26 kwietnia 2014

Rozdział VI - Tolerancja

Minął tydzień, odkąd Sasuke Uchiha oprowadził Sakurę, Hinatę i Tsezil po mieście. Przyjaciółki zaczęły czuć się w nim swobodnie. Za dnia, wspólnie wertowały opasłe księgi w bibliotece, by o zachodzie słońca wrócić do swoich komnat, które, dzięki Naruto, miały teraz okna. Blondyn towarzyszył im, gdy tylko nie szkolił wojowników i wszystkim poprawiał się nastrój. Rozświetlał ich nastroje, jak jasna gwiazda, albo promień słońca. Rozśmieszał królową, próbując flirtować z Hinatą, która za każdym razem, gdy mężczyzna coś do niej mówił, cała się czerwieniła. Naruto onieśmielał ją samą swoją obecnością. Sakura udawała, że nie widzi jego rosnącego zainteresowania jej przyjaciółką. Cieszyła się z tego, w końcu Naruto był wspaniałą osobą i miał szansę swoją otwartością, przełamać nieśmiałą, cichą i skrytą Hinatę, ale jednocześnie trochę się martwiła. Jeśli dziewczyna odkryje w sobie jakieś uczucia względem chłopaka, to albo będą skazani na rozłąkę, albo elfka opuści Sakurę. Oczywiście, zaakceptowałaby każdą decyzję przyjaciółki, jednak postanowiła na razie nie łamać sobie tym głowy.
Władczyni nie widywała Uchihy, co bardzo ją cieszyło. Kilka razy natknęła się w pałacu na płomiennorudą Lady Kirinę, która obrzucała ją jadowitym spojrzeniem, ale nic poza tym.
Tsezil całkiem przeszło rozgoryczenie, chociaż nie traciła czujności i bezustannie towarzyszyła Sakurze. Obu im ulżyło, że zażegnały swój spór. Musiały się nawzajem wspierać, żeby przeżyć. Obie zamartwiały się wieczorami o królestwo. Królowa pokładała w Ikuto wiele wiary.
Królowa, elfka wraz z towarzyszem oraz Naruto siedzieli właśnie w bibliotece, która znajdowała się na piętrze budynku Akademii Magii. Ogromne, przestronne wnętrze rozświetlały wysokie okna, przez które leniwie wpełzały promienie słońca. Zebrane księgi i zwoje tworzyły wspaniały, bogaty księgozbiór. Rzędy starych, drewnianych regałów uginały się od wyjątkowych egzemplarzy, niedostępnych nigdzie indziej, a powietrze pachniało pergaminem i słowami natchniętymi wiedzą, tworzonymi i zbieranymi przez tysiące twórców do wieków. W tym miejscu wyczuwało się magiczną i tajemniczą atmosferę, a kurz wirujący niczym złoty pył, tańczył pod nieznaną nikomu powolną melodię.
Sakura prowadziła z Naruto ożywioną rozmowę o magii ognia, który, choć to rzadko spotykane w Bumithrii, posługiwał się magią powietrza. W tutejszej akademii nauka innej magii, jak ognistej przysparzała dużo trudności, więc Naruto niekoniecznie polegał na swoich umiejętnościach w tej dziedzinie. Posiadał ledwie poziom zaawansowany, co dało dziewczynie do myślenia.
- Musiało ci być ciężko. To, że nie władasz żywiołem ognia, oznacza, że płynie w tobie krew elfów.
Pierwszy raz zobaczyła, na tej wiecznie pogodnej twarzy, taki wyraz strapienia.
- Masz rację. Żyłem na uboczu. Wiesz, to tak jakbym zdradził krainę, jakby moja matka, no cóż… - Zacisnął pięść w zdenerwowaniu, a jego błękitne oczy przeżarł ból. - Nigdy nie poznałem ojca. Zawsze żyliśmy na marginesie, byliśmy tłem, albo obiektem drwin i szyderstw i nikt nas nie bronił. Tutaj to normalne.
- Przepraszam. Ja nie chciałam przywoływać złych wspomnień. - Kobietę ukąsiły wyrzuty sumienia.
Blondyn pokręcił głową i znów się uśmiechnął, odganiając z głowy ciemne chmury.
- Już się z tym pogodziłem. Poza tym znalazłem przyjaciela, chociaż moje początki z nim wyglądały podobnie, jak twoje. - Roześmiał się, widząc konsternację w zielonych oczach. - Tak, tak lepiej uważaj.
Nagle pożałowała, że współczuła Naruto. Nie chciała robić mu jednak przykrości, więc po prostu znów zaczęła przeglądać pożółkłe stronnice księgi, pertraktującej o wszystkich naturach magii.
- Oj, no nie obrażaj się na mnie. Przepraszam. Wiem, że twoje położenie jest zgoła inne. W końcu jesteś u niego w niewoli.
Sakura westchnęła. Na blondyna nie dało się długo złościć. Położył dłoń, na przegubie jej ręki, żeby podniosła wzrok. Jednak coś odwróciło jej uwagę od jego poprzednich słów i błękitnych, skruszonych oczu.
Naruto zawsze nosił lniane koszule, które zakrywały jego ręce aż po nadgarstki, ale gdy wyciągnął dłoń, dostrzegła powyżej głębokie blizny po oparzeniach. Przecież mówił, że nie posługuje się magią ognia!
Odruchowo chwyciła rąbek materiału i podsunęła go do góry. Nie mogła powstrzymać szoku, który bezwiednie wymalował się na jej twarzy. Cała jego skóra pokryta była w bliznach po skaleczeniach i oparzeniach… Królowa musiała mocno wytężyć wzrok, żeby znaleźć choć centymetr zdrowej tkanki.
- Naruto, co to jest! - wykrzyknęła przestraszona. - Kto ci to zrobił?!
Hinata też zwróciła swoje spojrzenie na skórę mężczyzny.
Blondyn zabrał rękę i zakrył ją ubraniem. Wzrok uciekł mu w bok.
- Spokojnie. To normalne u pogromców bestii. - Wzruszył niedbale ramionami.
- Że co? - zdziwiła się Sakura. Nie wiedziała, o czym blondyn mówi.
- Jestem pewien, że w Esselunith też macie różne dziwne profesje. Widzicie… stworzenia żyjące na tych ziemiach nie są tak przyjazne i rozumne, jak w twoim królestwie. Jedynie mantikory, wiwerny i smoki są bardziej ludzkie. Reszta to potwory rodem z najgorszych koszmarów, ale da się je oswoić. To jak ułaskawianie dzikiego psa, albo konia. Tyle że moje koniki mają ostre zęby, szpony, a nierzadko plują też jadem. Stąd też to. - Skrzywił się i podwinął lewy rękaw koszuli, a oczom kobiet ukazała się blizna gorsza od poprzednich. Wyglądało to tak, jakby ktoś wyrwał spory kawałek ciała z ręki Naruto. Potworna szrama ciągnęła się od łokcia i dalej ginęła pod materiałem. - Ta jest najgorsza. Wtedy dopiero odkrywałem swój talent i miałem niemiłe spotkanie z zębaczem.
Spojrzenie Hinaty od razu się zmieniło. W ułamku sekundy przeistoczyła się z nieśmiałego, milczącego dziewczątka w rasowego medyka i pochyliła nad ranną ręką.
- Naruszenie mięśnia, naderwanie ścięgna - wymruczała, jak w amoku. Złożyła dłoń i zebrała w palcach energię.
Naruto patrzył oniemiały na zielonkawą poświatę, emanującą z jej ręki. Nie protestował, kiedy przyłożyła zgrabne palce do zranienia. Sakura wiedziała, że to nie ma prawa go zaboleć. Hinata jedynie prześwietlała jego tkanki, ale chłopak nie, więc podziwiała go za odwagę i okazane zaufanie.
Przyjaciółka królowej kontynuowała swoją ponurą wyliczankę.
- Zerwanie połączeń nerwowych, częściowy niedowład czuciowy i ograniczenie ruchomości mięśnia. - Energia zgasła, a jej właścicielka na wpół świadoma wydała polecenie. - Zdejmij koszulę.
Dopiero, gdy podniosła wzrok i dostrzegła szok w oczach Naruto oraz rozbawienie w Sakury, oprzytomniała, a krew rozgrzała jej twarz wyjątkowo intensywnie.
- Przepraszam, to był impuls - wyjąkała zawstydzona, zasłaniając dłońmi policzki.
Naruto parsknął radosnym śmiechem.
- Z miłą chęcią zdejmę dla ciebie koszulę panienko. - Mrugnął do niej flirciarsko.
Serce w piersi elfki pogalopowało na dwóch nogach więcej niż zazwyczaj, a oczy zrobiły jej się wielkie jak spodki, gdy chłopak zwinnie wyswobodził się z ubrania i zaprezentował nienaganne umięśnienie.
Sakura o mało nie udławiła się ze śmiechu. Dusiła chichot w ramieniu, odwracając głowę od Hinaty.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i mając przedziwne wrażenie, że jej płucom brakuje tlenu, znów się skupiła. Blizna, najwyraźniej po pazurach, ciągnęła się aż od obojczyka i biła na głowę wszystkie inne, które miał na sobie.
Królowa zdawała sobie sprawę, że w Bumithrii brakuje medyków i ludzie często umierają na różne choroby, czy od zranień, co wiązało się z deficytem magów, władających ziemią, jeśli w ogóle tacy tutaj żyli. Gdyby Naruto przytrafiło się to w Esselunith, najpewniej nie zostałby mu żaden ślad.
- Fatalna robota. Tkanki stopione gorącą stalą, żeby zasklepić ranę.- Ostrożnie, już bez magii, obiema rękami badała, jak rana reaguje na ucisk. Chłopak wzdrygnął się, gdy zahaczyła o jakiś zerwany nerw.
Hinata przerwała i z zamyśloną miną pozwoliła Naruto się ubrać.
- Jeśli pozwoliłbyś mi się zoperować, zrekonstruowałabym mięsień i ścięgno. Co do nerwów, to raczej wątpię. Czucia w tym miejscu jako takiego nie odzyskasz, ale przywrócę ci sprawność w ramieniu. Zgaduję, że nie możesz go zbyt wysoko podnieść.
Chłopak westchnął i niechętnie przyznając się do słabości własnego ciała, uniósł rękę ledwie na wysokość barku.
Widząc w jego oczach nutę strachu i niepewności, Sakura wkroczyła do akcji.
- Mogę cię zapewnić, że Hinata to jeden z najlepszych medyków. U nas ludzie po takich zranieniach nie mają nawet blizny. Rana jest stara, ale Hinata potrafi czynić takie cuda, że mowę ci odejmie, jak zobaczysz efekt i na pewno nie z zawodu.
Naruto rozdziawił usta jak ryba.
- Mówisz poważnie?
Sakura uśmiechnęła się, węsząc zwycięstwo i przyłożyła dłoń do serca w geście przysięgi i czystości intencji.
- Nawet nie poczujesz bólu. Na czas zabiegu uśpimy cię i znieczulimy. Będę Hinacie asystować, chociaż pewnie i tak na niewiele się zdam.
- Super, no to kiedy? - Nie potrzeba mu było więcej zapewnień. Ponadto ufał nowym przyjaciółkom i chciał w końcu po dziewięciu latach odzyskać rękę.
Elfka zamrugała kilkukrotnie zaskoczona jego optymistycznym podejściem.
- Em… może być jutro. Muszę tylko dostać odpowiednie zioła, żeby sporządzić mieszankę znieczulającą i usypiającą - odparła owładnięta szczerym, błękitnym spojrzeniem.
Królowa uśmiechnęła się do siebie w duchu. Oboje byli sobą zauroczeni.
- Zrób mi listę, a je dla ciebie zdobędę, albo wspólnie pójdziemy do zielarza - zaoferował.
- Nie jestem pewna, czy znajdę tu to, czego mi potrzeba. - Ach… przesadny pesymizm Hinaty czasami irytował Sakurę.
Jednak Naruto nie odpuścił. Uśmiechnął się przewrotnie, zeskoczył z krzesła i wyciągnął dłoń w kierunku dziewczyny.
- Chcesz się przekonać?
Skonfundowana jego zniewalającym spojrzeniem i beztroskim uśmiechem, jak w transie chwyciła wyciągniętą rękę.
Sakura już wiedziała, że jej przyjaciółka wpadła po uszy i nie ma już dla niej opcji „odwrót”.
- Idźcie, idźcie. Ja tu jeszcze trochę posiedzę - powiedziała domyślnie, udzielając jednocześnie przyzwolenia na coś całkiem innego, niż zwykły spacer do jakiegoś starucha.
- Sakuro, jesteś pewna, że mogę cię tu zostawić samą? - zaoponowała Hinata i popatrzyła na królową błagalnie, jakby jednak bała się iść z Naruto i zostać z nim sam na sam.
- Spokojnie. Wrócę do pałacu, jak tylko się ściemni. Nie zapominaj, że nie jestem bezbronna - w cholewie jej buta wciąż tkwiły naostrzone sztylety. Wolała swój łuk, ale rzucać też potrafiła.
- Czy to nie będzie niebezpieczne? Może przysłać do ciebie Tsezil?
Tygrysica wyruszyła na polowanie wraz z Nerahel i pewnie teraz dobrze bawiła się w lesie.
- Jestem pewna, że nie ma takiej potrzeby - odparła, uspokajając elfkę.
Hinata poddała się z westchnieniem i zagwizdała cichutko, a Farhel umościł się na jej ramieniu. Wcześniej też studiował jakąś księgę.
Sakura wróciła do lektury. Doskonale to ukryła, ale gdy tylko drzwi się zamknęły i ucichły ich wesołe rozmowy, przeszły ją ciarki, a na ramiona wystąpiła gęsia skórka. W Bumithrii nie lubiła zostawać sama. Czuła, że to nie jest miejsce dla niej. Niepokoiła ją cisza. Miała wrażenie, jakby obserwowały ją jakieś złe duchy tego miejsca, a czarna energia wirowała wokół i sączyła się w jej myśli. Nie mogła dłuzej skupić się na treści czytanych słów. Każde zdanie czytała kilkukrotnie, a i tak nie docierał do niej sens. W końcu bez żalu zamknęła opasły tom, oprawiony w poprzecieraną od starości skórę. Nie zawierał nic, czego by nie wiedziała.
Za oknem słońce z każdą chwilą bardziej nieubłaganie chyliło się ku zachodowi, wylewając na błękitne, bezchmurne niebo złoto, pomarańcze i czerwienie, a gdzieniegdzie nawet fiolety. Niesamowity spektakl. Z racji późnej pory i świętowanego przez bumithrian dnia odpoczynku, oprócz niej w sali znajdował się tylko dyżurny bibliotekarz. Na szczęście też był człowiekiem, chociaż już u schyłku życia. Miał siwą, kozią bródkę i sumiaste, podkręcone na końcach włosy. Najwyraźniej też czegoś szukał. Wertował księgi i rozwijał kolejne zwoje, ale nie mógł się opanować i od czasu do czasu zerkał na królową. Jej różowe włosy same przyciągały spojrzenie.
Sakura odłożyła księgę na miejsce i wędrowała wzrokiem po półkach. Niewiele znalazła tu pism o magii powietrza, wody czy ziemi. Właściwie nie natknęła się jeszcze na żadne porządne treści. Większość z nich w ogóle się nie przydawała. Wiedziała, że arcymistrzowie magii wody potrafią takie cuda, o jakich prostym ludziom się nie śniło. Sakura uzyskała tytuł mistrza i niedługo po tym musiała zasiąść na tronie. Nadmiar absorbujących ją do szczętu spraw, problemów i obowiązków sprawił, że nie miała czasu nawet pomyśleć o dalszej nauce.
Zrezygnowana zdjęła z regału pierwszy lepszy tom. Nosił tytuł „Magia ognia - geneza i właściwości”, podobnie, jak wiele innych. W Esselunith żyło kilku magów władających żywiołem ognia, a raz na pięćdziesiąt lat ktoś zostawał arcymistrzem, by kształcić kolejne pokolenia.
Karty księgi emanowały sprzecznymi, z jej własnymi, wibracjami. Sakura władała wodą, a ogień był jej przeciwieństwem. Istniało tak zwane koło żywiołów, opisujące zależności między nimi i widniało na pierwszych stronach, znalezionej księgi.
Na północy: Ogień - suchy i gorący.
Na wschodzie: Powietrze - mokre i gorące.
Na południu :Woda - mokra i zimna.
Na zachodzie: Ziemia - sucha i zimna.
Ogień niszczy. Woda daje życie. Zwalczają siebie nawzajem. Powietrze podsyca ogień, ziemia jest jego paliwem. Powietrze stanowi dla wody barierę, a ziemia ją pochłania. Każde dziecko w obu krainach i poza nimi znało podstawy.
„ Ogień jest siłą zniszczenia, symbolem śmierci. Ogniem władają jedynie ci, w których przeważa ludzka natura. Powiązanie zależy od pokolenia i uaktywnienia się odpowiednich genów.”
To też Sakura doskonale rozumiała. Dlatego W Esselunith żyły osoby o trzech pozostałych naturach. Ludzie w jej królestwie od wieków mieszali się z elfami i krasnoludami. Nie mogło być mowy o przewadze innej krwi, chyba że w szlacheckich rodach, gdzie małżeństwa aranżują rodziny młodych.
„ Magia ognia w przeciwieństwie do pozostałych, potrzebuje jedynie energii wewnętrznej. Nie polega na siłach z zewnątrz. Umiejętności zdobywa się łatwo, jednak wiele energii pochłania utrzymanie technik. Mag ognia potrzebuje ogromnych pokładów własnej energii, ale jego potęga nie ma sobie równych.”
Ostatnie zdanie utwierdziło królową w przekonaniu, że księgę pisał ognisty. Miała jakieś mgliste pojęcie o tym żywiole. Wiedziała, że źle wykonana technika niesie ze sobą ryzyko utraty życia. Ogień zawsze niósł ze sobą niebezpieczeństwo.
- Widzę królowo, że nie możesz doszukać się interesujących cię informacji. - Wzdrygnęła się, gdy obcy głos przeciął ciszę, a włoski na jej ciele zjeżyły się ostrzegawczo. Jednym zwinnym, niezauważalnym ruchem przyłożyła otrze sztyletu do gardła, które tak ją zaniepokoiło. Wystarczyło, że już wcześniej była spięta.
Patrzyła zimno w szare oczy, zastanawiając się, czy ma posunąć się dalej. Nie dopatrzyła się w nich strachu, a jedynie rozbawienia. Z zaskoczeniem zauważyła sędziwą, pomarszczoną twarz, sękaty nos, siwą bródkę i wąsy dyżurnego biblioteki. Zrobiło jej się głupio, że tak go potraktowała. Chciał być tylko uprzejmy.
- Przepraszam. To miejsce mnie niepokoi. - Odgarnęła włosy z twarzy i odetchnęła głęboko, uspokajając się. - Jestem Sakura Haruno, ale wnioskuję, że wiesz.
Przygarbiony wiekiem starzec uśmiechnął się ciepło.
- Tak, naturalnie. Jestem Reinir i pracuję dla Akademii Magii jako nauczyciel, a dziś zgłosiłem się do pilnowania biblioteki, bo chciałem tu czegoś poszukać no i rzecz jasna znalazłem. Widziałem, że nie możesz odszukać dobrej księgi. - Głos miał naznaczony starością i na pewno głęboką mądrością.
Sakura skarciła się w myślach za swoją nieuwagę. Nie zareagowałaby tak gwałtownie, gdyby nie te głupie myśli.
Mag, wyglądający jak piaskowy dziadek, wzbudził w Sakurze zaufanie.
- Dziwię ci się, że nie odskoczyłeś. - Chciała się upewnić, że nie przestraszyła go za bardzo.
- Och… wierz mi. Zrobiłem w swoim życiu już wszystko, co chciałem. I tak czas okazał się dla mnie łaskawy. W tym mieście chyba nie ma większego starca ode mnie. - Zaśmiał się wesoło. - Nie oczekuję już niczego. Czekam tylko, aż zabierze mnie śmierć, a zginąć z twojej ręki byłoby zaszczytem. No i to też moja wina. Nie powinienem zachodzić cię od tyłu, wiedząc, że twoje umiejętności walki są nieprzeciętne.
Patrzył na Sakurę pogodnie z nutą pobłażliwości, jakby spoglądał na niesforne dziecko.
W takim układzie, dziewczyna postanowiła skorzystać z pomocy.
- Jaka jest natura twojej magii Reinirze?
- Och… taka jak większości Bumithrian rzecz jasna - ogień, ale myślę, że mogę pomóc ci znaleźć odpowiednie księgi królowo. Znam to miejsce lepiej, jak własną kieszeń. Oj tak. Czasami zdarza mi się zapominać, co chowam po kieszeniach…
Sakura westchnęła i uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci za dobre chęci, ale nie sądzę, żeby księgi coś mi dały. Widzisz moim żywiołem jest woda. Potrzebowałabym arcymaga wody i treningu.
Władczyni już miała się ukłonić, by odejść, ale figlarny, psotny uśmiech staruszka ją zatrzymał.
- Dlaczego uważasz, że skoro władam inną naturą magii, nie będę w stanie podnieść twoich umiejętności, pani? Magia pozostanie magią, niezależnie od swojej natury.
Dziewczyna nie wątpiła w mądrość maga, ale wszystko mówiło samo za siebie. Tutaj nie szkolono dobrych magów innych żywiołów.
- Wybacz mi Reinirze, ale sama jestem na poziomie mistrza. Chyba nie powiesz mi, że macie tutaj arcymistrza, który mnie czegoś nauczy? - Czekała aż w końcu mag skapituluje, ale on miał inne plany.
- Królowo, chyba nie powiesz mi, że wierzysz w dyplomy? Może mamy niewielu magów innych żywiołów, ale oni wcale nie są słabi. Żyją na uboczu, bo to wpół elfy, jednak myślę, że możesz być zaskoczona, gdy dowiesz się rzeczy, jakich nie poznałabyś nigdy w Esselunith. Daj sobie i mnie szansę. Uczyń mi ten zaszczyt. Jestem bardzo ciekaw, czy okażesz się równie zdolna jak panicz Uchiha.
Sakura wyczuła, że to jawna prowokacja ze strony starca. Jednakże musiała przyznać, że przekonywująca. Czy mogła coś na tym stracić? Nie, jedynie zyskać. Zaintrygował ją sens jego ostatnich słów.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że byłeś mistrzem Sasuke Uchihy? - Otworzyła szeroko oczy, widząc uśmieszek pod białymi wąsami.
- Jeśli jesteś zainteresowana moją propozycją, przyjdź jutro do biblioteki.
Nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i wyszedł z biblioteki, pogwizdując pod nosem.
Królowa zamyśliła się. Ach… toż to ci sprytny intrygant! Doskonale wiedział, że nie da jej to teraz spokoju! Nie znała Reinira i jego intencji. Mógł tylko stwarzać pozory pomocnego, a w rzeczywistości chcieć ją skrzywdzić, ale tak bardzo ją kusiło. A nuż wyjdzie jej to na dobre, no i dostała szansę, żeby poznać sekrety Sasuke Uchihy.
Zarzuciła na siebie płaszcz. Słońce zaczęło chować się za horyzontem.

Tsezil wracała właśnie z polowania. Nareszcie rozprostowała nogi i uciekła od tych kamiennych pomieszczeń. Uwielbiała zapach lasu, pęd powietrza, napięte w biegu mięśnie. Wcześniej nie pozwoliła sobie opuścić Sakury, ale wiedziała, że jest bezpieczna z Hinatą i Naruto.
Tygrysica dobrze spędziła czas w towarzystwie Nerahel, która znalazła sobie legowisko w pobliżu komnat Uchihy, by móc go obserwować. Póki co nie robił niczego podejrzanego, ale obie zastanawiało, dlaczego nie odesłał tych wszystkich stworzeń z powrotem na bagna. Armia Bumithrii wciąż stacjonowała w mieście.
Smoczyca widziała porozbijane obozowiska, pozajmowane okoliczne wsie, zaludnione puste chałupy. Sama warownia obfitowała w tłumy uzbrojonych istot niemal wszystkich bumithriańskich gatunków. Co chwilę wybuchały jakieś spory, ale za zabójstwo nałożono karę śmierci i niewielu miało odwagę, by odebrać komuś życie.
- Wydaje mi się, że oni w jakiś niepojęty sposób, niezależnie od rasy są wyjątkowo zjednoczeni. Jakby zaraz mieli stanąć do walki z okropnym złem i potrzebowali wspólnego porozumienia. Nie wiem, o co chodzi, ale postaram się dowiedzieć. Moje gabaryty trochę nie pozwalają mi, żebym została szpiegiem… - W spojrzeniu Nerahel czaił się niepokój.
Tygrysicę też martwiły te ciche ruchy Uchihy. Nie było mowy, żeby mu zaufała. Wiedziała, że chciał coś ugrać tym sojuszem, a nie zagrać Esseluńtczykom na nosie. Pytanie tylko, co. Nie zamierzała tracić czujności i przy najbliższej okazji posłużyć wyczulonym słuchem.
Zmierzała powoli do komnaty, którą dzieliła z Sakurą, gdy nagle naprzeciw wyszła jej mantikora pana zamku.
Tsezil przystanęła i spięła się w gotowości. Uważała Mortifera za dziwną istotę. Niby był wielkim magicznym lwem z gęstą, niemal czarną grzywą, który nieco górował nad nią wzrostem, ale miał trzy pary zielonych oczu, zakończony kolcem jadowym ogon, dłuższe niż normalnie uszy i cztery spiczaste rogi wyrastające z czaszki. Jeszcze nie zdarzyło mu się zabrać głosu, podczas wspólnych spotkań.
Nagle otworzył szeroko paszczę, odsłaniając wszystkie ostre zębiska i zaryczał potężnie, patrząc na tygrysicę, która stała nieugięcie i gdy tylko skończył zaprezentowała mu się równie majestatycznie, w pełnej krasie. Dla postronnego obserwatora mogłoby to wyglądać niemal groźnie, ale ani mantikora, ani tygrysica nie miały złych zamiarów. To był test. Pokaz siły. Rzucenie wyzwania.
I najwyraźniej Tsezil zyskała uznanie.
- Jestem Mortifer, towarzysz króla Bumithrii, Sasuke Uchihy - przedstawił się dumnie, mrukliwym, basowym głosem tak charakterystycznym dla kotowatych.
Tygrysica starała tłumić w sobie nieodparte wrażenie, że się z nim dogada. Jeszcze niedawno myślała tylko o tym, jak rozerwać jemu i królowi gardła. Jednak okazało się, że nie ważne w jakim stopniu byłby dziwadłem, pozostawał lwem, a ona tygrysem. Jeśli chodzi o to powinowactwo, to zawsze występowała wśród kotowatych dziwna więź. Żaden nie lubił krzywdzić pobratymców, chociaż oczywiście od każdej reguły są wyjątki.
Tsezil mimo wszystko nie zamierzała nikomu pobłażać. Zachowała czujną i surową postawę.
- Nazywam się Tsezil.
Mortifer delikatnie schylił łeb w wyrazie szacunku. Tygrysica nie musiała, była samicą.
- Król chciał, żebym upewnił się, czy ty, twoja królowa i jej pozostali towarzysze jesteście już bezpieczni w swoich komnatach, a także przekazał informację, że za trzy dni król oczekuje was w sali tronowej. Przyśle do was panicza Naruto. - Mantikora nie mogła powstrzymać ciekawości i spoglądała ukradkiem na rogi rozmówczyni. Nigdy wcześniej nie widział tygrysa benguickiego. Tsezil jego bezpośredniość trochę irytowała, ale nie wypadało jej zwrócić mu uwagi. Była w końcu dumna ze swoich rogów, świadectwa siły.
- Właśnie szłam do naszej komnaty. Nie jestem pewna, czy królowa już wróciła. Poszła dziś do biblioteki, a ja do lasu.
Tygrysicę zastanawiało, czy oczy Mortifera dają mu jakieś specjalne możliwości widzenia. Każda para była od siebie troszeczkę mniejsza i miała nietypowy dla lwów kolor.
- Proszę, czy mogłabyś to dla mnie sprawdzić? Muszę mieć pewność. O zmroku nie jest tu najbezpieczniej, a już szczególnie dla elfów.
Do Tsezil wróciły wcześniejsze dywagacje. Nie rozumiała, dlaczego Uchiha potraktował je tak ulgowo. Oczywiście, nie chciał śmierci Sakury, bo od tego zależał sojusz, ale równie dobrze mógł wszystkie wtrącić do lochu i nie musiałby martwić się, gdzie są.
- Jeśli pójdziesz ze mną, otrzymasz odpowiedź.
Tygrysica wznowiła swój wdzięczny krok, wzburzając brązowozłote futro każdym stąpnięciem. Mantikora wyrównała z nią kroku i przeszli w milczeniu dalszą część korytarza. Gdy zatrzymali się przy właściwych drzwiach, Mortifer przystanął za ścianą, a Tsezil weszła do środka. W komnacie nie paliły się świece, a po zapachu Sakury nie było ani śladu. Towarzyszka królowej mocno się strapiła. Miała szczerą nadzieję, że może jest obok z Hinatą, dlatego nie zważając na towarzysza Uchihy, przekroczyła drugie drzwi. I tu spotkał ją zawód.
- Wygląda na to, że jeszcze nie wróciły - oznajmiła w końcu niespokojna.
Mantikora skinęła ze zrozumieniem.
- Kiedy się zjawi, poinformuj mnie proszę. Będę w komnacie na końcu korytarza.
Tsezil zgodziła się mruknięciem. Nawet gdyby Mortifer nie powiedział jej, gdzie szukać i tak odnalazłaby go po zapachu. Zamierzała ostro złoić Sakurę po powrocie. Obiecała sobie, że nie pozwoli jej więcej iść gdzieś tylko z Hinatą.
Tygrysica spojrzała pytająco na mantikorę, która nie ruszyła się z miejsca.
- Jeśli zechcesz następnym razem udać się na łowy, mogę wskazać ci bogate w zwierzynę tereny, a gdyby twoja towarzyszka nie pojawiła się za godzinę, przyjdź do mnie. - Po tych słowach, nie czekając dłużej, odszedł.
Tsezil nie miała czasu roztrząsać propozycji postawionej przez Mortifera, tylko pobiegła do biblioteki.

- Jeśli ty miałaś zamiar przetrzepać mi skórę, to ją powinnaś zamordować! - Sakura krążyła nerwowo po komnacie, wydeptując ścieżkę na miękkim dywanie.
Zaniepokojona nieobecnością królowej w zamku, tygrysica poszła jej szukać, ale znalazła przyjaciółkę tuż przed wejściem na błonia, więc momentalnie się uspokoiła, jednak teraz obie martwiły się o Hinatę. Na zewnątrz zapadły już zupełne ciemności, a elfka i Naruto wciąż nie wracali.
- Może nie powinnam jej puszczać samej? A jeśli coś się stało? - Pomiędzy brwiami władczyni pojawiła się pionowa zmarszczka, będąca efektem strachu i przyjaciółkę.
- Ach… ten mężczyzna… Z tego mogą być kłopoty - wymruczała przezornie, wypowiadając na głos obawy, które Sakura starała się w sobie stłumić. Po chwili namysłu kobieta pokręciła energicznie głową. Jej towarzyszka zauważyła w zielonych oczach rozterkę. - To pewnie i tak by się stało. Prędzej, czy później. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale Hinata stała się piękną kobietą. Tylko studia nad magią tak ją pochłonęły, że nie dostrzegła, ilu ma adoratorów. - Tygrysica leżała rozparta na łożu, a końcówka jej pręgowanego ogona drgała delikatnie, odliczając kolejne sekundy.
- Wiem, Tsezil. Myślę, że dobrze trafiła. Naruto to dobry chłopak.
- Jednak i tak sądzę, że z tego będzie zamieszanie. - Ziewnęła szeroko.
- Nie, z tego może być wyłącznie szczęście - zaprzeczyła Sakura, chociaż malutki płomyczek niepokoju i egoizmu gdzieś się w niej tlił.
- Cóż, na razie dajmy jej się trochę wyszaleć. Nie dzieje się nic złego, więc nie wyżywaj się na niej, jak wróci. Jej też należy się coś od życia.
Królowa spojrzała na tygrysicę rozdrażniona. Przez jej słowa miała teraz w głowie mętlik.
- Jestem pewna, że gdyby chodziło o mnie, martwiłabyś się dużo bardziej - odparła z wyrzutem.
Tygrysica zaśmiała się mrukliwie.
- Oczywiście, że tak.
W końcu jakieś 10 minut później królowa usłyszała wdzięczny dźwięk głosu elfki i śmiech Naruto. Odetchnęła z ulgą, ale jej złość wcale nie stopniała.
Ostrożnie uchyliła dębowe drzwi komnaty.
Blondyn ucałował alabastrową dłoń Hinaty i delikatnie zawiesił na jej ramieniu torbę z ziołami, którą wcześniej niósł. Sakura nie widziała reakcji, stojącej już u progu przyjaciółki, ale znała ją na tyle dobrze, że była pewna iż na jej policzkach wykwitł dorodny rumieniec.
Nie mogła się do siebie nie uśmiechnąć.
- Tsezil, możesz powiedzieć Mortiferowi, że jesteśmy już w komplecie. - Puściła do tygrysicy porozumiewawcze oko, a sama wyszła i zapukała do drzwi obok.
Elfka od wejścia obdarowała ją promiennym, nieśmiałym uśmiechem.
- I co, randka się udała? - zapytała prowokacyjnie Sakura, z konspiratorskim wręcz uśmiechem.
Czerwień jeszcze nie zdążyła zejść z twarzy Hinaty, a przyjaciółka już prowokowała u niej nową porcję rumieńców.
- Ależ to nie była randka Sakuro… - zaprzeczyła, jakby sama w to nie wierzyła.
Kobieta roześmiała się serdecznie, poklepała elfkę po ramieniu, wzięła od niej torbę i zaczęła rozpakowywać zawartość.
- Dobrze, dobrze. Zajmijmy się ziołami, a ty w tym czasie opowiesz mi jak było.
Hinata znała upór królowej, więc zrezygnowana zdjęła słabą maskę opanowania i zaczęła opowiadać z taką energią jak nigdy przedtem.
- Na początku byłam trochę skrępowana, ale Naruto tak dużo mówił, że nie wiem kiedy też zaczęłam.
- No proszę. Ty i „dużo mówić”! Ale cuda! - Sakura trochę naigrywała się z nieśmiałości Hinaty.
- Zabrał mnie do zielarza, a właściwie maga ziemi. Wbrew pozorom miał bardzo dużo różnych ziół i to nawet takich, które ciężko dostać. Żyje raczej na uboczu. Trochę tego nie rozumiem. Pół elfy traktowane są tu jak wyrzutki społeczne, albo jakaś zaraza. - W głosie elfki Sakura wyczuła sprzeciw i żal.
- Wiem Hinata. - Westchnęła cicho. - To niesprawiedliwe, ale tutaj mieszanie się ludzi z elfami jest niedopuszczalne i traktowane jak zdrada. Eh… jakby to, jaki się ktoś urodził miało wpływ na jego wartościowość jako jednostki. Jednak zapewne, gdyby w Esselunith spotkać Bumithrianina pół-elfa, sytuacja przedstawiałaby się podobnie. - Królowej też bardzo się nie podobało, że jej krewniacy żyją tutaj niemal pod ziemią, jednak jej uwagę przyciągnęło tak naprawdę coś innego.
Hinata wspomniała, że mag miał rzadkie zioła. Ciekawiło ją, czy właśnie o tym mówił Reinir.
- No właśnie - przytaknęła.
- „No właśnie” - Sakura powtórzyła za nią jak echo, zabarwiając słowa szczyptą złośliwości. - Jesteś bardzo urocza, gdy próbujesz odciągnąć mnie od właściwego tematu rozmowy. Bardzo sprytne.
Kobiety ze śmiechem kontynuowały rozmowę. Królowa zyskała pewność, że Naruto też spodobał się Hinacie.
Sporządzenie odpowiednich mikstur zajęło im trochę czasu. Pożegnały się dopiero jakieś dwie godziny później.
- Tylko pamiętaj - z uśmiechem przestrzegła elfkę - nie zakochaj się w nim zbyt szybko. Niech się trochę pomęczy. - Zachichotała na widok jej zmieszanej miny i dodała jeszcze na odchodnym. - Widzimy się jutro rano. Zrobię miejsce na swoim stole. Zobaczymy, czy jak go pokroisz dalej będzie taki chętny do zalotów.
Dziewczyna znów oblała się rumieńcem, ale uszczęśliwiło ją, że Sakura akceptuje taki stan rzeczy.
Królowa zastała w komnacie drzemiącą tygrysicę. Sama przebrała się do snu i położyła, wtulając się w miękkie futro.
Nazajutrz Naruto zgłosił się do Hinaty punktualnie po śniadaniu. Doskonale to ukrywał, ale Sakura czuła, że jednak jest zdenerwowany. Dlatego też, gdy położył się na przykrytym prześcieradłem blacie z poduszką pod głową, królowa pochyliła się nad jego uchem.
- Bez obaw amancie. Za chwilę znów będziesz śliczny i gładki.
Naruto uśmiechną się z wdzięcznością i wreszcie rozluźnił.
Hinata wyjęła przygotowane wcześniej mikstury: nasenną i znieczulającą oraz skalpel. Na widok stalowego ostrza, Naruto zrobił nietęgą minę.
- Panienko Hinato, nie spodziewałem się, że bawisz się takimi zabawkami.
Elfka uśmiechnęła się, niczym anioł.
- Wiesz, całkiem dobrze strzelam też z łuku, chociaż Sakura jest sto razy lepsza.
Naruto najwyraźniej rzeczywiście nie sądził, że tak łagodna dziewczyna może dzierżyć w ręku jakąkolwiek broń, jednak ta nie dała mu już nic powiedzieć. Podała mu oba przyrządzone wywary i po chwili chłopak spał jak zabity.
Hinata poratowała się głębokim oddechem i sięgnęła po skalpel. Musiała zedrzeć zeszpeconą skórę, by dotrzeć do wnętrza ręki.
Królowa wiedziała, że taka operacja wymaga ogromnej wiedzy i zdolności, ale nie wątpiła w elfkę. Pozwoliła dziewczynie pracować. Od czasu do czasu ścierała krew i obserwowała, jak zielona energia pobudza podział komórek, a tkanki wracają tam, gdzie powinny i po upływie godziny odrasta nowa skóra. Widywała już jak leczą medycy, ale zawsze robiło to na niej niesamowite wrażenie. Miejsce po operacji było trochę zaróżowione, ale taki stan miał się utrzymać tylko do końca dnia.
- Dobra robota Hinata - pochwaliła wyczerpaną przyjaciółkę.
- Możemy go wybudzić - doceniła gest słabym uśmiechem.
Sakura podała jej wodę. Po czym obie odetchnęły głęboko z satysfakcją.
Królowa wyjęła z jednego ze słoików medyka zasuszony listek. Rozgniotła go w palcach i potarła pod nosem Naruto. Roślina spełniła swoje zadanie i po chwili powieki chłopaka zaczęły drżeć, by ukazać zaspane, błękitne oczy. Mikstura nasenna musiała go trochę oszołomić, bo dopiero po upływie kilku minut naprawdę się rozbudził i podniósł do pozycji siedzącej.
Spojrzał na kobiety i widząc ich zwycięskie uśmiechy, sam też się rozpromienił. Nieśmiało zerknął na swoją rękę i zamarł. Otworzył oczy tak szeroko jak jeszcze nigdy. Ostrożnie, jakby się bał, że to tylko iluzja dotknął gładkiej skóry z niemal nabożną czcią.
- O kurcze… - Zapomniał o elokwencji, gdy wyciągną rękę ponad swoją głowę i opuścił. Bez bólu. Bez wysiłku.
Chyba pierwszy raz zabrakło mu słów w obecności gości z Esselunith.
Podniósł wzrok na Sakurę, a następnie na Hinatę. Na jego twarzy wyraz niedowierzania zastępowała ogromna radość. Zwinnie zeskoczył z blatu i znienacka podniósł i uścisnął elfkę, przyprawiając ją o palpitacje.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. - Kręcił się z nią wokół własnej osi.
Hinata zachichotała, ale skarciła go, gdy tylko odstawił ją na ziemię.
- Tylko uważaj. Nie nadwyrężaj ręki przez jakiś czas. Tkanki są nowe i delikatne, trochę jak u niemowląt. Szczególnie ścięgno.
Naruto skłonił się w pas i ucałował im obu dłonie, a potem wybiegł z komnaty niemal w podskokach.
- Dobra robota - powtórzyła Sakura z szelmowskim uśmiechem i objęła przyjaciółkę ramieniem. - Bardzo dobra.
 ****
 Proszę Państwa, oto rozdział. Rozdział wstał wcześnie dziś. Chętnie Państwu się spodoba. Nie spodobał? - A to szkoda.
Jak widać na załączonym obrazku nie mam talentu do pisania rymowanek. Cóż, do następnego.

7 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się ta notka jednakże brakuje mi tutaj Sasuke. Jakoś tak cicho bez niego :P Cieszę się, że Naruto i Hinata mają się ku sobie ;) Zresztą jakby mogło być inaczej? :P Jednak rozumiem obawy Sakury. Jeśli postanowią być razem to Sakura prawdopodobnie straci przyjaciółkę, czego mam nadzieję uda się uniknąć :D

    Mi również nie podoba się to, że Sasuke nie odesłał wojsk. To taka cisza przed burzą. Ciekawa jestem co takiego on knuje, bo jak wiadomo jest nieprzewidywalny. Nie zdziwiłabym się gdyby jednak postanowił kontynuować wojnę nie zważając na warunki sojuszu. Jednak to świadczyłoby tylko o jego braku honoru na co jak wiadomo nie może on sobie pozwolić :P

    Interesujące są również relacje między Tsezil i Mortiferem ;) Zastanawiam się czy tutaj również postanowisz wplątać "pewne" wątki? :P Byłoby to z pewnością ciekawe :)

    Z niecierpliwością czekam na kolejną notkę :D
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie pomyślałam, że może w końcu wezmę się za odpisywanie na komentarze. Ten rozdział faktycznie był bardziej leniwy.
      Z Tsezil i Mortiferem wciąż się zastanawiam,a le chodziło mi raczej o pokazanie, że zarówno towarzysz Sakury jak i Sasuke potrafią się dogadać, a tym samym... wniosek zostawiam do weryfikacji.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  2. Eh.. Dziś rozdział taki jakiś... Spokojny? Chyba tak to można określić.

    Ogólnie rzecz ujmując, to wątek skupił się na rozwijaniu relacji między Naruto i Hinatą. Atmosferę panującą w tym wpisie można określić jednym słowem: słodko :3

    Ciekawa jestem, co chce od Sakury Sasuke, że wzywa ją do sali tronowej za ileś tam dni (moja pamięć jest świetna xD).

    Mam nadzieję, że Tsezil i Mortifer się jakoś dogadają. W końcu oboje są w pewnym sensie kotami.

    No nic. Pozostaje mi czekać, aż nasza "zakochana parka" w końcu się spiknie ;).

    PS.: Sorry, że tak krótk, ale nie mam dziś weny ;<

    Weny życzę!

    Wikuś Chan


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę zapewnić, że na sali tronowej będzie ciekawie (z tego, co pamiętam, chyba we wtorek).

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  3. Witaj!
    Ten mistrz, Reinir... "Rei" to po japońsku m.in. dusza, nasywa mi się też skojarzenie z Raitonem. Ciekawi mnie, czy Uchiha potrafi używać w twoim opowiadaniu błyskawicy. Jest mowa o czterech żywiołach, ale to opowiadanie ma trochę wspólnego z Avatarem: Legendą Aanga, m.in.ze względu na to, że nie chodzi tu o kontrolę chakry, tylko raczej o magię żywiołów. Z kolei w Avatarze najlepsi magowie ognia władali błyskawicą, więc się nie zdziwię, jeżeli Uchiha będzie nią też władał (skoro był takim dobrym uczniem). Właśnie, nie było go w tym rozdziale! Trochę smutno bez niego, bynajmniej mnie, ale na całe szczęście Naruto i Mortifer byli, a ten drugi nawet się odezwał, oraz zaoferował pomoc Tsezil w znalezieniu miejsca łowów. Na wielki plus było dodanie tego, że obydwoje należą do kotowatych, co ich łączy i... też ciekawi mnie, czy te jego oczy mają jakąś ukrytą moc.

    Zachowanie wojsk Uchihy jest naprawdę dziwne, choć z drugiej strony... Odnoszę wrażenie, jakby to jednak nie miało związku z Esselunith, tylko innymi królestwami, oraz wydaje mi się, że możliwe jest, iż Bumithria to po prostu państwo wojskowych, gdzie do siły i bezpieczeństwa przywiązuje się większą wagę niż w Esselunith, które przypomina mi Konohę. Sasuke nie złamałby umowy... jest lepszym człowiekiem, niż się Sakurze wydaje - sama obecność Naruto na zamku, jako jego przyjaciela o tym świadczy, a jak to nie wystarczy, to jest jeszcze biblioteka - jak ktoś mający tyle ksiąg może być potworem? Potwory palą książki - jak robili to studenci w Rzeszy.

    Jest coś jeszcze: z jednej strony wskazujesz, że mieszańce rasowi żyją na uboczu w Bumithrii, oraz ludzie nie są im przychylni, z drugiej zaś strony jest Naruto, przyjaciel Sasuke, który daleko zaszedł.

    NaruHina widzę, że dobrze ci wychodzi. Naruto w roli osoby zainteresowanej Hinatą to dość niespotykane, przeważnie jej nie zauważa w innych opowiadaniach, lub już dawno ze sobą są - u ciebie obydwie strony coś robią i przyznam, że tak jest zdecydowanie lepiej.

    No cóż, może faktycznie widzę wszystko w dobrych barwach... i nie piszę, co mi się nie podoba, lub co wydaje mi się dziwne... Na usprawiedliwienie mam to, że Eragona czytało mi się bardzo dobrze, a w klasie twierdzą, że sposób pisania Paoliniego w pierwszej części, i kolejnych też, nie był najlepszy. Myślę jednak, że coś uda mi się wyskrobać...

    Naruto wydaje się być bardzo ufny, co mnie dziwi, biorąc pod uwagę otoczenie, w którym żyje. Nie wiem, jak on to robi, że od tak zaufał Hinacie i Sakurze w przypadku operacji. To nie jest dokładnie ta sama postać co w mandze, jest generałem i pewnie sporo przeżył. Jego pozytywna energia w kontraście z ponurą Bumithrią... wydaje się, jakby tam nie pasował.

    Szacunek Bumithrian do Sakury też jest taki jakiś niepojęty. Rozumiem, że to królowa (a raczej, zgodnie z naszymi zasadami języka jest królem - królowa to żona króla), lecz jest teraz na terytorium obcego państwa, z którym niedawno jeszcze toczono wojny, oraz które chciało ją zniszczyć, wraz z jej królestwem i jest w niewoli. Zazwyczaj takich ludzi chce się dobić, a do pokonanego często nie ma się szacunku. To zachowanie względem niej + sposób rozstrzygnięcia konfliktu sprawia, że Bumithria wydaje mi się bardzo sympatycznym miejscem, jak dochodzi do tego historia Naruto, trudno uwierzyć mi, że mieszańce mają tam źle (zielarz jest magiem ziemi - na pewno mieszaniec, bo napisałaś, że tylko czyści rasowo ludzi posługują się ogniem). Co do tego traktatu pokojowego - świadczy to o wielkiej mądrości Uchihy (lub jego doradców, jeżeli takowych posiada), oraz o dbaniu o życie ludzkie. Esselunith i Bumithria są w gruncie rzeczy bardzo podobne.

    Jednak, ze względu na przyrodę, wolę królestwo Uchihy - lubię bagna, lubię deszcz i lubię mgłę. Mam wiele powodów (na które miejsca nie starczało, musiałem usunąć, by zmieścić).
    Zdecydowanie wolałbym mieszkać w Bumithrii... w domku gdzieś przy granicy bagien - byleby do miasta też było blisko. Magia ognia... wolałbym być jednak magiem ziemi, tak jak tamten zielarz.

    Pozdrawiam :)

    Jikukan Ido

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh... Oczy Mortifera same w sobie są niezwykłe. Moim zdaniem nie potrzebują żadnej dodatkowej mocy. Nie róbmy z tych wszystkich stworzeń bogów. Co za dużo, to nie zdrowo.

      Jeśli chodzi o te wojska... po pierwszych dwóch zdaniach miałam Ci przyznać 10 punktów za domyślność, ale po następnych zdecydowałam, że jednak nie. Nie trafiłeś. Nie, Uchiha nie złamie pokoju, nie o to mu chodzi... ale nie powiem, o co. Słodka tajemnica ;)

      Naruto w Bumithrii, to faktycznie fenomen. Pomimo atrakcji, które zapewniło mu życie, zachowuje optymizm i żyje dalej. Jego wytrwałość i ogromna chęć zaprzyjaźnienia się z Sasuke (Więcej o tym piszę w następnym rozdziale. Przybliżam rzeczywisty obraz więzi, jaka ich łączy.) to też coś niesamowitego i wziętego od Kishimoto, bo właśnie to uwielbiam w tej postaci. Naruto jest otwarty i nie ocenia nikogo po pozorach, a Bumithria, której obraz wykreowałam, to tylko punkt widzenia Sakury. Jesteś niecierpliwy, poczekaj aż zobaczysz tę krainę z innej perspektywy wraz z Sasuke.

      Eragon... piękna książka fantasy, ale też słyszałam różne opinie. Rodzice Poliniego mają własne wydawnictwo, a on sam zaczął pisać tą historię w wieku 15 lat. Jego mama łamała mu zdania i tak na prawdę to tylko jej zasługa, że seria zyskała taką popularność.

      Mówisz o szacunku Bumithrian do Sakury. W kolejnych rozdziałach wyraźnie zaznaczam, że tylko niewinne dzieci, czy starsze, mądre osoby, jak Reinir odnoszą się do niej w taki sposób. Pamiętasz scenę, gdy Sakura podążała w kierunku armii Bumithrian, by oddać się w niewolę? Nie widać tam ani grama sympatii. Z kolei Reptilioni... zajrzyj do zakładki "Krainy Terrathii" i bestiariusza Bumithrii, jeśli nie chce Ci się szukać w tekście. Mówię tam o wysokiej kulturze właśnie tych stworzeń, jako nielicznych. Owy strażnik wytłumaczył Sakurze, dlaczego się przed nią ukłonił, bo, podobnie jak ty, królowa była tym zaskoczona.

      Co do złego traktowania mieszańców, przyznam Ci rację. Stworzyłam tylko papierową formę, niepopartą dowodami... zastanowię się nad tym.

      A jeśli chodzi o podobieństwo Bumithrii i Esselunith. Bardzo dobrze. Do tego dążę, to próbuję pokazać. A dlaczego? Tego jeszcze nie wyjawię.

      No cóż, z wielkim zdziwieniem poznałam ograniczenia Blogspota... Może można wrzucić długą notkę, ale komentarz trzeba ograniczyć do 4000 znaków, dlatego ja też kończę.

      Dziękuję Ci za komentarz i krytykę
      Pozdrawiam

      Ikula

      Usuń
  4. Witam,
    uuu Naruto był tutaj traktowany jak wyrzutek bo jest pół elfem ach i jest pogromcą bestii, reakcja Hinaty była boska, towarzysz Uchihy wydał się taki miły, ciekawa jestem reakcji Sasuke jakby dowiedział się, że Naruto poszedł „pod ostrze”, jestem także ciekawa towarzysza Naruto może to lis...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń