Nasz
gatunek nie przepada za towarzystwem innych istot. Z pominięciem sezonu
godowego. W związku z tym wielu z nas ma dziką, niecywilizowaną osobowość.
Większość aroganckich smoków nie zna języka ludzi Terrathii i potrafi mówić
jedynie dialektem staromowy. Czasami zdarza się, że smok, który zbyt długo żyje
w samotności, całkiem zapomina słów mowy. Mówię ci to, byś zrozumiała punkt
widzenia smoka, o którym wspomniałam. Nazywał się on Piryt i jak wielu wybrał
samotne życie w górach. Któregoś dnia jego spokój przerwało wezwanie
towarzysza, który właśnie się narodził. Smok był z tego powodu bardzo nierad.
Ciało przestawało go słuchać. Zapałał więc wielkim gniewem do Matki Natury i
owego dziecka. Wyruszył w podróż, ale nie po to, by odszukać dziecko lecz, żeby
oddalić się od niego na jak największy dystans. Powrócił do Gór Itis po kilku
miesiącach. Udało mu się zerwać wieź. Jego przypadek jest, jak to określiłaś,
"skrajny". Nigdy nie zobaczył na oczy swojego towarzysza i porzucił
zarówno więź jak i owe dziecię. Ty jesteś związana z królową od lat. Wasza więź
zapuściła korzenie, wtopiła się w dusze. Nie musisz się obawiać. Wydaje mi się,
iż to chwilowy brak zrozumienia tworzy dystans miedzy wami, ale to błahostka w
porównaniu ze zrywaniem więzi.
Dzięki słowom Nerahel z Tsezil opadło napięcie ostatnich dni. Nagle
dotkliwie poczuła jak bardzo znużyła ją ta sytuacja. Miała ochotę zwinąć się w
kłębek i spać. Zwiesiła swój łeb, a odrobina, zwyczajnego dla niej majestatu,
zeń uleciała.
- Nadal nie wiem, co mogę zrobić, by naprawić nasze stosunki -
przyznała z rezygnacją.
Smoczycy zrobiło się nieco żal królewskiej towarzyszki. Zniżyła swój
łeb, niemal dotykając nim trawy, by spojrzeć tygrysicy prosto w oczy.
- To dosyć proste. Królową Haruno może dręczyć coś, z czym jeszcze się
nie zetknęłaś. Postaraj się ją zrozumieć. Kiedy już odkryjesz, w czym rzecz,
przyjdź do mnie. Postaram się o mądrą radę.
Tsezil odniosła wrażenie, że miejsce jednego ciężaru na jej barkach
zajął kolejny. Nie pojmowała, dlaczego Sakura ostatnio zachowuje się tak
dziwnie, a wszelkie próby wypytania jej spełzały na niczym. Może ma to związek
z tym, co wydarzyło się w podziemiach, a może z jeszcze czymś innym...
Świadomość, że wcale nie rozumie swojej towarzyszki ubodła ją,
zostawiając na języku mdły smak, a w sercu piekącą pustkę.
- Sakura zaczęła się dystansować po porwaniu. Na początku sądziłam, że
jest w szoku z powodu tortur i rany króla Bumithrii. Dlatego dałam jej trochę
przestrzeni. Ona nie lubi afiszować się swoimi słabościami i troskami,
zazwyczaj chce poradzić sobie z nimi sama. Sądziłam, że z dnia na dzień będzie
lepiej, ale unika mnie i rozmowy ze mną coraz bardziej, jakby obawiała się
mojej reprymendy... - Tygrysica nagle urwała, gdy w pełni zrozumiała sens
wypowiadanych słów. Gdy wypowiedziała myśli na głos, stały się bardziej
klarowne.
- A raczej bała się tego, co od ciebie usłyszy. Nie zapominaj tygrysia
towarzyszko, że królowa również ma swoją dumę, która najwyraźniej bardzo
ucierpiała.
W oczach Tsezil powoli zaczynało pojawiać się zrozumienie.
Podziękowała Nerahel za rozmowę i odeszła powolnym, dostojnym krokiem w głąb
lasu z dala od pałacu. Jej pręgowane futro lśniło i falowało z każdym ruchem.
Upłynął tydzień od feralnego balu i porwania. Sakura ćwiczyła z
Ksavierem tworzenie stad koni, gęsi, jeleni i innych zwierząt.
Usatysfakcjonowany ogromnymi postępami królowej arcymag zaproponował, by za
kilka dni spróbowała uformować wodę w smoka. Zmęczona z ulgą przyjęła wiadomość
o końcu zajęć. Zbyt mało ostatnio sypiała. Nawiedzające ją koszmary kradły
nawet te krótkie, cenne chwile wypoczynku.
Zarzuciła na głowę kaptur i ruszyła w stronę zamku w towarzystwie
przydzielonego jej przez Uchihę strażnika. Pomimo jego obecności codzienne
wędrówki przez miasto nadszarpywały jej nerwy mocniej niż zazwyczaj. Idąc
ulicami, czuła się obserwowana, osaczona. Miała wrażenie, że zaraz ktoś
wyskoczy z tłumu, albo cienia jakiegoś budynku i ogłuszy ją, nie dając możliwości
bronienia się. Całą drogę trzymała spoconą dłoń na rękojeści miecza i wytężała
słuch. Wzdrygała się na każdy głośniejszy dźwięk, który wybijał się z odgłosów
żyjącej stolicy. Gdy w końcu docierała za mury pałacu i zostawiała swojego
strażnika, przystawała w jakimś ustronnym miejscu, by złapać oddech i obetrzeć
z twarzy zimny pot. Tego dnia było tak samo. Potrzebowała długiej chwili, by
uspokoić głośno dudniące serce. Kolana trzęsły jej się i uginały pod ciężarem
ciała. Gdyby w porę nie przytrzymała się chłodnej ściany, upadłaby.
Nagle przypomniała sobie, że umówiła się na wieczorny sparing z
Naruto. To dostarczyło jej wystarczającej motywacji, by ruszyć z miejsca.
Poszła do komnaty zjeść posiłek. Trochę zaskoczył ją brak Tsezil, która
ostatnio przykleiła się do niej niczym cień. Z trudem przypomniała sobie
wczorajszą rozmowę z towarzyszką. Tygrysica wspomniała, że planuje zobaczyć się
z Nerahel. Nie zastanawiając się nad tym, pochłonęła przyniesiony przez Miruin
posiłek i udała się na plac ćwiczeniowy.
Naruto już pojedynkował się z innym wojownikiem, którego również uczył
fechtunku. Pozostali uczniowie przyglądali się temu z niekłamanym
zainteresowaniem błyszczącymi z emocji oczami. Jednak gdy ich mistrz dostrzegł
królową, przerwał walkę, co spotkało się z głośnym protestem widowni.
- Wracać do swoich zajęć - pouczył ich surowo i przywitał władczynię
głębokim ukłonem oraz serdecznym uśmiechem, który zamaskował jego rosnący
niepokój.
Królowa przychodziła na plac rano i wieczorem każdego dnia. Widział
się z nią wcześniej, dlatego nie umknęła mu bladość jej skóry i głębokie cienie
zmęczenia pod oczami. Żaden z jego wojowników nie pracował nad sobą tak
wytrwale. Martwił się o nią ze szczerego serca i nawet rozmawiał o tym z
Hinatą, ale po tym jak Sakura na niego naskoczyła ostatnim razem, wolał nie
afiszować się swoimi uczuciami.
- Pani, widziałem się dziś z królem. Ma się o wiele lepiej. Chce się z
tobą zobaczyć. Hinata też prosiła, żebyś przyszła, bo kończą się jej pomysły,
jak zatrzymać go w łóżku. Nie jest przyzwyczajony do tak długiego bezruchu. No
i rano zażądał dokumentów, nad którymi teraz pracuje... chociaż nadal potrzebuje
wypoczynku.
Uwadze Sakury nie umknął oficjalny ton, jakim zwrócił się do niej
Naruto. Od dnia porwania nie użył jej imienia. Z jednej strony smuciło ją to,
lecz z drugiej zrozumiała, że tak jest lepiej. Za bardzo spoufaliła się z
przyjacielem króla.
- Nie martw się. Planuję odwiedzić go wieczorem po naszej lekcji. Więc
jeśli jesteś gotów...
Wyjęła z pochwy u swego boku miecz i zaatakowała bez ostrzeżenia.
Naruto w ostatniej chwili zdążył unieść własną broń i odparować cios.
Uśmiechnęła się do niego psotnie, ale w tym geście nie znalazł ni krzty
radości.
Nie rozbawił go ten podstęp i zajadliwość. Królowa parła z całą swoją
siłą, wykorzystując wszystko, czego nauczyła się przez ostatnie dni. Szło jej
coraz lepiej, ale wciąż nie radziła sobie z rozkładaniem własnego ciężaru przy
odparowywaniu sztychów. To skutkowało tym, że często lądowała na ziemi. Nie
chciał myśleć, ile siniaków musi mieć na swoim ciele po tak intensywnym
tygodniu. Dlatego nie zdziwił się wcale, gdy po kilku następnych wymienionych
ciosach, upadła. Zaniepokoił się dopiero kilka sekund później, gdy się nie
poruszyła, a jej ciało wydało mu się zbyt bezwładne.
Rzucił miecz na ziemię, choć jako wojownik nigdy nie powinien tego
uczynić. Doskoczył do nieruchomej kobiety, czując to samo przerażenie, co przed
tygodniem.
Obudził ją harmider przekrzykujących się nawzajem głosów. z
zaskoczeniem stwierdziła, że leży na czymś miękkim, co zdaje się być łóżkiem.
To ją zdezorientowało. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętała był sparing z Naruto.
Dalej w jej pamięci ziała czarna dziura, jak wtedy, gdy podczas świętowania
swoich urodzin w królestwie elfów wypiła zbyt dużo wina z czarnego bzu.
Przeklęła w myślach swoje słabe ciało. Z wysiłkiem otworzyła ciężkie powieki i
napotkała wściekłe spojrzenie potarganej Hinaty. Elfka wyglądała, jakby przed
chwilą stoczyła walkę z nawałnicą. I o dziwo, tą nawałnicą okazał się być nie
kto inny jak sam Sasuke Uchiha, który to właśnie się z nią wykłócał.
- Ktoś jej musi przemówić do rozsądku pani doktor, bo najwyraźniej wy
nic nie wskóraliście. Leżałem na tym cholernym łóżku cały tydzień. Wystarczy.
Powinnaś się cieszyć, że wytrzymałem aż tyle.
Sakura uśmiechnęła się krzywo, słysząc tę krnąbrną, impertynencką
gadaninę. Miło wiedzieć, że nie tylko jej samej Uchiha potrafił zajść ostro za
skórę. Jednak jej rozbawienie szybko prysło. Hinata była wyjątkowo cierpliwą,
spokojną i uprzejmą osobą. Dawno nie widziała jej tak rozwścieczonej i
przestraszyła się, gdy zrozumiała, że ta złość wcale nie jest wymierzona w
króla Bumithrii.
- Sakura, do jasnej cholery! Możesz mi łaskawie wytłumaczyć, co ty
najlepszego wyprawiasz?!
Królowa skuliła się, gdy usłyszała podniesiony głos Hinaty. Miała
szczerą ochotę nakryć sobie głowę pledem, pod którym leżała. Nie wiedziała, co
odpowiedzieć, więc tylko biegała po pomieszczeniu zagubionym wzrokiem. To nie
pomogło, gdyż zobaczyła wstrząśniętą do głębi Tsezil, przerażonego Naruto i
zirytowanego Uchihę, który najwyraźniej przerwał swój wypoczynek, gdy usłyszał
o tym, co się stało.
- I może mi wytłumaczysz, skąd miałaś na ciele te wszystkie siniaki!
Zanim Sakura zdążyła się nad tym zastanowić, wymownie popatrzyła w
stronę Naruto, który wzdrygnął się, napotykając spojrzenie Hinaty.
- No pięknie! Czy wy wszyscy postradaliście zmysły?! Nie dość, że
muszę niańczyć tego, pożal się Matko, króla, który zachowuje się gorzej niż
dziecko, to jeszcze ciebie!
Słysząc tę reprymendę, poczuła się głupio. Zrozumiała, że to co
zrobiła, było bardzo niedojrzałe.
- Masz rację, przepraszam - wykrztusiła w końcu niemal szeptem i
odwróciła się na bok, odcinając od zmartwionych spojrzeń.
Usłyszała prychniecie rozsierdzonej przyjaciółki i kłapnięcie
drzwiami, gdy opuściła komnatę wraz z Naruto.
W pomieszczeniu nastała cisza przesycona ciężarem gęstej atmosfery. W
końcu przerwał ją Uchiha.
- Tsezil, czy mogłabyś zostawić mnie na chwilę z królową? Muszę z nią
porozmawiać w cztery oczy.
Zrezygnowana tygrysica opuściła pomieszczenie. Władca Bumithrii miał
słuszność. Nie wiedziała, jak przemówić towarzyszce do rozsądku. Skrycie
liczyła, że może jemu się to uda.
Sakura z długim westchnieniem podniosła się do pozycji siedzącej i
oparła o wezgłowie łóżka. Konfrontacja z Uchihą zdawała się być nieuchronna,
dlatego stwierdziła, że bezsensem jest dłuższe chowanie się.
Zaskoczył ją, siadając na brzegu materaca, zamiast na krześle. Dzięki
temu skrępował ją nie tylko swoim spojrzeniem, ale i ciałem. Przez chwilę
patrzyli na siebie w milczeniu, a cisza pulsowała napięciem.
- Powiedz mi łaskawie, które z nas jest lekkomyślnym idiotą, gotowym
zrobić sobie krzywdę pod czyjaś nieuwagę, hmm? - zapytał z groźnym spokojem w
głosie, który zwiastował burzę.
Spłonęła rumieńcem, gdy zrozumiała, że słyszał jej rozmowę z Hinatą w
dzień po jego wybudzeniu się.
- Podsłuchiwanie, to brzydki nawyk, panie Uchiha - odparła ze zmęczeniem,
ale i zawadiacką przekorą.
Mężczyzna w odpowiedzi uśmiechnął się diabelnie, a w jego spojrzeniu
rozbłysły chochlicze iskry.
- Doprawdy, panno Haruno, trzeba uważać na to, co się mówi w obecności
pozornie nieprzytomnych ludzi.
Odpowiedziała równie psotnym uśmiechem. Obawiała się, że w końcu
poruszą temat tamtej nocy. Wolała więc prowadzić rozmowę w tonie niegroźnych
docinków. Niestety pozorna lekkość konwersacji momentalnie znikła z twarzy
Uchihy zastąpiona powagą.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak bardzo narażasz na szwank sojusz
między naszymi królestwami, zachowując się w taki sposób? Myślisz, że narażałem
życie, wyrywając cię z rąk tamtych porywaczy po to, żebyś teraz wykończyła się
sama w moim zamku?
Sakurę jak zwykle zirytował wyniosły, chłodny, przepełniony pewnością
siebie ton. Ponadto gryzące wyrzuty sumienia, ścisnęły jej gardło, gdy
automatycznie spuściła wzrok na jego usztywniające bandaże.
- Nie zapędzaj się Uchiha. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
popełniłam błąd. Więcej tak nie postąpię. Koniec historii. Nie jesteś moją
matką, żeby mnie pouczać. Jestem ci dozgonnie wdzięczna za ratunek. Na prawdę
to doceniam, wierz mi. Z resztą już ci za to dziękowałam. Wiedz jednak, iż nie
dopuszczę, by taka sytuacja, jak ta na balu, się powtórzyła. Nie masz pojęcia
jak to jest być bezradnym w sytuacji zagrożenia życia...
- Dlatego postanowiłaś zatrenować się na śmierć? - przerwał jej. -
Bądźmy poważni, Sakura. Nie zamierzam pozwolić, by coś takiego zdarzyło się
ponownie. Przydzielę ci całodobową straż i zobliguję swoich najbardziej
zaufanych ludzi, by towarzyszyli ci poza pałacem.
Prychnęła wyniośle.
- Zważ na to, że ostatnio powzięte przez ciebie środki bezpieczeństwa zawiodły.
- Nie martw się, ja też wyciągnąłem wnioski z tamtego zdarzenia.
Posłuchaj, nie zabraniam ci się szkolić. Tylko rób to z umiarem. Hinata
powiedziała mi, że mało brakowało, żebyś zerwała sobie mięsień w ramieniu. Na
dodatek mało sypiasz - wskazał na jej podpuchnięte oczy.
Odwróciła od niego zbolały wzrok.
- Zgadzam się na straże, ale tylko poza pałacem. - W końcu zrozumiała,
że ich potrzebuje. Codzienne wycieczki do Akademii i z powrotem stały się dlań
torturą. - tutaj będzie towarzyszyła mi Tsezil. Po porwaniu przyrzekła mi, że
nie spuści mnie z oka.
Uchiha zacisnął zęby.
- Aleś ty uparta. Jakoś dzisiaj jej przy tobie nie było, gdy straciłaś
przytomność.
- Poszła zapolować i porozmawiać z Nerahel - usprawiedliwiła
towarzyszkę. - Nie wiń jej za to. Ona też musi jeść, a nie pozwolę jej iść w
nocy do lasu.
- W porządku - skapitulował w końcu. - Ale w zamian za to będziesz
dwie godziny dziennie spędzała w moim towarzystwie, odpoczywając od ćwiczeń.
Sam będę miał na ciebie oko.
Sakura wymownie wywróciła oczami.
- No doprawdy Uchiha... - Już miała na końcu języka protest, lecz
nagle mężczyzna położył swoją wielką dłoń na jej drobnym nadgarstku. Ten gest
tak zaszokował Sakurę, że odebrało jej mowę.
W pierwszej chwili próbowała zabrać rękę, ale uścisk Uchihy był
stosunkowo silny, a ona wciąż zmęczona. Zrozumiała, co chciał osiągnąć, gdy
schwycił jej spojrzenie w kajdany swoich onyksowych oczu. Przez moment tylko
intensywnie patrzył.
- Jesteś silna i charakterna. - Tembr jego głosu i niespodziewana
pochwała rozlały się ciepłem po jej ciele.
- Dawno nie spotkałem podobnej do ciebie kobiety. Nie pozwól, żeby
tamten incydent cie stłamsił. To byłaby taka strata - podkreślił, wkładając w
swoje słowa zaskakująco dużo pasji. - Miej moje słowa na uwadze, bo rzadko
prawię komuś komplementy.
Zamurowało ją. Nie wiedziała co odpowiedzieć czy zrobić. Nie wiedzieć czemu,
te słowa przywróciły jej część niedawno utraconej pewności siebie. Jej serce zakołatało
w piersi. Nie do końca rozumiała, dlaczego król stał się bardziej przystępny. Jednakże
nie było jej dane zastanawiać się nad tym dłużej. Nagle Uchiha pochylił się i musnął
wargami jej policzek. Po czym wyszedł bez słowa, zostawiając ją samą z szeroko rozwartymi
z szoku oczami.
****
Szczerze mówiąc, to nie byłam pewna, czy ten oraz następne rozdziały w ogóle się pojawią. Ogarnęła mnie masa wątpliwości co do sensu tworzenia tego opowiadania. Jakoś się przemogłam. Ocenę zostawiam wam. Dziękuję wszystkim za doping.
Autor: Ikula
Juhu!!! W końcu rozdzialik! Jest super! I akcja pomiędzy Sakurą i Sasuke zaczyna się rozwijać coraz poważniej. Nie mogę się doczekać tych dwugodzinnych niańczeń!!!
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to dzięki, Ikula! I mam nadzieję, że w chwilach relaksu między nauką a stresem przedmaturalnym puścisz wodzę fantazji i coś napiszesz... ;)
Moje zdanie znasz rybko. Również, tak jak pani wyżej, mam nadzieję, że znajdziesz chwilę na swoją pasję pomimo nauki. Oby tak dalej. Gambate! :*
OdpowiedzUsuńWow!!! Tego się nie spodziewałam... :O Że tak szybko weźmiesz się za kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, Ikula! :D
Hej, Ikula! Mam prośbę powiedz ja zrobiłaś tę cudowną mapkę. Moja koleżanka chce napisać coś w stylu Tolkiena, a nie chce się jej robić tego ręcznie i od razu pomyślałam o Tobie! ;)
OdpowiedzUsuńWięc byłabym wdzięczna za każdą pomoc... :*
Narysowałam ją ręcznie, a później zrobiłam zdjęcie i obrobiłam w Photoshopie. Największą frajdę z tworzenia ma się wtedy, gdy tworzy się samemu.
UsuńSuper Ci wyszła! :D
UsuńI dzięki za odpowiedź i miłej nauki i mam nadzieję, ze również pisania ;)
Można liczyć na jakiś prezent świąteczny od Ciebie w postaci następnego rozdziału...? :D ;) :*
OdpowiedzUsuńMoże nie chcesz mnie tu widzieć, nie wiem. Ale ja, widząc rozdział, musiałam coś napisać.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze pragnę Ci pogratulować. Za hart ducha, za upór i silną wolę. Jesteś jak ta Sakura - twarda i charakterna. Udało Ci się coś napisać, pomimo wielkiego natłoku nauki i prawdopodobnie obowiązków. Rozdział jak zwykle był porażający. Efektowne opisy, które jak zwykle idealną projekcją wyświetlają nam uczucia i przeżycia bohaterów.
Wartka akcja, i nie mówię tu o walce czy innych czynnych momentach. Fabuła mocno trzyma się kupy, klei się do siebie, a Ty wciąż trzymasz poziom. To jest coś, co budzi we mnie respekt i podziw.
Po drugie, oczywiście cieszę się z rozdziału. Masz wątpliwości co do dalszego kreowania tej historii. Byłoby dziwnym, gdybyś nie miała. Jesteś na innym etapie życia. Jedyną stałą w życiu jest to, że jest ono zmienną. Cały żart polega na tym, aby to zaakceptować i za tym nadążyć.
Po trzecie - tak trzymaj. Idź przez życie twardo, chociaż czasami możesz mieć wrażenie, iż stąpasz po naprawdę cienkim lodzie. Patrz co jakiś czas pod nogi i trzymaj gardę. Przede wszystkim rób to, co sprawia, że jesteś lżejsza od problemów i czujesz się lepiej.
Pozdrawiam i wiedz, że myślami często błądzę przy Twojej osobie.
.romantyczka
Powodzonka na maturce ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że napiszesz wzorowo i szybko wrócisz do nas... ;) :D
Witam,
OdpowiedzUsuńta scena między Sakurą, a Sasuke cudowna, a na końcu pocałunek, dla tygrysicy to było ciężkie takie oddalenie się od Sakury, że ta odrzuca jej pomoc...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie