Z samego rana, tuż po posiłku Sakura udała się wraz z Tsezil do
Akademii Magii. Czuła nerwowe napięcie i ekscytację. Zaciskała kurczowo spocone
dłonie. Ciekawiła ją wizja zajęć, które zaplanował dla niej Reinir, ale
jednocześnie zastanawiała się jak to będzie i czy to w ogóle ma sens. W
Esselunith uczyli najlepsi magowie wody. Pomimo zapewnień staruszka, wątpiła w
kompetencje bumithriańskiego arcymaga.
Reinir czekał już wewnątrz biblioteki, przeglądając księgozbiory.
- Witaj Reinirze - przywitała się Sakura zachodząc go od tyłu, a on
odwrócił się nieco zaskoczony i odpowiedział z opóźnieniem. Kobieta dojrzała w
rysach jego twarzy nietypowe zmęczenie i szarość opiętej na kościach
policzkowych pomarszczonej skóry. Zmartwił ją nie najlepszy stan maga. Miał już
swoje lata i czuła, że jego czas się kończy.
- Och... królowa. - Uśmiechnął się ale w jego oczach pozostało coś na
kształt niepewności oraz strachu. - Nie zauważyłem, że weszłaś. Cóż, lata już
nie te i refleks też. - Niby to przypadkiem położył rękę na piersi, ale ta
drżała zbyt mocno.
- Czy wszystko w porządku Reinirze? - Ściągnęła brwi, a jej
zmartwienie przeistoczyło się w lęk. - Może usiądziesz? - Nie zważając na jego
delikatne protesty, pomogła mu usiąść przy jednej z bibliotecznych ław. Kiedy
już wziął parę głębszych oddechów, a jego twarz nabrała nieco zdrowszych kolorów,
Sakura znów przemówiła, ostrożnie dobierając słowa.
- Co Ci jest Reinirze? Potrzebujesz lekarza? Może przełożymy nasze
spotkanie, a ja poślę Tsezil po Hinatę. To cudowny uzdrowiciel, jestem pewna,
że...
Staruszek uniósł dłoń i przerwał jej ze smutnym półuśmiechem.
- Królowo... starość to nie choroba, którą można wyleczyć. Gdy
spotkaliśmy się po raz pierwszy, dałem Ci do zrozumienia, że jestem świadomy
swoich dni. Chcę wykorzystać pozostały mi czas najlepiej jak potrafię, a w tej
chwili nie widzę lepszego sposobu jak ten, aby ci pomóc, więc jeśli
pozwolisz... - Podniósł się z krzesła i uprzejmie wskazał dłonią drzwi od
biblioteki.
Wstrząśnięta Sakura szła sztywno u boku maga. Staruszek był tutaj
jedną z nielicznych, przyjaznych dusz. Głęboki smutek zagnieździł się w jej
piersi, a elficka krew wyczulona na wszelkie życie szeptała, że Reinirowi
zostało ledwie kilka tygodni życia.
Czuła jak łzy pieką ją pod powiekami, ale nie pozwoliła im się
uwolnić. Staruszek miał rację. Nie ważne ile czasu mu zostało, tylko co zechce
z nim zrobić. Wiedziała, że nigdy nie zapomni mu okazanej dobroci i
poświęcenia.
Tsezil czekała na nich przy wejściu do pomieszczenia. Budziła ogromne
zainteresowanie wśród przechodzących obok studentów i ich towarzyszy. Nie
często dane im było oglądać tygrysa benguickiego siedzącego dumnie i
czuwającego przy drzwiach biblioteki.
Reinir ukłonił się tygrysicy i poprowadził je obie w głąb budynku akademii.
- Tak jak ci mówiłem, Sakuro, zabiorę cię dzisiaj do arcymaga wody.
Uczy tutaj wszystkich, którzy nią władają. Nazywa się Ksavier. Ma dosyć... - zamyślił
się - specyficzną osobowość.
Mag zaprowadził je na tyły budynku, gdzie znajdowały się place
treningowe. Na jednym z nich iskrzyła się tafla niewielkiego jeziora, u brzegu
którego stała grupka studentów, przypatrujących się poczynaniom naprawdę
nietuzinkowej postaci.
Mężczyzna w wieku około czterdziestu lat ubrany był w pstrokate,
kolorowe szaty, przez co wyłamywał się z tłumu i skupiał na sobie uwagę nie
tylko własnych uczniów, ale też każdego, kto przechodził obok. Zamaszyście
wymachiwał rękoma, wzbudzając taflę wody, która nagle ożyła i czekała na
polecenia swojego pana. Jednak to nie wszystko. Długie, poprzetykane siwizną
włosy zaplótł w warkocz, dzięki czemu każdy mógł dostrzec jednoznaczny dowód
jego elfickiego rodowodu - charakterystyczne uszy. Sakurę zaszokowała taka
otwartość. W Bumithrii nie obnoszono się z takimi rzeczami. Elficka krew skazywała
jej posiadacza na wykluczenie ze społeczności. Jasnobłękitne, przekrwione oczy
Ksaviera idealnie to odzwierciedlały. Niezwykle rozbiegane, nie skupiały się
dłużej na żadnym elemencie rzeczywistości, co chwila zmieniały kąt patrzenia,
jakby szukając niebezpieczeństwa, szykany, nagany, obelgi, czy innego wyrazu nienawiści...
Jego skórę znaczyły liczne tatuaże i blizny.
Już na pierwszy rzut oka Sakura zauważyła, że to nadzwyczajna osoba.
Może sprawiał wrażenie niezbyt zrównoważonego, ale królowa nie oceniała ludzi
po pozorach. Rozumiała, że w Bumithrii nie miał łatwego życia i współczuła mu z
całego serca, bo wszystkie jego okrutne doświadczenia omal nie odebrały mu
człowieczeństwa. Jednocześnie podziwiała jego siłę. Nie dał się złamać. Ciężką
pracą zaskarbił sobie szacunek, zyskał uznanie i autorytet. W istocie,
uczniowie słuchali go z godną podziwu uwagą. Nie wątpiła też, że jego pozycja
społeczna znacznie wzrosła, gdy objął stanowisko nauczyciela magii.
- Pewnie domyślasz się, że nauka magii wody przebiega inaczej niż
magii ognia. - Reinir wyrwał ją z zamyślania i skierował uwagę w inną stronę. -
Łączymy dzieci w odpowiednie grupy. W wieku dziewięciu lat tworzą klasę magii
wody i wtedy ich dalszą edukacją zajmuje się Ksavier. Uczy wszystkiego, co sam wie.
Oczywiście zaczyna od podstaw. Pierwszy rok poświęca na to by jego uczniowie
oswoili się z naturą żywiołu, następny na naukę podstawowych technik. Dopiero kolejne
trzy lata decydują, czy te dzieci mają w sobie to "coś" i zazwyczaj w
wieku czternastu lat mogą zdobyć pierwszy dyplom. Tak klasa - wskazał dłonią
grupę uczniów - przygotowuje się do egzaminu. Tytuł mistrza można zdobyć już
wieku szesnastu lat, a na arcymistrza uczy się podobnie jak na arcymistrza
magii ognia z tą różnicą, że kształcimy ich przy pomocy właśnie magii ognia.
Sakura zerknęła na Reinira z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
Była szczerze zaskoczona.
- Co to znaczy? - Chciała poznać szczegóły tak zaskakujących metod.
- To oznacza, że najpierw sprawdzimy jakie umiejętności i techniki
posiadasz, później Ksavier pomoże ci je doszlifować, a na koniec będziesz
pojedynkować się z magami ognia. - Uśmiechnął się psotnie, jakby udał mu się
jakiś niesłychanie dobry żart, tym bardziej, że dostrzegł mieszaninę strachu i
ekscytacji w oczach królowej. - Dawno temu zauważono, że żywioły mają na siebie
ogromny wpływ - kontynuował. - Wspólnie się harmonizują. Ogień wzmocniony siłą
wiatru staje się destrukcyjny. Ziemia wypalona ogniem zawsze odradza się,
tętniąc jeszcze piękniej i wspanialej. Woda i ogień zwalczają się nawzajem.
Podczas pojedynków twoim zadaniem będzie pokonać maga ognia. Jeśli ci się uda
ugasisz ogień maga, jeśli nie, twoja woda wyparuje. Wszystkiego dowiesz się
później. - Mag poklepał ją po ramieniu w geście wsparcia. - Spokojna głowa,
przy mnie nic ci nie grozi. Będę obecny przy wszystkich twoich pojedynkach.
Uspokojona Sakura dostrzegła jak zaskakujące i odkrywcze są takie
metody kształcenia. W Esselunith nikt nie wpadł na podobny pomysł.
Tsezil zauważyła błysk fascynacji w zielonych oczach towarzyszki.
Sakura była osobą wytrwale dążącą do celu. Tygrysica doskonale znała upór
królowej i wiedziała, że nie odwiedzie jej od tego przedsięwzięcia. Z resztą
sama uważała, że to pożyteczna forma spędzania czasu w tym miejscu.
- Kiedy zaczniemy? - zapytała podekscytowana Sakura. Jej zapał
uszczęśliwił Reinira.
- Kiedy tylko Ksavier skończy zajęcia. Jeśli masz ochotę, możesz
podejść. Może wiesz coś, czego Ksavier nie. Myślę, że nie będzie miał ci za
złe, jeśli zabierzesz głos.
Sakura nie zamierzała ingerować w sposoby nauczania maga. Czuła, że
byłoby to wysoce niestosowne. Jednak z ochotą podeszła, by obserwować
poczynania jego oraz kilku studentów. Pozdrowiła go uprzejmym gestem, a on
odpowiedział, nie przerywając lekcji.
- Musicie zebrać energię i skierować ją ku wodzie. Niech was słucha -
mówił intensywnie przypatrując się tafli wody. Nagle wyskoczyła z niej
przejrzysta, iskrząca się kula. - Kiedy już uda wam się opanować jakąś ilość
wody, nie puszczajcie, nie dekoncentrujcie się. Możecie czerpać z niej energię.
Będzie was słuchać. Możecie zrobić z nią absolutnie wszystko. - Mag niczym
wirtuoz uniósł swoją dłoń, a woda zatańczyła, przeobrażając się w przecudnego,
przejrzystego łabędzia, który wyciągnął długą szyję i z cichym szelestem wzbił
się w powietrze, młócąc swoimi kryształowymi, migocącymi w słońcu skrzydłami.
Wykonał pełne koło nad głowami zachwyconych uczniów i rozprysł się na tysiące
małych kropel wraz z głośnymi jękami zawodu, zasmuconych takim obrotem sprawy,
dzieci.
Sakura przyłączyła się do gromkich oklasków. Samo wyodrębnienie pewnej
ilości wody nie nastręczało zbyt wielu problemów, ale formowanie jej w tak
precyzyjne, realistyczne kształty i panowanie nad motoryką ruchu danego tworu
to nie lada sztuka, której sama królowa nigdy nie opanowała.
Po wyjaśnieniach i pokazie przyszedł czas, by dzieci same spróbowały
swoich sił. Ksavier wnikliwie obserwował swoich studentów i wyłapywał błędy w
ich postępowaniu. Każdemu z osobna poświęcał wiele uwagi oraz cierpliwości, a
także wspierał. Nie pozwalał im łamać się niepowodzeniami. Jego grupa nie była
zbyt liczna, ale dzięki temu arcymag mógł otaczać troską swoich mentorskich
skrzydeł każde dziecko. Sakura uznała, że Ksavier jest wspaniałym nauczycielem
i Reinir oddał ją w dobre ręce. W przeciągu kilku minut zdobył jej podziw i
uznanie. Dzieci robiły postępy, a jego pomoc oraz liczne podpowiedzi okazywały
się nieocenione. Widziała też, że dzieli z nimi nieco silniejszą więź niż
wypadałoby to mentorowi. Sakura odniosła wrażenie, że jest ich opiekunem,
przewodnikiem, a jego głębokie myśli odnoszą się w większości do istoty życia.
Lekcja dobiegła końca jakieś pół godziny później.
- Ćwiczcie w domu - polecił na pożegnanie. - Jutro będziemy nad tym
pracować.
Dzieci szybko się rozeszły i kiedy zostali na polu bez nich, Ksavier
podszedł do Sakury sprężystym krokiem i ponownie pozdrowił. Reinir wciąż stał u
jej boku, więc nie czuła niepokoju, ale Tsezil zamruczała niespokojnie i
przestąpiła z łapy na łapę, manifestując swoją obecność. Chciała, żeby mag miał
się na baczności.
- Witaj królowo. - Skłonił się nieznacznie. - Reinir uprzedził mnie, że
cię tu przyprowadzi. - Mężczyzna kierował słowa ku Sakurze, ale jego szare
spojrzenie wciąż wędrowało od jednego cienia do drugiego i nie skupiało się
dłużej na twarzy królowej. Jakby cały czas wypatrywał zagrożenia,
niebezpieczeństwa. Przypominał jej pewną kobietę, którą miała okazję spotkać,
sądząc jej męża za rozbój. Jej ciało znaczyły siniaki i zadrapania, ale
zapalczywie broniła mężczyznę, który się nad nią znęcał. Miała takie same,
rozbiegane oczy. Jakby się bała, że ktoś znów podniesie na nią rękę i
wypatrywała zagrożenia. W Sakurze odezwał się ogromny żal. Tak wielki, że z
bólu zaparło jej dech w piersiach. Dziewczynę zastanawiał też brak towarzysza u
boku maga, ale wyczuła, że nie powinna o to pytać i ten temat skrywa jeszcze
więcej cierpienia, którego ona nie była w stanie sobie nawet wyobrazić.
- Tak. Poprosiłam go, żeby mnie z tobą poznał. Jestem pod wielkim
wrażeniem twoich zdolności i oddania, jakie okazujesz swoim studentom -
odpowiedziała szczerze.
Ksavier skinął głową.
- Rozumiem, że chcesz uczyć się tu magii wody.
Sakura doceniała fakt, że wyraził gotowość, by ją uczyć. Był w końcu
Bumithrianinem znienawidzonym przez swój naród za elfickie pochodzenie. Ona
sama nigdy przez to nie cierpiała.
- Tak, chce zdobyć nowe umiejętności i uzyskać dyplom arcymistrza. Do
tej pory obowiązki nie pozwalały mi na kontynuowanie nauki - przyznała z żalem.
Mag uśmiechnął się koślawo, zacierając ręce i Sakura dostrzegła
bliznę, która przedzielała jego wargę i zniekształcała ułożenie ust. Tylko
bardzo głęboka rana mogła zdziałać takie rzeczy.
- W takim razie zobaczymy, co potrafisz i bierzemy się do roboty.
Sakura pozytywnie zaskoczona takim obrotem spraw, stanęła na brzegu
jeziora. Arsenał jej technik był dosyć skromny, ale chciała pokazać jak
najwięcej. Skupiła się, wyciszyła, aż poczuła puls energii żywiołu. Sięgnęła po
nią, by zdobyć siłę i panowanie nad wodą. Pewnym krokiem weszła na taflę
jeziora, nie mocząc nawet skrawka sukni, czy butów, zebrała sporą ilość wilgoci
z ziemi oraz powietrza w bańkę i zwinnie wrzuciła ją do jeziora. Ponownie
sięgnęła po energię, tym razem po większa jej ilość. Powierzchnia jeziora
zafalowała, by chwilę później wystrzelił z niej słup hektolitrów wody, który,
niczym wąż wślizgnął się z powrotem w ciemne odmęty. Sakura wyszła na brzeg i
zerwała pęk soczyście zielonej trawy. Nie przepadała za tą techniką, ale
rozwarła palce, by magowie mogli dostrzec więcej. Rozkazała zielonym pędom
tańczyć, by zaraz schwycić je stanowczo i wysuszyć na wiór. Pozbawione wody
tkanki rozsypały się, a dziewczyna manipulowała przy wyssanej z nich wodzie,
tworząc z niej mniejsze i większe bąbelki.
- Potrafię kontrolować wodę w żywych organizmach. Umiem też przy
pomocy magii przechwytywać cudze myśli. Jestem w stanie manipulować około
tysiącem litrów wody na raz. Mogę przeżyć pod wodą bez potrzeby wzięcia oddechu
ponad dwie godziny.
Reinir pokiwał z zadowoleniem głową. Twarz Ksaviera wyrażała bliżej
niezidentyfikowane zaskoczenie.
- Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, że dzięki magii wody można czytać w
myślach - przyznał i skinął jej z uznaniem. - Myślę, że oboje możemy podzielić
się swoją wiedzą i czegoś od siebie nauczyć. Nauczę cię jak formować wodę w
dowolne kształty i nie tracić nad nimi kontroli. Pokażę ci jak wywoływać
deszcz, czerpać z niego siłę. Nawiążesz też współpracę z użytkownikami innych
rodzajów magii. Myślę, że znajdziemy też jeszcze kilka innych wymyślnych,
arcymistrzowskich technik. - Mag uśmiechnął się sam do siebie, jakby zgodził się
ze sobą w myślach i jego spojrzenie znów powędrowało poza obecną rzeczywistość.
- To będzie dla mnie zaszczyt. Serdecznie ci dziękuję - odparła z
wdzięcznością. - Przyjdę jutro, żebyś miał czas zastanowić się, co chcesz
pokazać mi jako pierwsze. Wyznacz proszę godzinę naszych spotkań i miej na względzie,
że przed zmrokiem muszę wrócić do pałacu.
Sakura przez chwilę nie była pewna, czy jej słowa dotarły do maga, bo
ten wciąż spoglądał w dal. Na szczęście chwilę później zamrugał intensywniej i
jego oczy zaczęły biegać.
- Bardzo dobrze. Do zobaczenia jutro po piętnastej, zaplanuję nasze
zajęcia.
Ksavier ponownie się zawiesił. Sakura nie wiedziała, co ma zrobić,
więc z wielką ulgą przyjęła sugestię Reinira, że odprowadzi ją do zamku.
Podziękowała mu przy głównej bramie, głęboko wdzięczna za okazaną jej dobroć.
Przynajmniej mogła produktywnie wypełnić swój czas.
Wróciła do komnaty i zjadła posiłek w towarzystwie Tsezil. Nie
znalazłszy Hinaty w pałacu, postanowiła wybrać się do ogrodu, by pomyśleć i
pomedytować. Tygrysica grzała się w promieniach słońca, podczas gdy Sakura
kartkowała wspomnienia z Akademii Magii w Esselunith. Dzieciństwo stało się
najlżejszym, najszczęśliwszym okresem jej życia. Czuła się wtedy jak normalne,
radosne, niewinne dziecko pomimo tego, że należała do rodziny królewskiej i w
przyszłości miała zasiąść na tronie. Żyła w błogiej nieświadomości, jeśli
chodzi o wszystkie problemy. Nie sądziła, że ta bańka pęknie tak szybko,
niespodziewanie i przyniesie jej taki ból.
Strata ojca odbiła się na niej i całym królestwie. Runął wtedy cały
jej świat. Zmuszono ją, by stała się dorosła w zaledwie kilka tygodni, biorąc
na swoje barki ciężar rządzenia królestwem. Pogrążona w niekończącej się
żałobie, osierocona ostatkiem sił powstrzymywała chaos rozprzestrzeniający się
w królestwie. To pochłonęło całą jej uwagę i energię do tego stopnia, że nie
wystarczyło ich, by powstrzymać szalejący w niej samej armagedon. Przelała
swoje cierpienie w gorącą, palącą, niekończącą się nienawiść. Tak,
znienawidziła Uchihę w chwili, w której zobaczyła przebite mieczem ciało króla.
Wtedy też poprzysięgła zemstę, której teraz nie była w stanie wypełnić. Ta
złamana obietnica wyżerała ją od środka. Za każdym razem, gdy widziała go
żywego, chodzącego, rozmawiającego, miała wrażenie, że ktoś obdziera ją ze
skóry. Wyrzuty sumienia traktowały jej duszę jak kwas. Za wszelką cenę starała
się tego nie okazywać. Po tym, co powiedział jej Reinir radziła sobie z tym
nieco łatwiej, ale i tak potrzebowała od czasu do czasu odzyskać równowagę i
wsłuchać się w rytmiczny, kojący ból puls ziemi oraz płynącej w niej wody.
Woda - symbol życia.
Ogień - symbol zniszczenia.
Ona i Uchiha zostali skazani przez same gwiazdy na konflikt interesów
do końca życia. Skrajnie różni, kompletnie poróżnieni. On nie wydawał się być
złą osobą, ale nie potrafiła myśleć w ten sposób. Jeszcze nie. Pozostawał jej
wrogiem niezależnie od wszystkiego. Ogień nienawiści wciąż w niej płonął i
wzmacniał go ten dziwny niepokój, który czuła w jego obecności. Nieokreślone
uczucie zalewało jej pierś za każdym razem, gdy na niego spoglądała. Nie
rozumiała tego i zawsze, gdy z nim rozmawiała właśnie to wytrącało jej z rąk
resztki samokontroli.
Niewygodne, kąśliwe myśli pozbawiały ją skupienia, więc odepchnęła je
siłą woli i znów zajęła swój umysł przemyśleniami odnośnie nauki magii. Nie
mogła się już doczekać.
Nazajutrz niecierpliwie wyczekiwała godzin popołudniowych. Przez to
zjawiła się na miejscu szybciej niż należało. Przyglądała się wyczynom tej
samej grupy uczniów. Kilka osób posłało jej zdziwione, nieco zaniepokojone
spojrzenia, ale Ksavier skutecznie odciągnął ich uwagę i przywołał do porządku.
Sakurę zżerała ciekawość odnośnie tego, co dla niej przygotował.
To co robiły bumithriańskie dzieci zaabsorbowało Sakurę, przypominając
jej czasy, gdy sama uczyła się takich rzeczy. Jednak ucieszyła się, kiedy
zajęcia dobiegły końca i została sam na sam z Ksavierem.
- Myślę, że na początek poćwiczymy kontrolę - oznajmił po krótkiej
wymianie uprzejmości. - Jesteś dosyć żywiołową i ekspresywną osobą, więc
domyślam się, że czasami przeszkadza ci o w odpowiedniej koncentracji i
wykonywaniu technik, które wymagają cierpliwości, opanowania i precyzji. -
Sakurę nieco zaskoczyła aż tak wnikliwa analiza jej osobowości poczyniona przez
Ksaviera podczas zaledwie jednego spotkania. - Skoncentruj się. Zrobisz
dokładnie to, co ci pokażę i będziesz to ćwiczyć, dopóki efekt nas
usatysfakcjonuje. - Po tych słowach wkroczył na taflę jeziora, a energia
zawirowała wokół.
Woda poderwała się w powietrze i uformowała w małe wodne kule. Arcymag
ułożył je w symetryczne koło, a potem zaczął zmieniać ich kształty w różno
ramienne gwiazdki, jednak nie każdej po kolei, ale wszystkich na raz. Liczba
ich ramion cały czas ulegała zmianie.
Sakura zdawał sobie sprawę, ile skupienia kosztuje coś takiego i jak
trudną jest sztuką. Ona sama potrafiła kontrolować w danym momencie tylko
pojedynczy twór, a żeby jeszcze zmieniać ich formę i to każdego w inny
sposób... Rósł w niej podziw i zapał. Stawiała pierwszy krok w kierunku tych wszystkich
wspaniałych technik formowania wody w szczegółowe, realistyczne kształty, jak
zwierzęta, czy nawet ludzie.
W pełnym skupieniu wkroczyła na powierzchnię wody obok maga i zebrała
energię. Tak jak się spodziewała, nie szło jej perfekcyjnie. Dwie godziny
później czuła, że jej zapał nieco zbladł. Wykończyły ją ciągłe ćwiczenia, które
nie przynosiły oczekiwanych efektów. Ksavier słusznie wychwycił jej słabości.
Nie potrafiła dostatecznie dobrze utrzymać i przekształcać energię. Cały czas
coś nie wychodziło, co wzbudzało w niej irytację. Kształty były nieregularne i
nie mogła manipulować nimi wszystkimi na raz. Przypominało to żonglowanie
energią i koncentracją.
Ksavier, widząc jej zmęczenie, w końcu przerwał lekcję.
- Na dziś wystarczy - powiedział. - Nie jest źle. Musisz dużo ćwiczyć.
Zobaczymy się jutro o tej samej porze. Poświęciłbym ci więcej czasu, ale mam
zajęcia z innym studentem, którego kształcę na arcymistrza i mojego następcę,
więc mam nadzieję, że mnie rozumiesz i się nie gniewasz.
- Oczywiście, że rozumiem. Doceniam twoje zaangażowanie - przytaknęła
szczerze i pożegnała maga.
Ostatnimi siłami wróciła do komnaty. Cieszyła się z możliwości
studiowania magii ponownie, ale tak dawno jej nie uprawiała, że przychodziło
jej to z większym trudem, niż powinno. Bała się, że wyszła z wprawy.
Ignorując gorącą kąpiel, którą przygotowały służki, pochłonęła kolację
i zasnęła. Rano dotkliwiej odczuła ból karku i wrażenie przeciążenia całego
organizmu. Pomimo tego, podniosła się z posłania i szybko doprowadził do
porządku. Zdążyła założyć suknię, gdy o progu jej komnaty stanęła Hinata.
Elfka ostatnio często znikała gdzieś wraz z Naruto. Jednak Sakura
zauważyła błysk szczęścia w oczach przyjaciółki i to ja uspokoiła. Nie miała
prawa odbierać jej tej radości.
- Naruto zaprasza nas, byśmy poznały jego towarzysza i wybrały się
wspólnie na podniebny spacer. Co ty na to? - Bił od niej optymizm, pomimo
wyraźnie doskwierającego jej braku Farhela.
- A to coś nowego. Na pewno powiedziałaś "nas", a nie
"mnie"? - Sakura uwielbiała droczyć się ze swoimi przyjaciółmi i nie
mogła darować sobie takiej okazji. Zmrużyła podejrzliwie oczy, ale w kącikach
jej ust czaił się uśmiech.
Hinata zgodnie z oczekiwaniami królowej spłonęła dorodnym rumieńcem i
spojrzała na Sakurę z poczuciem winy wymalowanym na twarzy, chociaż wiedziała,
że przyjaciółka się z niej naigrywa.
Tsezil słysząc słowo "podniebny" zdecydowanie odmówiła i
szybko zniknęła z komnaty. Za to Sakura chętnie przystała na propozycję.
Chciała się odrobinę rozluźnić. Zaciekawił ja też kwestia poznania towarzysza
Naruto. Od dawna się nad tym zastanawiała. Wcześniej nie miała okazji go
zobaczyć. Zaintrygowanie to potęgował podniebny spacer, który podsuwał na myśl
smocze skojarzenia.
W czasie drogi Hinata odbiegając od tematu jej relacji z Naruto,
wypytała Sakurę o zajęcia w Akademii Magii i ostrożnie poruszyła sprawę buntu w
Esselunith. Królowa jednak uspokoiła przyjaciółkę, opowiadając jej o treści
listu do Ikuto. Kiedy prosiła elfkę, a właściwie jej towarzysza o pomoc, nie
uszczegółowiła o co chodzi.
- Brakuje ci go, co? - zapytała znienacka przepełniona poczuciem winy.
- Wiesz, to mój towarzysz i czuję niepokój, gdy jest tak daleko. Mam
nadzieję, że szybko wróci, ale czułabym, gdyby stało się coś złego. Minęły
dopiero dwa dni odkąd wyruszył, a dotarcie do Esselunith zajmie mu pięć przy
sprzyjających wiatrach no i powrót drugie tyle.
Hinata była o wiele spokojniejsza niż Sakura się tego spodziewała.
Cieszyło ją to, ale jednocześnie martwiło, bo wiedziała czyja to zasługa.
- Ostatnio rzadko cię widuję - zaczęła podchody.
Elfka bardzo starała się powstrzymać, wypływający na jej twarz
rumieniec.
- To najpewniej wina tego, że spędzam dużo czasu z Naruto. - W jej
głosie pobrzmiewało poczucie winy, ale też ekscytacja i ciepło. - Pokazuje mi
Bumithrię, zabiera na hydryjskie plaże i odkrywa przede mną cuda tutejszych
lasów oraz łąk. Prowadzimy intrygujące konwersacje, które mogłyby się nie
kończyć, gdyby nie jego obowiązki.
Zmartwiona Sakura przystanęła i spojrzała z powagą w fiołkowe,
niewinne oczy przyjaciółki.
- Lubisz go, prawda? - Nagle dobitnie zdała sobie sprawę z tego jak
daleko zaszła ich relacja, do czego zmierza i jakie mogą być tego konsekwencje.
Mimo woli, usłyszała w swoim tonie nutę smutku i żalu.
Hinata spłonęła jeszcze głębszą czerwienią i spuściła wzrok na swoje
splecione nerwowo dłonie.
- Hinata - Sakura chwyciła jej ramię. - wiedz, że nie mam ci tego za
złe. Nie mam takiego prawa. - Uśmiechnęła się, czując ciężar w sercu i podparła
brodę dziewczyny, by ta podniosła spojrzenie. - Chcę, żebyś żyła tak
szczęśliwie, jak to tylko możliwe. Wiem, że zdajesz sobie sprawę ze wszystkich
konsekwencji, jakie to za sobą pociąga, bo gdyby tak nie było, nie czułabyś
wyrzutów sumienia. Ja tylko się martwię. Jesteś dobrą, niesamowitą osobą i
cenię cię ponad życie. Boję się, żeby Naruto nie wyrządził ci krzywdy. Lubię go
i uważam za szczerego w swoich intencjach, ale bądź ostrożna, proszę. - Sakura
uścisnęła dłonie przyjaciółki, by podkreślić siłę zaufania, które w niej
pokłada.
Dziewczyna uśmiechnęła się z wdzięcznością na te słowa i gest
wsparcia.
- Myślę, że jeszcze za wcześnie, by coś orzekać lub deklarować, Sakuro
- oznajmiła ze spokojem i pewnością.
- W takim razie, gdy już przyjdzie na to pora, nie myśl wtedy o mnie.
To jedyny rozkaz, jaki kiedykolwiek ode mnie usłyszysz.
Elfka słysząc te słowa, zamarła i wstrzymała oddech. Przyjaciółka
zawsze traktowała ją na równi z samą sobą. Teraz dała największy dowód
bezinteresowności relacji, która ich łączyła.
Hinata z trudem powstrzymała łzy wzruszenia i padła w objęcia Sakury.
Powaga nie trwała długo. Królowa czuła ulgę, że odbyły tę rozmowę. W
dalszą drogę ruszyły już z nieco mniejszymi ciężarami w sercach. Bez
skrępowania śmiały się z opowieści elfki o niej i Naruto. Przyjaciółki wyszły
daleko poza mury miasta i przeszły kawałek wilgotnym, przyjemnie chłodnym
lasem.
Sakura tęskniła za zapachem drzew. Jej skóra i ciało wreszcie zaczęły
oddychać i ożywać. Bumithriański pałac, nie licząc ogrodu, w jej odczuciu był
pusty, zimny i martwy. Każdego dnia tęskniła za bliskością natury.
Kawałek dalej, między drzewami pojawił się prześwit i jej oczom
ukazała się polana. W jej centrum siedziała iskrząca się złotem Nerahel. Na jej
widok Sakura bardzo się ucieszyła i jednocześnie na powrót zdała sobie sprawę z
bijącego od smoczycy majestatu. Chciała czym prędzej do niej podejść, ale wtedy
dostrzegła Naruto oraz jego towarzysza. Była tak zaszokowana, że nogi wrosły
jej w ziemię. Nie tego się spodziewała. Sądziła... ba, miała niemal pewność, że
jego towarzyszem jest smok, a nie... wiwerna.
Śliskie, wężowate ciało gada przerastało Naruto ponad dwukrotnie.
Nagie, bezłuskie i zgniłozielone wydało się Sakurze oślizgłe, a wręcz wstrętne.
Na dodatek na widok przybyszów potwór otworzył wypełnioną zębiskami paszczę i
zamachnął się śmiercionośnym, najeżonym kolcami ogonem.
Dziewczyna cofnęła się gwałtownie pełna uprzedzeń i niechęci. Niemal
automatycznie odrzucały ją wszystkie bumithriańskie stworzenia, które nie były
ludźmi. Widziała w nich jedynie barbarzyńskie, okrutne, bezmyślne pokraki bez
duszy. Zbyt wiele razy musiała patrzeć na nie podczas sądów, gdzie orzekała o
ich winie popełnienia paskudnych, brutalnych zbrodni na jej obywatelach.
Czerwone ślepia łypały na nią złowrogo, odbijając wszystkie jej
uczucia jak lustro.
Hinata od razu pojęła, co się dzieje. Spodziewała się takiej reakcji.
Wzięła Sakurę za rękę i poprowadziła ku zdumionemu Naruto. Chłopak uważał
królową za ciepłą, otwartą, przyjacielską i tolerancyjną osobę. Jej brak
zaufania mocno go zawiódł.
- Nie zrobi ci krzywdy - przemówiła łagodnie Hinata. - To stworzenie
jest bardzo podobne do smoka, tylko mniejsze i bez łusek. Poza tym bezwzględnie
słucha Naruto.
Po słowach przyjaciółki Sakura wywnioskowała, że o wszystkim
wiedziała. Ba... pewnie sama to uknuła. Popatrzyła na elfkę z wyrzutem.
- Czemu mnie nie uprzedziłaś? - syknęła szeptem zła i przestraszona.
- Bo nie dałabyś się przyprowadzić.
Sakura przyznała przyjaciółce rację, ale i tak miała jej to za złe.
Wiwerna wodziła za nią wzrokiem i okręcała swój wielki łeb, by bacznie
obserwować każdy jej ruch. Dziewczyna ominęła istotę oraz Naruto szerokim
łukiem i podeszła prosto do Nerahel. Położyła drżącą dłoń na złotych łuskach i
starała się nie myśleć czyje spojrzenie pali ją w plecy.
- Miło cię widzieć kochana. - Smoczyca powitała ją radośnie i
ucieszyła się, widząc królową w dobrej formie. Zerknęła za plecy dziewczyny i
wymruczała wyrozumiale. - Mnie też na początku było ciężko przywyknąć. Nie
znajdziesz na tym skrawku nieba złotego, błękitnego, czy kryształowego smoka.
Poznałam za to bardzo miłą rodzinę rdzawych smoków i kilka czarnych. O dziwo
tutejsze smoki są do mnie całkiem przyjaźnie nastawione. Może to dlatego, że
mimo wszystko jesteśmy rodziną? - Owionęła Sakurę gorącym oddechem i mrugnęła
do niej porozumiewawczo. - Gotowa do lotu? Mnie aż nosi. - Na potwierdzenie
swoich słów rozpostarła ogromne skrzydła i wyprężyła szyję.
Słowa i swobodne zachowanie Nerahel pozwoliło dziewczynie trochę się
uspokoić. Nie zamierzała lecieć na tamtym zielonym gdzie. Ufała smoczycy i
wiedziała, że w jej towarzystwie czeka ją wyborna wycieczka.
- Zdradzisz mi nasz cel? - zagaiła już śmielej i pewniej.
Nerahel posłała jej coś na kształt zawadiackiego uśmiechu.
- Mogę tylko powiedzieć, że cieszy oko.
Sakura bez dłuższych dywagacji wspięła się na złoty grzbiet i umościła
w miarę wygodnie. Z Naruto nawet się nie przywitała. Ostentacyjnie zignorowała
zarówno jego jak i Hinatę lecących wspólnie na wiwernie.
- Trzymaj się królowo - ostrzegła smoczyca, po czym wzbiła się w
powietrze.
W Sakurę uderzył pęd powietrza. W myślach pogratulowała sobie pomysłu
włożenia spodni i wysokich butów, które nosiła w dniu podpisania sojuszu. W
sukni byłoby jej niesamowicie zimno i niewygodnie.
Zanim Nerahel wyprostowała lot, oczy dziewczyny tak bardzo załzawiły,
że nic nie widziała. Jednak, gdy już je przetarła, nie mogła uwierzyć, że to,
co widzi jest prawdziwe.
Znajdowały się wysoko nad ziemią. Pod sobą miały zamek, skaliste,
dumne Góry Itis, gęste, nieprzebrane lasy, a ponadto Sakura zauważyła, że armia
Bumithrian wciąż stacjonuje w obrębie miasta. Jednak zanim zdążyła się nad tym
głębiej zastanowić, Nerahel zmieniła kierunek lotu i namioty znikły z jej oczu.
Nad głową pyszniły się białe obłoki, a gdzieś na horyzoncie w słońcu mieniły
się morskie bałwany. Gorące promienie grzały im plecy, a wiatr smagał,
przywiewając morską bryzę.
Hinata pomachała Sakurze, a przyjaciółka odpowiedziała jej wciąż
jeszcze nieco naburmuszonym uśmiechem. Uczucie wolności, które towarzyszyło im
podczas lotu, pozwoliło jej całkowicie się odstresować.
Wcześniej, gdy pierwszy raz podróżowała na Nerahel była zbyt przejęta
spotkaniem z Uchihą, by delektować się tą przyjemnością.
Przemykały nad drzewami bez pośpiechu. Nerahel robiła w powietrzu
akrobacje, popisując się sprawnością. Sakurze trochę kręciło się przez to w
głowie, ale nie narzekała. Wiedziała, że smoczyca dba o to, by nie zrobić jej
krzywdy. Pozwoliła cieszyć się tym zarówno jej jak i sobie.
Chwilę później Nerahel obniżyła lot i wylądowała na sypkim, złocistym
pisaku. Morze wyglądało na wyjątkowo spokojne.
Sakura ześlizgnęła się po łuskach na ziemię i wymieniła
porozumiewawcze spojrzenia z Hinatą, która już zdążyła zsiąść z wiwerny. Jak na
komendę obie zrzuciły swoje buty i ze śmiechem pobiegły zanurzyć stopy w słonej
wodzie.
Królowa czuła się jak w domu. Woda była jej żywiołem i dawała spokój
oraz poczucie bezpieczeństwa.
Nagle złote ciało smoczycy przemknęło nad ich głowami i z łoskotem
znikło pod powierzchnią wody, by chwilę później wynurzyć się z niej
rozchlapując wokół kryształowe krople, które z kolei utworzyły sześciokolorową
tęczę. Nerahel tańczyła tak, niczym wprawna baletnica. W jej ruchach
dostrzegało się mnóstwo precyzji, subtelności i gracji.
Towarzysz Naruto też wzbił się w powietrze i rozkoszował kąpielą.
Naruto przystanął obok Hinaty, ale spojrzał na Sakurę.
- Mój towarzysz cię odrzuca? - zapytał wprost bez ogródek.
Zaskoczona taką bezpośredniością dziewczyna musiała przez chwilę zastanowić
się nad odpowiedzią.
- Nie ufam bumithriańskim stworzeniom. Po prostu jakoś trudno mi je
zaakceptować. Tak bardzo różnią się od tych w Esselunith. - Wiedziała, że te
tłumaczenia są marne i nie przekonały ani Naruto, ani Hinaty, ani jej samej.
Blondyn zagwizdał cicho i bawiąca się w wodzie wiwerna od razu rzuciła
się w jego kierunku. Wylądowała tuż obok i przypatrywała się wyczekująco.
Sakura nie mogąc powstrzymać odruchu, cofnęła się kilka kroków i
spojrzała na Naruto potępieńczo.
- To jest Melope. Moja kochana dziewczynka. - Stworzenie słysząc swoje
imię i czułość w głosie towarzysza, trąciło go w głowę swoim pyskiem, a chłopak
pogłaskał ją po nosie. - Wiwerny nie potrafią mówić, podobnie jak wasze gryfy,
jednak są bardzo mądre i empatyczne.
Istota wychwyciła pochwałę i oznajmiła zadowolenie dając głos i
machając skrzydłami. Próbowała wcisnąć swój pysk pod pachę Naruto i popchnąć go
w stronę morza, jakby chciała nakłonić go do kąpieli. Nie można było oprzeć się
wrażeniu, że Melope kocha Naruto równie mocno, co Tsezil Sakurę. Zaczepiała go
skrzydłami, zębami i łapami., starając przekonać do zabawy.
Królowa choćby nie chciała, przyglądając się jak wiwernie w końcu
znudziło się proszenie Naruto, chwyta go swoimi łapami, wzbija się w powietrze
i wrzuca roześmianego do wody, nie mogła nie uśmiechnąć się z roztkliwieniem.
Przywodziło jej to na myśl wspólne zabawy jej samej i Tsezil, gdy obie były
dziećmi. Z niejakim smutkiem zrozumiała jak wiele powagi, trosk i zgorzknienia
przybyło im obu przez te lata.
Wiedziała, że nieufność nie zniknie z dnia na dzień, ale ten widok coś
w niej poruszył. Odkryła jak bardzo myliła się, posądzając te stworzenia o brak
duszy.
- Gdy wyleczyłam Naruto, przyprowadził mnie do Melope. Na początku
przestraszyłam się tak jak ty, ale ona zrobiła coś, czego w ogóle się nie
spodziewałam. Doskoczyła do mnie. Myślałam, że chce mnie skrzywdzić i zmarłam,
ale ona... Nie zapomnę tego do końca życia. Położyła się u moich stóp. - Hinata
otarła łzę z kącika oka wyraźnie poruszona. - Naruto powiedział jej wcześniej,
że to ja mu pomogłam, a ona pokochała mnie za to, nawet nie wiedząc, kim
jestem. Nawet w Esselunith coś takiego jest nieprawdopodobne.
Sakura nic już nie odparła. Nie chciała pokazać, jak ogromne zrobiło
to na niej wrażenie. Hinata miała rację. Coś takiego nie zdarzało się często.
Bezwarunkowa miłość od tak.
Przyjaciółki po kilku następnych minutach spędzonych w ciszy poddały
się w końcu kuszącej, chłodnej wodzie. Zanurzyły się w niej całe, nie zważając
na ubrania i bawiły się w najlepsze obryzgując i chlapiąc nawzajem.
Gdy suszyły się na brzegu, Sakura pomyślała, że dawno nie doświadczyła
tak błogiej chwili relaksu. Całkowicie zapomniała o wszystkich troskach.
Przypatrywała się jak Naruto dyskretnie adoruje Hinatę i trochę jej
zazdrościła. Widziała w oczach przyjaciółki radość oraz rosnące powoli uczucie.
Sama wątpiła w to, że doświadczy takiej miłości. Rozsądek zawsze wygrywał w tej
kwestii. Zawsze istniało coś ważniejszego. Bolało ją to jak nic innego, ale czy
mogła coś w tej sprawie zmienić?
Kiedy wszystkim już wyschły ubrania, wyruszyli w drogę powrotną.
Królowa odbywała po południu zajęcia z Ksavierem, więc gdy tylko pożegnała
swoich przyjaciół, pobiegła do komnaty, żeby się przebrać i pospieszyła do
akademii. Na szczęście zdążyła pojawić się na czas. Mag właśnie rozstał się ze
swoimi uczniami.
Tak jak poprzednio uśmiechnął się tajemniczo na jej widok i przyłożył
prawą dłoń do piersi w geście powitania oraz szacunku. Sakura nie potrafiła
rozszyfrować intencji tkwiących w jego uśmiechach, więc postanowiła się tym nie
głowić.
Bez wahania wkroczyła na powierzchnię jeziora i ponowiła uprzednio
rozpoczęte ćwiczenie. Tym razem szło jej lepiej, ale wciąż zdarzały się jakieś potknięcia.
Jednak po kolejnej godzinie wyszło perfekcyjnie i Ksavier klasnął w dłonie z
zadowoleniem.
- Bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że uda ci się
tego dokonać już dzisiaj. Coraz lepiej kontrolujesz przepływ energii. Musisz
dużo ćwiczyć, ale sądzę, że niedługo będziesz potrafiła kontrolować go
wystarczająco dobrze, by uczyć się arcymistrzowskich technik, które mam w
arsenale. Na razie jednak spróbujemy czegoś łatwiejszego.
Podobnie jak poprzedniego dnia mag wkroczył na środek jeziora.
Wyciągnął rękę na wysokość pasa i skoncentrował się na tafli wody. Nagle z
lustrzanej powierzchni uniósł się przezroczysty, wodny tulipan. Wyglądał jak ze
szkła, niemal nierzeczywisty pełen szczegółów i detali. Zaraz obok wyrósł
kolejny i kolejny, i tak całe jezioro pokryło się polem roziskrzonych
tulipanów.
Sakurze zaparło dech. Ten widok zdawał się niemożliwie piękny.
- Spróbuj i ty. To nie musi być akurat tulipan. Wybierz jakikolwiek
kwiat. W następnej kolejności spróbujemy z drzewami, a później zwierzętami.
Oczywiście pomimo tego, że Sakurze lepiej szła samokontrola i
kanalizacja energii, to stworzenie takiego kwiatu okazało się równie trudne i
żmudne. Długo zajęło jej dopracowanie łodyżki i liści, a kiedy przyszło do
samego kwiatu, nie mogła się dostatecznie skupić i po chwili cała dotychczasowa
praca rozpłynęła się po tafli. Z jej ust wydobyło się westchnienie pełne
irytacji. Zanim na powrót stworzyła łodyżkę, Ksavier zalecił jej powrót do
zamku.
- Jesteś bardzo pojętna - pochwalił ją. - Jeszcze brakuje ci nieco
cierpliwości. Niepowodzenia łatwo wyprowadzają cię z równowagi, ale myślę, że
gdy już opanujesz ten etap, reszta nie sprawi ci większych trudności. Zachęcam
cię do ćwiczenia poza akademią.
Sakura z uwagą wysłuchała wszystkich uwag mistrza. Planowała dużo
czasu poświęcić na treningi. Podziękowała magowi i wróciła do pałacu.
W komnacie zastała Tsezil rozpartą na wielkim łożu, sytą po polowaniu.
Tygrysica wysłuchała z zainteresowaniem relacji towarzyszki z jej dnia.
Podyskutowały krótko i udały się na spoczynek.
Następnego ranka niespodziewanie odwiedził ich Mortifer z zaskakującą
propozycją.
Uchiha zdecydował się zaprosić królową na plac ćwiczeniowy, by mogła
ocenić sprawność jego rycerzy, a przynajmniej tak brzmiało to w wydaniu jego
towarzysza. Sama Sakura nie wiedziała, co o tym sądzić i czego tak naprawdę
oczekuje od niej Uchiha. Miała iść tam tylko po to, by przyglądać się
bumithriańskim rycerzom? A może raczej pokazowi siły ze strony króla? Taka
wizja nieszczególnie przypadła jej do gustu. Jeśli miała pójść to tylko z
Hinatą i perspektywą możliwości postrzelania z łuku.
Po wyjściu mantikory zerknęła pytająco na Tsezil ciekawa jej opinii.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
Tygrysica zamruczała gardłowo namyślając się nad odpowiedzią.
- Szczerze mówiąc, nie widzę w tym nic niebezpiecznego. On nie może
zrobić ci krzywdy, inaczej Esselunith zerwie sojusz. W dodatku istnieje szansa,
że dowiesz się czegoś ciekawego. Zobaczysz jak szkoleni są tutejsi rycerze i
ile potrafi sam król, o ile akurat stanie z kimś w szranki. Niemniej lepiej
pozostać czujnym. Na pewno nie puszczę cię tam samej.
Sakura, wciąż nie przekonana co do słuszności tego pomysłu, przebrała się
w wygodniejszą, prostą suknię, przypięła u boku miecz, przewiesiła przez ramię
łuk i zawitała u progu komnaty przyjaciółki.
Tak jak się tego spodziewała plac wypełniali walczący wojownicy. Wśród
spoconych, zmordowanych ćwiczeniami mężczyzn dostrzegła Uchihę zręcznie
pojedynkującego się z Naruto. Miecze błyszczały w ich dłoniach w przerażająco
śmiercionośny sposób. Obaj byli zabójczo szybcy i precyzyjni. Zadawali i
odparowywali ciosy z ogromną zręcznością, ale szala zwycięstwa nie przechylała
się na żadną ze stron. Ich sparing przypominał taniec. Naruto potrafił
wychwycić intencje Uchihy na kilka sekund przed jego uderzeniem, a król robił
dokładnie to samo z przyjacielem.
Sakura w jednej chwili zrozumiała, że to nie jest ich pierwszy sparing
i znają nawzajem swoje ruchy oraz sztuczki. Jednak i tak zatrzymała się
zamrożona. Z ogromnym przerażeniem zdała sobie sprawę, że nie pokonałaby Uchihy
w bezpośrednim starciu. Jej umiejętności w porównaniu z jego stawały się
śmiesznie nijakie. Ona sama nigdy nie potrafiła rozpracować przeciwnika w taki
sposób, by przewidywać jego ruchy z taką dokładnością. Pomimo całej swojej
gibkości i zwinności nie umiała walczyć w taki sposób. Gdyby przyszło jej
pojedynkować się z Uchihą, pokonałby ją w mgnieniu oka. Ta świadomość przygnębiła
dziewczynę.
Hinata, która nie odrywała wzroku od Naruto nie przyszła walczyć na
miecze. Nie lubiła stali. W jej naturze leżało ratowanie życia, a nie
odbieranie go. Nigdy też nie nauczyła się sztuki fechtunku.
Sakura otrząsnęła się z chwilowego szoku, bowiem do głowy wpadł jej
pewien pomysł.
- Postrzelamy? - zapytała z zadziornym błyskiem w oku. Skoro Uchiha
pogrywał w taki sposób, to dlaczego ona nie mogła. Ewidentnie chciał, żeby się
go przestraszyła.
Hinata od razu zrozumiała, o co chodzi Sakurze. Chciała zamanifestować
swoje siłę i umiejętności. Elfka wiedziała, podobnie jak ludność Esselunith, że
strzały przyjaciółki są śmiercionośne. Nigdy nie pudłowała. Ogromną sztuką było
pokonać elfa w strzelaniu z łuku, ale Sakura po prostu posiadała niezawodny
instynkt łowcy. Chwyciła więc swój łuk i sprawdziła napięcie cięciwy.
- Kto zaczyna? - zapytała, gdy stanęły przed tarczą.
- Jeśli masz ochotę, to proszę - odparła uprzejmie Sakura. Od tego
momentu wszystko w jej zachowaniu stało się przemyślną grą. Pragnęła, by
wszyscy zobaczyli najpierw, jak strzela elf. Wychwyciła, że obie wywołały swoim
przybyciem poruszenie.
Hinata założyła strzałę, napięła cięciwę i bez mrugnięcia okiem, bez
wahania, puściła. Strzała ze świstem pokonała kilkumetrową odległość i wbiła
się prosto w czerwone pole, niemal na samym środku.
Elfka pokręciła z niezadowoleniem głową i opuściła broń. Wiedziała, że
Sakura ma teraz wolne pole do popisu. Co jak co, ale nigdy nie dawały sobie
forów i obie nie lubiły przegrywać swoich pojedynków.
Królowa niewymuszenie ustawiła się we właściwej pozycji z lekko
rozstawionymi nogami i opuszczoną bronią. Jej wspaniały łuk wyrzeźbiły elfy ze
smoczego drzewa, które rosło w Górach Skalistych. Wymyślne ryciny przedstawiały
rozpędzone po latorośli zwierzęta oraz jednorożca.
Skupiła swoje zielone spojrzenie na celu i nabrała powietrza napinając
przeponę.
Jednym, precyzyjnym, niesamowicie szybkim ruchem uniosła łuk i
strzeliła. Jeśli ktoś mrugnął, nie miał szans dostrzec momentu, w którym poruszyły
się jej mięśnie. Posiadała bowiem świetny wzrok, celi i co najważniejsze
wyczucie. Tak jak ona nie strzelał nikt w Esselunith.
Strzała miękko weszła w sam środek tarczy, czemu towarzyszyły
westchnienia i szepty pełne niedowierzania oraz podziwu ze strony widowni
składającej się z wojowników, którzy na moment oderwali się od swoich zajęć.
Również sam Uchiha przyglądał się temu uważnie.
Sakura dyskretnie przebiegła wzrokiem po ich zaszokowanych,
zadziwionych twarzach i uśmiechnęła się groźnie.
Hinata oddała drugi strzał. Grot jej strzały wszedł w trzonek strzały
Sakury, rozbijając go w drzazgi.
Ludzie za ich plecami ponownie zamruczeli z uznaniem i gdzieniegdzie
rozbrzmiały oklaski. Jednak nie wiedzieli, że to królowa ma ostatnie słowo i to
jeszcze nie koniec.
Skoncentrowała się na swoim celu, niczym drapieżnik na zdobyczy. Ze
spokojem i niesamowitą pewnością siebie nabrała powietrza, uniosła broń i
puściła strzałę, która przebiła się przez tę elfki.
Wtedy poczuła, jak atmosfera wokół diametralnie ulega zmianie. Z
pełnej niedowierzania i zachwytów przeistacza się w gęstą od niepokoju.
- Moja droga, chyba nie wystarczy miejsca na kolejne strzały, prawda?
- zapytała Sakura dużo głośniej, niż
potrzebowała. Chciała, by wszyscy to usłyszeli. Zgodnie z zasadami turniejów
łuczniczych każdy oddawał trzy strzały, a nie dwa.
Hinata uśmiechnęła się uroczo i przytaknęła z gracją.
- Niestety chyba masz rację. - Nie udało jej się do końca przełamać
swojej nieśmiałości i jej głos brzmiał cicho, ale starała się jak mogła, by
pomóc przyjaciółce. Napięła łuk i puściła strzałę, która odbiła się od drzewca
poprzedniej.
- A co powiesz na większą odległość? - zapytała przekornie z
niewinnością wymalowaną na twarzy. Kto nie uwierzyłby w szczerość jej intencji?
Dla ludzi wokół wyglądało to po prostu jak uprzejmy pojedynek dwóch bardzo
dobrych towarzyszek.
Sakura uśmiechnęła się zdawkowo, niczym anioł śmierci zwiastujący
nadejście plagi.
Giermek któregoś z rycerzy wymienił tarczę i odsunął się na bezpieczną
odległość, a łuczniczki odeszły na sam skraj pola dobre kilkadziesiąt kroków od
celu. Obie wiedziały, że elfka ma nieco gorszy wzrok, który nadwyrężyła
spędzając całe dnie przy opasłych księgach. Zdawała sobie sprawę, że jej
strzały nie będą tak dobre jak te przyjaciółki, ale nie miała nic przeciwko tym
bardziej, że Sakura posłała jej przepraszające spojrzenie.
Tak jak się tego spodziewały Hinata trafiła tuż obok środka, z czego
od razu skorzystała Sakura. Znaczna odległość wymagała od niej nieco dłuższego
wymierzenia pozycji, ale i tak niczego nie brakowało jej do perfekcji. W oczach
Bumithrian wzbudziła podziw z domieszką trwogi.
Królowi również zaimponował pokaz. Pokonanie elfa w strzelaniu
ocierało się o niemożliwość, a gracja z jaką zrobiła to królowa wzbudziła w
Sasuke Uchiha rosnący zachwyt. Zobaczył w jej ruchach pewność, precyzję i
zabójczą szybkość, a wyraz zaciętości oraz wojowniczości na przepięknej twarzy
spotęgował wrażenie majestatycznej dzikości, którą emanowała. Przez moment
uległ złudzeniu, że oto przed jego obliczem stoi córka poczęta z łona samej
Matki Natury w równym stopniu pełna miłości, co siły zniszczenia. Wyważona
całość. Idealna kompozycja wszystkiego, co znane.
Uchiha domyślił się, że Sakura próbuje zasiać w jego ludziach podziw i
strach wobec jej osoby. Gdy ponownie naciągnęła cięciwę stwierdził, że
wystarczy już tego przedstawienia i przyszedł mu do głowy iście szatański plan.
Niepostrzeżenie zakradł się do niej i w chwili, w której chciała puścić strzałę,
dmuchnął jej do ucha.
Tak jak się tego spodziewał pocisk świsnął w powietrzu i wbił się tuż
obok środka tarczy. Wśród widowni wybuchły śmiechy.
Sakura zaczerwieniła się subtelnie i zacisnęła dłonie na łuku z taką
siłą, że aż zbielały jej kłykcie. Jednakże nie straciła animuszu, a wręcz
przeciwnie. Nie potrzebowała się odwracać, żeby wiedzieć, kto to zrobił. Tylko
on mógł być na tyle bezczelny. Przywdziała więc na twarz urokliwy uśmiech i
obrzuciła Uchihę uważnym, nieco pruderyjnym spojrzeniem. Zdekoncentrowało go to
na tyle, że bez sprzeciwów przyjął z jej rąk łuk i strzałę. Rzadko pozwalała,
żeby ktoś oprócz niej dotykał jej broni, ale sytuacja tego wymagała.
Odruchowo zacisnął dłonie na przedmiocie, nie zdając sobie sprawy, że
tym samym przyjął wyzwanie. Na krótką chwilę w jego oczach błysnęło zdumienie,
ale szybko zostało zastąpione zdenerwowaniem. Zdał sobie sprawę, że wpadł w zastawioną
przez samego siebie pułapkę. Przeklął się w myślach. Jakby to wyglądało, gdyby
teraz zwrócił jej łuk. Doskonale potrafił pojedynkować się na magię i na
miecze, ale łukiem posługiwał się rzadko i nie przepadał za nim. Wiedział, że
będzie miał szczęście, jeśli w ogóle trafi w tarczę szczególnie z takiej
odległości.
Zerknął ukradkiem na zaintrygowany, zaciekawiony tłum wojów, który
wyczekiwał w napięciu na jego dalsze posunięcie, a potem na królową i jej
tryumfalny, zadziorny uśmiech. Dopiero w tym momencie zrozumiał jak bardzo ta
kobieta i jej gierki są niebezpieczne. Do tej pory postrzegał ją jako osobę
zupełnie nieświadomą i naiwną, jako dziecko, które wije się przed nim w stosie
oskarżeń i wyrzutów. Znów przeklął swoją głupotę i obiecał sobie, że się jej za
to odpłaci.
- Co ty na to, żebyśmy podnieśli stawkę? Jeśli wygram spełnisz jedno z
moich żądań - wyszeptała głosem femme fatale do spiętego, przypartego do muru
Uchihy. Oboje wiedzieli, że nie ma wyjścia i musi podjąć rękawicę, jeśli nie
chce stracić twarzy, pomimo tego, że nie miał szans na pokonanie królowej.
- A jeśli ja wygram, spełnisz jedno z moich życzeń. - Diabelskie iskry
w jego spojrzeniu zaniepokoiły Sakurę, której na moment zadowolenie spełzło z
twarzy. Nie mógł się powstrzymać, by nie zagrać jej na nerwach.
Jeden ze służących oczyścił tarczę ze strzał.
Uchiha spoważniał. Wiedział, że aby wygrać musi trafić centralnie w
sam środek, chociaż... nawet to mogło nie zapewnić mu zwycięstwa. Westchnął
niemal z rezygnacją, ale uniósł łuk. W skupieniu naciągnął cięciwę, oparł
strzałę na palcach, wymierzył i puścił. Już wtedy zdawał sobie sprawę, że
przegrał. Niewiele brakowało, a w ogóle nie trafiłby w tarczę. Pocisk wbił się
w jej brzeg, wybijając smutny rytm przegranego.
Bumithrianie chóralnie ryknęli w zawodzie, a Sakura uśmiechnęła się
pod nosem.
Zabrała od wściekłego Uchihy swój łuk. Ich dłonie przez krótką chwilę
otarły się o siebie i poczuła dziwny impuls, który powędrował z jej ręki do
kręgosłupa. Zerknęła w ciemne oczy i wyczytała w nich zapowiedź odwetu. Dumny
Uchiha nie da poniżyć się tak łatwo.
Strzał Sakury był czystą formalnością. Odrzuciła włosy na plecy w
niemal zalotnym geście i z gracją wypuściła pocisk.
Resztki nadziei wyparowały z obserwujących całą sytuację wojowników.
Kilka osób na odchodnym poklepało króla pocieszająco po plecach, zapewniając, że
go nie winią. Po prostu nie miał szans.
Uchiha stanął z Sakurą twarzą w twarz. Oddał jej łuk. Zawziętość w
jego oczach zaniepokoiła ją, chociaż spodziewała się takiej reakcji z jego
strony.
- Nigdy nie byłem dobry w strzelaniu. Co powiesz na rewanż w walce na
miecze? - Tak jak się tego spodziewała, porażka ugodziła w jego dumę.
Roześmiała się wdzięcznie i uśmiechnęła do niego bez skrępowania. Wreszcie
utarła mu nosa.
- Uchiha, właśnie dlatego wręczyłam ci łuk, a nie miecz. Potrafię
realnie ocenić swoje możliwości. Łuk jest moją miłością, używanie go jest dla
mnie równie naturalne co oddychanie czy chodzenie i nigdy nie nauczyłam się tak
dobrze walczyć, co strzelać. Poza tym obserwowałam twój sparing z Naruto. -
Doskonale zdawała sobie sprawę ze swoich braków i nie obawiała się do nich
przyznać w przeciwieństwie do Uchihy i musiał oddać jej sprawiedliwość, bowiem
wiele na tym zyskała.
- Tym bardziej nalegam. - Posłał jej zdawkowy, mroczny uśmiech, który
powiódł ją na pokuszenie. Z reguły lubiła wyzwania i właśnie dlatego ten gest
ją przekonał.
On sam nie wiedział, dlaczego wysunął taką propozycję. Nawiedziło go
niejasne poczucie, że ta subtelna gra, którą prowadzili wymknęła mu się spod
kontroli. Wreszcie docenił siłę Sakury Haruno.
- Ale i tak wygrałam nasz zakład. Mam do dyspozycji jedno życzenie,
które będziesz musiał spełnić bez najcichszego zająknięcia. - Kipiące z niej
samozadowolenie i poczucie wyższości nad jego osobą zaniepokoiło i jednocześnie
wyprowadziło Uchihę z równowagi.
- Co to za życzenie? - zapytał krótko wyraźnie spięty, ale Sakura
chciała się tym jeszcze trochę nacieszyć i nie dała mu odpowiedzi od razu.
- Spokojnie - przemówiła łagodnie, niczym leśna nimfa do zranionego
zająca. - Nie złamię żadnego z zawartych porozumień. Przekonasz się w swoim
czasie. - W głowie krystalizował jej się zamysł jak tę szansę wykorzystać, ale
czystą przyjemność sprawiało jej trzymanie go w niepewności i wyprowadzanie
króla ze stanu charakterystycznego dla niego chłodu oraz obojętności.
Uchiha ani trochę nieuspokojony zaprosił Sakurę na arenę. Oboje dobyli
mieczy.
W momencie, gdy spojrzeli sobie wyzywająco w oczy stwierdziła, że to
jednak zły pomysł. Na widok zaciętości i powagi w jego oczach ona sama zaczęła
postrzegać pojedynek jako prawdziwy - na śmierć i życie. W chwili, gdy
podnieśli miecze i słońce odbiło się od stali jasnym promieniem, rozświetlając
pełną mroku twarz, obudziła się w niej czysta, płonąca nienawiść. Nagle
przypomniała sobie, że są śmiertelnymi wrogami. Przestała zasłaniać się
zawartym sojuszem, słowami Reinira, dobrem, które w nim dostrzegła podczas
sądów. Cała rozpacz, żal i gniew zawirowały w jej sercu, ciele i duszy ponurą
pieśnią. Chciała, żeby i on poczuł ten ból. Chciała, żeby zrozumiał dotkliwość
palących ją płomieni czystego, nieugaszonego cierpienia. Chciała go ciąć,
ranić, zadać najcięższe tortury... zabić.
Rządza mordu połączona z rozpaczą zalała jej umysł nie zdolny do
dalszych zdroworozsądkowych sprzeciwów. Fala emocji zaryczała wściekle w jej
dotąd spokojnym umyśle. Łudziła się, że udało jej się ją poskromić i ma nad tym
jakąś władzę. Prawda wyglądała z goła inaczej. Cały ten ładunek uczuć czekał
uśpiony, wyglądając na niepozorny. Spoglądał spod przymrużonych powiek i
wyczekiwał takiej właśnie sytuacji, by uderzyć w nią z pełną mocą i zostawić po
sobie jak najwięcej chaosu.
A co jeśli zrobią sobie krzywdę?
Nie. To już Sakurę zupełnie nie obchodziło.
Jedynie Hinata i Naruto patrzyli na całe zajście zatrwożeni. Elfka
gratulowała sobie w duchu medycznego wykształcenia i przygotowała się do tego,
że będzie jej tego dnia bardzo potrzebne, żeby po wszystkim poskładać tych
dwoje. W myślach przeklinała Sakurę za lekkomyślność i modliła się do Matki o
opamiętanie dla władców.
Sakura nie czuła strachu. Wyparła go całkowicie, podobnie jak
wszystkie inne myśli, czy powstrzymujące ją od działania emocje. Skupiła się na
celu. Rozsądek przestał ją zadręczać oczywistymi kwestiami takimi jak jej
kiepskie umiejętności walki, czy zawarty z myślą o Esseluńtczykach sojusz. Cała
ułuda niby zbudowanego między nimi pojednania prysła tak łatwo, jakby nigdy nie
istniał. Przestała liczyć się też cena, jaką za to zapłaciła. Nic nie było
ważniejsze od czerwonej, gorącej krwi, którą pragnęła zobaczyć na nagim ostrzu.
Mocniej pochwyciła rękojeść miecza i wzięła kilka głębszych oddechów.
Zerknęła w czarne bezdenne oczy, a jej podświadomość zapytała, czy wyrażały
dokładnie tę samą obojętność wyrachowanie, gdy przebijał mieczem pierś jej
ojca. Wtedy też z okrzykiem dzikiej furii zaatakowała.
****
I oto jest najdłuższy rozdział w mojej karierze, pomijając
jednopartówki. Przepraszam, że tak dużo czasu zajęło mi przygotowanie go i dodanie
na bloga. Jestem świadoma jak irytujące potrafi być czekanie i mam nadzieję, że
nie zniechęciłam tym wszystkich moich czytelników, o ile jeszcze jacyś mi
zostali. Liczę też na waszą wyrozumiałość w tej kwestii, bowiem prowadzę
intensywny romans z książkami i najzwyczajniej w świecie nie wiele czasu
zostaje mi na przyjemność, jaką jest pisanie tego opowiadania. Czekam na wasze
opinie i mam nadzieję, że nie zawiodłam waszych oczekiwań. Z góry przepraszam
też za wszystkie błędy. Chyba nieco wyszłam z wprawy.
Dedykacja dla Patki, Romantyczki, Lisiaka oraz Voodoo za suszenie mi
głowy o następną część tej historii. Wiem, że gdyby nie wy nie znalazłabym w
sobie odpowiedniej ilości motywacji.
Autor: Ikula
Dziękuje za rozdział. Nie mogłam sie doczekać.Kończyć w takim momencie! W takim momencie! Nauka cierpliwości się przyda i mojej osobie. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTen "taki moment" to śmietanka. Uwielbiam kończyć w takim właśnie apogeum wydarzeń. To dodaje całości smaku i wzbudza pragnienie, by doświadczyć więcej.
UsuńZgadzam się! :)
UsuńOburzający jest fakt, że pod rozdziałem świetnej jak nie genialnej pisarki jest tak mało komentarzy. Wstydzilibyście się! Co to za przyjaciele i fani, którzy porzucają kogoś z tak błahego powodu? Szkoda.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści. Geez. Uwielbiam to, co piszesz. Miałaś naprawdę niewiele błędów, wynikających ze zmęczenia i obejścia się z rozdziałem, więc nie wymienię ich, bo nie były znaczące i zmieniające fabułę.
Fabuła była uderzająca i odurzająca! Jestem zakochana w tym, co tworzysz. Przeszłaś na inny poziom pisania. Idealnie przeciągnęłaś w czasie kilka wątków, wykazałaś się kunsztem i udowodniłaś nam to, że masz ułożoną fabułę. Poruszyłaś tu motyw wściekłości i chęci zemsty Sakury na Sasuke za śmierć jej ojca, chociaż już nam się wydawało, że udało jej się przełknąć chociaż krztynę goryczy za ten niecny uczynek. Idealnie wsunęłaś się w ten wątek i z doskonałą precyzją opisałaś przemianę jej toku rozumowania. Moment, w którym do głosu doszedł dawny ból i żal... Po prostu odebrało mi mowę.
Już myślałam, że Sasuke nie pojawi się w tym rozdziale i początkowo byłam zła. Co chwila przewijałam tekst w dół, bojąc się, że to już koniec, ale nie! Iku-kiku mnie nie zawiodła! Cudownie było czytać każdy kawałeczek tego, co tu dodałaś. Niesamowicie mnie ciekawi koniec tego opowiadania, chociaż chciałabym czytać je jak najdłużej. W ogóle mogłabym mieć to za książkę w swoim księgozbiorze, który nie jest mały. Wracać do tej historii za każdym razem, kiedy poczuję sentyment. Najlepiej z autografem i dedykacją dla mojego skromnego mua :)
Już tęsknię za ciągiem dalszym, ale nie popędzam. Wiedz, że jestem z Tobą duchem i ciałem, i że we mnie zawsze będziesz miała poparcie i wsparcie. Nigdy Cię nie opuszczę, chociażbym miała dać się pokroić (no, wtedy zmienisz anioła stróża, ale nie bój nic. Ze mną nie będziesz się nudzić :) ) Popieram Twoją powinność nauki i cieszę się, że jesteś tak wytrwałą i zdolną dziewczyną.
Na sam koniec dziękuję za dedykację. Wiele dla mnie znaczy i pozwala mi cieszyć się Twoją uwagą. Pozdrawiam Cię serdecznie i niech wena tkwi przy Tobie na dobre i na złe.
Uściski i gorące pozdrowienia,
.romantyczka
Co do błędów Lisak zgłosiła się na ochotnika, by mi je wypisać, więc puki co możesz odpocząć, ale bardzo prawdopodobne, że poproszę Cię o zerknięcie na kolejny rozdział pod kątem delikatnego liftingu.
UsuńCo do finiszu... ach. Zdziwisz się mocno. Mam go w głowie od samego początku i mogę zdradzić, że jest szalenie dynamiczny i zaskakujący. Sama nie mogę się doczekać, kiedy w końcu przebrnę przez ten romans, ale cóż.
Dziękuję, że mnie dopingujesz. Komentarzami i nawiedzaniem w snach. Już za samo to należy Ci się wytłuszczona, soczysta dedykacja, więc nie martw się. Jak kiedyś coś wyskrobię i ktoś zechce to wydać, to dowiesz się jako jedna z pierwszych.
Dodałaś mi skrzydeł. Jak zawsze z resztą. Dziękuję.
Uściski i żelkowe miśki,
Ikula
Kocham żelki, więc mnie nie denerwuj :D
UsuńA co do rozdziału. Oczywiście, zerknę. Jasne, nie ma problemu. Ależ nie przejmuj się. Zawsze pomogę. No, przecież mówię, że POMOGĘ :D (zacieram ręce na ciąg dalszy).
Romantyś się rozbestwiła. Oj, tak. Strasznie.
Zawsze Cię będę dopingowała. Kocham Cię, duszyczko i zawsze tak pozostanie. W końcu jesteś Ikula Skrzydlata, a ja tworzę Twoje skrzydła. Jestem ich małym piórkiem, które niekiedy zaważa na tym, czy polecisz. A nawet, jeśli spadniesz, to to jedno piórko sprawi, że upadek nie będzie tak bolesny <3
Ściskam,
.romantyczka
No witam!
OdpowiedzUsuńTak dłuuuugo nie było rozdziału, że kiedy już się pojawił nie wiedziałam o jego istnieniu. Aż do teraz.
Ostrzegam, że dzisiaj krótko, bo nie mam zbytnio czasu.
Łojć, elfy to mają jednak przechlapane w Bumithrii. Ciekawe dlaczego... elf nie zwierze, myśli.
Widać Sakurcia chciała się popisać umiejętniściami strzeleckimi. Ale Sasuke zniweczył jej plany, chuchając naszej królowej w ucho, co mnie rozbawiło. To było słodkie :3
Wiedziałam, że Uchiha przegra w strzelaniu. To było wiadome zanim ten pojedynek się rozpoczął. Za to w szermierce... pewnie wygra właśnie on. Znając życie. I marne umiejętności Sakury xD
Weny!
Dziękuję za słowa wsparcia i doping. Z całych sił postaram się, żeby kolejny rozdział ukazał się w okresie świątecznym, a jak się uda to nawet nie jeden, więc trzymaj kciuki.
UsuńUchiha wiedział, że przegra, ale został ustawiony przez Sakurę między młotem a kowadłem, więc w ostateczności zagrał w jej grę. A co będzie dalej zobaczysz ;)
Pozdrawiam serdecznie
Ikula
No to jadem!
OdpowiedzUsuńChociaż w sumie nie wiem z czym... słuchaj, czuję się, jakbym czytała wydaną już książkę. Ten rozdział wyróżnia się na tle pozostałych. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale gdzieś w głębi mnie, emocje zmieniały się wraz ze słowami. Wyobrażałam sobie twarze, sytuacje... jednak najbardziej odczułam diametralną zmianę, gdy z lekkiego pojedynku strzeleckiego i igraszek, przeszłaś do chęci mordu i walki na mieczy. Poczułam. Bardzo mocno.
A propo łuków, opis całości wyszedł Ci genialnie. Nic dodać nic ująć, zabiję Cię, jeśli nie skończysz tej historii.
Albo, ewentualnie, wykręcę Ci ucho. ^^
Wyłapałam jeden minus. Jako fanka romansów jestem dość wyczulona. Mam wrażenie, że gdy Sakura na początku wspominała o palącym uczuciu, którego nie może zidentyfikować, chciałaś w ten sposób zamaskować rodzący się rdzeń uczucia. Może? Nie wiem. Ale jeśli tak, to minusem jest to, że bardzo łatwo to wychwycić. Bo chyba pierwotnym celem było ukrycie tego jak najgłębiej i nie zaczynać od dupy strony, że się tak wyrażę. ;)
Jednak to tylko moje gmeranie. To jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy tekst, który udało mi się przeczytać. Mówię to z pełnym przekonaniem i nie ma ani krzty przesady w moich słowach. Uwielbiam atmosferę, którą tworzysz. Taką sielankowo - mroczną. Mrhooook... :P
Doceniłam też bohaterów. Widzę diametralne różnice pomiędzy np. Naruto, Hinatą, Sakurą i jej nowym mistrzem... każdy jest pod pewnym względem wyjątkowy. Jednak same główne postaci, a mowa tu o Sakurze i Sasuke, są do siebie nieco podobni.
Szykuje się coś wielkiego. Chyba dopiero teraz rozłożyłaś skrzydła na dobre. Oby tak dalej i czekam na nowe intrygi! ^^
Gambate!
Patka
PS. Wybacz za błędy, jeśli takie się pojawiły... i za mój niepohamowany entuzjazm. ;)
PS. Dziękuję za dedykację. Jak zwykle uśmiech na twarzy. Jesteś nieoceniona, więc trwaj w tym co kochasz i też się uśmiechaj. :)
UsuńAle dlaczego akurat ucho?
UsuńW kimś się tu odzywają zabójcze instynkty. Cieszę się, że znalazłaś w sobie na tyle dużo siły, żeby mi grozić. To znaczy, że wszystko z Tobą w porząsiu X)
Ja też uwielbiam ten mhhhrrrok. Mrrrau =^.^=
Co do tamtego fragmentu. Chyba masz rację. Trochę to za bardzo widoczne. (Kaja się.) Już to nieco zmodyfikowałam. Może jest przynajmniej ciut lepiej.
Mam nadzieję, że nadal będziesz dmuchała i chuchała, byle tylko te skrzydła poniosły mnie daleko. Jak to robiłaś do tej pory. ;)
Całusy.
Ikula
Witam,
OdpowiedzUsuńno i w końcu poznaliśmy towarzysza Naruto, zachowanie Sakury trochę zabolało Naruto, a jak widać jego towarzyszka bardzo go kocha, pojedynek Sasuke i Naruto intrygujący jak i pokazanie siły władców...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie