10 lutego 2015

Rozdział XI - Porwanie

Drugi dzień turnieju podobał się Sakurze dużo bardziej niż poprzedni. Na jakiś czas udało jej się odsunąć dręczące, żądlące myśli o swoich poplątanych uczuciach i dziwnych reakcjach ciała. Uporczywie ignorowała obecność Uchihy u swojego boku, ograniczając ich rozmowy do niezbędnego minimum i uparcie nie spoglądając w jego stronę. Zmiana w jej zachowaniu i wyznaczenie tak chłodnego dystansu intrygowały mężczyznę, ale nie zamierzała się tłumaczyć. Jeśli chciała pozostać przy zdrowych zmysłach, musiała odizolować się od wpływu jaki na nią wywierał, by uporządkować sobie pewne sprawy.
Ta niema gra szła jej wcale nie tak źle, jak się tego pierwotnie obawiała. To król stanowczo zbyt często na nią zerkał, co niezmiernie ją irytowało, ale jednocześnie utwierdzało w postanowieniu.
Bumithriańscy łucznicy nie posiadali tak wybitnych umiejętności w technice jak elfy. Tylko nieliczni wyróżniali się na tle pozostałych i zazwyczaj płynęła w nich krew jej braci. Jednakże czerpała przyjemność z możliwości obserwowania zmagań i wychwytywania błędów. Sakurze dawało to miłe, acz nieco próżne poczucie wyższości, gdyż ze śmiałością stwierdziła, iż Esselunith bije Bumithrię na głowę, jeśli chodzi o zdolności strzelców.
Mimo że drugiego dnia bawiła się niczego sobie, uznała, że ostatnia część turnieju nie mogła równać się z tym, co widziała do tej pory w Bumithrii.
Od początku spodziewała się wyjątkowego widowiska, gdyż nawet Ksavier przełożył ich wspólne zajęcia, by móc zasiąść na trybunach, ale rzeczywistość przerosła jej najśmielsze oczekiwania.
Wyczuwając atmosferę radosnego uniesienia i niecierpliwego oczekiwania rozchodzącą się po zakamarkach zamku, postanowiła znaleźć się na arenie z samego rana. Uchiha czekał już na swoim tronie, rozmawiając przyciszonym głosem z Naruto. Gdy podeszła bliżej, umilkli i wymienili uprzejmości.
Na tablicy, gdzie dotąd zapisywano wyniki starć, pojawiły się imiona magów, którzy mieli stanąć do pojedynków oraz magów, którzy chcieli zaprezentować swoje umiejętności w innej konkurencji.
Bumithriańscy arcymagowie ścierali się za sobą na arcymistrzowskich poziomach. Walki z wykorzystaniem technik wojennych oglądało się ciężko, gdyż pojedynkujący się, często bardzo młodzi ludzie, doznawali poważnych obrażeń. Oczywiście w żaden sposób nie umniejszało to podziwu Sakury dla ich umiejętności, ale nie przepadała za przemocą i nie potrafiła przejść obojętnie nad cierpieniem innych. I chociaż wymyślne formy i podstępy zrobiły na niej ogromne wrażenie, dopiero oglądając drugą konkurencję mogła się odprężyć.
Podziwiała kunszt i ogromną wyobraźnię magów ognia, którzy za pomocą niesamowicie realistycznych form przekazywali poruszające historie. Śledziła płomienne spektakle z zapartym tchem, nie odrywając wzroku od areny, by przypadkiem czegoś nie przeoczyć. Nie raz hamowała łzy wzruszenia.
Szczególnie zapadł jej w pamięć tylko jeden pokaz. Absolutnie nie spodziewała się czegoś tak wspaniałego, gdy na środek areny wyszedł niepozorny, patykowaty młodzieniec odziany w skromne, połatane ubrania. Miał nie więcej lat niż Sakura. Jego głowę pokrywała chaotyczna strzecha brązowych włosów, ale to oczy w kolorze chłodnego błękitu przyciągały uwagę. Odbijała się w nich niewinność z zadziwiającą domieszką powagi i dojrzałości. Mieszanka praktycznie sprzeczna, a jednak wydawała się do siebie pasować.
Co zadziwiające, zanim rozpoczął występ, ukłonił się nie tylko królowi, ale również królowej, na co niewielu sobie pozwalało. Zazwyczaj uczestnicy turnieju traktowali ją jakby nie istniała, a czasem rzucali nieprzychylne, wrogie spojrzenia. Odnosiła się do tego faktu ze stosowną wyrozumiałością. Dla Bumithrian nie była kimś, kogo należy traktować z szacunkiem, a przynajmniej dla większości z nich.  Dlatego poczuła się miło zaskoczona. Owa pokorna skromność maga, jeszcze bardziej uwydatniła wspaniałość jego przedstawienia.
Kula ognia, którą wyczarował napęczniała do ogromnych rozmiarów, aż wyleciał z niej smok, który wylądował na płomienistej skale. Nagle z drugiego końca areny na ogon smoka sfrunął niepozorny ptaszek, który zdawał się przemówić do potężnego, podniebnego łowcy.
Smok i ptaszek zmaleli, a obok pojawił się kolejny obraz. Matka trzymała w ramionach swoje nowo narodzone dziecko. W obliczu kobiety odbijała się szczera, potężna miłość. Patrzyła na zawiniątko, jakby nie dowierzała, że w końcu trzyma je w ramionach.
Chłopiec rósł pod jej czujnym okiem chroniony miłością. Gdy osiągnął niemal wiek męski, nagle jego wieś stanęła w płomieniach. Napadli ją bandyci rabując, paląc i mordując mieszkańców. Matka chłopca osłoniła go własną piersią, gdy spadło nań ostrze. Bandyci odjechali zaśmiewając się, radując cierpieniem niewinnych, a matka chłopca umarła wpatrując się weń z tak samo silną miłością, jak wtedy, gdy pierwszy raz trzymała go w ramionach.
Rozpacz chłopca była nieskończenie wielka. Płakał i krzyczał, zwracając potępieńczo wykrzywioną twarz w kierunku nieba, a gdy w końcu tarł łzy, w jego oczach zaiskrzyła chęć zemsty. Osiodłał konia i ruszył w drogę wraz ze swoim towarzyszem duszy na ramieniu - małym, niepozornym ptaszkiem. W czasie wędrówki natykał się na różnych ludzi, w większości pustelników, którzy dzielili się z nim swoją wiedzą, uczyli walki i magii, a także na swojego rówieśnika, który zaczął podróżować wraz z nim. I tak wędrowali, a chłopiec zmężniał i dorósł. Nie ustępował w poszukiwaniach morderców, mimo że życie odsłoniło przed nim mniej ciernistą ścieżkę. Po tym jak przysłużył się w walce, miał szansę zostać wojownikiem w armii króla, jednakże odrzucił propozycję. Przyjaciel jego podróży stał się dlań bratem, gdy podczas różnych przygód wychodzili cało z opresji, osłaniając sobie nawzajem plecy.
W końcu natknęli się na bandytów, którzy rabowali wsie i zabili matkę chłopca. Zaatakowali pomimo przewagi liczebnej zbirów. Walczyli ciężko aż w końcu pojedynkowali się dwóch przeciwko dwóm. Przyjaciel chłopca zwyciężył, ale odniósł ciężką ranę. Chłopiec przeszył mieczem pierś mordercy swojej matki i opadła zeń mgła zapamiętania. Wtedy też dostrzegł, że przyjaciel jego podróży nie żyje, a on ponownie został sam. Upadł na kolana i krzyczał, aż rozpacz rozdarła go na kawałki i została po nim jedynie iskra oraz mały ptaszek.
Z oczu smoka płynęły łzy. Ptaszek odfrunął, a smok wzbił się w powietrze i wyzionął pióropusz ognia.
Gdy zgasł ostatni płomień, przez moment czuła się zbyt przytłoczona, oszołomiona i poruszona, by zareagować na gromkie oklaski i przyłączyć się do aplauzu. Po jej policzkach płynęły strumienie łez, których nawet nie próbowała powstrzymywać czy ocierać, by ukryć słabość przed Uchihą.
Zapytała samą siebie, czy spełnienie własnej zemsty zostawiłoby ją podobnie pustą i zrozpaczoną. Płomienne sceny zakradły się do jej serca i zmąciły jeszcze raz wszystkie filary, na których opierała się esencja jej osoby.
Mag skłonił się i wyraźnie wyczerpany zszedł z areny. Sakura nie potrafiła sobie wyobrazić, ile wysiłku kosztowało go wykreowanie tych wszystkich scen w takich detalach. Wzbudził w niej szczery podziw i szacunek, bo oprócz precyzji spektakl niósł ze sobą ogromny ładunek emocjonalny, który niespodziewanie mocno uderzył w publiczność, gdyż chwilę po tym jak ucichł aplauz, w jaskini rozbrzmiała wrzawa, jakiej przedtem nie słyszała.
Zdziwiła się zatem, gdy to nie ów mag stanął na szczycie podium, a jego rywal, który wykorzystywał gazy i inne substancje, by barwić płomienie na różne kolory. Oczywiście, Sakura nie odmawiała mu pomysłowości, ale według niej jego pokaz nie przekazywał żadnej głębszej treści. Dlatego po ogłoszeniu przez jury arcymagów wyników, zwróciła się do Uchihy z prośbą.
- Jeśli to nie problem, chciałabym móc zamienić kilka słów z magiem Orafinem.
Przygotowała się psychicznie na jakieś uszczypliwości z jego strony, ale o dziwo zgodził się bez jakichkolwiek sprzeciwów czy ironicznych aluzji, które miał w zwyczaju jej czynić. Najwyraźniej na nim samym mag też zrobił dobre wrażenie.
Pod wieczór, tuż przed zachodem słońca cała widownia udała się na drugą stronę góry, na ścianie której wyżłobiono liczne siedziska, by móc podziwiać rozpięte nad nimi nieskończone, wszechpotężne skrzydła pełnego pastelowych barw nieba.
Sakura podziwiała płomienny zachód słońca i gdy na horyzoncie zarumieniona, rozżarzona kula zetknęła się z powierzchnią Morza Hydryjskiego, usłyszała grzmot, który wstrząsnął powietrzem. Nigdy przedtem nie słyszała takiego dźwięku. Miała wrażenie, że ktoś wali w ogromny bęben. Raz, drugi, trzeci, a potem nieboskłon przeszyły smoki. Pędziły, kręciły się i wirowały w podniebnym, dzikim tańcu. Czarne, czerwone i brązowe łuski lśniły, niczym krwawe brylanty w blasku zachodzącego słońca, tworząc oszałamiającą feerię barw. Podfruwały do siebie raz bliżej raz dalej, kłębiły się, ziały ogniem, by raz po raz łączyć się w niesamowite figury i płynne kształty, aż w końcu utworzyły pąk kwiatu, który rozwinął płatki, a z jego środka wyleciał złoty smok. Nerahel. Zaskoczona Sakura śmiała się w głos i wiwatowała potędze smoków.
Podczas zawodów pojawiły się wszystkie gatunki smoków żyjące w Bumithrii. Królowa pierwszy raz w życiu zobaczyła majestatyczne, łagodne rdzawe smoki. Podniebne akrobacje wyzwoliły w dziewczynie chęć wzbicia się w powietrze razem z nimi, by być wolną tak jak one. Panować nad niebem, czuć wiatr opływający ciało i patrzeć na te wszystkie malownicze pejzaże z góry.
Gdy już wyznaczono najlepszych lotników, wszystkie przybyłe smoki ponownie wzbiły się w powietrze i na tle rozgwieżdżonego nieba, wyrzuciły z siebie ogromne ilości ognia, który rozgrzał jej policzki. Rozbrzmiał dumny odgłos rogu, oklaski oraz wiwaty ze strony tłumu. I tak turniej dobiegł końca.
Wciąż stojący u jej boku Uchiha, zwrócił się w jej stronę z diabelskim błyskiem w czarnych oczach i kpiącym uśmieszkiem, błąkającym się w kącikach ust.
- Jak ci się podobało królowo? - zapytał niby od niechcenia.
- Muszę przyznać... - wciąż jeszcze będąc pod wpływem adrenaliny, krążącej w żyłach oraz radosnego uniesienia, postanowiła powiedzieć mu prawdę i tak jak się tego domyśliła, zaskoczyła tym władcę, który prowokował ją do jakiejś kąśliwej uwagi - że bawiłam się bardzo dobrze. Dzisiejszy dzień zrobił na mnie ogromne wrażenie i z pewnością zapadnie mi w pamięć. Siła oraz piękno smoków nie mają sobie równych i mimo że widuję podobne pokazy co roku w Esselunith, to zawsze jest to wspaniałe przeżycie, a także ogromny zaszczyt, że mogę na nie patrzeć. Zaimponowała mi biegłość w sztuce władania mieczem, którą posiadają twoi wojowie, a także kunszt magów. Ich pokazy były lepsze niż teatr i historie wystawiane przez drobne trupy artystyczne.
Sasuke Uchiha skinął głową i chciał odejść, ale głos królowej go zatrzymał.
- Z drugiej strony czuję smutek, a poniekąd też zawód. - Zauważyła, jak jego brwi ściągnęły się czujnie. - Żałuję, że nie możesz zobaczyć turnieju, który odbywa się w Esselunith. Nasze smoki mienią się wszystkimi kolorami tęczy, a ich taniec wygląda niczym tysiąca dryfujących na wietrze kwiatów. Nocami elfy śpiewają swoje słodkie, odurzające pieśni. Przybywają ptaki z całego Esselunith, które wtórują moim braciom i siostrom. Wspólnie opiewają Matkę Naturę, jej cuda, brutalne piękno i moc życia. Tańce i śpiewy trwają do świtu. Nie mówię, że ten turniej nie był wspaniały, ale jesteś uboższy o doświadczenie takiego piękna. - Sakura przemawiała ze spokojem i łagodnością, a jej słowa pieściły uszy niczym muzyka. Nie chciała dawać królowi kolejnej okazji do sprzeczki. Pragnęła, by zrozumiał jak wiele straciły oba królestwa na tym niekończącym się konflikcie. Nawet ona dopiero teraz zaczynała to dostrzegać i powoli pozbywać się kajdan nienawiści, które tak okrutnie swego czasu ją skrępowały. Kraina Uchihy mogła wydawać się brudna, zatęchła, brutalna, okrutna i smutna, ale w rzeczywistości, jak każda ziemia, była piękna w swojej dzikości.
Uchiha po raz kolejny pomyślał, iż królowa jest niezwykle intrygującą osobą. Wciąż żywiła do niego gorzką urazę, co widział gołym okiem, ale pojmowała pewne rzeczy w sposób, w jaki się po niej nie spodziewał. Wątpił, żeby sam potrafił potraktować Esselunith i jego mieszkańców z podobną otwartością i docenić za coś, czego brak Bumithrianom. Sądził, że nie uda jej się powiedzieć już więcej niczego zaskakującego, ale gdy z różanych ust ponownie popłynęły słowa, musiał przyznać, iż z nią niczego nie może brać za pewnik. Stanowiła zagadkę jak ich mało.
- Kiedy skończy się już cały ten rozgardiasz z porozumieniem, moją niewolą i całą resztą, zapraszam cię do mojego królestwa na turniej. - Pomyślała, że ktoś w końcu musi wyciągnąć rękę, a zdawała sobie sprawę, iż Uchiha tak łatwo nie schowa swojej dumy w buty.
Dostrzegła na jego twarzy wyraz zdumienia i jakiegoś głębokiego zadowolenia. Nie wiedziała, czy aby nie pożałuje tej propozycji.
- Uczynię to z radością, jeśli tylko sama pokażesz mi swoją krainę. - Skłonił nieznacznie głowę i przyłożył dłoń do lewej piersi w geście obietnicy.
Nie wiedziała, czy to efekt radosnej atmosfery turnieju, adrenaliny, czy może mroku nocy, który czasami ośmielał ludzi, ale nie w pełni świadomie obdarzyła go szczerym uśmiechem, jakiego jeszcze u niej nie widział. Coś się zmieniało i czuła to w kościach.
Uchiha przeklął w myślach urodę kobiety. W ostatnim momencie udało mu się ukryć poruszenie pod maską zwyczajnej obojętności i chłodu. Mało brakowało, a dostrzegłaby oszołomienie i zachwyt nad jej osobą, jakie wywołał w nim ten prosty gest. Już wcześniej uśmiechnęła się do niego po tym jak doradził jej w sprawie buntów z powodu jej decyzji o zawarciu pokoju. Jednak wtedy to był jedynie przedsmak tego, co zobaczył dziś.
- Za godzinę w sali balowej odbędzie się oficjalna uroczystość dla zwycięzców turnieju, których mianuję członkami gwardii królewskiej. Jeśli masz ochotę, odśwież się i przyjdź. Zaproszeni są również magowie, którzy stanęli na podium, więc zyskasz okazję, by porozmawiać z ogniomistrzem, którego spektakl tak bardzo ci się podobał.
Sakura nie odpowiedziała. Skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała i odeszła wraz z Tsezil w kierunku komnaty. Zastanawiała się, dlaczego zachowała się tak uprzejmie. Raz po raz powtarzała sobie w myślach, iż powinna pałać do niego nienawiścią, trzymać się na dystans, zniechęcać do siebie na każdym kroku, ale dziś jakoś szybko o tym zapomniała szczególnie w jego obecności. Dogłębnie przemyślała swoje odkrycie sprzed kilku dni. Nie ważne, czy i jak mocno działał na nią magnetyzm Uchihy. Istotne, co planowała z tym zrobić. Mogła się temu poddać albo walczyć, a że była osobą o wojowniczym usposobieniu, postanowiła podjąć rękawicę, zanim zostanie zmuszona do bezwarunkowej kapitulacji. Ostatecznie nie była dzikim zwierzęciem, które bezwiednie poddaje się zachciankom ciała.
Gdy znalazła się w swojej komnacie, poleciła służbie przygotować gorącą kąpiel. W ciepłej, pachnącej lawendą i mydłem wodzie na moment zapomniała o kłopotach i troskach. Odetchnęła głęboko i cieszyła się chwilą wolności. Z żalem opuszczała wannę.
Spośród wszystkich sukien wiszących w szafie podarowanych jej przez Uchihę wybrała delikatnie rozkloszowaną w kolorze głębokiego burgundu, wykończoną czarno złotymi haftami.
Na początku swojego pobytu w Bumithrii wzdrygała się przed noszeniem strojów, które przysyłał król. Jednak w końcu zmusiła ją do tego sytuacja. Sama zabrała ze sobą jedynie strój do walki i suknię, którą miała na sobie w dniu zawarcia sojuszu. Oddała ubrania do prania, a nie mogła chodzić nago. Poza tym pozostawała kobietą ze słabością do pięknych rzeczy, a te suknie były małymi dziełami sztuki. Uszytymi z niezwykłą starannością z najlepszych tkanin. Nosząc je i pozwalając by chłodny materiał muskał ciało na każdym kroku, odnosiła wrażenie, iż ma na sobie nie piękny strój, a podmuch wichru, wilgoć porannej rosy, promienie słońca i aksamitne obłoki.
Krwistoczerwona suknia podobała jej się szczególnie ze względu na wyszyte na niej czarno-złote kruki, które wzbijały się do lotu. Patrzyła na siebie w lustrze i wzrok płatał jej figla, bo oto szlachetne ptaki poruszały skrzydłami z każdym jej krokiem, pragnąc wyfrunąć poza materiał. Rozbawiona uznała, że uda im się uwolnić, jeśli nie będzie wystarczająco uważała.
Obróciła się bokiem do lustra, by obejrzeć się z profilu i wtedy dostrzegła stojącą w kącie służkę, która przypatrywała jej się onieśmielona z wypiekami na jasnej twarzy. Po ostatnim incydencie Uchiha musiał wymienić usługujących u niej ludzi, gdyż widziała ową panienkę pierwszy raz. Na oko nie wyglądała nawet na siedemnaście lat.
Niebieskie oczy spoglądały na pół elfkę z błyskiem zachwytu nad urodą i majestatem bijącym od silnej królowej. Dziewczyna pomyślała, że w przyszłości też chciałaby mieć tyle godności i pewności siebie.
Sakura uśmiechnęła się ciepło do młódki.
- Czy pomożesz mi zasznurować suknię? - zapytała uprzejmie.
Królowa Esselunith nie traktowała służącej, jakby ta była od niej gorsza, co więcej odnosiła się do niej z serdecznością i szacunkiem. Dziewczyna jeszcze nigdy nie spotkała tak uprzejmej i sympatycznej osoby piastującej jakieś wysokie stanowisko. Większość ludzi u władzy, którym usługiwała w zamku traktowało ją przedmiotowo. Dlatego też ręce nieco jej drżały, gdy wiązała gorset.
- Nie bądź taka nieśmiała. Jak masz na imię?
- Miruin, pani. - Dygnęła i spuściła wzrok, napotykając miłe, acz stanowcze spojrzenie zielonych jak szmaragdy oczu królowej.
- Podoba ci się ta suknia? - Sakura udawała, że uważnie przypatruje się sobie w lustrze, ale w rzeczywistości obserwowała dziewczynę, badając jej reakcję.
- Myślę, że jest magicznie piękna - westchnęła z tęsknym uśmiechem. - Hafty szwaczki wyglądają baśniowo, jakby miały zaraz ożyć i wyfrunąć z tkaniny.
W lustrzanym odbiciu dziewczyna dostrzegła, że królową zadowoliła jej odpowiedź.
- Nie mogłabym lepiej ubrać tego w słowa. - Skinęła głową i przyjrzała się służce od stóp do głów. Zauważyła spracowane dłonie, sprany, ale czysty fartuszek. Kilka kosmyków złocistych włosów niechlujnie wysunęło się z jej grubego warkocza. Jej ciało było smukłe, acz powoli zaczynało nabierać bardziej kobiecych kształtów. - Masz bardzo ładne, zdrowe włosy i gibką sylwetkę, Miruin - komplementowała ją.
Dziewczyna spłonęła uroczym rumieńcem i zawstydzona wbiła wzrok w podłogę.
- Dziękuję, pani. Jesteś hojna w swoich słowach. Myślę jednak, że jesteś tysiąc razy piękniejsza ode mnie i niewiele kobiet może dorównać twej urodzie.
Służka sądziła, że jej słowa zadowolą królową, więc zaniepokoiła się, widząc w zielonych oczach smutek.
- Bzdura - obwieściła stanowczo, niemal groźnie. - Nie powinnaś tak mówić. Jesteś śliczna. Może jeszcze tego nie widzisz, ale spójrz... - Delikatnie odwróciła dziewczynę w stronę wielkiego lustra i stanęła obok. Muśnięciem palców odgarnęła włosy z jej twarzy, równocześnie rozplatając ciasny splot warkocza. - Kiedyś złamiesz wiele męskich serc. - Ściągnęła brwi. - Nie, właściwie już mogłaś to zrobić i nawet o tym nie wiedzieć. Przypatrz się sobie dokładnie. Zobacz jak łagodne są rysy twojej twarz, jak zgrabny masz nosek, jakie pełne pasji i woli życia spojrzenie. Niewielu ludzi takie posiada.
Sakura uśmiechnęła się psotnie na widok zaskoczenia, które wykwitło na twarzy dziewczyny. Najwidoczniej wcześniej nie zdawała sobie z tego wszystkiego sprawy i dopiero, gdy ktoś taki jak Sakura zwrócił jej na to uwagę, wreszcie popatrzyła na siebie łaskawszym okiem, a to co zobaczyła obudziło w niej zatraconą pewność siebie no i wdzięczność dla królowej.
- Właściwie - zagaiła Sakura tajemniczym półszeptem - w mojej szafie wisi pewna błękitna suknia, której nigdy nie założę, bo mój kolor włosów gryzłby się z takim odcieniem materiału. Szkoda by było, gdyby nikt nigdy nie zobaczył, jaka jest cudowna. - Po tych słowach wyjęła ubranie i zerknęła na służkę. - Myślę, że pasowałaby na ciebie. Co o tym myślisz?
Oniemiała Miruin uczyniła pół kroku w stronę królowej, ale nagle, jakby się opanowawszy, zwiesiła głowę w wyuczonej przez lata służby na dworze, skromności.
- To bardzo hojne z twojej strony, pani, ale myślę, że nie jestem godna, by nosić królewskie szaty. Ta suknia kosztowała majątek.
Sakura roześmiała się serdecznie na widok zarumienionych policzków dziewczyny. Podeszła bliżej i uniosła jej podbródek, tak by patrzyły sobie w oczy. Chwilowe rozbawienie zginęło bezpowrotnie zastąpione niemal surową troską.
- Dlaczego mówisz, że jesteś ode mnie gorsza? - szepnęła wstrząśnięta i zraniona do głębi. - To prawda, że sprawuję bardzo odpowiedzialne stanowisko i od moich decyzji zależą losy rzeszy istnień. Jednakże gdyby nie ty i inni zwykli, prości ludzie, nie mogłabym pełnić funkcji królowej. Nie istniałaby wtedy osoba, która zbudowałaby miasto, siała zboże, zbierała plony, prała ubrania, szykowała mi kąpiel i sznurowała suknię. Bez ciebie ja jestem niepotrzebna, ale ty jesteś potrzebna nawet beze mnie.
Miruin szeroko otworzyła oczy, słysząc pełne mądrości, uniżenia i szacunku słowa. Nagle poczuła na policzku wilgoć, a gardle coś ścisnęło ją boleśnie, ale jednocześnie pierś zalała ulga. Wreszcie zrozumiała, że nie jest nikim.
- Ta suknia - kontynuowała Sakura - nie została stworzona po to, by kreować cudze piękno, ale by uszlachetniać to, co już jest piękne. Dlatego pragnę, byś ją dzisiaj włożyła i towarzyszyła mi na balu.
Dziewczyna już nie próbowała powstrzymywać łez. Jeszcze nigdy nie poczuła się tak doceniona. Nikt nigdy nie potraktowała ją z takim... wręcz namaszczeniem. W niekontrolowanym odruchu, nie bacząc na swoją pozycje społeczną, chwyciła królową w objęcia głęboko poruszona.
Sakura ucieszyła się, że mogła zrobić coś dobrego dla dziewczyny. Była osobą kochającą ludzi, empatyczną, która widziała w nich dobro i miała dar wydobywania go na zewnątrz. Oddała uścisk i popędziła Miruin.
- No, ale musimy się pospieszyć. - Puściła do niej oko. - Możesz skorzystać z wody w wannie. Powinna być jeszcze ciepła.
Z rosnącą radością w sercu obserwowała, jak podekscytowana dziewczyna zdejmuje swoje robocze ubranie i bez skrępowania zanurza się w wodzie. Gdy już się osuszyła, królowa pomogła jej włożyć suknię. Nie pomyliła się. Błękit czystego, letniego nieba idealnie podkreślił błękit oczu Miruin, a jej złociste włosy przywodziły na myśli ciepłe promienie słońca. Gdy usiadła przed toaletką, Sakura szepnęła jej na ucho, by przymknęła powieki, po czym podkreśliła usta oraz policzki odrobiną różu i upięła wpadające do oczu kosmyki zgrabnym splotem, odsłaniając lewy policzek, obojczyk, a także łabędzią szyję. Zadowolona z efektu pozwoliła dziewczynie otworzyć oczy, które rozwarły się szeroko.
Miruin delikatnie musnęła opuszkami palców włosy oraz policzek, żeby się upewnić, że osoba, którą widzi w lustrze to naprawdę ona.
- I jak ci się podoba? - zapytała.
Przez moment w komnacie panowała cisza, która wydłużała się i wydłużała, aż Sakura zaczęła się martwić, że coś jest nie tak.
- Królowo - dziewczyna zerwała się z miejsca i schwyciła dłonie Sakury, by je ucałować. - Nie wiem jak ci się za to odwdzięczę i dlaczego spotkała mnie z twojej strony taka dobroć, ale wiedz, że nie zapomnę tego wieczoru do końca życia. Dziękuję.
Królowa uśmiechnęła się i skinęła głową.
- Wśród ludzi krąży wiele niemiłych plotek na twój temat - wtrąciła nagle. - Jednak nigdy nie dałam im wiary. Po tym, co zrobiłaś dla obu naszych krain, nie mogłam zrozumieć, jak mogłabyś być złym człowiekiem i cieszę się, że zachowałam rozsądek. Spotkałam wielu ludzi u władzy, ale tylko nielicznym udawało się ocalić prawdziwych siebie. Stanowiska odbierały im człowieczeństwo. To zaszczyt móc ci służyć, szykować kąpiel i sznurować suknię, ponieważ twojego serca nie skalały te żądze, które zniszczyły tak wielu innych.
Tym razem to w oczach Sakury zaiskrzyły łzy. Nie wiedziała, jak bardzo potrzebuje tych słów, póki ich nie usłyszała. Wiele dni temu jej pewność siebie złamała się pod ciężarem wyrzutów, które usłyszała od swoich obywateli. Może i zdobyła się na wysłanie listu do Ikuto, ale ta kwestia ją kłuła, niczym niewygodna drzazga pod paznokciem. To co uczyniła dla Miruin, było bezinteresowne. Nie spodziewała się, że w zamian dostanie tak wiele.
- Wiedz, że twoje słowa bardzo dużo dla mnie znaczą - zniżyła głos do szeptu, by dziewczyna nie słyszała jak łamie jej się głos.
Pożegnała się z Tsezil, po czym posłała dziewczynie zachęcający uśmiech i schwyciła spracowaną dłoń. Służka poprowadziła je do ogromnej sali balowej z wyjściem na ogród.
Odźwierni otworzyli im drzwi, głęboko się przy tym kłaniając.
Sakura co raz spoglądała na Miruin, której oczy błyszczały z ekscytacji. Gdy schodziły po marmurowych schodach, po sali przemknął pomruk zachwytu nad ich urodą i jednocześnie niezadowolenia z obecności królowej Esselunith na uroczystym zakończeniu turnieju. Jednak zdopingowana wcześniejszymi słowami służki nie czuła już lęku ani niepewności. Na tyle, na ile mogła, zignorowała ponure uwagi na swój temat i zagaiła do towarzyszki.
- Przybyło wielu umięśnionych wojowników. Pilnuj się. - Uśmiechnęły się do siebie zawadiacko i ruszyły w kierunku ustawionych w literę "u" na tyle sali stołów.
Uchiha stał przy swoim krześle wraz z Naruto. Przyjaciele rozprawiali o szczegółach ceremonii przyjęcia zwycięzców turnieju do gwardii królewskiej. Sakura nieopodal wypatrzyła niespokojnie rozglądającą się na boki Hinatę. Elfka nie ufała zebranym Bumithrianom, którzy wchodzili do sali. Często byli to pobliźnieni wojownicy z groźnymi grymasami na twarzach. Królowa pospieszyła więc, by dotrzymać przyjaciółce towarzystwa i przedstawić jej Miruin.
Hinata ciepło przyjęła nowo poznaną dziewczynę i bynajmniej nie oburzyła się na wieść, iż jest ona służką. Znała Sakurę na tyle długo, by domyślić się powodów jej zachowania. Wiedziała, że królowa potrafiła idealnie wyczuć troski oraz pragnienia innych ludzi. Miała w zwyczaju dodawać im pewności siebie i pokazywać jak bardzo nie doceniają samych siebie.
Zajęły miejsca po prawej ręce króla obok Naruto i wkrótce odźwierny obwieścił przybycie ostatniego wojownika. Uchiha uniósł się z zajmowanego miejsca, by rozpocząć ceremonię. Wszyscy wstali razem z nim i zamilkli.
- Dzielni wojownicy, najlepsi z najlepszych, za swoją odwagę, waleczność i zwycięstwa w turnieju otrzymaliście jednorazową nagrodę pieniężną. Jednakże chcę wynagrodzić was w inny sposób. Proponuję wam dobrowolne dołączenie do zaszczytnej elity bumithriańskiej armii, którzy mają za zadanie strzec bezpieczeństwa w pałacu oraz całej stolicy. Oczywiście decyzję musicie podjąć sami. Zgodnie z obietnicą planuję utrzymywać członków gwardii królewskiej do końca ich życia, a dodatkowo, tym którzy dożywają sędziwego wieku gwarantuję miejsce doradcy i stratega na dworze. Myślę, że większość z was właśnie dla tych zaszczytów stanęło w szranki i raduję się z tego powodu. Poziom turnieju zawsze jest bardzo wysoki, dzięki czemu wyłania elitę - tych najbardziej sprawnych technicznie, najsilniejszych i najmężniejszych.
Po tych słowach król obszedł stoły i stanął naprzeciw Sakury po drugiej stronie sali, tak by wszyscy zgromadzeni dokładnie go widzieli. Z charakterystycznym dźwiękiem dobył z bogato zdobionej pochwy, zawieszonej u swojego pasa, królewski miecz, który zalśnił w świetle wyczarowanych ogników. Na ten gest mężczyźni pochylili głowy i za ich przykładem poszła Hinata wraz z Miruin. Uchiha rzucił królowej wyzywające spojrzenie. Jej oczy zaiskrzyły gniewem. Nie miała zamiaru okazywać szacunku broni, która odebrała życie tylu Esseluńtczykom oraz jej ojcu. Sasuke Uchiha grubo się pomylił, sądząc, że wymusi na królowej ukłon. W końcu zrezygnował z poirytowanym westchnieniem i opuścił miecz, opierając go o marmurową posadzkę.
Wyczytywani przez Naruto wojowie kolejno podchodzili do władcy i przyklękali, by ten mógł pasować ich na pełnoprawnych rycerzy Bumithrii. Panowała podniosła atmosfera i nikt nie śmiał się odezwać. Gdy w końcu ostatni zwycięzca turnieju powstał z klęczek, rozległy się gromkie oklaski, przez które ponownie przebił się głos Uchihy.
- Poczynając od tej chwili należycie do królewskiej elity bumithriańskich wojowników.
W odpowiedzi mężczyźni przyłożyli zwinięte dłonie do piersi i uderzyli się w nie dwukrotnie, po czym wykrzyknęli:
- Chwała królowi! Chwała Bumithrii! Chwała Matce Naturze!
Uchiha schował miecz i w zapraszającym geście rozłożył szeroko ramiona.
- Dziś wieczór bawcie się, pijcie i jedzcie do syta. Zasłużyliście na to.  - Po tych słowach zaklasnął w dłonie i drzwi do sali otworzyły się ponownie. Weszły przez nie piękne dwórki i córki możnych panów, a na samym końcu dwie harpie - doradczynie króla. Łypnęły na zgromadzonych swoimi czerwonymi, wyłupiastymi ślepiami.
Sakurę przeszły ciarki. Pomimo że widziała je już kilkukrotnie zarówno w pałacu jak i podczas podróży do Bumithrii ze Śniących Wzgórz, wciąż nie mogła przywyknąć do tego dzikiego wyglądu. Ich rysy twarzy ściągały się drapieżnie. Włosy miały zaczesane gładko do tyłu, jakby chciały uwydatnić surowość swoich oblicz. Górną, ludzką połowę ciała odziewały w zwierzęce skóry, osłaniając piersi i arsenał broni. W miejscu, gdzie kończyły się blade brzuchy, wyrastały im pióra, a stopy zakończone ostrymi pazurami pokrywała łuskowata, gadzia skóra. Zamiast normalnych ramion posiadały skrzydła, zakończone szponiastymi dłońmi, a z ich zadów wyrastały giętkie, lwie ogony. Przypominały te centaurze, pomimo braku futra. Zapewne pomagały im kierować lotem.
Do prawdy dziwaczne były to stwory. Usiadły na samym końcu stołu i prowadziły między sobą szeptaną konwersację.
Sakura czuła obezwładniający niepokój w ich obecności i co chwila zerkała w ich stronę, by upewnić się, że jej nie zagrażają. Próbowała się zrelaksować i zapomnieć o niewygodnej obecności stworzeń, ale bezskutecznie.
W pewnej chwili zarówno Hinata jak i Miruin zostały poproszone do tańca i już nie wróciły do stołu. Elfka wirowała w ramionach Naruto, a na jej jasnym obliczu malowało się wszechogarniające szczęście. Za to Miruin co chwila przejmował inny wojownik urzeczony jej urodą, niewinnym spojrzeniem i rumianymi policzkami.
Osamotniona Sakura zaczęła rozglądać się po sali, by znaleźć sobie jakieś zajęcie. Upiła łyk wina i w chwili, gdy poczuła na języku cierpki smak, dostrzegła maga, z którym tak bardzo pragnęła zamienić słowo. Nieco zagubiony i onieśmielony miejscem, w jakim się znalazł, podobnie jak ona nie wstał od stołu. Odstawiła więc kielich i ruszyła w jego stronę. Gdy Orafin podniósł głowę i wiedziony przeczuciem spojrzał na nią, tajemniczo wygięła kąciki ust.
Mag podniósł się z miejsca i skłonił.
- Witaj Orafinie - przywitała się dystyngowanie, a on spojrzał na nią zaskoczony tym, że zna jego imię.
- Witaj, pani - wykrztusił, walcząc z chwilowym oszołomieniem.
Zgodnie ze swoją wcześniejszą intencją pochwaliła maga za wspaniały ognisty spektakl. Zarówno za formę, szczegółowość przekazu jak i przesłanie.
- Czy zdradzisz mi, skąd czerpałeś inspirację dla swojej historii?
Orafin spłonął rumieńcem i nieco spuścił wzrok.
- Poniekąd z wydarzeń, które działy się w moim życiu. Bardzo młodo straciłem swoją ukochaną matkę i podobnie jak główny bohater wyruszyłem w podróż, by ją pomścić, jednak nigdy nie dopełniłem swojej zemsty, ponieważ morderca zginął zanim zdążyłem go odszukać. Sądzę jednak, że gdybym zatopił ostrze w jego piersi, wcale nie poczułbym się lepiej. Może przez chwilę upajałbym się smakiem zwycięstwa, ale ostatecznie to nie zwróciłoby życia mojej matce. Myślę, że gdy człowiek próbuje się mścić, to tak naprawdę nie dopuszcza do świadomości faktu, iż dana osoba nie żyje. Ma nadzieję, że to co stracił, wróci do niego, gdy winowajca poniesie karę. Tak naprawdę tylko odwleka w czasie nieuniknione i gdy w pełni zdaje sobie sprawę, że czasu nie da się zawrócić, to go niszczy. Uczucia są zbyt silne i rozbijają duszę w gruzy.
Sakura na chwilę zaniemówiła. Słowa maga przepłynęły przez nią, niczym rwąca rzeka i doznała uczucia głębokiego oczyszczenia. Zabrakło jej tchu. Miała ochotę śmiać się i płakać jednocześnie. Orafin powiedział jej to, czego nie potrafił ująć Reinir. Przedtem stary arcymag uwolnił ją od części żywionej do Uchihy nienawiści, ale nie całej. Wcześniej przestała nienawidzić go w imieniu Esselunith, a dziś... Zdecydowanie nie mogła rzec, że zaczęła czuć do bumithriańskiego władcy sympatię. Co to, to nie, ale stojący przed nią chłopiec zdjął z niej te okropne, raniące jej serce kajdany.
Odetchnęła głęboko i popatrzyła na niego wzruszona. Wciąż nie mogła zebrać słów, ale gdy tylko napłynęły wypowiedziała je z nową mocą.
- Zostałam uleczona.
Nieco zagubiony jej emocjonalną reakcją mag uśmiechnął się i skłonił ostrożnie. Sakura wiedziona odruchem delikatnie ułożyła dłonie na gładkich policzkach młodzieńca i złożyła na jego czole pocałunek, szepcząc słowa błogosławieństwa oraz prośby do Matki Natury, by go strzegła.
- Orafinie, jeśli kiedyś zagościsz u progu Esselunith, ugoszczę cię po królewsku i osobiście pokażę cuda mojej krainy. Tam las nigdy nie wyrządzi ci krzywdy, rośliny wykarmią, a strumyki napoją.
Oszołomiony mag lustrował królową szeroko otwartymi oczami. Zaschło mu w ustach i ledwo wymruczał podziękowanie. Zaskoczyła go jeszcze bardziej, gdy na pożegnanie pochyliła głowę w pełnym szacunku ukłonie, co było tym bardziej niezwykłe, iż nie kłaniała się nawet królowi i królewskiemu mieczowi.

Uchiha rozmawiał właśnie z jednym z wojowników, gdy kątem oka wychwycił przesuwającą się szkarłatną plamę. Nie tracąc kontaktu z rozmówcą, zerknął przez jego ramię na królową. Tak jak się tego spodziewał, podeszła do maga, z którym tak chciała zamienić słowo. Krótkimi spojrzeniami kontrolował, aby konwersacja nie posunęła się za daleko. Wiedział, że nie wszyscy Bumithrianie przepadają za królową, o czym przekonał się chociażby kilka dni temu, gdy musiał wymienić jej służbę.
Tylko dlatego, że pozostał czujny, wychwycił zmianę w postawie Sakury Haruno. Nagle z jej twarzy odpłynęły kolory. Zaalarmowany chciał przeprosić mężczyznę, z którym rozmawiał i pospieszyć z pomocą. Jednakże zanim zdążył zrobić choćby krok, jej usta poruszyły się, a szmaragdowe oczy na powrót zaiskrzyły pasją życia to z jeszcze większą energią, niż przedtem i zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Swoje smukłe, jasne dłonie przyłożyła do policzków maga, po czym jednym płynnym ruchem pochyliła się nad nim i złożyła delikatny pocałunek na jego czole.
Zaszokowany Uchiha zupełnie zapomniał o swoim rozmówcy i otwarcie przypatrywał się kobiecie z szeroko otwartymi oczami. Owy gest wyrażał tyle szacunku, skrywanej czułości oraz poniekąd miłości... Przywiodła mu na myśl jego mamkę, która opiekowała się nim, gdy był jeszcze księciem. Dawno pogrzebane emocje i rozdzierające pragnienia zawirowały w jego sercu.
Jednak gdy na pożegnanie ukłoniła się młodzieńcowi, poczuł coś, czego w żadnym wypadku nie powinien. Ogarnęła go dziwna mieszanina gniewu i urazy. Uczucie było tak przytłaczające, że aż zaparło mu dech. Nie mógł zrozumieć, dlaczego ukłoniła się tak mało znaczącemu chłopcu, a w jego obecności, nigdy nie pochyliła głowy.
Wytrącony z równowagi przeprosił wojownika i ruszył w kierunku obserwowanej kobiety. Na jego obliczu zagościł mściwy grymas, gdy zagubiona Sakura Haruno wpatrywała się w wyciągniętą doń rękę wzrokiem zapędzonego w pułapkę zwierzęcia. Niemal bezmyślnie wsunęła swoją kruchą dłoń w jego. Gdy jej palce musnęły skórę, pomiędzy ich ciałami przeszła dziwna iskra. Tylko słabe drgniecie zdradziło mu, że i ona to czuła. Nie pozwolił jednak, by długo się nad tym namyślali. Bez słowa poprowadził ją na środek sali tak, by każdy z zebranych miał na nich dobry widok. Zrobił to celowo, wiedział bowiem, iż to ją skrępuje. Nie rozumiał dlaczego, ale chciał zobaczyć, jak ogarnia ją złość. Nie rozumiał też motywów swojego zachowania, ale nie mógł się powstrzymać.
Bez uprzedzenia władczym ruchem ułożył jedną dłoń na jej biodrze, dociskając ją tak, by czuła ciepło ciała przez materiał sukni. Uśmiechnął się złośliwie, gdy wyczuł zdenerwowanie królowej, którego nie potrafiła opanować. Ręka ułożona na jego ramieniu spoczywała niepewnie, nieznacznie drżąc. Zacisnęła usta w wąską kreskę, jakby w złości na samą siebie za niekontrolowane odruchy.
Gdy rozpoczął się pierwszy takt wygrywanej przez grajków muzyki, poprowadził ją bez wahania, zaznaczając tym samym swoją pewność siebie. Tak jak się tego spodziewał, była świetną tancerką. Jej smukłe ciało idealnie dopasowywało się do jego kroków, płynąc po marmurowej posadzce, jakby tańczyli ze sobą od lat. Nie wiedzieć czemu zirytowało go to jeszcze bardziej. Na twarz przywdział maskę obojętności i chłodu.
- Widziałem, że miałaś okazję porozmawiać z magiem, którego występ tak bardzo cię poruszył.
Zauważył, że w odpowiedzi na jego lodowaty ton głosu jej rysy ściągnęły się w surowej niedostępności i posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. Miał ochotę parsknąć śmiechem na tak dziecinną wręcz reakcję. Grubo się myliła, jeśli sądziła, że taka groźba zrobi na nim wrażenie.
- Tak - odrzekła ostrożnie, ale z uprzejmością. - To bardzo inteligentny, wrażliwy człowiek i naprawdę cieszę się, że go poznałam.
- Nie wątpię - mruknął z ironią prawie niedosłyszalnie, ale Sakura miała dobry słuch.
Tym razem w błyszczących szmaragdach nie znalazł groźby, a narastającą złość. Kilka następnych taktów przetańczyli w milczeniu, nim kontynuował zabawę.
- Czyżbyś była zdenerwowana? Czuję, jak drżą ci dłonie i słyszę jak głośno bije twoje serce - to drugie było czystym kłamstwem, ale odniosło zamierzony skutek. Gładkie policzki oblały się szkarłatem, dopasowując do koloru jej sukni, ale on nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. - A może to moja obecność tak na ciebie wpływa? Gdyby zabrakło ci tchu zawsze mogę cię przytrzymać. A może życzysz sobie czegoś innego? Powiedz tylko słowo... - doprawił swoją wypowiedz nutą sarkazmu i wystarczyło. Nie zdążył dokończyć myśli, bo nagle z rozmysłem tąpnęła mu na stopę. Doprawdy zadziwiające, ile siły mieściło się w tak drobnym ciałku.
Odepchnęła go ze wściekłością i popatrzyła nań rozjuszona.
- Jak śmiesz insynuować coś tak absurdalnego?! - wysyczała jadowicie. - Nie masz najmniejszego pojęcia, o czym mówisz. Wyciągnąłeś mnie na środek sali pełnej twoich elitarnych pacholąt i spodziewasz się, że będę spokojna słysząc ich obelgi. Mam czulszy słuch niż ty Uchiha. Zapamiętaj to sobie na przyszłość. I wyobraź sobie, że mam pewne życzenie. Tak, życzę sobie, żebyś poszedł do diabła! - ostatnie zdanie niemal wykrzyczała i z furią odwróciła się na pięcie, by zniknąć w ogrodzie.
Uchiha rozejrzał się po tłumie i zrozumiał, że część osób stojących najbliżej słyszała tę niefortunną wymianę zdań, ale królowa zwróciła na siebie uwagę wszystkich zebranych. Kilka osób pokręciło głowami zaskoczone takim brakiem taktu ze strony ich władcy, który prychnął rozeźlony na siebie i na Haruno. Musiał się czegoś napić.

- Cholerny Uchiha! - warknęła do drzewa w najdalszym zakątku ogrodu, chociaż miała szczerą ochotę krzyczeć ze wściekłości.
Akurat, gdy pozbyła się ciężaru nienawiści do jego osoby, on musiał zacząć ją prowokować na nowo. Nie znosiła tego uczucia złości, które dławiło ją, pozbawiało wolności, trzeźwości umysłu kradło spokój i brutalnie niszczyło radość oraz piękno chwil. Nie potrafiła tego w sobie stłamsić. W tamtej chwili korciło ją, by zrobić mu coś więcej, niż tylko nadepnąć na stopę. Jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że miał trochę racji. Zareagowała nerwowo nie tylko na tłum wrogo nastawionych ludzi, ale również na tę zaskakującą bliskość. Pierwszy raz utrzymywali kontakt fizyczny tak długo. Wcześniej podczas zawierania sojuszu uścisnęli sobie dłonie, ale to przecież nie to samo. W tańcu z partnerem istniało coś bardzo intymnego i to wytrąciło ją z równowagi. Ale to nie zmienia faktu, że nie powinien jej tego wypominać. Jego uwagi były wysoce nieuprzejme i niekulturalne, co gorsza zrozumiała, iż chciał ją sprowokować. Pluła sobie w brodę, że tak łatwo dała się podejść i przez to gniew rozpalał się w niej z nową siłą.

Gdy na sali zapanowało poruszenie, Hinata niechętnie wyswobodziła się z objęć Naruto i z niepokojem wypatrzyła źródło zamieszania. Przeczuwała, kogo ujrzy i nie omyliła się. Zerknęła w odpowiednią stronę akurat w chwili, gdy jej przyjaciółka przemawiała do króla z twarzą ściągniętą w srogim gniewie, po czym wyszła do ogrodu.
Hinata obserwowała gwałtowne odejście z rosnącym zmartwieniem. Ostatnio bardzo pochłaniała ją obecność Naruto, ale wiedziała, że przyjaciółkę coś trapi. Domyśliła się jednak powodu jej trosk i do tej pory nie wiedziała, jak jej pomóc.
Zaalarmowany Naruto zapytał, czy wszystko w porządku. Elfka uśmiechnęła się uspokajająco, po czym zaczęła przedzierać się przez tłum ludzi, zostawiając ukochanego z władcą Bumithrii.

Sakura przymknęła oczy, dotykając szorstkiej kory drzewa i oddychając głęboko, by odzyskać chociaż część opanowania. Szło jej coraz lepiej i gdy upewniła się, że policzki przestała rozgrzewać krew, zaczęła spacerować po kamiennej dróżce. Dziwiła się nad tym jak opustoszała wydaje się być reszta pałacu. Pomimo iż w sali grała muzyka i trwała zabawa, przechadzając się pośród roślin, czuła się rozluźniona. To miejsce dawno stało się jej oazą i ciało odprężało się instynktownie. Doszła do bramy wychodzącej na ścieżkę, prowadzącej na plac treningowy oraz do komnat mieszkalnych, gdy usłyszała za sobą szelest. Pomyślała, że to Uchiha znów próbuje na niej swojej podłej gry, więc odwróciła się gwałtownie, by powiedzieć mu do słuchu i głos uwiązł jej w gardle, bo to nie króla zobaczyła, lecz dwóch rosłych, barczystych mężczyzn ubranych w szare wyjściowe fraki. Białe rękawiczki wyraźnie odcinały się na tle ich stroju. Widziała ich wcześniej wśród pasowanych przez Uchihę wojowników. Strach chwycił ją za gardło zimnymi palcami, a po plecach przeszedł dreszcz. Nikt kto ma dobre chęci, nie zakrada się od tyłu tak cicho. Starała się nie okazać po sobie lęku. Uśmiechnęła się przymilnie, próbując wymyślić jakiś plan, ale jak na złość nie widziała drogi ucieczki. Mężczyźni skutecznie zablokowali jej możliwość powrotu na salę oraz bramę. Oceniła swoje szanse w starciu z nimi i wiedziała, że niewiele zdziała, nawet jeśli posłuży się magią. Poza tym nie miała przy sobie broni, gdyż nie przypuszczała, iż ktoś spróbuje czegoś pod okiem władcy. W myślach przeklęła się za taki brak ostrożności i głupotę.
Wojownicy spokojnie podeszli bliżej i skłonili się.
- Pani, ja i mój brat chcieliśmy zatańczyć z tobą choć raz tego wieczora - zaczął szarmancko jeden z nich. Miał jasne blond włosy, które skręcały się w loki i bliznę w kąciku oka, która paskudnie zniekształcała rysy po prawej stronie jego twarzy, nadając mu groźny wygląd, chociaż drugie oko spoglądało łagodnie. - Czyżbyś poczuła się źle na balu, królowo?
Prze ułamek sekundy pomyślała, że może za szybko oceniła stojących przed nią ludzi, ale przeczucia rzadko ją myliły. Gdy mężczyźni podeszli bliżej, cofnęła się bezwiednie i poczuła na plecach kłujący dotyk gałązek żywopłotu. Nie tracąc rezonu odpowiedziała z fałszywym spokojem.
- Tak, musiałam pooddychać trochę świeżym powietrzem. Chętnie z wami zatańczę.
Mężczyzna usłyszał jak zadrżał jej głos i wtedy porzucił fortel, wyginając wargi w pełnym ponurej satysfakcji grymasie.
Sakurę przeszły ciarki, a zatrwożone serce zafurkotało w piersi. Zostawała jej tylko magia, ale żywioł wody w przeciwieństwie do innych miał charakter czysto defensywny. Jak na złość skromny arsenał technik, które potrafiła wykonać, zawierał jedynie zaklęcia obronne oraz czary umysłu. Gdy tak kalkulowała w myślach swoje szanse przeżycia z przerażeniem dostrzegła rąbek bladobłękitnej sukni i granatowych włosów Hinaty. Elfka kryła się za krzakiem i szykowała do zaatakowania wojowników magią. Sakura znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Zdała sobie sprawę z tego, że nie obroni samej siebie, ale nie wybaczyłaby sobie, gdyby ktoś skrzywdził jej przyjaciółkę.
Mogła uderzyć w nich wodą z fontanny, lecz zamiast tego unieruchomiła Hinatę. Technika zabierała dużo sił, więc nie była w stanie zrobić nic więcej. By jak najdłużej zachować skupienie nie broniła się, gdy mężczyzna zatkał dłonią jej usta i unieruchomił ręce. W beznadziejnym odruchu chciała się szarpać, krzyczeć, gryźć i kopać, ale musiała jak najdłużej utrzymać połączenie z magią. Drugi z wojowników związał jej nadgarstki i kostki, a w usta włożył knebel. Została brutalnie wyciągnięta poza bramy ogrodu. Ostatnią rzeczą, jaką poczuła było uderzenie w tył głowy i wtedy zapadła ciemność.
 ****
Kolejny rozdział za mną. Mam co do niego mieszane uczucia. Jego wizja zmieniała mi się tysiąc razy i kilkukrotnie pisałam go od nowa. Jakby nie patrzeć zawiera dosyć znaczący zwrot akcji jeśli chodzi o relację Sakury z Sasuke, dlatego tak długo się nad nim zastanawiałam. W każdym razie dwunastą część armagedonu postaram się napisać jak najszybciej, ale nadzieja matką głupich, więc...
Pozdrawiam wszystkich ciepło.
Autor: Ikula

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle wspaniały!!! Fabuła zaskakująca, a wątek z porwaniem Sakury to istna wisienka na czubku tortu! Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D

    PS Mam pytanko, co z Twoim drugim blogiem "Zagubieni w swoich światach", jest zawieszony czy porzucony...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa. Zagubionych na razie odstawiłam na bok. Wszystko zależy od tego jak szybko skończę armagedon i jak dużo wolnego czasu będę mieć. Wielu osobom obiecałam, że dokończę to opowiadanie, więc można spodziewać się kontynuacji.

      Usuń
  3. Ach, łapcie zacieram. Mrrrr... =^.^=
    Rozdział był... jak obliczanie monotoniczności funkcji i uśmieszek, gdy wychodzi Ci funkcja rosnąca oraz prawidłowy wynik. Zaczęłaś spokojnie, wręcz sielankowo, a im dalej w las tym więcej emocji. Wykres piął się w górę jak szalony, przeszedł przez punkt kulminacyjny na tańcach, a później spadł drastycznie w dół wbrew wszystkim prawom fizyki i grawitacji, zostawiając mnie samą pośród tego pozytywnego bajzlu.
    Lżejsza wersja mojego zachwytu? Rozdział trzyma w napięciu, które cały czas wzrasta, aby nagle wybuchnąć i zostawić w głowie literackiego kaca. Kaboom! ^^
    Nie wiem co wyjdzie z mojej pisaniny, bo godzina młoda, ale już nie nastoletnia. Czułam zachwyt Sakury i spływającą po niej ulgę, gdy rozmawiała z Orafinem. Czułam wzruszenie błękitnookiej służki. Moja wyobraźnia stworzyła piękną suknię wyszywaną krukami, chociaż z początku chciałam wrzasnąć "Co to u licha jest burgund?!". Widziałam spektakl ognia jak na dłoni. Czułam gniew Sasuke i to typowo męskie podejście.
    O, o, o! Tu się zatrzymamy!
    "Trudno jest wykreować bohatera z... trudnym charakterem, ale bohaterowie z łatwym charakterem... są nudni. Więc trzeba podejmować wyzwania." Tako ja rzekłam (ale czy sama się stosuję...?). ^^
    No, wychwaliłam za wszystkie czasy, to teraz przejdźmy do rzeczy neutralnych. Ten rozdział był spokojny. Może nie powinnam tak go odczuwać, ale stał się dla mnie przejściem pomiędzy jedną a drugą myślą w Twojej głowie. Czytało mi się przyjemnie i nie umiałam sobie powoli dawkować kolejnych zdań. Lecz przebrnęłam przez to na luzie, bez epilepsji i stanu przedzawałowego, co samo w sobie nie jest zaletą, ale tym bardziej nie wadą. ^^
    Jeszcze smaczek na koniec. Gdy czytałam "zeznania" Sasuke, podczas rozmowy Sakury i Orafina... troszku mnie to rozbawiło. Nie ma to jak przeżywać, niczym mrówka okres, aby tak ostentacyjnie (ale nadal pod przykrywką!) okazywać zazdrość płomienną i trwałą. =^.^= Uwielbiam! ^^
    No cóż, dostaliśmy kawałek bardzo dobrego tekstu. Nasyciłam się. Mam nadzieję, że mój komentarz Cię nie odstraszy, w późniejszych godzinach lubię nieco gorzki humor i szczerość do bólu. Aha i skrajności... łzy, śmiech i te sprawy. ^^
    Błędów nie wyłapałam. Albo wyginęły samoistnie, albo schowały się przed mym wzrokiem mordercy.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój morderco. Za komentarz dziękowałam Ci już prywatnie, ale zrobię to jeszcze raz.
      Rozdział był faktycznie jedynie przejściem z jednego taktu w drugi. Zapewniam, że kolejny będzie obfitował w wybuchy i mam nadzieję, iż nie zawiedzie Twoich i moich oczekiwań.
      Z tej sytuacji z Orafinem sama miała dużo uciechy, tym bardziej, że w ostatniej chwili zrozumiałam, po co mi ta wstawka i powiem, że bardzo dużo naprostowała jeśli chodzi o sytuację SasuSaku i ich relację. To popchnie do przodu całą fabułę i wreszcie będę mogła przejść do konkretów.

      Buziole zozole :*
      Ikula

      Usuń
  4. No to teraz ja. Mogę? Nawet, jeśli nie, to i tak będę paplać.
    Zacznę od błędów, aby później załagodzić gorycz słodyczą. Miałaś kilka brakujących przecinków, a i gdzieś zjadłaś dwie literki. W jednym miejscu gdzieś uwierała mnie składnia, ale poza tym nie było nic złego. Ta... Nie :)
    Sama fabuła była zaskakująca. Obfitowała w wiele zwrotów zachowań, podejść, zmienność otoczenia i sytuacji. Niezmiennie jednak trzymał w napięciu, co skumulowałaś pod sam koniec.
    Brakowało mi Tsezil. Zawsze kładłaś duży nacisk na relację między nią a Sakurą, a tutaj, przy tym ładunku, który nam zaserwowałaś, przydałaby się jeszcze bardziej. No, ale cóż. Na pewno w następnym rozdziale nasza kocica będzie szarpać, drapać, prychać i rozdzierać. Na pewno nie podaruje Sasuke całego zajścia, co może okazać się ciekawym pojedynkiem między nią a Mortiferem.
    Podobała mi się akcja między Sakurą a służką. Trochę uwierało mnie to, jak szybko dziewczyna zaufała Sakurze, ale możliwe, że ten nagły zwrot był 100% zamyślony i pożądany.
    Spektakl chłopca mnie urzekł. Był emocjonujący i idealnie wpasował się w fantastyczny charakter tego opowiadania. Moja pierwsza myśl po przeczytaniu tego fragmentu była taka: no, to teraz faktycznie poleciała fantastycznym stylem.
    Taniec Sasuke i Sakury był nieoczekiwany, ale w dziwny sposób post factum oczywisty. Jak zwykle obfitował w zajadłość, sarkazm i ironię. Co więcej pokazał nam, że jeszcze wielokrotnie będą się mijali w swoich zamiarach.
    Samo zakończenie mnie zirytowało, ale chyba nie mnie jedną. Chociaż powiem Ci, że nie do końca byłam pewna, czy porwanie będzie dotyczyło Sakury. Finalnie jednak okazało się tak, jak większa część mnie sądziła - to królową Esselunith porwano. Boję się, że tym manewrem sporo namieszasz między Sakurą a Sasuke, ale chyba właśnie o to chodzi.
    Cóż więcej mam do powiedzenia. Nic. Pozostaje mi czekać na ciąg dalszy Twojego opowiadania. Z niecierpliwością czekam na to, co się w Twojej głowie urodziło. Ale pamiętaj - grunt to mniejszy lub większy komfort pisarza, więc nic na siłę. Jak widzisz jesteśmy i czekamy, ale także rozumiemy, bo każdy z nas mierzy się z własnymi demonami i pokonuje własne przeszkody. Tak więc spokojnie, pisz wtedy, kiedy będziesz na to gotowa :)
    Kocham Cię i zawsze tu będę <3
    Całuję,
    .romantyczka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze się pyta, czy może. No ja nie wiem.

      Mnie również brakowało tygrysiej towarzyszki, ale jakoś tym razem nie znalazłam miejsca na jej wywody.Skupiłam się na Sakurze i Sasuke. Nie martw się, jeszcze przyjdzie na nią czas. To bardzo potrzebna postać z punktu widzenia fabuły oraz kreowania charakteru Sakury. W niemal każdym rozdziale znajduje się krótsza, bądź dłuższa wstawka poświęcona właśnie Tsezil.

      Akurat o pojedynku nie myślałam, ale podsunęłaś mi pewien pomysł. No... zobaczymy.

      Co do zaufania, jakim służka obdarowała Sakurę... Miruin to w moim zamyśle prosta, skromna dziewczyna, która ciężko pracuje, ale oprócz zapłaty nie dostaje za wysiłek dobrego słowa. Jest wręcz lżona przez pałacowych gości Uchihy, którymi często są wywyższający się ponad innych arystokraci. W końcu, gdy spotyka kogoś takiego jak Sakura, wielką, dumną królową i słyszy z jej ust słowa, których tak wyczekiwała, nareszcie czuje się doceniona. Pierwszy raz ktoś u władzy traktuje ją jak człowieka, a nie jak przedmiot. I zdaje mi się, że to wystarczyło, żeby Sakura zdobyła zaufanie tak prostej w swoich pragnieniach osóbki. Może nie udało mi się tego tak dobitnie zaprezentować i stąd Twoje wahanie.

      Cieszą mnie Twoje pochwały i słowa krytyki. Jak zwykle podskubuję w ten sposób trochę pewności siebie i jednocześnie czegoś się uczę. Będę mieć na względzie twoje rady pisząc dalej.

      Ja też Cię kocham, moja walentynko i wyczekuję z kolei Twoich rozdziałów, jednopartówek etc.

      Buziaki
      Ikula

      Usuń
  5. Witam,
    Sakura coś zaczyna czuć do Sasuke, turniej przepiękny, tak, tak lubi ją drażnić, takie coś pod okiem władcy? I co teraz...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń