Zaniemówiła. Po
prostu odjęło jej mowę jak i zdolność jasnego myślenia. W jej głowie zapanowała
pustka, niczym cisza przed burzą, która znienacka wybuchnęła setką żądlących
myśli, wprawiając ją w jeszcze większe zagubienie.
Ikuto nigdy
wcześniej nie okazywał jej takiej czujności jak dziś. Dawno nie wyczuła od
niego tylu emocji, ale przede wszystkim przenigdy nie sądziła, że widzi ją,
jako kogoś więcej niż swoją najlepszą przyjaciółkę. Nie dawał jej powodów, żeby
mogło ją coś zaalarmować w jego zachowaniu. Sądziła, że te lata wspólnego
dzieciństwa skutecznie zgasiły w nich obojgu chęć tworzenia romantycznej
relacji na poziomie mężczyzna-kobieta.
Zazdrość… Potężne
i dziwne uczucie. Nie możliwym było, żeby antypatia Ikuto do Mirasira nie miała
żadnych podstaw. Jednakże odkąd Sakura sięgała pamięcią ich stosunki wyglądały
właśnie w ten sposób, toteż nie zastanawiała się nad nimi, przyjmując taki stan
rzeczy za cóż… oczywisty i normalny.
Co jeśli pomijała
tak ważny szczegół, będąc kompletnie nieświadoma już od dłuższego czasu? Ile to
już mogło trwać? Kiedy uczucia jej bratniej duszy, wobec niej samej, tak
diametralnie uległy zmianie? Znali się przecież od osiemnastu lat. Nigdy nie zauważyła,
żeby jego zachowanie się zmieniło. Oboje dorośli, przeżyli swoje tragedie, co
poniekąd przypieczętowało ich więź na wieczność, ale Ikuto zawsze traktował ją
identycznie.
Nagle jedna myśl
spłynęła na nią, jak grom z jasnego nieba, niczym magiczne rozwiązanie całej
zagadki.
Co jeśli jego
zachowanie nigdy się nie zmieniło, ponieważ żywił do niej takie uczucia od
samego początku… odkąd poznali się te osiemnaście lat temu? Co jeśli nie
dostrzegła zmiany, ponieważ w ogóle nie zaszła?
Sakura poczuła,
jak krew zamarza w jej żyłach. Gdzieś w głębi budziła się zapowiedź cierpienia,
które będą sobie zadawać, kalecząc jej zmęczoną duszę. Ugięły się pod nią
kolana i opadła na krzesło.
Siedziała tak
zadumana, wpatrując się pustym wzrokiem w wejście do namiotu. Kiedy, do środka
wpadła tygrysica, dziewczyna aż podskoczyła. Widząc w oczach towarzyszki
determinację, postanowiła odłożyć ów temat na lepszą okazję.
Tsezil zebrała
dla niej ponad dwustu magów: elfów, krasnoludów, ludzi i centaurów.
- Dziękuję
kochana. Możesz iść organizować swoje oddziały - powiedziała, maskując
strapienie ciepłym uśmiechem i wzięła się do pracy.
Musiała podzielić
zebranych ludzi i przydzielić im niesamowicie trudne zadanie.
Stojąc przodem do
tłumu, przeczesywała zebranych wzrokiem. Wszystko po to, by odnaleźć Hinatę z
Farhelem. Skinęła na nią, by podeszła, po czym skupiła na sobie uwagę
wszystkich przywitaniem.
- Moi drodzy, oto
wasz dowódca na czas bitwy. - Położyła rękę na wolnym ramieniu zaskoczonej i
zdezorientowanej Hinaty.
Może i elfka nie
była najśmielszą osobą, ale Sakura wierzyła w nią, w jej bystre spojrzenie,
wnikliwość i znajomość ludzkiej natury.
- Może się
okazać, że wyzwanie, które przed wami stawiam, jest ponad wasze siły.
Słuchajcie mnie uważnie i w skupieniu. Nie będę się powtarzać. - Ludzie
posłusznie ucichli i poświęcili całą uwagę królowej. Co jak co, ale Sakura była
charyzmatyczną osobą, przez wielu podziwianą i docenianą. - Naszą misją będzie
unieruchomienie wrogich smoków i zmienianie trajektorii lotu strzał.
Kobiety i
mężczyźni spojrzeli po sobie w przestrachu. Osłabianie strzał nie mogło
przysporzyć wielu trudności, ale unieszkodliwianie smoków? Zrozumieli, że to na
prawdę miał być heroiczny wyczyn.
Sakura
korzystając z chwilowego zamieszania, żeby nie tracić czasu, rozejrzała się
wokoło, szukając kogoś szybkiego. Nagle na linii jej wzroku znalazł się
jednorożec Virathira.
- Jednorożcu! -
zawołała donośnie, przekrzykując wrzawę.
Zdawała sobie
sprawę, iż to może go urazić. Nie stanowiło tajemnicy, że jednorożce bardziej
słuchały Virathira niż jej. Kasztanowy jednorożec podszedł jednak, pomimo
zaskoczenia i skrytej niechęci.
Sakura ugięła
głowę, a ten odpowiedział jej głębokim ukłonem. Jaki by nie był jego stosunek,
wciąż pozostawała władcą ziemi, po której stąpał.
- Jak masz na
imię, szlachetny? - zapytała uprzejmie, wnioskując, że zraziła go jej
obcesowość.
- Nazywam się
Horn, królowo.
- Hornie, proszę,
czy uczynisz mi zaszczyt i przyprowadzisz jednego, złotego smoka do naszych
ćwiczeń? Zwróć się do najstarszej smoczycy Nerahel, ona kogoś ci wyznaczy.
- Oczywiście -
przystał.
Dziewczyna
postanowiła nie zaprzątać sobie głowy jego zachowaniem. Musiała podzielić
magów.
W Terrathii
istniały cztery natury magii, odpowiadające czterem żywiołom. Każdy człowiek,
krasnolud, elf i centaur władał którymś rodzajem. Niektórzy rozwijali swoje
umiejętności w Akademii Magii, gdzie po kilku latach nauki otrzymywali
certyfikat zgodny z poziomem, który osiągnęli.
Sakura posiadała
stopień mistrzowski maga wody. Pomimo, że chciała kształcić się dalej, to nie
pozwoliło jej w tym objęcie rządów w królestwie i towarzyszące temu obowiązki.
Nigdy nie miała dość czasu. Natomiast naturą Hinaty była ziemia. Władała nią
jako arcymistrz i to pozwoliło jej zostać medykiem. Najmniej ludzi w Esselunith
posługiwało się magią ognia. Nie zdarzało się, by elfy, krasnoludy, czy centaury
to potrafiły, a jedynie czystej krwi ludzie, których obecnie w królestwie była
garstka.
Sakura zleciła
wszystkim stanąć w grupach odpowiadających ich naturom magii.
- Chcę, żeby
natura wiatru podzieliła się na kilka oddziałów i obrała sobie sektory, w
których będzie działać. Ich przydzieleniem zajmie się Hinata, gdy staniemy w
polu. Proponuję jakieś siedem oddziałów. Jak się pewnie domyślacie, to wy
zajmiecie się strzałami.
Gdy Sakura
zauważyła, że sprawnie wykonano jej polecenie, mówiła dalej.
- Możecie się już
rozejść.
Od razu zrobiło
się luźniej, kiedy opuścili ich magowie wiatru.
- Magowie wody i
ziemi. To was czeka najgorsze zadanie. Każdy mag ziemi musi dobrać sobie maga
wody. Uważajcie, by zachować równowagę poziomów. Arcymagowie biorą
zaawansowanych.
Ludzie zaczęli
się przepychać i przekrzykiwać. Zapanował chaos.
Królowa hamowała
swoją irytację. Mięli tak niewiele czasu…
- Stop! -
zawołała w końcu Hinata, widząc strapienie przyjaciółki. Skoro miała zostać
dowódcą, musiała się zachowywać jak nań przystało. - Niech wystąpią
zaawansowani wody.
Obie odetchnęły z
ulgą. Było ich tylko czterech.
- Arcymagowie
ziemi - zawołała ponownie, pozytywnie zaskakując Sakurę.
Około
czterdzieści osób ruszyło przed szereg.
- Jak to dobrze,
że tak pilnie się uczyliście - skomentowała żartobliwe królowa, a wśród
zebranych przeszła fala śmiechu, niektórzy wypięli dumnie pierś.
- Kto uważa, że
jest w stanie wziąć zaawansowanego? - Sakura zostawiła Hinacie wolną rękę i
tylko przypatrywała się jej poczynaniom. Po podzieleniu się magów, przedstawiła
im szczegóły.
- Kochani, chodzi
o to, żeby unieruchomić smoka i zabrać mu ogień. rano trawa będzie mokra od
rosy. Mam nadzieję, że będziecie w stanie zebrać sporą bańkę i zalać nią ich
nozdrza.
Sakura wzięła
swój bukłak i skupiła się na swoim żywiole. Chwilę później wodny bąbelek
szybował w powietrzu, odbijając od siebie promienie słońca i rozszczepiając je
w wielokolorową tęczę.
- To powinno
ugasić je na długie godziny i spowoduje chaos w armii wroga. Jednak wasza rola
w tym miejscu się nie kończy. Będziecie musieli przekazać swojemu magowi ziemi
tyle energii, ile tylko zdołacie. Magowie ziemi zmuszeni będą przytrzymywać
smoki aż do momentu, w którym zaatakują gryfi i pegazi jeźdźcy. Ach… i moi drodzy,
istotny jest czas. Wodni magowie muszą zadziałać wszyscy w tym samym momencie,
gdy będę przemawiać, a magowie ziemi, gdy skończą strzelać katapulty lub, gdy
smoki będą próbowały poderwać się do lotu. To niezwykle ważne, by zatrzymać je
przy ziemi. Są największą potęgą wroga. Czy wszystko jasne? - zapytała donośnie
na koniec.
Tak jak się tego
spodziewała, odpowiedziała jej gotowość do działania.
- Hinata -
zwróciła się bezpośrednio do przyjaciółki - ty wyznaczysz parom smoka, jeśli
obaj to arcymagowie, wtedy dwa. Wiem, że nie uda nam się zatrzymać wszystkich,
ale zawsze jest nadzieja.
Elfka skinęła
poważnie głową i z tą odpowiedzialnością na swoich barkach, przejęła kontrolę
nad swoim oddziałem.
- No to skoro
nasz smok już dotarł, zacznijmy ćwiczenia.
Złoty smok nie
była zadowolony ze swojej roli, jaką miał odegrać w całym przedsięwzięciu, ale
z godną podziwu cierpliwością, pozwalał krępować się raz po raz, wyskakującym z
ziemi pnączom. Każdy mag ziemi musiał spróbować, by ustalić, czy podoła.
Sakura przyglądała
się ćwiczeniom. Całe szczęście żywe, roślinne więzy spisywały się doskonale.
Nie były co prawda odporne na ogień, ale na szczęście pomyślała o tym zawczasu.
Powoli wstępowała w nią licha nadzieja. Jeśli wszystko poszłoby po jej myśli,
to może mięliby szansę wygrać to starcie?
Oczywiście bardzo
liczyła na sojusz. Miała nadzieję, że Uchiha się ugnie, ale jeśli nie… Musiała
być gotowa na każdą ewentualność. Chciała maksymalnie wykorzystać wizję z kuli,
by zwiększyć ich szanse w tym starciu.
Wszędzie, gdzie
sięgała wzrokiem, panowała pełna mobilizacja. Pod wieczór wszystko było gotowe
i aż do północy mogła pozwolić wszystkim na sen.
Dziewczyna
przebywała w swoim namiocie z Tsezil. Tygrysica leżała tuż przy niej. Obydwie
nie spały. Chciały spędzić te, być może, ostatnie godziny wspólnie. Nie miały
pewności, czy zobaczą się po bitwie, jeśli do niej dojdzie.
- Boisz się? -
zapytała szeptem Sakura, nie mogąc zapanować nad własnym lękiem.
Tsezil drgnęła,
słysząc po długim milczeniu takie pytanie. Odpowiedziała dopiero po chwili, jak
zwykle wykazując się ogromną mądrością.
- Byłabym głupia,
gdybym nie czuła strachu. Jeśli Uchiha nie przystanie na twoją propozycję, to
będziemy zmuszeni stoczyć bardzo ciężką bitwę. Z przyjemnościom wydrapię
wrogowi oczy, ale trzeba pamiętać, że jest bardzo potężny. - Przemawiała
delikatnie i wyrozumiale, prawie jak matka. Obu było im ciężko.
- Pierwsza zasada
pojedynku: nie lekceważ przeciwnika. - Sakura zacytowała swojego nauczyciela
walki i ojca Ikuto.
- Otóż to -
zgodziła się Tsezil, ocierając się o towarzyszkę niczym kocię, by dodać jej
otuchy.
Królowa
westchnęła ciężko.
- Nie samej bitwy
się boję, tylko tego, że stracę kogoś drogiego mojemu sercu. Z resztą każdy z
moich żołnierzy ma kogoś, dla kogo żyje i kogoś, komu na nim zależy.
Odwieczna wojna
między Bumithrią i Esselunith była dla
niej w swojej brutalności i bezwzględności kompletnie bezsensowna. Nie raz
zastanawiała się ile jeszcze istnień pochłonie i ile cierpienia przysporzy. Z
całego serca pragnęła, by w końcu zapanował pokój. Zastanawiała się tylko jak
dużą cenę przyjdzie jej za to zapłacić…
Około północy
wyruszyli na pole walki. Już po trzech godzinach marszu ich oczom ukazała się
Wielka Równina Poległych. Nagle las się skończył i zastąpiło go morze falującej
trawy. Coraz bardziej widoczne stawały się też Śniące Wzgórza. U stóp wzniesień
płonęły ogniska i jak się można było to przewidzieć, panowało tam zamieszanie.
Uchiha spodziewał się wrogiej armii, dlatego Bumithrianie czekali na nich w
gotowości.
Pośród
Esseluńtczyków przeszedł szmer niepokoju. Dotarło do nich, że stracili element
zaskoczenia.
Serce Sakury
zaczęło szybciej wybijać swój rytm, jakby odliczając ostatnie sekundy. Strach i
niepewność ogarnęły jej ciało chłodem, jednak umysł pozostawał jasny i
skupiony. Zleciła wszystkim ustawić się w ustalonym szyku. Zachowując formację,
dotarli na taką odległość, alby widzieć dokładnie istoty z wrogiej pierwszej linii.
Obie armie dzieliło jedynie jakieś 150 metrów.
Kiedy wszyscy
znaleźli się na swoim miejscu, po obu stronach zapadła ciężka cisza.
Królowa wyczuła,
że powietrze za jej plecami nasiąkło strachem ludzi. Nie dziwiła im się. Mięli
przed sobą dokładnie ten sam widok co ona.
Obrazy z wizji
idealnie nakładały się na to, co rejestrowała bystrym spojrzeniem.
Na przedzie
kłębiła się kolorowa masa troglodytów, trolli, gnoili i minotaurów. Za nimi
stały dzikie zębacze, gorgony, meduzy, ogary, mantikory i harpie, a na tyłach
okropny jazgot wzbudzały wiwerny, irytując błyszczące krwawo w ogniu czarne i
czerwone smoki. Mieli kolosalną przewagę.
Virathir, Mirasir
i Gwern wymienili zaniepokojone spojrzenia. Nie spodziewali się, że te 35
tysięcy więcej będzie wyglądało w ten właśnie sposób.
Tylko Ikuto
zachował kamienny wyraz twarzy, według tego, co nakazywała mu natura
nieustraszonego wojownika.
Im dłużej obie
armie wpatrywały się w siebie i im więcej czasu nic się nie działo, tym Sakura
denerwowała się coraz bardziej. Zielone flagi Esselunith łopotały na wietrze,
wzmagając w niej napięcie. Wszyscy czekali na jej rozkazy, ale widzieli, że się
waha. Miała ogromną nadzieję, że Uchiha to jednak rozsądny człowiek. Czuła, jak
po jej plecach spływa strużka zimnego potu. Gdy miała już odwrócić się, by
zagrzać wojowników do walki, dostrzegła oddział dziesięciu reptilionów,
osłaniających postać w czarnej pelerynie, dosiadającą mantikory. Niemal
odetchnęła z ulgą. W każdym razie, powietrze gwałtownie opuściło jej płuca.
Reptilion na
przedzie niósł gałąź dębu.
Stojąca u boku
królowej Tsezil, wbiła pazury głęboko w ziemię, wyrażając gotowość. Ikuto
również dyskretnie zbliżył się, przyjmując bojową postawę.
Sama Sakura
mocniej chwyciła wodze od końskiej uzdy i wyczekiwała.
Delegacja
zatrzymała się w połowie dzielącej obie armie odległości. Trzech z dziesięciu
wojowników odłączyło się od pochodu i kontynuowało marsz w ich kierunku, by w
końcu stanąć nos w nos z królową Esselunith.
Kobieta
rozpoznała jednego z nich. To właśnie z nim rozmawiała wtedy w nocy. I tym
razem on przemawiał.
- Królowo -
pozdrawiając ją, schylił swój gadzi łeb. - przychodzę z wiadomością od króla
Sasuke Uchihy. Zdecydował się omówić z tobą warunki sojuszu.
Sakura nie dała
po sobie poznać jak bardzo jej ulżyło. Oczywiście, zdawała sobie sprawę z tego,
że Uchiha czegoś w zamian zażąda. Była jednak gotowa, by przystać na każdą
propozycję.
Ikuto przestąpił
nerwowo z nogi na nogę, orając nerwowo kopytami ziemię.
- Zaraz, zaraz…
Czy ty oczekujesz, że królowa pójdzie teraz razem z tobą i będzie dyskutować z
tym padalcem o warunkach ugody? - zapytał zaszokowany i zbulwersowany. Nie miał
pojęcia, że to pomysł Sakury.
Zdenerwował ją
jego kompletny brak taktu. Nie miał prawa wyrażać swojego zdania w takiej
chwili.
Centaur nie
czekał na odpowiedź, tylko od razu zwrócił się do swojej przyjaciółki.
- Chyba nie
zgodzisz się na to szaleństwo? - Niemal wykrzyczał, gdy zobaczył w zielonych
oczach odpowiedź. Jej spojrzenie było twarde i nieustępliwe.
Nie mogła nie
pójść. Zrobiłaby wszystko, żeby nie dopuścić do rozlewu niewinnej krwi i Ikuto
doskonale o tym wiedział. Sakura nienawidziła cierpienia i nie rozumiała sensu
tej nieprzerwanej wojny. Jego sprzeciwy nie miały teraz żadnej wartości.
- Tsezil -
przywołała cicho swoją towarzyszkę i popatrzyła porozumiewawczo w jej oczy.
Tygrysica skinęła
łbem ze zrozumieniem. Doskonale rozumiała uczucia centaura. Sama była w
identycznym położeniu. Potrafiła jednak odsunąć na dalszy plan swoje prywatne
odczucia.
- Ikuto, pożycz
mi dziesięciu swoich wojowników.
Przyjaciel
jeszcze raz zerknął błagalnie w jej oczy, ale żaden mięsień na jej twarzy nie
drgnął. Zrezygnowany spełnił prośbę, wywołując najlepszych.
Sakura rozkazała
posłać też po Hinatę. Liczyła, że elfka poradziła już sobie ze swoim zadaniem i
nie pomyliła się. Hinata zdała królowej raport ze swoich działań i wyraziła
chęć, by jej towarzyszyć.
- Weź mnie ze
sobą. - Przez Ikuto przemawiała desperacja. Sakura znała porywczość centaura i miała
przykrą świadomość, że nie może z nią iść. Jak nic zrobiłby coś nieplanowanego
i zniweczył wszystkie jej wysiłki.
Dziewczyna
położyła przyjacielowi dłonie na ramionach i spojrzała głęboko w oczy.
- Chcę, żebyś tu
został i wszystkiego dopilnował. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno - w jej
głosie dźwięczała surowość granicząca z irytacją.
Próbował jeszcze
coś powiedzieć, ale stanowcze, zielone spojrzenie skutecznie go uciszyło.
Sakura nie miała
czasu na jakiekolwiek rozmyślania. Z każdym kolejnym krokiem nieubłaganie
zbliżała się do Uchihy. Ich delegację prowadzili reptilioni. Królową, jej
towarzyszkę i przyjaciółkę centaury otoczyły ze wszystkich stron. Dopiero, gdy
dotarli na miejsce wojownicy rozstąpili się, by przepuścić władczynię.
Uchiha spoglądał
na królową podejrzanie wyniośle. Nie podobało jej się to. Miała wrażenie, że
uknuł coś wyjątkowo obrzydliwego. Jej podejrzenia i niepokój wzmagały się z
każdą chwilą, chociaż uporczywie nie dawała tego po sobie poznać.
Podobnie, jak
przy ich pierwszym spotkaniu, na widok czarnych, bezdennych oczu, nienawiść
odezwała się w niej, paląc wnętrzności. Znów miała przemożną ochotę zatopić
ostrze w jego piersi. Dzielnie zwalczyła w sobie podobne ciągoty i chwyciła
swoją wybuchowość za szyję.
Wielka mantikora
stała dumnie u boku władcy Bumithrii. Królowej zdawało się, że przez ułamek
sekundy dostrzegła dziwne podobieństwo ich towarzyszy. Zarówno Tsezil jak i owa
istota były potężnymi, magicznymi kotowatymi. Jednak szybko pozbyła się tego
złudzenia. Jedyne co je łączyło to, co najwyżej, kły i pazury.
Ani Sakura, ani
Sauke nie ukłonili się sobie. Oboje byli zbyt wyniośli i dumni.
- No i znów się
spotykamy. Witaj - powitał ją z lodowatą uprzejmością, chcąc wzbudzić w
dziewczynie obawę.
Królowa nie czuła
jednak strachu. Jak zwykle zastępowała go nienawiść.
- Niestety nie
powiem ci, że mi z tego powodu miło, bo to byłoby kłamstwo - odparła z
nieukrywaną zajadliwością.
Kąciki ust władcy
drgnęły niekontrolowanie, zdradzając uśmiech. Już miał tego szamocącego się
ptaszka w garści. Tak łatwo było ją przejrzeć.
- Nie wzdrygam
się przed kłamstwem tak bardzo jak ty, ale wierz mi, że też mógłbym robić teraz
przyjemniejsze rzeczy - powiedział to w tak lubieżny sposób, że Sakurze od razu
nasunęły się niemiłe wizje.
Prychnęła wyniośle,
krytykując taki brak ogłady i bezczelne zagranie.
- Pozostaw dla
siebie swoje fantazje. Nie obchodzi mnie, co mógłbyś teraz robić, albo czego
nie. Wolałabym, żebyś przeszedł do konkretów! - W jej głosie pobrzmiewała
wzbierająca w niej wściekłość. Wiedziała, że nie może dać mu się wyprowadzić z
równowagi, ale nerwy miała coraz bardziej napięte.
Uchiha od razu
spoważniał, chociaż nie stracił ironii w postawie, która strasznie Sakurę
denerwowała.
- Oczywiście. -
Jego oczy zamigotały chytrze. - Zapewne domyśliłaś się już, że nie przystanę na
ten sojusz, nie otrzymując nic w zamian.
Sakura
zazgrzytała cicho zębami, by choć trochę wyładować złość i odpowiedzieć mu jak
najbardziej spokojnie. Niepokoiła ją jego pewność, co do tego, że łatwo mu
ulegnie.
- W takim razie,
przedstaw swoją propozycję - odrzekła, koncentrując się, by zabrzmiało to
dystyngowanie.
Zresztą, była
gotowa na każde poświęcenie. Udało jej się nie dopuścić do rzezi. Kim jest
jeden człowiek wobec dwudziestu pięciu tysięcy istot?
Patrzyła z
prawdziwym spokojem na ludzką, okrutną twarz, której każda rysa była
przesiąknięta arogancją i bezczelnością.
- Między naszymi
królestwami zapanuje trwały pokój. Nie będzie więcej bitew i rozlewu krwi.
Nasze miasta staną się otwarte dla siebie nawzajem. Będziemy się wzajemnie
wspierać w wypadku zagrożenia z zewnątrz. Zawarty sojusz zobowiąże każde stworzenie
i źdźbło trawy w obu królestwach. Zniknie granica dzieląca nasze ziemie.
Pozostaną tylko dwa oddzielne, gubernatorskie miasta, z których będziemy zarządzać
swoimi terenami. Myślę, że prawo powinno pozostać na razie takie samo.
Zastanowimy się nad szczegółami później. - Sakurze odpowiadała taka unia. Była
jak najbardziej korzystna dla obu stron. - Oczywiście pod warunkiem, że udasz
się ze mną i moją armią do Bumithrii, jako więzień wojenny, tym samym uznając
moje zwycięstwo - arogancja, aż z niego wypływała.
Wszystkich
zebranych ogarną szok. Zarówno centaury jak i reptilioni wpatrywali się w
bumithriańskiego władcę szeroko otwartymi oczami, zastanawiając się, czy aby
nie postradał zmysłów.
Tsezil zaryczała
wrogo i zatopiła pazury w ziemi, by móc lepiej się odbić, a jej ciało omal nie
wyrwało się do skoku. Gdyby Sakura nie przytrzymała jej stanowczo za kark, jak
nic rzuciłaby się królowi do gardła. W oczach tygrysicy płonęła rządza mordu i
rozpacz jednocześnie, bo wiedziała, że jej towarzyszka się zgodzi. Królowa po
prostu taka była. Miała wielkie serce, w którym na pierwszym miejscu byli jej
ludzie, a na końcu ona sama.
Kobieta jako
jedyna zachowała spokój. Nawet nie drgnęła jej powieka. Wręcz odetchnęła z
ulgą. To żądanie przynajmniej było możliwe do spełnienia.
Uchiha oczekiwał,
że jego propozycja wstrząśnie królową i w końcu pokaże jak bardzo jest słaba. Kompletnie
nie spodziewał się, że w ogóle nie zareaguje. Nie mógł też przed sobą ukryć jak
bardzo mu to imponuje. Sama zaproponowała mu sojusz, robiąc to z klasą, odwagą
i zadziornością. Nikt jeszcze nie przemawiał do niego w taki sposób. Wszyscy za
bardzo się go bali. Jednak jej nic nie zastraszyło. Stała dalej dumnie,
pokazując swoją niezłomność. Inna sprawa, że nie wiedział, iż jest tak
urodziwa. Elficka krew w połączeniu z ludzką dała w jej przypadku niezwykłą,
egzotyczną mieszankę delikatnych rysów twarzy, nieugiętego, zielonego
spojrzenia i hardego charakteru. Lubił takie kobiety.
Bardzo długo
rozmyślał o tej propozycji. Jemu również zależało na tym układzie, ale jako
potomek Uchiha nie mógł zawieść swoich przodków i musiał zaznaczyć, że to on
wygrał.
Gdy Sakura
dostrzegła, że Uchiha wyszukuje w jej twarzy oznak szoku, uśmiechnęła się do
niego łagodnie, niemal ciepło.
- Nie popisałeś
się Uchiha. To było do przewidzenia - wymruczała głosem kusicielki. Od razu
poprawił jej się humor.
Pewnie myśli, że
już ją ma… To się jeszcze okaże.
Wyciągnęła w jego
stronę dłoń na znak porozumienia.
Tsezil jęknęła z
rozpaczą za jej plecami.
- Sakura…
Dziewczyna na
moment spojrzała w brązowe oczy ukochanej towarzyszki. Chciała jej pokazać, że
wie co robi. W odpowiedzi na gardłowe burknięcia sprzeciwu pokręciła
nieznacznie głową.
Hinta nie
odezwała się przez całe spotkanie. Teraz położyła rękę na ramieniu Sakury w
geście wsparcia.
Taka była właśnie
różnica między więzią królowej z Hinatą, a tą z Tsezil. Tygrysica martwiła się
i zawsze daremnie próbowała powstrzymywać towarzyszkę przed ryzykownymi
posunięciami i pakowaniem się w sytuacje bez wyjścia. Natomiast Hinata godziła
się bez szemrania ze wszystkimi wariacjami Sakury i nienależnie od wszystkiego,
wspierała ją w działaniu. Oczywiście Tsezil ostatecznie też angażowała się i
pomagała, ale do końca uważała dziewczynę za nieodpowiedzialną, wybuchową
osobę, która wręcz pcha się do kłopotów.
Król Bumithrii
uścisnął dłoń królowej, pieczętując podjęte ustalenia. Jego uścisk był ciepły i
mocny. Jej ręka delikatna i chłodna od zimnego wichru. Dotykała go, jakby był oślizgłym
wężem.
- Na jak długi
okres chcesz pozbawić moje królestwo bez władcy? - W interesie Sakury leżało
wynegocjować jak najkrótszy czas. Oczywiście nie zamierzała całkiem pozbawiać
Esselunith zarządcy. Nie była głupia. Zabezpieczyła się przed tym wcześniej.
- Rok -
powiedział stanowczo.
- Rok?! -
wywarczała z oburzeniem Tsezil przez zaciśnięte zęby.
- To za długo -
zgodziła się z nią Sakura, dla odmiany wykazując się niezmąconym spokojem. -
Nie potrzebujesz mnie na aż tak długo, żeby okazać swoją „wyższość”.
Sasuke uniósł
brwi, zachęcając ja, by kontynuowała.
- Miesiąc -
rzuciła, wiedząc, że się nie zgodzi.
- Miesiąc to z
kolei za krótko. - Oboje wiedzieli, że nie zamierza łatwo odpuścić.
- Trzy miesiące.
- Jedenaście.
Sakura
zmarszczyła gniewnie brwi.
- Pięć.
- Dziewięć.
- Uch… -
zirytowała się w końcu, puszczając się swojej samokontroli. - Uchiha na litość
boską. Co ja będę robić tyle czasu na twoim zakichanym zamku? - Nie umiała się
dłużej powstrzymać i odkryła nieco swoje prawdziwe emocje.
Uchihę ten wybuch
rozbawił.
- Niech będzie
osiem, ale ani dnia mniej.
Sakura przygryzła
język i skinęła głową.
- Mam nadzieję,
że pozwolisz mi zabrać ze sobą towarzyszkę Tsezil - wskazała dłonią na
tygrysicę, ciskającą we władcę gromami. Łypała groźnie to na Uchihę, to na jego
mantikorę. - A także mojego medyka, Hinatę wraz z jej towarzyszem.
Bumithriański
władca skrzywił się ledwo dostrzegalnie. Wiedział, że tygrysica benguicka
będzie sprawiała problemy, ale nie był aż tak bezduszny, by rozdzielać
towarzyszy. Po dłuższym czasie pustka i tęsknota stawały się nie do zniesienia.
- Czy
przygotowałeś stosowny dokument? - zapytała podejrzliwie, chcąc znaleźć jakąś
lukę w jego idealnie obmyślonym planie.
Oczywiście,
wszystko miał przy sobie. Zza pazuchy dobył dwóch zwiniętych arkuszy.
Sakura najpierw
przezornie wszystko skontrolowała.
Śniące Wzgórza, 3 lipca 3453 roku
Na mocy ustaleń tego dokumentu od dnia 4
lipca 3453 roku, królestwa Bumithrii i Esselunit zawierają sojusz. Unia łączy
terytoria obu królestw w jedną, wspólną ziemię, a podzielony dotąd lud w jedną
wspólnotę braci. Zakazane są odtąd wojny. Wszelkie spory będą rozwiązywane
drogą pokojową w majestacie prawa i bez rozlewu krwi. W przypadku zagrożenia z
zewnątrz Bumithria zobowiązuje się wesprzeć Esselunith, a Esselunith Bumithrię.
Miasta obu królestw stają się od tej pory
otwarte dla każdego mieszkańca Bumithrii i Esselunith. Odrębność zachowają dwie
stolice, z których dwoje władców będzie sprawowało pieczę nad swoimi ziemiami
według odrębnego prawa, które pozostanie niezmienne aż do wydania stosownego
dekretu.
Postanowienie zobowiązują się wypełnić
władcy i ich następcy.
Pod spodem znajdowało
się miejsce na podpisy.
Sakura przed
podpisaniem sprawdziła też zgodność drugiej wersji dokumentu. Ostrożności nigdy
za wiele.
Gdy składała swój
królewski podpis, dłoń lekko jej zadrżała.
Nienawidziła
Sasuke Uchihy i wierzyła, że nigdy nie wybaczy mu zabicia jej ojca. Teraz
właśnie odbierała sobie szansę na zemstę. Ta świadomość miała ja odtąd
torturować dniem i nocą.
Kiedy Uchiha
również podpisał umowy i jedną podał Sakurze, dziewczynie przyszedł do głowy
jeszcze jeden pomysł.
- Życzę sobie, żebyś
podpisał zobowiązanie, mówiące iż dotrzymasz danego słowa i zwrócisz mi wolność
dokładnie 1 marca.
Król zgodził się
bez wahania. Nie zamierzał oszukiwać. Ten sojusz był najważniejszy w ich
wspólnej historii. Całe szczęście Hinata zawsze była zaopatrzona w pergamin.
Przygotowali więc dokument na miejscu.
Po zawarciu
wszystkich umów ponownie podali sobie ręce. Było w tym geście coś niesamowicie
groteskowego i absurdalnego. Sakura przez chwilę miała złudzenie iż ściskają dłonie
na zgodę, niczym zmuszeni przez rodzica, który nie widział sensu w kłótni
dzieci podczas zabawy. Ta infantylność zupełnie kłóciła się z powagą sytuacji.
- Pozwolisz, że
wrócę do mojej armii, by poinformować dowódców o zaistniałej sytuacji. O niczym
jeszcze nie wiedzą.
Uchiha obrzucił
ją nieufnym spojrzeniem, ale powoli skinął głową.
- Za godzinę
widzę cię przy swoim namiocie. Jeśli nie, wydam rozkaz do ataku - zaznaczył
twardo.
- Rozumiem.
Obydwie delegacje
odwróciły się w przeciwnych kierunkach i rozjechały.
Sakura zleciła
jednemu z wojowników wziąć Hinatę na grzbiet. Musiała teraz przekazać wszystko
Virathirowi, Mirasirowi, Gwernowi i Ikuto. Reakcji przyjaciela obawiała się
najbardziej.
Przywódcy
oczekiwali na nią w napięciu. Wszyscy byli jednocześnie zaniepokojeni i
ciekawi.
- Co ci
powiedział? - Pierwszy zaatakował oczywiście Ikuto.
- Spokojnie
kochani. Nic złego się nie dzieje - oznajmiła, zaskakując wszystkich uśmiechem
i radosnym tonem.
Sakura zgrabnie
zsiadła ze swojego konia i zerknęła na wciąż wściekłą tygrysicę. Ona z
pewnością nie uważała, że jest się z czego cieszyć.
Virathir,
Mirasir, Gwern i Ikuto patrzyli na królową podejrzliwie, oczekując dalszych
wyjaśnień.
Dziewczyna wyjęła
dokument zawinięty i zabezpieczony wstążką i podała elfowi. Dotykała go niemal
z czcią.
Wszyscy, łącznie
z zaniepokojoną smoczycą, która właśnie wylądowała obok nich, pochylili się nad
Mirasirem.
- Zawarłaś z nim
pokój? - zapytał z niedowierzaniem, biegając wzrokiem po czarnym atramencie.
Sakura
uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Koniec wojny - obwieściła
z entuzjazmem zaszokowanym władcom.
Pierwszy
odpowiedział Gwern.
- Królowo, jesteś
wielka. Nie przypuszczałem, że ta wojna dobiegnie kiedyś końca. - Krasnolud
czuł się poniekąd winny, że wątpił w tę niesamowicie silną kobietę. Pochylił
swoją kudłatą głowę, żeby ukryć przed wszystkimi łzy wzruszenia, wzbierające w
jego oczach.
Virathir skłonił
się tak nisko, jak jeszcze nigdy, przed nikim. Zawsze darzył władców Haruno
niejakim szacunkiem. Nie wszystkie podejmowane przez nich decyzje mu
odpowiadały i nie ze wszystkimi się zgadzał. Jednakże czuł, że Sakurę
przewiózłby na własnym grzbiecie, gdyby tego zapragnęła. Jednorożce były
dumnymi, potężnymi istotami dlatego nie pozwalały się dosiadać, chyba że w grę
wchodzili ich towarzysze.
Wciąż
niedowierzający Mirasir oddał Sakurze dokument z szelmowskim uśmiechem. Chciał
coś powiedzieć, ale zabrakło mu słów.
Nerahel
zaburczała cicho z zadowolenia. Odkąd tylko zobaczyła królową po raz pierwszy,
zaimponowała jej. Wiedziała, że jest wyjątkowa.
Jedynie Ikuto nie
okazał radości. Za dobrze znał Sakurę, żeby nie zauważyć śladu niepewności w jej
oczach, stresu w drżących dłoniach. Znał też charakter rodu Uchiha z racji
częstego przebywania na dworze. Miał o wiele lepsze pojęcie o niektórych
sprawach od innych.
- Czego zażądał w
zamian? - zapytał domyślnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich. Jego pytanie
przeszyło powietrze niczym sztylet.
Tsezil nie mogła
dłużej wytrzymać. Radość na twarzach dowódców doprowadziła ją do szewskiej
pasji. Cierpienie i rozgoryczenie, tak sprzeczne z ich absurdalnie dobrym
nastrojem, aż z niej kipiały.
- Zgodziła się na
niewolę - krzyknęła z rozpaczą. Jej brązowe oczy błyszczały niebezpiecznie, a
uszy przywarły płasko do czaszki. Miała ochotę coś rozszarpać.
Pozostali
zauważając, w jakim stanie jest tygrysica, cofnęli się dwa kroki w tył. Nigdy
jej takiej nie widzieli.
Jedynie Ikuto
podszedł bliżej. Jego wściekłość dorównywała tej, która opanowała Tsezil.
Chwycił ją za ramiona, wbijając palce w miękkie ciało, próbując ocucić z
tego szaleństwa.
- Do niewoli?! -
huknął niedowierzając własnym uszom. Miał ochotę nią potrząsnąć. Opanował się
jedynie ze względu na to, że nie chciał zrobić przyjaciółce krzywdy.
Adrenalina
przyspieszyła tętno Sakury. Serce ścisnęło jej się z żalu.
- Umówiliśmy się,
że spędzę osiem miesięcy na zamku Bumithrii w ramach ogłoszenia jego
zwycięstwa. - Nie było sensu dłużej tego ukrywać.
Wszystkim
odebrało mowę. Ramiona Ikuto opadły z bezsilności, a oczy zapłonęły urazą.
- Jak to
zwycięstwa? Przecież zawarliście przymierze. - Tym razem odezwał się cicho,
zdławionym głosem.
- Uchiha
stwierdził, że musi okazać swoja „wyższość”. Uspokój się Ikuto. To nie ma
znaczenia. Te osiem miesięcy to nic. Zgodziłabym się nawet, gdyby zechciał mnie
więzić przez całe życie.
Błękit oczu
centaura całkowicie zamarzł, a spojrzenie wyblakło.
Wiedział o tym. W
końcu była królową, a on tylko wojownikiem. Jego zdanie nie miało tu nic do
rzeczy. Odsunął się od niej, rozumiejąc jak wielka przepaść ich dzieli.
Sakurze krajało
się serce na ten widok, ale nie mogła postąpić inaczej.
- Gwernie, masz
dokument, który chciałam, żebyś przechował? - zapytała już bez entuzjazmu.
Krasnolud z
ponurą miną podał królowej pergamin.
Dziewczyna
spojrzała z rozpaczą na centaura. W jej oczach wzbierały łzy. Miała wrażenie,
że właśnie traci przyjaciela. Szybko jednak odsunęła na bok prywatne uczucia i
przemówiła królewskim tonem.
- Ja Sakura
Haruno, prawowita władczyni Esselunith, nadanym mi prawem, mianuję ciebie
Ikuto, zastępcą na tronie krainy na czas mojej nieobecności. W przypadku mojej
śmierci staniesz się dożywotnim piastunem tego stanowiska, a po tobie twoi
potomkowie i potomkinie, jak ustanawia prawo.
Wcisnęła rulon w
zdrętwiałe dłonie centaura, który czuł, że jego życie legło pod stertami gruzów
i popiołów.
- To pismo
potwierdza moją wolę. A to, jest dokument potwierdzający pokój i zobowiązanie
Uchihy dotyczące uwolnienia mnie w ustalonym terminie. - Westchnęła ciężko. - A
teraz pozwolicie, że pójdę się spakować. Tsezil, Hinata, wy też proszę.
Sakura jak w
amoku dosiadła swojego konia, którego przytrzymywał dla niej Mirasir.
W oczach
pozostałych widziała powagę i zrozumienie. Sami postąpili by tak na jej
miejscu. Tylko Ikuto i Tsezil mieli kłopot z zaakceptowaniem jej decyzji.
Zanim odjechała w
kierunku namiotu, który służba zdążyła już rozbić, odwróciła się w kierunku
armii, wciąż przygotowującej się do starcia.
- Esseluńtczycy,
dziś nie dojdzie do starcia! - wykrzyknęła wzmacniając swój głos magią.
Streściła pokrótce postanowienia traktatu.
Po chwilowej
ciszy, która zapadła po słowach królowej, zapanowała radosna wrzawa i
rozgrzmiały gromkie wiwaty.
Sakura popędziła
konia. Miała już niewiele czasu. Otoczona lnianymi ścianami namiotu poczuła się
lepiej i gorzej zarazem. Rozkazała strażnikom, by nikogo nie wpuszczali.
Wreszcie miała
chwilę ciszy i pozornego odpoczynku. Jednak na myśl o wyrazie twarzy Ikuto i o
swoim beznadziejnym położeniu, z jej oczu wreszcie popłynęły łzy. Po tylu
latach, coś w niej pękło. Nagromadzone cierpienie, przebiło tamę samokontroli i
opanowania. Z resztą, w samotności mogła sobie na to pozwolić.
Nie zabierała ze
sobą dużo. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Płaszcz, drugi strój, pergamin,
atrament, gęsie pióro i trochę jedzenia. Miecz i łuk z kołczanem wciąż miała
przy sobie.
Kiedy skończyła
się krzątać, opadła na swoje posłanie. Ciało miała jak z ołowiu. Z jej oczu
nieprzerwanie płynęły gorzkie łzy, zamazując jej pole widzenia. Nie okazała
tego wcześniej, ale bała się. Kto by się nie bał na jej miejscu? Miała oddać
się w ręce swojego największego wroga, który nie wiadomo jak będzie ją
traktował. W dodatku zostawiała królestwo. Chciała wierzyć, że Ikuto poradzi
sobie w roli władcy i będzie kontynuował jej politykę, ale ta wizja po prostu
budziła w niej obawy. Nawet w dniu koronacji przysięgała, że będzie władać
Esselunith aż do ostatniego wydanego tchu. Poniekąd była zdrajczynią własnego
narodu. Ta świadomość sprawiała jej ból. Królestwo było czymś o co dbała na
pierwszym miejscu. Zawsze…
Nagle usłyszała,
jak ktoś wykłóca się z wartownikami i chwilę później do namiotu wpadł zziajany,
potargany Ikuto. W jego oczach wciąż odbijał się głęboki zawód.
Dziewczyna nawet
nie zdążyła obetrzeć łez.
Mokre ślady na
policzkach przyjaciółki skutecznie zgasiły wściekłość centaura. Wyraz twarzy
Ikuto gwałtownie przeistoczył się z rozsierdzonego w rozżalony i przestraszony.
Sakura była silną
kobietą i każdy kto znał ją lepiej, tak właśnie o niej myślał. Z Ikuto było tak
samo. Prawie nigdy nie widział dziewczyny w takim stanie. Chyba tylko po
pogrzebie rodziców miała tak czerwone policzki i przygaszone spojrzenie.
- Sakura -
szepnął zaszokowany, błądząc wzrokiem po jej twarzy.
Przyszedł na nią
nawrzeszczeć, ale już nie mógłby tego zrobić. Zachowałby się jak ostatni,
niewychowany egoista. Nie spodziewał się, że dla niej to jest jeszcze
trudniejsze niż dla niego. Żałował swojego wcześniejszego, samolubnego
zachowania. Był jej przyjacielem, a zaślepiła go pycha i duma.
Królowa
odetchnęła głęboko i zdławiła w sobie szloch. Otarła wilgoć rąbkiem płaszcza i
spojrzała z bólem w błękitne oczy, które ją odtrąciły.
Centaur uklęknął
naprzeciw Sakury i po raz kolejny w ostatnich dniach zamknął w uścisku. Nie
mógł patrzeć na jej cierpienie. Chciał je ukoić, ugasić. Jego ciepło wsparło Sakurę, ale i wyzwoliło w niej falę szlochu. Łkała w jego ramię, jak
bezbronne dziecko.
Ikuto dotykał jej
włosów, pleców i szyi, głaszcząc i próbując uspokoić, ale niewiele to dawało.
- Nie idź.
Stoczymy tę bitwę i po sprawie - zaproponował kompletnie bez sensu.
- Nie mogę.
Przecież wiesz, że nie mogę. Ten pokój jest tak ważny. Nie wolno mi tak narażać
życia ludzi - wyjąkała przez łzy.
- To weź mnie
chociaż ze sobą.
Sakura spojrzała
na niego z powagą i dla podkreślenia wagi słów, dotknęła miękkiego policzka.
- Chcę, żebyś
został w Esselunith i dopilnował wszystkiego pod moją nieobecność. Potrzebuję
na zamku kogoś zaufanego. Wiem, że zrobisz to jak nikt inny.
Ikuto próbował
się kłócić, ale Sakura nie zamierzała zmienić zdania.
-
Najprawdopodobniej będziesz musiał zawrzeć sojusz z królestwem Yerkirii zza
drugiej strony rzeki. Już od dawna o to zabiegałam. I proszę, nie wywołuj z
nikim wojny - mówiła półgłosem, żeby ukryć drżący ton.
Centaur jeszcze
raz spojrzał na dziewczynę błagalnie, ale była nieugięta. Znał jej ośli upór.
- Nie uwalniaj
Sfinksa. Z tego byłoby więcej kłopotów niż pożytku. Nie kłóć się z Mirasirem i
broń Terrathio z Virathirem, bo dopiero będziemy mieć taką wojnę, że głowa mała.
No i dbaj o siebie.
Sakura uznała, że
przekazała mu już wszystko i chciała wstać, aby objuczyć konia, ale potężne
ramiona Ikuto jej na to nie pozwoliły.
- Muszę już iść -
przypomniała mu już bardziej stanowczo.
Jednak wyraz jego
twarzy i ta zaborczość niepokoiły ją. Ikuto wyglądał, jakby targała nim jakaś
rozterka, jakby kłócił się z myślami. Gdy spróbowała rozplątać jego palce,
podjął decyzję.
Nie ważne stało
się to, że on jest zwykłym wojownikiem, a ona królową, że on jest centaurem, a
ona w połowie elfką. Do tej pory tylko to go powstrzymywało. Ale jeśli mieli
się już nigdy nie zobaczyć, jeśli ostatni raz trzymał ją w swoich ramionach, to
co miał do stracenia? Na początku sądził, że łączy ich tylko braterska
przyjaźń. Bardzo długo nie chciał się przed sobą przyznać, że to nie to i
miłość, którą ją darzył dawno wymknęła się mu spod kontroli. Wiedział, że nie
wolno mu jej kochać w ten sposób, że to niemożliwe, niemoralne, że złamie mu
kiedyś serce. Tak bardzo go to męczyło.
Spojrzał w jej
niesamowicie zielone oczy, w których zawsze widział ten błysk. Och… ile razy
nie próbował podarować uczuć innej, zawsze wracał do niego właśnie ten kolor.
Zanim
zorientowała się, co Ikuto chce zrobić, jego ciepłe, miękkie usta złączyły się
z jej delikatnymi, niczym płatki kwiatu. Cierpienia, które w tej pieszczocie
łączyli, nie można nazwać słowami. Tak krótka chwila złamała wizję ich
niepokalanej przyjaźni.
Sakura domyśliła
się, jak bardzo ślepa była. Problemy królestwa pochłaniały ją bezgranicznie, do
tego stopnia, że nie zauważyła uczuć Ikuto. A powinna była. Chociaż nie
wiedziała jak ta wiedza mogłaby jej pomóc.
Ich przyjaźń
umarła. Zastąpiła ją nieodwzajemniona miłość.
Nie patrząc Ikuto
w oczy, wyswobodziła się z jego objęć. Czuła, jak jej dusza topi się palona
bezlitosną toksyną. Miała wrażenie, że pęka jej serce. Nie odwróciła się za
siebie. Schowała do sakwy przy siodle swój bagaż, zarzuciła na siebie płaszcz i
dosiadła konia. Chciała odjechać, gdy zatrzymał ją jego głos.
- Będę na ciebie
czekał, więc nie zapomnij wrócić.
Nie zdobyła się
na odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Popędziła konia, chowając twarz w cieniu
kaptura, żeby nikt nie dostrzegł w jej oczach oceanu zawodu wymieszanego z
bólem. Już nie płakała. Rysy jej twarzy uformowały się w maskę obojętności.
****
Dla drogich czytelników:
Dziękuję, że jesteście i trwacie nawet, gdy wszystko inne się sypie. Jesteście moją inspiracją i motywacją.
Cały dzien odswieżałam bloga w nadziei na notke i w koncu sie doczekałam :) Przyznam że bardzo minie tym warunkiem zaskoczyłas byłam na 90% pewna że sas zaproponuje od razu małżeństwo jako rękojmie pokoju a dziecko co sie z tego małżeństwa urodzi będziesz władcą zjednoczonej krainy. A tu widzę że robisz podchody :p
OdpowiedzUsuńOjoj...przepraszam. Miałam zamiar dodać rozdział kilka godzin wcześniej, ale mój dzień był tak wypełniony wszelkimi rodzajami ekscesów, generalnie tymi gorszymi, że wypadło mi to z głowy i przypomniałam sobie dopiero po 23:00.
UsuńCieszę się, że zaskakuję. Nie chcę wplątywać się w banału, powielać pomysłów, chociaż zdaję sobie sprawę, że w niektórych przypadkach to nieuniknione.
Dziękuję serdecznie za komentarz i pozdrawiam
Ikula
Czatowałam na ten rozdział już od rana i w głowie chodziło mi tylko takie jęczenie "no kieedy ona go doooodaa?!". I się oczywiście doczekałam ^^
OdpowiedzUsuńIkuto się zakochał w naszej Sakurci. Wiedziałam, że tak będzie! Do tego jeszcze ją pocałował, czego już kompletnie się nie spodziewałam! Boże! Jak czytałam to o śmierci ich przyjaźni, to aż mi się trochę żal zrobiło tego chłopaka :c. Taka nieodwzajemniona miłość... Ale! Sasu ma dzięki temu większe pole do popisu!
Schodząc na jego temat, to coś tak podejrzewałam, że weźmie ją do niewoli. Cały Sasu .__.
Czasami jego duma strasznie działa mi na nerwy! Choć wszyscy wiemy, że właśnie dzięki tym ośmiu miesiącom zniewolenia ich uczucia się rozwiną ^_^. Nadal nie mogę pojąć, jak to się stanie. Jak to możliwe, że paląca nienawiść Sakury zmieni się w swoje przeciwieństwo? Nie. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Lecz stoję i kibicuję ich miłości xD
Ogólnie, to weny życzę ci duuuużo i duuuużo wolnego czasu na pisanie! Poczekam cierpliwie na kolejny rozdział ;) i znów skomentuję!
Wikuś Chan
Witam Cię po raz kolejny moja imienniczko. Widziałam Twój komentarz pod rozdziałem trzecim. Serdecznie dziękuję za opinię.
UsuńJak już powiedziałam Anonimowemu, dodałam rozdział tak późno ze względów osobistych. Bywały lepsze dni.
Tak... co do Ikuto też mam do niego ogromny sentyment. Pierwotne, jego rola, którą odgrywa w całym opowiadaniu była nieco inna, ale pomysły ulegają zmianie. Wszystko płynie. A co do niewoli... planowałam to od początku. Tu nic nie dodałam i nie odjęłam.
Niestety z wolnym czasem u mnie kiepsko, a żeby napisać dobry rozdział trochę go potrzeba.
Dziękuję Ci serdecznie i pozdrawiam
Ikula
O. Na prawdę masz tak na imię, jak ja? Bardzo mi miło ^.^
UsuńRozumiem. Sytuacja z brakiem wolnego czasu jakoś niebardzo mnie zaskoczyła. Większość blogerek ma z tym problem ;/. Ale cóż. Poczekam ^^
Pozdrawiam również!
Muszę przyznać, że takiego rozwoju akcji to się nie spodziewałam :P Stawiałam na małżeństwo jako warunek pokoju, jednak do końca miałam przeczucie, że może nic nie wyjdzie z tego sojuszu i dojdzie do walki, a po wygranej Sasuke zabierze ledwo żywą Sakure do swojego pałacu :P Mimo wszystko najbardziej podoba mi się twoja wersja :D Masz teraz duże pole do popisu ;) I jestem przekonana, że świetnie je wykorzystasz :D
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną notkę ;)
Pozdrawiam i życzę weny!
Małżeństwo mówisz? Nie nie. Widzisz, od początku tak to zaplanowałam. Zrobienie z nich męża i żony byłoby pójściem na łatwiznę. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Czytałam już opowiadania SasuSaku z motywem aranżowanego małżeństwa. Nie, ten romans będzie o wiele ciekawszy i bardziej zagmatwany. Musiałam sporo się nagłowić, więc inni pewnie zostaną skazani na to samo.
UsuńKolejny rozdział, wstępnie szacuję, że za dwa tygodnie.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie
Ikula
Masz we mnie swoją fankę :D
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, chyba przez moją obsesję na punkcie Władcy Pierścieni ale normalnie czuję ten klimat który tak starannie opisujesz. To opowiadanie jest wręcz niesamowite, jedyne w swoim rodzaju i muszę to powiedzieć, nie jest jednym z najlepszych, ono jest najlepsze. Jak dotąd nie znalazłam nic co by mnie bardziej wciągnęło a głównymi bohaterami byli by Sasuke i Sakura. Czytając każdy rozdział czuję się jak w niebie, pomimo faktu że siedziałam do trzeciej w nocy by tylko je przeczytać, nigdy sobie nie odpuszczam jeśli chodzi o moją ciekawość poznania dalszych losów, jeśli chodzi o coś tak ujmującego jak to opowiadanie :) Zresztą z tego mogła by być niezła książka ;)
A przechodząc do rozdziału... krótki, przynajmniej tak go odbieram po obaleniu pozostałych, aczkolwiek jestem w pełni usatysfakcjonowana i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, bo jak zauważyłam zapowiadasz je na konkretną datę i dotrzymujesz terminu a to że pojawia się w środku nocy to dla mnie nic, bo chodzę późno spać :) tak więc sama radość mnie przepełnia że kolejny pojawi się 12. i nie karzesz nam tak długo czekać.
Troszku mnie zszokowała warunki na których został zawarty sojusz, aczkolwiek ciekawie to rozegrałaś. Już mnie nosi aby dowiedzieć się co Sakura będzie wyczyniać na zamku Bumithrii, bo Sasuke przecież nie będzie jej trzymał w lochach jak mniemam.
A ta twoja Sakura... ach cud miód i marzenie, trzyma się tak mocno w ryzach przez swoją chęć mordu na Sasuke że jest to w pewnym stopniu godne podziwu.
Obwieszczam jeszcze że będę komentować każdy możliwy wpis jaki tylko się pojawi, bo i grzechem było by tego nie zrobić.
Och tak mieć tą zdolność opisywania własnych pomysłów... zazdrość mnie pożera, aczkolwiek nad sobą pracuję, a ty będziesz moim wzorem do naśladowania.
Kocham kocham kocham :*
Zaskakuj nas tak dalej a moja miłość do tego bloga i do ciebie będzie bezgraniczna :)
Przeczytałam Twój komentarz już jakiś czas temu i nadal zastanawiam się jak Ci odpowiedzieć.
UsuńWiedz, że nie czuję się tak genialna, jak mówisz, że jestem, ale to miłe. Dziękuję. Czasami dobrze jest usłyszeć taką opinię, a mnie ostatnio potrzeba trochę optymizmu.
Mówisz, że rozdział był krótki... Miał 11 stron, podobnie jak poprzednie. To taka moja średnia. Nie zdarza mi się pisać rozdziałów krótszych niż na 10 stron A4 w Wordzie ;). Może to dlatego, że wiedziałaś, iż to ostatni dodany.
Co do dalszych losów bohaterów, pozwól, że nie będę ich zdradzać. Wszystkiego dowiesz się z następnych rozdziałów.
A moja Sakura... mam nadzieję, że uda mi się jej nie wyidealizować, bo niestety miewam ku temu tendencje.
Jeśli o zdolnościach mowa. Nic nie przychodzi samo i od razu. Na wszystko trzeba mocno pracować. Wierz mi, że poziom, na którym jestem daleko odbiega od zadowalającego, a wypracowywałam go przez 4 lata. Jeszcze wszystko przede mną i przed Tobą także. Trzymam kciuki i cieszę się, że w jakiś sposób mogę Cię motywować.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Ikula
Twój blog został pomyślnie dodany do spisu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :
Hana-chan
swiat-blogow-narutomania.blogspot.com
Powiadomienia proszę zostawiać w zakładce "Spam".
UsuńPozdrawiam
Ikula
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjest sojusz między nimi, ale Sakura na jakiś czas ma być jeńcem wojennym Sasuke, Ikuto teraz ma zarządzać państwem, i jak się dowiedzieliśmy kochał ją, i jest mu ciężko pogodzić z tym...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie