19 kwietnia 2015

Rozdział XII - Zrozumienie

Przerażona Hinata wciąż nie mogła uwierzyć w to, co właśnie się stało. Przez chwilę nie docierało do niej, że zaklęcie Sakury już jej dłużej nie wiąże. Trwała w zamrożonej pozie niczym posąg, a z jej oczu obficie wypływały łzy. Kiedy zrozumiała, że przycisnęła dłoń do ust, tłumiąc szloch, zerwała się na równe nogi. Nie mogła pozwolić sobie na słabość. Przyjaciółka potrzebowała pomocy. W jednej chwili zapłonął w niej ogień ponurej determinacji. Gwałtownie rzuciła się w kierunku sali, gdzie zabawa trwała w najlepsze. Nikt oprócz niej nie zauważył koszmaru, który rozegrał się w ogrodzie.
Rozbieganym wzrokiem odszukała Naruto i podbiegła do niego na miękkich nogach. Chwyciła się silnego ramienia, by nie upaść, odtrącając kobietę, z którą tańczył. Jego dotychczasowa partnerka obrzuciła dziewczynę oburzonym, karcącym spojrzeniem zniesmaczona tak obcesowym i niekulturalnym zachowaniem, a także tym, że elfka tak bezceremonialnie ją odepchnęła. Lecz Hinata nie miała czasu, by bawić się w uprzejmości.
Naruto powitał ją zaskoczony. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może jest zazdrosna, ale poznał Hinatę na tyle, by wiedzieć, iż ma zbyt łagodne usposobienie, żeby kogoś potraktować niesympatycznie z takiego powodu. I wtedy w pełni uświadomił sobie, w jakim stanie jest jego ukochana. Po jej policzkach toczyły się ciężkie łzy, spojrzenie wyrażało obezwładniający strach i zagubienie, a ciałem wstrząsał szloch. Próbowała coś powiedzieć, ale jedynie otwierała i zamykała usta, jakby nie mogła złapać oddechu.
Całkowicie ignorując dwórkę, chwycił elfkę za ramiona i delikatnie potrząsnął.
- Hinata, co się dzieje? - Jeszcze nigdy nie ogarnął go taki niepokój, a jednocześnie bojowa gotowość. Położył dłoń na rękojeści miecza, by w każdej chwili być w stanie odeprzeć atak.
- Sakura... - wyksztusiła w końcu z trudem, a on poczuł niemal bolesną ulgę, że to nie kobiecie w jego ramionach dzieje się krzywda, ale wtem zalała go kolejna fala strachu. - Sakura... została porwana... przed chwilą... w ogrodzie. - Poprzetykane chlipaniem słowa postawiły go w pełnej gotowości do działania.
Chwycił dłoń elfki i delikatnie ją uścisnął, starając się w ten sposób dodać ukochanej otuchy i pociągnął w kierunku Sasuke. Oderwał go od tańczącej z nim kuzynki, nic nie robiąc sobie z ciskającego gromy spojrzenia, jakie mu posłała.
Uchiha od razu zrozumiał, że coś jest nie tak. Poszedł w ślady przyjaciela i chwycił za rękojeść miecza u swego boku.
- Coś się stało? - Dopiero, gdy zadał pytanie, dostrzegł zapłakaną elfkę, przytrzymującą się ramienia Naruto i to wystarczyło mu za odpowiedź. W jednej chwili przyjemna, alkoholowa mgła wyparowała z jego umysłu pozostawiając go przeszywająco trzeźwym. Groza schwyciła gardło Uchihy oślizgłą pięścią, na moment pozostawiając płuca płonące lodowatym płomieniem z braku powietrza. Jeśli królowej coś się stanie, to właśnie on zostanie oskarżony o zaniedbanie. Nie przebaczyłby sobie czegoś podobnego i to nie tylko przez wzgląd na sojusz.
- Gdzie ona jest? - warknął ostro. Choć groźba nie była skierowana do Hinaty, pozwoliła jej odzyskać jasność myślenia. Musieli ruszyć w pościg jak najszybciej. Być może od tego zależało życie Sakury.
Nie czekając na odpowiedź, szybkim krokiem ruszył ku wyjściu z sali, a Naruto wraz z dziewczyną pobiegli za nim.
- Zobaczyłam jak wychodzi do ogrodu, a za nią tych dwóch. Wojownicy. Pasowałeś ich podczas ceremonii - mówiła nieskładnie, rwanymi zdaniami, gdyż wciąż drżała od nadmiaru emocji. - Ukryłam się i chciałam spętać ich zaklęciem z zaskoczenia, ale Sakura unieruchomiła mnie swoją techniką, żeby nie zrobili mi krzywdy. Ona nie ma ze sobą broni. Skrępowali ją i ogłuszyli. Przy bramie czekały na nich konie.
Szybko przemierzyli korytarz, prowadzący do komnat mieszkalnych, gdy Uchiha z rosnącą zgrozą słuchał relacji Hinaty. Bezceremonialnie otworzył drzwi od pokoju Sakury, w którym na powrót towarzyszki cierpliwie czekała Tsezil. Zaalarmowana tak gwałtownym wtargnięciem zeskoczyła z łoża i obnażyła zęby. W pierwszym odruchu chciała rzucić się bumithriańskiemu królowi do gardła. Jednak ten pomysł momentalnie wywietrzał jej z głowy, gdy dostrzegła za jego plecami zapłakaną Hinatę. Od razu wydedukowała, co mogło doprowadzić elfkę do takiego stanu i poczuła jak palący gniew, rozgrzewa jej pierś w ponurym warkocie.
Uchiha rozejrzał się po pokoju, praktycznie nie zwracając uwagi na tygrysicę, chwycił za szczotkę leżącą na toaletce.
- Tsezil. - Pierwszy raz zwrócił się do niej tak bezpośrednio, ale nie miała mu tego za złe. - Sakura jest w niebezpieczeństwie. Idź po Mortifera. Spotkamy się przy stajni.
Tygrysica bez słowa wybiegła z komnaty, a pozostali za nią, tyle że w przeciwnym kierunku.
W stajni król kazał koniuszemu natychmiast osiodłać wierzchowca, a Naruto zagwizdał doniośle na Melope, która dzięki wyjątkowo wrażliwemu słuchowi usłyszała wołanie i po chwili wylądowała u jego boku. Uchiha zażądał również, by przyprowadzono mu ogary - nocne psy tropiące, które przypominały zwykłe wilki, ale posiadały dużo lepszy węch, słuch, a także potrafiły rozpoznawać ludzi i inne stworzenia po cieple, wydzielanym przez ich ciała.
Próbował odgonić złe przeczucia, ale nie mógł odeprzeć ich przytłaczającej fali. Taka wyprawa była bardzo ryzykowna, ale nie miał czasu, by zorganizować więcej ludzi. Musiał wystarczyć mu Naruto i ich wspólni towarzysze.
Akurat w chwili, gdy Uchiha zapoznawał ogary z zapachem królowej, zjawił się Mortifer wraz z Tsezil. Gdzieś za jego plecami Naruto gorączkowo tłumaczył coś Hinacie.
- Hinato, zostań tu proszę i czekaj na nasz powrót. Możemy potrzebować twoich zdolności medycznych. Zaalarmuj Nerahel, niech jak najszybciej do nas dołączy i bądź w gotowości.
Elfka chciała iść razem z nimi, ale ufała, że Naruto i Uchiha sprowadzą jej przyjaciółkę całą i zdrową. Pobiegła szukać smoczycy, a później znaleźć Farhela i torbę z medykamentami.
Ogary od razu złapały trop. Uchiha, Naruto, Tsezil i Mortifer popędzili za nimi.

Sakura obudziła się, czując, jak jej głowa pulsuje tępym bólem. Dłonie i stopy wciąż miała skrępowane przez grube powrozy, ale ktoś wyjął z jej ust knebel. Leżała na boku na zimnej, wilgotnej ziemi. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność, a pomieszczenie było tak ciasne, że nawet nie mogła rozprostować nóg. Łydką dotykała pokrytej dziwną, lepką mazią ściany. Wzdrygnęła się i odruchowo odsunęła od śliskiego obrzydlistwa. Zatęchłe, ciepłe powietrze dusiło płuca i przyprawiało ciało o drżenie.
Nie pamiętała, ile czasu upłynęło od porwania. Nie miała też pewności, co zrobią z nią porywacze. Wiedziała jedno: musi spróbować się stąd wydostać.
Udało jej się zebrać odrobinę wody z ziemi. Pomyślała, że gdyby odpowiednio nawilżyła więzy, może dałaby radę uwolnić ręce. W skupieniu zgromadziła więcej wody i zamoczyła sznur. W chwili, gdy poczuła pierwsze drgnięcie, do jej uszu dobiegły stłumione kroki.
Po chwili ktoś otworzył drzwi i do środka wlało się światło, na chwilę oślepiając Sakurę. Duże, szorstkie dłonie chwyciły ją w pasie i bez wysiłku przerzuciły przez ogromne ramię. Kątem oka dostrzegła ciemnobrązowe włosy jednego z porywaczy. Jej serce zatrzepotało, niczym ptak w klatce, gdy starała się ułożyć tak, by mężczyzna nie zorientował się, iż więzy są mokre. Jeśli dobrze przygotowali swoje przedsięwzięcie, mogli wiedzieć, że posługuje się magią wody.
Mężczyzna spokojnie przeszedł przez pogrążony w ponurej ciemności, długi korytarz, którego ściany oblepiał zielony śluz. Na końcu znajdowało się całkiem duże pomieszczenie. Podłoga w kilku miejscach była nierówna, a w środku znajdowało się jedynie wykute z żelaza krzesło, płonąca pochodnia i mały stolik, na którym coś błysnęło srebrnym refleksem.
Niosący ją, niczym worek kartofli, porywacz, bezceremonialnie usadził dziewczynę na krześle, zapominając o delikatności. Założył jej ręce za oparcie mebla, po czym uwolnił linę na kostkach, przytrzymując stopy przy ziemi, gdyby próbowała go kopnąć. Szarpała się, gdy przywiązywał je do nóg krzesła. Mężczyzna skończył i odsunął się w kąt, a w polu widzenia Sakury znalazł się blond włosy wojownik, który wcześniej z nią rozmawiał. Patrzyła mu odważnie prosto w oczy, chociaż wiedziała, że znalazła się w beznadziejnej sytuacji. Obydwa zbiry górowały nad nią i przewyższały siłą. Nawet, gdyby uwolniła się od krępujących powrozów, nie dałaby rady pokonać ich w pojedynkę bez broni. Zaczęła się modlić, by Hinata szybko zorganizowała pomoc.
- Jest coś, czego tak bardzo ode mnie chcecie, że musieliście porywać mnie z balu? - zapytała kpiąco, grając na zwłokę. Nie wiedzieć czemu strach i stres prowokowały u niej cięty język.
- Owszem - wymruczał niemal flegmatycznie blondyn i uśmiechnął się groźnie. - Jest coś, czego pragnę ponad wszystko. - Zaśmiał się szaleńczo na widok przestrachu błyszczącego w zielonych oczach, które uważnie obserwowały ten pokaz psychicznego niezrównoważenia.
Zadrżała, czując przechodzący po jej kręgosłupie pierwszy dreszcz strachu, jednak starała się zachować spokój, by móc zgadywać mężczyznę jak najdłużej.
Podszedł bliżej. Pochwycił jeden z długich, różowych kosmyków i zaciągnął się ich zapachem. Wciąż patrząc jej w oczy bez uprzedzenia, jednym płynnym ruchem obciął go tuż przy pobladłym policzku, wyjętym zza pasa sztyletem. Wtedy w pełni zrozumiała z jak nieobliczalnym człowiekiem ma do czynienia. Równie dobrze mógł zrobić to samo z jej gardłem.
Na moment serce w niej zamarło, by napędzone adrenaliną pogalopować jeszcze szybciej i głośniej. Przed oczami stanęła jej wizja własnej śmierci. Czy tak to miało wyglądać? Czy to ostatnie chwile tego życia? Przecież musiała jeszcze tyle zrobić, tyle przeżyć. Kochała Esselunith i była gotowa oddać za królestwo życie. Jednak nie chciała poddać się bez walki. Powtarzała sobie w myślach, że musi być odważna, ale na wszelki wypadek modliła się o szybki koniec.
Mężczyzna jakby czytał w jej myślach. Roześmiał się bowiem szyderczo, wywołując w Sakurze kolejną falę dreszczy.
- Myślisz, że zakończyłbym to tak szybko? - wyszeptał niepokojąco spokojnie. Pokręcił głową z miną mądrego dorosłego ganiącego dziecko za nieroztropność.
Zacisnęła powieki, czując jak pieką ją łzy. Próbowała opanować przyspieszony oddech. Nie mogła pozwolić sobie na panikę. Wiedziała, że to właśnie ona może zepchnąć ją z krawędzi zdrowego rozsądku, którego trzymała się tak kurczowo.
Oprawca przechadzał się tam i z powrotem, wciąż wąchając odcięty pukiel.
- Widzisz królowo, spędziłem parę ostatnich lat, planując tę zemstę. Dokładnie wszystko obmyśliłem. - Znów uśmiechnął się przerażająco, przywodząc na myśl niebezpiecznego szaleńca. Wiedziała, że nie cofnie się przed spełnieniem obietnicy. Nie miała zbyt wielkich szans, by odwieść go od tej intencji. Był chory z pielęgnowanej od lat nienawiści.
Ostentacyjnie zerknął w stronę stolika i wykonał nieznaczny ruch brodą skłaniając Sakurę, by powiodła wzrokiem w tym samym kierunku. W przytłumionym świetle pochodni dostrzegła błysk wymyślnych ostrzy stworzonych tylko w jednym celu: by zadawać ból.
Jeszcze rozpaczliwiej próbowała uwolnić ręce, lecz nie potrafiła się wystarczająco skupić. Samokontrola wymykała jej się z rąk.
- Sama twoja śmierć mnie nie zadowoli. - Spojrzał na nią z lodowatym smutkiem i obrócił w dłoni ostrze. O dziwo, Sakura rozpoznała je. Ba... był to jej własny sztylet, którym kiedyś...
Dopiero na widok pozłacanej rękojeści i elfickich runów przypomniała sobie incydent sprzed lat. Któregoś razu przyjęła na zamek pewnego pół elfa, który koniecznie chciał kształcić się na rycerza i walczyć w armii Esselunith. Oczywiście nie znalazła ku temu obiekcji. Chłopak zaczął więc szkolenie. Uczył się i robił postępy zaskakująco szybko. Dużo osób podziwiało jego zapał i determinację. Wkrótce potem dostąpił zaszczytu mianowania na rycerza. Jednak w momencie, gdy Sakura położyła mu dłoń na sercu, by odebrać przysięgę, on przystawił do jej gardła miecz. Nie wahała się ani chwili. Dla bezpieczeństwa trzymała u boku właśnie ten sztylet. Dopiero po jakimś czasie okazało się, że zamachu dokonał Bumithrianin, który wcześniej przeszedł już trening w swoim królestwie. Broń została w ciele i nigdy jej już nie zobaczyła.
- Nie miałam wtedy wyboru. Broniłam własnego życia. Nawet, gdyby ta próba zamachu mu się powiodła, zaraz zostałby zabity przez innych, znajdujących się w sali tronowej. Wybrał po prostu zły moment. - Sakura wzruszyła niewinnie ramionami, chociaż nigdy nie czuła dumy na myśl o tamtym czynie.
Twarz mężczyzny momentalnie wykrzywiła furia. Przyłożył sztylet go jej gardła. Poczuła jak ostrze podrażnia skórę. Ręka porywacza drżała, a na jego czole perlił się pot, który spłynął po skroni.
- Gdyby wszystko poszło dobrze, byłabyś teraz martwa, a mój brat żywy. Towarzyszyli mu wtedy inni, ale po tym co zaszło, nie odważyli się zaatakować.
Sakura nie dała po sobie poznać, jak bardzo zaniepokoiła ją ta informacja.
- Wystarczy mi, że zginął z twojej ręki. Obiecałem go pomścić. Powinnaś to rozumieć. W końcu straciłaś ojca. - Uśmiechnął się szerzej, gdy zobaczył jej oburzenie tym, że śmiał o tym wspomnieć. - A teraz... - odetchnął głęboko, jakby napawał się zapachem strachu i zabrał sztylet - będziesz cierpieć.
Dotąd niespokojne serce Sakury podeszło jej do gardła, a krew zaszumiała w uszach od nadmiaru adrenaliny. Nie wiedzieć czemu spokojne słowa porywacza, wywołały w niej lodowate przerażenie, jakby przeczuła najgorsze. Zapomniała o użyciu magii i zaczęła rozpaczliwie szarpać nadgarstki, ocierając je do krwi. Chciała być dzielna, chciała mieć więcej odwagi. Może gdyby walczyła o królestwo, a nie o samą siebie, poświęcenie przyszłoby jej łatwiej. Jednak w takiej sytuacji jak ta, gdy czuła się bezradna, do głosu doszły ludzkie instynkty, które skupiały się tylko na przetrwaniu.
- Najpierw pozbawię cię dumy. - W jego spojrzeniu nie znalazła już śladu po wcześniejszym gorzkim rozbawieniu, lecz sam bezlitosny chłód.
Niespodziewanie wymierzył jej siarczysty policzek. Uderzenie było tak silne, że poczuła w ustach krew, płynącą z pękniętej wargi. W oczach zakuły ją łzy upokorzenia, ale nie pozwoliła im popłynąć. On właśnie tego pragnął. Nie chciała dać mu tej satysfakcji.
- Jesteś taka delikatna - wymruczał niby ze współczuciem.
Kolejne uderzenie odrzuciło jej głowę w drugą stronę.
Sakura próbowała się wyłączyć. Znów sięgnęła umysłem do krępującego jej dłonie sznura. Jednak drwiący głos mężczyzny skutecznie przykuwał uwagę.
- Potem... - kontynuował swoją ponurą wyliczankę - pozbawię cię godności.
Opuszkami palców przejechał po różowych włosach, żuchwie, szyi, obojczyku i w końcu po jasnej piersi. Ten dotyk wywołał w Sakurze wstręt. Drgnęła zaszokowana, dokładnie poznając jego intencje. Już nie powstrzymywała łez. Nie mogła walczyć. Nie mogła uciec. Mogła tylko czekać.
- Zabiorę wszystko to, co twoje - szepnął, pochylając się nad nią tak, że czuła na szyi gorąco oddechu.
Podsunął materiał sukni do góry, aż dotknął skóry na jej udzie. Zamarła. Strach wydusił z zaciśniętego gardła zrozpaczony jęk. Zalała ją rozpacz. Wiedziała, że to ją zniszczy. Widywała już zgwałcone kobiety, którym odebrano w ten sposób dusze.
Sapnęła w panice. Naparła na krępujący ją sznur z jeszcze większą zaciekłością i poczuła, jak przez palce przepływa ciepła krew. Szamotała się na krześle, by jak najbardziej odsunąć się od jego ręki i patrzyła nań zwierzęcym wzrokiem.
Mężczyzna zdjął marynarkę, muszkę i rozpiął mankiety koszuli, by podwinąć rękawy.
- Dziś zostaniesz ladacznicą! - wysyczał z lubością.
Sakura rozpaczliwie zawołała o pomoc. Krzyczała do momentu, w którym jej głos przeszedł w rwany szloch.
Mężczyzna roześmiał się z jadowitą ironią.
- Nikt cię nie usłyszy. Jesteśmy głęboko pod ziemią. Twoi towarzysze nas nie znajdą. Pewnie nawet jeszcze się nie zorientowali, że zniknęłaś. Dotrą tu, by zobaczyć efekt mojego dzieła, ale nas już tu nie będzie.
Ułożył sztylet w dłoni i rozciął materiał sukni od dołu, odsłaniając jej zaciśnięte w udach nogi. Gdy próbowała się szarpać, wymierzył jej kolejny policzek i skaleczył skórę na udzie. Draśnięcie było płytkie, ale piekło i krwawiło, brocząc białą halkę.
- Złamię cię jak zapałkę, a później wyrzeźbię od nowa - warknął i patrząc jej wyzywająco w oczy, polizał ranę oślizgłym językiem.
Sakura zakwiliła cicho. Nie miała jak uciec. Szlochała cicho, błagając w duchu, by ten koszmar jak najszybciej dobiegł końca. Pomyślała, że jeżeli jeszcze raz przystawi jej sztylet go gardła, to sama się na niego nabije.
Mężczyzna, przy akompaniamencie dzielnie tłumionych przez królową zagryzionymi wargami jęków, rozciął gorset sukni, pozostawiając jej ciało obleczone w lichą białą halkę i bieliznę.
Przymknęła powieki w rozpaczliwej próbie użycia magii, by unieruchomić mężczyznę chociażby na chwilę. Jednak jej wysiłki spełzały na niczym. Brutalny, brudny dotyk skutecznie rozpraszał myśli.
Blond włosy porywacz podniósł ze stolika skalpel.
Znów upodlił ją uderzeniem w twarz po czym uchwycił jej ramię w żelaznym uścisku i wyżłobił w nim słowo LADACZNICA, które spłynęło krwią.
Po podziemnych korytarzach rozniósł się jej jęk.
Nagle drugi z porywaczy wyszedł z pomieszczenia, by chwilę później wrócić z rozżarzonym do czerwoności metalowym prętem.
Sakura skuliła się na krześle i zakwiliła. Rozszerzonymi z przerażenia oczami obserwowała zbliżający się do jej ciała, gorący koniec narzędzia.

Ogary zatrzymały się w miejscu, gdzie urwał się trop. Bór tonął w spokojnym mroku. Samotny wiatr otulał drzewa chłodnym, nocnym tchnieniem, wprawiając w taniec tysiące liści, które szeptały nieubrane w słowa poematy. Ten tętniący harmonią oddech puszczy nie łagodził przerażenia ani nie studził gniewu. Przeciwnie. Napinał nerwy do granic. Od kilku nieznośnie długich minut Uchiha, Naruto, Tsezil oraz Mortifer przeszukiwali poszycie w poszukiwaniu jakiś śladów, ukrytej zapadni lub zamaskowanego wejścia, ale ich wysiłki miały irytująco beznadziejną skuteczność.
Tygrysica miotała się gniewnie zatrwożona i wściekła. Panowała ciemność i choć jej zmysły nie poddawały się cieniom nocy, a Uchiha również pomógł, wyczarowując jasne ogniki, była nieznośnie bezsilna. Wiedziała, że jej towarzyszce dzieje się krzywda. Czuła to pod skórą i ogarniała ją coraz większa rozpacz.
Wtem do wrażliwych uszu tygrysicy dobiegł rozdzierający, agonalny krzyk ukochanej Sakury, który przeszył ją na wskroś. Każdy włos na jej ciele zjeżył się w gniewie i paraliżującej panice. Jeszcze nigdy tak się o nią nie bała. Zaryczała potężnie z żałości i bezsilności. Jej towarzyszka cierpiała ledwie kilka kroków dalej, a ona nie mogła ruszyć z odsieczą. Och... niech ona dostanie tych parszywych ludzi w swoje łapy. Już ona im pokaże, z kim zadarli, na czyj gniew się narazili. Zatopi kły w ich gardłach, rozedrze na strzępy i będzie patrzeć jak w ich oczach gaśnie życie. Wściekle zamachnęła się łapą, rozrzucając kolejną stertę gałęzi oraz liści.
- Tak! - wykrzyknęła tryumfalnie, gdy jej oczom ukazał się kamienny właz.
Naruto wraz z władcą od razu pospieszyli, by go otworzyć i zbiegli po schodach.
Pod ziemią panowała jeszcze gęstsza ciemność, ale na końcu długiego korytarza, z jakiegoś odległego pomieszczenia, wylewał się strumień światła. Panująca cisza sprawiła, że włosy na ciele Sasuke stawały dęba. To nie była dobra cisza. Odniósł niepokojące wrażenie, iż jest to zapowiedź czegoś bardzo złego. Gniew śpiewał w jego żyłach i kusił, by rzucić się biegiem przed siebie, ale musieli zaskoczyć napastnika skradając się. Stąpali irytująco powoli, bez słowa, tłumiąc odgłosy kroków, a nawet własnych oddechów.
Wtem ponurą, zatęchłą ciszę przeszył rwany, pełen cierpienia krzyk, który ranił duszę i wdzierał się w pamięć, by pozostać tam aż do końca, niczym poszarpana blizna.
Wszystkim nogi wrosły w ziemię i przez tę upiorną chwilę, nie byli w stanie się poruszyć. Dopiero, gdy kajdany paniki uwolniły umysł, ruszyli oszalałym biegiem, nie zważając na szczęk oręża i tupot stóp.

Pręt poraził jej nerwy nową, oszałamiającą dawką bólu. Łzy płynęły po policzkach. W jej świecie już nie istniała rzecz bardziej istotna od rozżarzonego do czerwoności żelaza, topiącego delikatną skórę. Mogła tylko krzyczeć, by uzewnętrznić agonię. Gdy w uszach przestało jej dudnić echo własnego wrzasku, dobiegł ją inny dźwięk. Rozpaczliwie łapała oddech, nie mogąc odpowiednio ucieszyć się na widok towarzyszy, którzy wpadli do pomieszczenia z groźnym warkotem i okrzykami.
Na ułamek sekundy przed tym, jak Uchiha skrzyżował ostrze miecza ze stojącym przy wejściu porywaczem, jego spojrzenie zetknęło się ze wzrokiem dziewczyny. Sakura pomyślała, że nigdy nie zapomni tego wstrząśniętego wyrazu twarzy. Nie sądziła, by cokolwiek skłoniło Sasuke Uchihę do okazania emocji tak bezpośrednio i niezakłamanie. Wciąż szokowało ją to, jak bardzo myliła się w swoich dotychczasowych osądach.
Jej oprawca upuścił pręt i dobył broni, lezącej nieopodal stolika tortur, po czym rzucił się w kierunku Naruto.
Za królem i jego towarzyszem Sakura ujrzała Mortifera i przerażoną jak jeszcze nigdy Tsezil. Tygrysica nie zwróciła najmniejszej uwagi na toczące się pojedynki, lecz podbiegła prosto do swojej towarzyszki. Jej tragiczny stan rozwścieczył ją jeszcze bardziej, ale powściągnęła go na widok szeroko rozwartych oczu ukochanej istoty. Jej twarz nigdy wcześniej nie przyjęła aż tak kredowobiałej barwy. Na skroniach perliły się krople potu, a włosy wciąż misternie zaplecione wyglądały, jakby targnęła nimi burza. Co gorsza cała drobna postać drżała i wpatrywała się w tygrysicę pustym, skamieniałym wzrokiem bez słowa, szlochu, czy jęku. Przez to wszystko serce Tsezil ogarnęła tak ogromna żałość, że chciała załkać i zaryczeć z bólu za krzywdę, którą Bumithrianie uczynili jej szlachetnej towarzyszce.
Sakura dopiero po jakimś czasie przezwyciężyła odrętwienie i stłumiła gorzkie wyrzuty sumienia na widok odważnej i walecznej tygrysicy. Gdy Mortifer uwolnił ją z więzów, wtuliła się w miękką szyję towarzyszki, by ukryć swój wstyd. Wiedziała, że ten dzień zapamięta do końca życia i nigdy nie wybaczy sobie tchórzostwa, które okazała porywaczom. Jej duma i poczucie wartości legły w gruzach. Miała się za równie szlachetną jak Tsezil, równie nieskalaną jak Esselunith, a tak na prawdę... Och, tak bardzo się myliła w tylu sprawach!
Na drugim końcu pomieszczenia rozgrywała się zacięta walka. Miecze zderzały się ze sobą z przenikliwym zgrzytem, sypiąc naokoło iskry.
Uchiha atakował swojego przeciwnika zupełnie bez litości, a ten najwyraźniej przeraził się, gdy zrozumiał, z kim walczy. Król napierał nieustępliwie, zyskując w krótkim czasie znaczną przewagę, skutecznie wykorzystując strach wojownika. Rozsierdzała go paląca wściekłość, gniew pochłaniający duszę swoją czarną pożogą. Wystarczyła mu tylko chwila, by zrozumieć, jak mocno ta żywiołowa, charakterna kobieta została skrzywdzona.
- Nikt nie ma prawa jaj tknąć, rozumiesz?! - warknął w amoku, mrożąc zdrajcę lodowatym, bezlitosnym wzrokiem. Nie przebaczy! Nie przebaczy tego zwierzęco przerażonego spojrzenia. Nie ma litości!
Naruto radził sobie wcale nie gorzej. Wygrywał, pomimo wyjątkowej determinacji porywacza, który czuł, że nie ujdzie ze starcia z życiem. Ten jednak nie zamierzał zaprzepaścić tych wszystkich lat nienawiści i pętających go myśli o zemście. Ktoś musiał zapłacić za jego krzywdę. O nie, jeszcze nie dokończył swoich spraw.
W momencie, gdy zrozumiał, że nie da rady dłużej odpierać ataków przyjaciela króla, zaśmiał się obłąkańczo, niczym stracony dawno szaleniec i zrobił coś, czego Naruto nie przewidział. Odwrócił rękojeść w dłoni, tak jakby chciał sam sobie wypruć flaki, ale zamiast tego pchnął ostrzem pod swoim ramieniem. I wtedy wszystko zamarło.
Sakura z niedowierzaniem wpatrywała się w srebrzystą stal, która niespodziewanie przeszyła plecy Sasuke Uchihy. Przez chwilę nie zrozumiała tego, co zobaczyła. W stanie jakiejś osobliwej apatii pomyślała, że król znów jakimś podstępem chce utrzeć jej nosa i naigrywa się z niej. W końcu dając się zranić, związywał jej osobę odpowiedzialnością za swoją śmierć. Ale gdy z kącika karmazynowych ust popłynęła strużka krwi, a Naruto z dzikim okrzykiem i łzami w oczach przeszył serce łotra, dotarło do niej, że to wcale nie jest ponury żart.
Mortifer podtrzymał Uchihę, zanim ten zdążył upaść. Tsezil jednym płynnym ruchem wyswobodziła się z objęć towarzyszki i ze wściekłym warkotem przegryzła gardło drugiemu z porywaczy.
Sakurze wydawało się, że cały świat zwolnił, by każdy szczegół tej przerażającej sceny dobitnie wyżłobił się w jej pamięci lepiej, niż ten rozżarzony pręt w ciele. Zapamiętała tryumf w oczach wojownika, zaskoczenie Uchihy, łzy Naruto, rozpacz Mortifera, który właśnie tracił towarzysza i bezradność  Tsezil, patrzącej z żalem. Serce dziewczyny zamarło.
Rozdarta spazmami strachu, otumaniona bólem własnych ran, dopadła go w dwóch krokach. Miecz wciąż tkwił w ciele, tamując upływ krwi, a Uchiha patrzył na nią zamroczonym wzrokiem. Mortifer podparł go tak, by miecz się nie przemieścił. Odezwało się w niej echo pielęgniarskich umiejętności, których nabyła w Akademii Esselunith, a częściowo także pod okiem Hinaty.
Dotknęła jego twarzy, z zawziętą determinacją chcąc uratować mu życie. Na moment całkiem wyparła wspomnienie tortur. Skupiła się na zadaniu, bo choćby cała Bumithria miała się zawalić, musiała mu pomóc.
- Nie, nie, nie, NIE! - powiedziała, dobitnie cedząc słowo i klepiąc go po policzku. Złapała gasnące spojrzenie i warknęła niemal wściekle. - Uchiha nie wolno ci zasypiać, dopóki nie oddam cię w ręce Hinaty. Słyszysz mnie?! Zabierzemy cię do niej, ale nie możesz zasnąć!
- Dobrze - ledwie dosłyszała cichszy od westchnięcia szept. Skinęła głową, a w jej oczach na powrót zaiskrzył ogień.
- Naruto, pomóż Mortiferowi wynieść go stąd tak, by nie przemieścić broni. Nie wolno jej wyjmować!
Naruto otarł łzy ramieniem i posłusznie pospieszył z pomocą. Zrobiłby wszystko, byleby uratować przyjaciela. Rozpacz postarzyła jego zwykle pogodną twarz.
Sakura nie spuszczała wzroku z otwartych oczu Sasuke. Z jego spojrzenia bił spokój, choć nie mógł się odezwać, by nie poruszyć przeponą. Patrzył na nią tak, jakby chciał ją pocieszyć. W tych dwóch walecznych szmaragdach widział szok, przerażenie, poczucie winy i coś, co mu się nie zgadzało. Coś bardzo niepokojącego. W tym dziwnym amoku dochodziły go różne myśli i już nie wiedział, co jest snem, a co jawą. Nie czuł bólu. Był zbyt oszołomiony. Jak przez mgłę zarejestrował, że z niezwykłą delikatnością chwyta go łapa smoka, że unosi się nad ziemią.
Lot trwał krótką chwilę. Strażnicy pomogli Naruto ułożyć króla na przygotowanym już przez Hinatę w jej komnacie stole. Elfka niemal niedowierzała, w to, na co patrzy. Sakura była w złym stanie, ale Uchiha... umierał.
- Na boku. Ostrożnie! - komenderowała z przejęciem i zdezynfekowała ręce.
Widziała w oczach przyjaciółki ogromną trwogę, ale obie nie mogły teraz o tym myśleć. Musiały wpierw pomóc królowi.
Elfka kazała mu połknąć jakieś naprędce przygotowane obrzydlistwo i po chwili poczuł się przyjemnie senny, zrelaksowany. Ostatnią rzeczą, jaką zobaczył przed odpłynięciem w niebyt, były szeroko rozwarte z przejęcia szmaragdy.
Sakura pomimo giętkich nóg, mokrych, drżących dłoni i wyczerpania wytrwale asystowała Hinacie, podobnie jak Naruto. Medyczka w mgnieniu oka przejęła kontrolę nad sytuacją. Posłała blondyna po wodę i czyste ręczniki, a Sakurze poleciła rozciąć rannemu ubranie, by odsłonić ranę. Po kawałku, z wielką ostrożnością wysuwały miecz z rany. Po każdym kolejnym centymetrze elfka leczyła krwotoki i zerwane naczynia krwionośne, tak by później mogła zająć się mięśniami i organami bez narażania organizmu na większą utratę krwi.
Sakura nieustannie jedną ręką podtrzymywała wbitą w ciało broń, a drugą zmywała z Uchihy juchę. Gdy w końcu udało im się całkiem pozbyć miecza z ciała, Farhel sfrunął na jej ramię, by poinstruować ją przy przyrządzaniu odpowiednich mikstur, które pobudzą produkcję krwi, zbiją gorączkę i zapobiegną zakażeniu. W duchu dziękowała Matce, że zdecydowała się nie odsyłać feniksa jeszcze przez kilka dni. Jego pomoc okazała się nieoceniona.
Godzinę później Sakura wciąż ważyła lekarstwa, gdy Hinata oznajmiła cicho, że uleczyła narządy wewnętrzne. Po kolejnych dwóch naprawiła mięśnie. Po następnej nerwy, a o świcie zasklepiła skórę.
Dziewczyna przez cały ten czas w duchu modliła się gorąco do Matki Natury, by ich wysiłki odniosły efekt. Nie chciała teraz o tym rozmyślać, ale martwiła się i bała jak rzadko kiedy. Tsezil już dawno przestała nalegać, by poszła odpocząć, gdy zrozumiała, że jej prośby na nic się nie zdadzą i zasnęła na podłodze komnaty obok czuwającego Mortifera. Jak przez mgłę pamiętała, że ktoś, najprawdopodobniej Naruto, narzucił na jej ramiona jakiś płaszcz, czy inny kawałek materiału. Nie dbała o to, ale najprawdopodobniej wyglądała koszmarnie w pociętej sukni, poparzona, z tym krwawym, lżącym słowem na ramieniu. To pewnie właśnie z tego powodu zasłużyła na troskę blondyna. Jednakże czuła, że na nią nie zasługuje. Myślała tylko o pogardzie dla samej siebie.
Elfka była wykończona. Zmęczenie odbiło się w cieniach na jej pobladłej twarzy i drżących rękach. Sakura wiedziała, że ta operacja pochłonęła wiele sił. Podeszła do przyjaciółki i troskliwie objęła ramieniem, na moment zamykając w uścisku. Gdyby nie ona, Uchiha już by nie żył, a tego na pewno by sobie nie przebaczyła. Poprowadziła ją do łóżka i podała posiłek, po czym z pomocą Naruto ułożyła Uchihę na plecach i wlała mu do gardła przygotowane mikstury.
Powieki Hinaty opadały coraz niżej z każdym mrugnięciem. Schwyciła jednak dłonie Sakury, które przykrywały ją pledem.
- Jeszcze ty - powiedziała słabo.
Spojrzenie dziewczyny stwardniało i zamarzło. Z zaciśniętymi ustami pokręciła głową. Rany bolały. Szczególnie oparzenia dawały o sobie dotkliwie znać, gdy ubranie dotykało skóry, ale ten ból przypominał jej o hańbie. Potrzebowała się nim nacieszyć. Ponad to Hinatę zbyt wiele kosztowało wyleczenie Uchihy.
- To może poczekać. To tylko zadrapania. Śpij - odrzekła kojącym, uspokajającym głosem i uśmiechnęła się. Nachyliła się nad czołem przyjaciółki i ucałowała je, szepcząc podziękowanie.
Hinata nie mogła dłużej ze sobą walczyć. Uspokojona zasnęła w mgnieniu oka.
Sakura zostawiła wypoczywającą elfkę i podeszła do stołu, na którym leżał mężczyzna. Zaczynała trawić go gorączka, tak jak przewidział Farhel. Jego twarz była upiornie blada. Stracił dużo krwi.
Feniks, wciąż siedzący na jej ramieniu, znów przemówił.
- Przenieś go w wygodniejsze miejsce. Za kilka godzin leki przestaną działać, będziesz musiała podać mu je znowu. Obserwuj go i zbijaj gorączkę. Jeśli coś się zmieni, daj sygnał.
Skinęła głową, a towarzysz Hinaty przeleciał do wezgłowia łóżka, zwinął skrzydła i zasnął, chowając pod nie łepek.
Sakura posłała strażnika przy drzwiach po dwóch ludzi, którzy wraz z Naruto przenieśli króla do jego komnaty i z wielką troską ułożyli w łożu. Gdy zostali sami, blondyn ostrożnie ujął jej dłonie i obejrzał zdarte nadgarstki. Rysy jego twarzy, tego dnia wyżłobione strachem o przyjaciela, pogłębiły się, nadając mu stosownej dla jego wieku powagi. Wstydziła się patrzeć w jego czyste, błękitne oczy. Widziała w nich litość, której nie chciała i na którą nie zasługiwała. Wiedziała, że się o nią martwi, podobnie jak Tsezil i Hinata, ale już nie mogła tego znieść. Dlatego nie obudziła tygrysicy, by z nią poszła. Musiała zostać sama.
- Dojdzie do siebie - obiecała ochrypłym półszeptem. Jej gardło nie doszło jeszcze do siebie po tamtych krzykach. Uśmiechnęła się lekko. - Przecież wiesz, że Hinata jest cudowna. Sama cię leczyła.
Tym razem Naruto odpowiedział jej swoim oszałamiającym uśmiechem. Jego ciało rozluźniło się, jakby zrzucił z barków ogromny ciężar. Sakura doskonale rozumiała tę ulgę.
- Tak, wiem to. - Nagle jego twarz znów stężała. - Ale co z tobą? Te tutaj... - z niezwykłą delikatnością dotknął jej ran - to pikuś w porównaniu z tymi tutaj. - Po tych słowach przyłożył kciuk do jej czoła, czym dogłębnie nią wstrząsnął. Odsunęła się od niego jak oparzona i posłała mu ostre spojrzenie, co niewątpliwie go zszokowało. Dotychczas zawsze była dla niego miła, nigdy nie widział na jej twarzy złości, czy gróźb skierowanych w jego stronę. Zrozumiał, że posunął się za daleko.
- Zaopiekuję się Uchihą. Farhel zostawił mi instrukcje. Mortifer mi potowarzyszy. Idź odpocząć. To był ciężki dzień. - Ton jej głosu brzmiał nie tyle stanowczo, co rozkazująco. Naruto nie pozostało już nic innego jak tylko poddać się i odejść, choć wciąż się o nią niepokoił. Nie wiedział, co dokładnie zaszło w podziemiach, ale domyślał się. Wystarczyło spojrzeć na jej pobladłą, poszarzałą postać. Suknia wisiała na niej w strzępach. Miała poranione nadgarstki, rozbitą wargę, opuchnięty policzek, poparzenia na nogach i rękach, a do tego to okropne słowo wycięte na ramieniu. Co jednak najgorsze, jej niezłomne dotąd spojrzenie wojowniczej dobrodziejki wyblakło i zastygło. Bez słowa komentarza skłonił się i wyszedł z komnaty przyjaciela.
Sakura omijając Mortifera wzrokiem posłała służbę po świeżą wodę i ręczniki. Przysunęła drewniane krzesło, wyłożone miękką tapicerką blisko łóżka. Wyżęła ręcznik, i z zadziwiającą dla towarzysza króla troską, ułożyła na czole Uchihy. Mantikora zrozumiała, że królowa nie zrobi Sasuke krzywdy i nie życzy sobie z nim rozmawiać. Siedzieli więc w ciszy przerywanej co jakiś czas, odgłosami przelewającej się w miednicy wody. W końcu Mortifer poddał się zmęczeniu i usnął czujnym snem. Dzięki temu dziewczyna rozluźniła się nieco.
Nie myśląc, nie czując i nie zastanawiając się, niestrudzenie zbijała gorączkę, zwilżała spierzchnięte usta i sprawdzała temperaturę ciała Uchihy. Wciąż był niepokojąco blady. Dopiero około południa gorączka spadła.
Sakura zdjęła ostatni okład, po czym magią zebrała wilgoć z jego pościeli, ubrania i bandaży, które założyła Hinata w celu usztywnienia zranionego miejsca. Tkanki, choć scalone, mogły okazać się zbyt wrażliwe na ruch.
Jakiś czas później Hinata zastała przyjaciółkę wciąż czuwającą przy królu Bumithrii. Wpatrywała się w ścianę niepokojąco pustym wzrokiem. Elfka starała się tego nie okazywać, ale stan królowej bardzo ją martwił i nie chodziło tu o rany na ciele, którymi jeszcze nie była w stanie się zająć, gdyż wciąż brakowało jej sił, ale o rany na umyśle i duszy, których, być może, nikt nigdy nie uleczy.
Ostrożnie położyła dłonie na ponuro zwieszonych ramionach królowej. Nie chciała jej przestraszyć, ale ta i tak się wzdrygnęła. Hinata udała, że nie zauważyła błysku czystego przerażenia w zielonych oczach. By zamaskować swoją troskę, przemówiła łagodnym półszeptem.
- Sakura, muszę go zbadać i podać mu leki. Na razie z nim zostanę, więc może pójdziesz się wykąpać i coś zjesz? Nie jadłaś nic od wczoraj, prawda? Musisz być głodna. Kazałam twojej służącej przygotować ci ciepłą wodę. No i Tsezil na ciebie czeka.
Sakura nie miała ochoty mierzyć się z tygrysicą, ale nie chciała wszczynać kłótni. Potrzebowała posiłku i świeżych ubrań. Zaczynała cuchnąć. Musiała też przemyć skaleczenia. Krew na nich zaschła i boleśnie ciągnęła. Bez słowa skinęła głową i ciaśniej opatuliła się płaszczem, żeby pałacowa służba nie dostrzegła, w jak fatalnym jest stanie.
Tak jak przypuszczała, w komnacie zastała zatrwożoną Tsezil. Troska i współczucie wyzierały zza jej brązowych oczu. Dwa uczucia, których tak bardzo się obawiała i które wywoływały w niej druzgocące poczucie winy.
Nie odezwawszy się do wyczekującej towarzyszki i omijając jej złocistą postać wzrokiem, rozebrała się i weszła do wody. Pot, kurz, łzy i krew nadały jej mętny kolor. Myjką ostrożnie wyczyściła skaleczone udo i wzdrygnęła się, gdy jej wspomnienia nawiedził brutalny dotyk dłoni porywacza w tym miejscu. Zamarła, niczym rażona piorunem. Odczucie było tak silne, że wręcz realne. Starając się o tym nie myśleć, zaczęła szorować nadgarstki zbyt gwałtownie. Z ran znów popłynęła krew. Piekący ból jakoś ją otrzeźwił. Zakotwiczył w rzeczywistości, która próbowała jej się wymknąć. Może to wina szoku, a może poczucia winy, bo wiedziała, że choćby miało ją to zabić, nie wolno jej zapomnieć. To była nauczka. Kara za krnąbrność, naiwność i fałszywą dumę, którą zwykła się unosić.
Gdy obserwowała spływającą z rąk juchę, w umyśle zobaczyła twarz porywacza. Grymas szaleństwa na jego twarzy... i przypomniała sobie swój strach, tamto przeświadczenie, że za chwilę spotka ją coś gorszego od śmierci. Jej dłonie zadrżały, a oddech przyspieszył. Była słaba.
Nagle zrozumiała, że Tsezil bacznie ją lustruje, więc stłumiła szloch i powściągnęła emocje.
Niewątpliwie czuła wdzięczność dla króla, że tak szybko pospieszył jej na ratunek. Wiedziała, jak wiele zaryzykował, wyruszając bez swoich wojowników, jedynie z Naruto i ich wspólnymi towarzyszami. Choć wciąż i wciąż okazywała mu swoją niechęć, uratował ją i sam został przy tym ranny. Gdyby zginął, w królestwie zapanowałby chaos i walka o tron. Z jednej strony rozumiała, że mógł kierować się sojuszem, ale z drugiej jego decyzja była zupełnie nielogiczna.
Wyszła z wody, osuszyła się i włożyła suknię, którą przywiozła ze sobą z Esselunith. Jakoś podniosło ją na duchu, że trzyma w dłoniach materiał, który wykonały szwaczki z jej królestwa.
By choć trochę uspokoić Tsezil, z ciężkim sercem, na krótki moment, wtuliła się w jej ciepłe, złote futro i podrapała za uchem. Nie chciała z nią rozmawiać, o tym, co stało się w podziemiach. Nie zasługiwała na słowa pocieszenia, które być może oczyściłyby sumienie. Poza tym wciąż nie miała odwagi patrzeć w oczy towarzyszki. Zżerał ją gorzki wstyd.
Po posiłku wróciła do komnaty Uchihy. Niechętnie zgodziła się, by tygrysica jej towarzyszyła, ale szybko zapomniała o swoim strapieniu na widok rozpromienionej twarzy Hinaty. Niespodziewanie spłynęła na nią fala ulgi.
- Wszystko poprawnie się regeneruje. Jeszcze przez jakiś czas będzie nieprzytomny, ale to kwestia tylko kilku godzin, zanim otworzy oczy. Rzecz jasna będzie musiał wypoczywać i przez następne dni leżeć w łóżku. Miał dużo szczęścia.
Sakura skrzywiła się ostentacyjnie, słysząc ostatnie słowo. Sama "szczęściem" by tego nie nazwała. Gdyby nie zdolności Hinaty, Uchiha już dawno byłby martwy. Podziękowała Hinacie i namówiła ją na dalszy wypoczynek, a sama została w komnacie z Tsezil i Mortiferem.
Panująca wewnątrz cisza ciążyła Tsezil, niczym głaz. Czuła się zagubiona z powodu zachowania towarzyszki. Nie rozumiała, dlaczego Sakura ją odrzuca i nie wiedziała, co z tym zrobić. Przewidywała, że jeśli zacznie nalegać na rozmowę, oddali się od niej jeszcze bardziej. Być może powinna poczekać, aż dziewczyna sama się przed nią otworzy, ale czy starczy jej cierpliwości? Cała sytuacja raniła ją i złościła. Kochała Sakurę, to nie mogło ulec zmianie, ale...
Poderwała się w końcu z podłogi i opuściła pomieszczenie. Potrzebowała pomyśleć z dala od tego wszystkiego. Gdy przemierzała puste korytarze, usłyszała za sobą kroki tak ciche, że nawet jej kocie uszy ledwo je wychwyciły. Bez wahania odwróciła się i skoczyła. Nie zdołała zatrzymać rozpędzonego ciała, więc z łoskotem powaliła na ziemię mantikorę. Przez chwilę była tak zaskoczona, że nie mogła drgnąć. Mortifer przyglądał się jej obnażonym zębom z lekkim rozbawieniem. Gdy dotarło do niej, że to właśnie jego ślepia się w nią wpatrują, od razu go puściła.
- Nie powinieneś się tak skradać! - warknęła nieco zażenowana swoją reakcją.
- Myślałem, że usłyszałaś, iż wyszedłem za tobą.
Prychnęła, słysząc taki spokój w jego słowach.
- Powinieneś siedzieć teraz przy swoim towarzyszu, Mortiferze. Nie martwisz się o niego?
Ponownie ruszyli ku wyjściu z pałacu.
- Nie. Już nie. Wiem, że dojdzie do siebie. Za to wczoraj naprawdę się bałem. Śmiem twierdzić, że przeżyłem najgorsze chwile swojego życia.
- Chyba wiem coś o tym - mruknęła cicho, nie zdając sobie sprawy, ile rozgoryczenia tkwi w jej tonie.
- Myślę, że twoja towarzyszka o tym wie, ale dręczy ją poczucie winy.
Zaskoczona Tsezil przystanęła w miejscu.
- Co takiego? - Z niedowierzaniem lustrowała trzy pary błękitnych oczu, które posłały jej spojrzenie pełne powagi. Zrozumiała, że wcale sobie z niej nie żartuje. - Co każe ci tak sądzić?
- Tygrysico, wystarczy spojrzeć na jej zachowanie. Myślę, że bardzo mało wiesz o tym, co dręczy twoją towarzyszkę. Rozważ to.
Po tych słowach zostawił głęboko poruszoną Tsezil i odszedł w swoją stronę.

Sakura czuwała przy Uchiha aż do zmroku. Martwiła się reakcją tygrysicy na swoje zachowanie, ale poczuła ulgę, gdy została sama. Pod wieczór podano jej posiłek i bulion, który wlała nieprzytomnemu mężczyźnie go gardła. Zmęczenie dawało jej się we znaki. Zapaliła jedną świecę, by nieco rozjaśnić mrok, który ją usypiał. Nie mogła pozwolić sobie na odpoczynek. Z jednej strony przez wzgląd na króla, a z drugiej przez własny strach. Gdy tylko zamykała oczy, tamte wydarzenia wracały do niej jeszcze bardziej wyraziste niż we wspomnieniach i przyprawiały o panikę. Chłód wkradł się do jej serca i nie pomogło nawet ciaśniejsze owinięcie się płaszczem. Kręciła się po komnacie, walcząc z ciężkimi powiekami. Po godzinie w końcu się poddała. Usiadła na krześle, podparła głowę o materac łóżka i nie wiedzieć kiedy zasnęła.

Czuł ból we wnętrzu swojego brzucha i pewnie to go wybudziło. W komnacie panował półmrok. Za oknem granat nocy powoli ustępował szarości poranka. Wywnioskował, że musi być około trzeciej w nocy. Z trudem wyłowił z pamięci wspomnienie balu i porwania...
W jednej chwili przed oczami stanął mu obraz zmaltretowanej Haruno, a w uszach zagrzmiał tamten mrożący krew krzyk. Wiedział, że nigdy nie wymaże z pamięci tamtego widoku. W jej oczach widział wtedy obłęd. Zobowiązał się do tego, że ją ochroni, a tymczasem stało się coś takiego... W dodatku był nieuważny.
Z wahaniem dotknął miejsca, które przeszyła broń. Pod palcami wyczuł materiał bandaża i ból, ale, o dziwo, nie taki jak po rozcięciu tkanek. Bardziej był to dyskomfort zrastającego się ciała. Nie miał siły zacisnąć dłoni w pięść. Domyślił się, że zawdzięcza elfiej towarzyszce królowej życie, choć jeszcze nie doszedł do siebie. Zaśmiał się gorzko z własnej głupoty i nieodpowiedzialności. Nie rozumiał, jak mógł aż tak narazić królestwo. Chociaż z drugiej strony wojna z Esselunith przyniosłaby ten sam, a może nawet gorszy efekt niż jego śmierć.
Nagle przez ciszę przedarł się jakiś szelest i ciche westchnienie u jego boku. Wstrzymał oddech i zerknął w tamtą stronę. Musiał kilka razy zamrugać, by upewnić się, czy aby nie ma przewidzeń. Na brzegu łóżka spał nie kto inny, jak Sakura Haruno we własnej osobie. Wyglądała jak udręczony anioł, wyczerpana, niewinna i delikatna bogini. Jej włosy przelewały się różową kaskadą po smukłych dłoniach i ramionach. Kilka kosmyków łaskotało jego palce. Twarz miała niespokojną, jakby dręczył ją zły sen. Była ubrana w suknię, w której chodziła po przyjeździe do Bumithrii. Niezwykle dopasowaną do jej ciała, w ciemnozielonym kolorze. Pamiętał, iż pomyślał sobie wtedy, że jak na królową nosi się bardzo skromnie. Niemniej niezależnie od stroju przywodziła mu na myśl egzotycznego, szlachetnego ptaka, który lada moment wzbije się do lotu. Jej urodzie nie sposób zaprzeczać.
Zastanawiało go, co tu robi. Powinna odpoczywać we własnym łóżku po tak ciężkich przeżyciach i cieszyć się towarzystwem swojej nieco nadopiekuńczej towarzyszki. A tym czasem... Wyglądało na to, że przy nim czuwała. Jak długo? Ile czasu był nieprzytomny? Kątem oka wypatrzył na szafce nocnej miskę po bulionie oraz małą balię z wodą i suchy kompres.
Przez chwilę w głowie miał pustkę. Słuchał jedynie ciszy i dawał ogarnąć się dziwnym uczuciom. Pierwszy raz od bardzo dawna ktoś się o niego troszczył. Wiedział, że kieruje nią wdzięczność, ale poczuł się niebywale lekko. Nie wiedzieć czemu, głęboko go to poruszyło.
Zerknął na nią ponownie i gdy tak patrzył, pochłonęła go jakaś tkliwość. Od pierwszej chwili, gdy zobaczył ją pod Śniącymi Wzgórzami i przywiodła mu na myśl eteryczne wcielenie Matki Natury, zrozumiał, że namiesza w jego życiu. Jednak nigdy nie podejrzewał jak bardzo. Kierowany tym dziwnym uczuciem delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy.
Zamarł, a chwilę później w jego żyły wystrzeliła ta sama wściekłość, co w podziemiach, gdy zobaczył jej rozciętą suknię, potargane włosy i poparzoną skórę nóg. To była ta potworna pożoga, którą czuł podczas pojedynku.
Z trudem powściągnął gniew i obejrzał ją uważniej, kierując się wspomnieniem tamtego rozdzierającego krzyku. Delikatna warga pękła i lekko napuchła, zapewne od uderzenia w twarz, a nadgarstki znaczyły ciemne pręgi.
Ostrożnie przysunął sobie jedną z jej dłoni bliżej oczu i znów musiał pohamować wściekłość. Tak jak myślał, skóra była zdarta do żywego mięsa. Znak tego, jak rozpaczliwie próbowała uwolnić się z więzów. Westchnął ciężko i pociągnął za płaszcz, który zsunął jej się z ramion.
Drgnęła i mruknęła coś niewyraźnie. Wiedział, że jeszcze chwila i otworzy oczy. Skorzystał więc z tego, że póki co jest nieprzytomna i opuszkami palców pogłaskał ją po jedwabiście gładkim policzku. Wiele razy zastanawiał się nad miękkością jej skóry, ale rzeczywistość przerosła jego wszelkie oczekiwania.
W końcu blade powieki uniosły się, odsłaniając dwa szmaragdy. Gdy zorientowała się, że nieprzytomny dotąd Uchiha wyczekująco się w nią wpatruje, poderwała się na równe nogi. Mruknęła pod nosem jakieś śpiewne przekleństwo i popatrzyła niepewnie na mężczyznę.
- Zasnęłam. Jak się czujesz? - zapytała z niekłamanym przejęciem. Wciąż była senna i otumaniona, bo z trzeźwym umysłem zapewne nie zachowałaby się wobec Uchihy tak bezpośrednio.
Dłonią dotknęła jego czoła, sprawdzając mu temperaturę, czym wywołała bezbrzeżne zdumienie mężczyzny.
- Całe szczęście nie masz już gorączki - powiedziała z wyraźną ulgą i nagle zmieniła ton na ostrzejszy. - Co ty sobie w ogóle myślałeś? Ja rozumiem: sojusz, ale na Matkę, mogłeś zginąć! Co wtedy począłby twój lud?
Sasuke przełknął ślinę i zdał sobie sprawę z suchości w ustach. Sam nie wiedział, czym się wtedy kierował. Może jego czynami sterowało przerażenie, a może jeszcze coś innego. Uśmiechnął się kwaśno.
- Bywało gorzej - wychrypiał. Okropna barwa jego głosu go zaskoczyła.
- Gorzej?! - prychnęła, a w jej oczach zaiskrzyły dobrze mu znane ogniki złości. - Prawie zginąłeś! Gdyby Hianty tu nie było... - niespodziewanie jej głos się załamał, co całkowicie wstrząsnęło Uchihą. Odwróciła się do niego tyłem i nalała z dzbana świeżej wody.
Kątem oka zauważyła, że mężczyzna próbuje się podnieść. Od razu odstawiła kubek i pchnęła go z powrotem na poduszki.
- Ani mi się waż! - syknęła ostro i choć był to wyraz irytacji, to kierował nią strach. - Hinata nie leczyła cię na darmo. Znowu chcesz zrobić sobie krzywdę? Przez jakiś czas nie wolno ci się ruszać. Magia nie może naprawić wszystkiego. Tkanki są delikatne, a tak szybkie ich wytworzenie kosztowało organizm wiele energii.
Uchiha miał szczerą ochotę wybuchnąć śmiechem. O tak, tęsknił za tym apodyktycznym tonem i ciętym językiem. Jednak nie mógł zignorować tego, ile żywego przerażenia kryje się w tych słowach.
Chwyciła drugą poduszkę.
- Wesprzyj się na mnie - oświadczyła rzeczowo i niespodziewanie przylgnęła do jego klatki piersiowej, a dłonie wsunęła pod plecy. Jej dotyk, zapach i ciepło oszołomiły go. Objął jej wątłe ciało niemal bezwiednie i pozwolił się unieść tak, by wsunęła poduszkę pod kark.
Ciężko opadł z powrotem. Nie spodziewał się, że tak niewielki wysiłek wydusi z niego tyle sił. Potrzebował dwóch głębszych oddechów, by dojść do siebie. Gdy napotkał jej spojrzenie, dostrzegł w nich ból i wyrzuty sumienia. Jednak nie pozwoliła mu patrzeć długo. Od razu podstawiła mu pod usta szklankę.
Dotyk chłodnej wody na języku wywołał pełne zadowolenia westchnienie. Za jednym razem wypił całą szklankę i kolejną.
Sakura zmarszczyła brwi.
- Tak jak myślałam, jesteś odwodniony. Próbowałam wlać w ciebie trochę zupy, ale niezwykle ciężko się z tobą współpracuje, nawet gdy jesteś nieprzytomny.
Uchiha tym razem nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się cicho. Doprawdy uwielbiał ten temperament. Dobrze było widzieć, że pozostał nienaruszony po tamtym zajściu. Wiele ludzi na jej miejscu załamałoby się. Nagle spoważniał.
Sakura odstawiła kubek i chciała wstać, by poinformować Hinatę o tym, że król się obudził. Poza tym próbowała ukryć przed sobą z jaką łatwością ten wybuch wesołości ścisnął jej serce. Jednak Uchiha przytrzymał jej palce w uścisku. Pewnie z łatwością by się oswobodziła. W końcu wciąż nie wrócił do pełni sił, ale kierowana dziwnym impulsem zatrzymała się.
- Dziękuję - rzekł szczerze, patrząc prosto w migocące w przytłumionym świetle oczy.
Pokręciła głową, zaciskając usta i mógłby przysiąc, że zobaczył wzbierające łzy, zanim odwróciła wzrok w stronę okna. Nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji. Była bardzo silną kobietą i nigdy przedtem nie dostrzegł jak krucha jest pod tą niezłomną powłoką waleczności i miłości.
- Nie, nie możesz mi dziękować. To moja wina, że tu leżysz. Nie, to ja ci dziękuję. Gdyby nie ty... gdybyś wyjechał z pałacu chwilę później... - Wciąż trzymał jej dłoń, wiec poczuł, jak zadrżała z obrzydzenia i strachu.
Znów ogarnęła go złość. Mocniej ścisnął smukłe palce. Chciał, żeby na niego spojrzała. To jej oczy zawsze mówiły mu wszystko, a teraz musiał się dowiedzieć czegoś bardzo ważnego, nawet jeśli nie zechce mu o tym powiedzieć.
- Czy oni cię skrzywdzili? - Przedłużająca się cisza napięła jego nerwy do granic, a ona wciąż na niego nie patrzyła. - Sakura!
To wzięło ją z zaskoczenia. Jeszcze nigdy nie wypowiedział jej imienia bez nazwiska, świadczącego o królewskim pochodzeniu i o tym, że tak naprawdę są wrogami. Zrozumiała, że tego wieczora zrodziła się miedzy nimi osobliwa intymność. Niemal bezwiednie rozwiązała troczki płaszcza i pozwoliła materiałowi opaść. Wstrzymując oddech spojrzała mu prosto w oczy, które rozszerzyły się w mieszaninie lodowatej wściekłości i szoku.
- Nie zdążyli - wyszeptała z bladym uśmiechem, który nie sięgnął oczu. Bała się, że gdy powie to głośniej, rozsypie się na kawałki.
Głośno odetchnął z ulgą, a jego serce zwolniło. W myślach przeklął tamtych wojowników. To co zrobili, było niewybaczalne. Zrozumiał, jak mocno ją to ugodziło, jak bardzo musiała być wtedy przerażona, ile odwagi kosztowało ją, by mu to pokazać i schować dumę w kieszeń. Dla kogoś takiego jak władca strach był niewybaczalny. Stąd też brało się poczucie winy.
Położył wciąż słabą dłoń na alabastrowym policzku. Drugą nadal trzymał jej rękę na swojej piersi.
- Chodź - szepnął i pociągnął lekko.
Zawahała się, a w jej oczach rozbłysła rozterka, ale w końcu bez słowa sprzeciwu ułożyła się u jego boku, wtulając się jak ufne dziecię. Schowała twarz w pledzie, zagłuszając wyrzuty sumienia i odganiając myśli o tym, że zdradza królestwo i swoje ideały, a on delikatnie, ze wzruszającą czułością głaskał jej włosy i skroń. Tym gestem rozgromił jej opór. Od początku z ich dwojga to ona była bezsilna. Ukryła swój rozsądek w odległym zakątku umysłu, dumę jeszcze głębiej. Właśnie takiego zrozumienia teraz potrzebowała. Takiej formy współczucia, jakiej nie mogli jej dać Tsezil, Hinata i Naruto...
Bezgłośnie załkała.
****
Autor: Ikula

19 komentarzy:

  1. O Jeżuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!...
    *pierdyliard wykrzykników później*
    Nowy rozdział! *Q*

    Rozszarpię, zabiję, zaszlachtuję, poćwiartuję! Jak ktoś mógł być na tyle zaślepiony nienawiścią, żeby zrobić coś takiego? Do tego jeszcze zwiał! A Sasuke prawie zszedł z tego świata! Bogu dzięki, że Hinata ma tak rozwinięte umiejętności medyczne... A ta końcowa scenka przyprawiła mnie o palpitacje serca! To było takie... takie piękne w swojej prostocie.
    Właściwie, w tym rozdziale nie pasuje mi tylko jedna rzecz. Mianowicie - Tsezil. Mam takie wrażenie, że coś mi tu nie gra. W końcu ona jest towarzyszką Sakury, a Sakura jej. Dlaczego więc więź między nimi w moich oczach przedstawia się równie przyziemnie, co przyjaźń królowej z Hinatą? Może za dużo naczytałam się "Eragona", ale naprawdę mi to nie pasuje. Według mojego mniemania powinny rozumieć się bez słów... Ale dobra, kończę już ten wywód ^^"

    Weny!

    Shori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, nie powiedziałabym, że ostatnia scena jest prosta. W rzeczywistości bardzo długo się nad nią męczyłam, by odpowiednio oddać chwilę bez zbytniego przerysowania zachowań bohaterów. To przełomowy moment.

      Co do Tsezil, masz rację. Relacja jej i Sakury nie jest jak ta Eragona i Saphiry. Nie wzorowałam się na niej, tworząc ten wątek w opowiadaniu. Może faktycznie za słabo zaakcentowałam jak przenikliwa jest ich więź i ilu aspektów dotyka. Postaram się lepiej wyjaśnić to w następnym rozdziale, gdy Tsezil będzie rozmyślała o chłodnym zachowaniu Sakury wobec niej samej. Więź towarzysz-towarzysz w moim opowiadaniu w rzeczywistości nie polega na tym, że jedna strona tak naprawdę matkuje drugiej, jak to przedstawił Paolini. Może można wyciągnąć takie wnioski, ale Sakura i Tsezil, to wyjątek. Ona jest królową i bardzo potrzebuje wsparcia zarówno Tsezil jak i innych, ale relacja Sasuke z Mortiferem, Naruto z Melope, czy Hinaty z Farhelem wygląda zupełnie inaczej. Towarzysze są sobie równi. Żaden nie jest mądrzejszy, bardziej doświadczony, albo wyjątkowy. Oboje mierzą się z rzeczywistością każdego dnia i odbierają, a także rozumieją ją zupełnie inaczej, gdyż są dwiema odrębnymi jednostkami. Sęk w tym, by potrafić oba te spojrzenia połączyć i czerpać z tego mądrość. W rzeczywistości więź Sakury i Tsezil jest chora, gdyż tak naprawdę nie próbują wnikliwie spojrzeć na sytuację oczami drugiej strony.
      Mam nadzieję, że Cię uspokoiłam, a twój "pierdyliard wykrzykników" bardzo mi się spodobał x)

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  2. Zdawałam Ci relacje na bieżąco, więc ogólnie wiesz, jak bardzo pochłonęły mnie te wydarzenia. A tutaj postaram się zaznaczyć, co sądzę o bohaterach, bo nie ma co się oszukiwać – każdy z nich jest potrzebny, oryginalny i ma tu swoje pięć minut.
    Hinata. Nie było jej prawie wcale, ale jak już, to z rozmachem. Pięknie pokazałaś na jej przykładzie, jak wygląda natura elfów. Dumna i opanowana, gdy trzeba ratować czyjeś kruche życie, ale załamana i przerażona, gdy w grę wchodzi osoba bliska sercu. Piękne i wzruszające.
    Mortifer. Tego było jeszcze mniej niż Hinaty, ale odegrał ważną rolę. Słowa skierowane do Tsezil były w moim mniemaniu najważniejsze w tym rozdziale – przynajmniej dla samej tygrysicy. A skoro o niej mowa, czuję rozdarcie i mam wrażenie, że dobrze ją rozumiem. Rozumiem dlaczego relacja między nią a Sakurą wydaje się taka oziębła. Mam także nadzieję, że szybko ulegnie zmianie. W końcu nie ma się o co martwić. To połączenie bratnich dusz. Więź wyjątkowa, a więc tak mocna i szczera, że obawa jest owszem – uzasadniona – ale bez mocnych fundamentów.
    Naruto. Kolejna z moich ulubionych postaci. Przekształciłaś tak wiele z kanonu, że aż to mną wstrząsnęło. No bo w końcu... poważny Naruto? Kiedyś nie umiałabym sobie tego wyobrazić. Teraz się udało i co więcej – Twój Naruto jest tak waleczny, szczery i przyjacielski oraz oddany, że nie akceptuję go w innej odsłonie. Niech pozostanie taki jaki jest. Szkoda tylko, że tak go niewiele, ale cóż... nie można mieć wszystkiego, prawda? ^^
    Sakura. Ajajajajaj... to było mocne. To było tak mocne, że aż oddziaływało jeszcze chwilę po zakończeniu porwania na mojej psychice. I to jest... wspaniałe. Czułam, jak coś rozrywa mnie od środka, gdy ją torturowali. A gdy odrzuciła płaszcz przed Sasuke, aby pokazać mu ranę i powiedzieć, że nie zdążyli jej skrzywdzić... przyznaję się. Zapłakałam. Pierwszy raz od wielu tygodni. Dawno ktoś tak brutalnie, choć pozytywnie, nie poruszył mojego serca. Ciekawa jestem jak to wszystko odbije się w rezultacie na Sakurze i co z tego wyniknie? Obym szybko dostała odpowiedź.
    CDN...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i nasza góra lodowych mięśni. Sasuke. Podziwiam Cię. Wiem, co chciałaś osiągnąć tym rozdziałem i dlaczego jest tak ważny, tak... przełomowy. Zmienia się więź między bohaterami. I chociaż jest ocieplona o jakieś... tysiąc stopni (w porównaniu do stanu poprzedniego), to Uchiha nadal jest królem i władcą. To czuć. Czuć jego charakter. To, że nadal może być bezwzględny i drapieżny, pomimo tego, co się wydarzyło. Że powoli przywiązuje się do Sakury, ale nadal jest taki, jakim go stworzyłaś. Mocny. Prawdziwy. Nieco oziębły, czasami chamski do bólu, ale ludzki. Udało Ci się zgrabnie ominąć fazę „Stanę się kimś innym, bo pierwszy raz od wielu lat poczułem dobroć”. Kłaniam się nisko!
      A co do wydarzeń... wybacz, ale muszę się wylać. Pomimo ogromu postaci które tu wrzuciłaś, oraz tego, że każdy ma wspaniały, oryginalny charakter i wręcz tętni życiem. Pomimo tego, jak dobrze wyszło Ci kreowanie psychopaty i jak dobrze to się odbiło na ogóle. Pomimo tych kropli potu, które płynęły, gdy desperacko ratowali Sakurę, a później Sasuke. Pomimo obaw Tsezil i rozbicia wewnętrznego Sakury...
      Pomimo tego wszystkiego ostatnia scena rządzi! Siedzi na złotym tronie porośniętym różnoraką roślinnością i zdaje się żyć, pulsować, krzyczeć bezgłośnie. Jest tak piękna i realna, że aż się rozpływam. Sasuke jest słodki jak dango w cukrze i miodzie, a pomimo to pozostaje sobą (wspomniane wcześniej). Udało Ci się uniknąć tego, o co się bałam. Udało Ci się uniknąć sztuczności.
      Powtarzam się, ale to nic. Ta scena była tak prawdziwa, tak naturalna i piękna... oraz do bólu słodka, że poruszyła mną jak wiatr porusza gałęziami. Bo podejrzewałam, że Twoim celem jest mocne namieszanie między tą dwójką. Piszczałam jak dziecko, bo mam do tego słabość, a z drugiej strony tak wewnętrznie cierpiałam, że nie umiem tego opisać. Nie mogę się doczekać, jak sprawa się rozwinie.
      Gdybym czytała to w lesie, moje serce otworzyłoby się bardziej na rozmowy drzew, na maleńkie, tętniące życia i śpiew ptaków. Ożyłaby magia, którą tu kreujesz. A najlepsze jest to, że ożyłaby za sprawą czegoś tak teoretycznie błahego, jak zwykłe słowa.
      Nie dajcie się zwieść. One mają wielką moc. A ten rozdział jest jednym z najlepszych, jeśli nie najlepszy, jaki napisałaś. I obym mówiła to pod każdym kolejnym. Rozwijasz się nadal i jestem z Ciebie dumna. Oraz z tego, że mogę w tym czynnie uczestniczyć.
      Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy.
      Przesyłam całusy i uściski!
      Patka

      Usuń
    2. Kochanie. Wszystkie słowa, jakie mogłabym zawrzeć w odpowiedzi już miedzy nami padły.
      Jeszcze raz serdecznie dziękuję Ci za wnikliwe analizy moich rozdziałów. Bardzo mi to pomaga. Dzięki tobie unikam karkołomnych błędów i niedomówień. Pilnujesz mnie, gdy trzeba stawiasz do pionu i motywujesz. Obie się rozwijamy i ja też jestem z Ciebie bardzo dumna. Śmiem marzyć, że dzięki Twojemu wsparciu uda mi się jednak wydać kiedyś książkę i nie porzucę tego marzenia, jak porzuciłam wiele innych.
      Moja wdzięczność się nie skończy, podobnie jak nasza przyjaźń. I wierz mi, to nie są lekkomyślne słowa. Nie mówiłabym tak, gdybym faktycznie w to nie wierzyła.

      Ikula

      Usuń
  3. Super rozdział!!! <3 <3 <3
    Już nie mogę się doczekać kolejnego... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana! Serce mi bije jak szalone!

    OdpowiedzUsuń
  5. O Jezu! *.*
    Wreszcie! Nareszcie, kuźwa, właściwe sasu-saku! <3
    Ostatnia scenka jest cudowna. Piękna. Śliczna. Cholera, nie wiem, jak mam określić tego mojego banana na twarzy i słodkie "oooooooch", które wydobyło się z moich ust. Ostatnie parę akapitów to romans w czystej postaci, ale nie zbrukany telenowelą. Mistrzostwo.
    Naprawdę dobrze wyszedł Ci opis tortur. Rzekłabym wręcz, że świetnie. I ten maraton uczuć...rozwaliłaś mnie. Autentycznie poczułam te wszystkie emocje, niemal fizycznie odczułam jej ból, czytałam z zapartym tchem i nie mogłam oderwać wzroku.
    Iku - z całą stanowczością stwierdzam, że to Twój najlepszy rozdział jak do tej pory. Akcję poprowadziłaś płynnie, bez pośpiechu, ale nie wlokłaś przez pierdyliard stron. Miało się wrażenie, że to dzieje się tuż obok, jakbyś wyglądał za okno. A nawet byłam w stanie wczuć się w każde z osobna.
    Kocham ten rozdział. Mimo, że jest w nim mnóstwo cierpienia, to i tak go kocham <3
    To tyle. Jedyne co, to nie za bardzo przepadam za Tzetzil i wolę Mortifera, ale to tylko szczegół, całkowicie przesłonięty przez całość.

    Składam pokłony,
    Lisiak.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zanim zaginiemy w ochach i achach, muszę spełnić smutną powinność wytknięcia błędów, których na szczęście nie było za wiele. Postawiłaś za dużo przecinków. To na bank. Gdzieś zamiast Ę dałaś E, ale to jest zrozumiałe przy takiej ilości tekstu – palec może się omsknąć i po prostu coś zgubić. Taka techniczna rzecz – przed końcówkami –ący; -ące itp. nie stawiamy przecinków. Gdzieś Ci się to przytrafiło. Przecinek stawiamy tylko przed –ąc lub przed pierwszym czasownikiem z podmiotem, który pojawi się po pierwszym zdaniu składowym. Kolejno, ciężko jest mi sobie wyobrazić, a co dopiero wykonać wzrok, który jest jednocześnie karcący i oburzony. Czasami gdzieś zawieruszyłaś składnię, ale nie była ona tak rzucająca się w oczy, więc nie przejmuj się tym zanadto. Generalnie jednak tekst był spójny, poprawny kompozycyjnie, dobry ortograficznie i składniowo.

    Teraz zatopię się w treści.
    Początek był wyważony. Idealnie rozegrane emocje i zachowania. „Zapłonął w niej ogień ponurej determinacji” – poetycznie brzmi świetnie, ale płomień kojarzy się z czymś żywym, nieokiełznanym, dzikim, a ‘ponury’ z jakimś spowolnieniem, otumanieniem, marazmem. Trochę się to gryzie i dopiero za którymś razem zastanowienia pomyślałam, że może samą determinację definiujesz jako ponurą. Wtedy okej. Nie rozwlekałaś samych poszukiwań, co jest niewątpliwie plusem, ale momentami nie mogłam się połapać, ile czasu faktycznie upłynęło od wydarzenia do wydarzenia. To spostrzeżenie jednak zginęło w ferworze czytania, więc również nie bierz tego za bardzo do siebie. Świetnie wprowadziłaś porywacza, jeśli analizować go pod kątem psychicznym. Trochę zaleciało mi oklepanym motywem obłąkańczego, zranionego psychola, który kolekcjonuje włosy swoich ofiar, napawając się ich przerażeniem i niemocą, ale na szczęście w odpowiednim momencie zmieniłaś go w drugą osobowość z pogranicza borderline, co IDEALNIE oddało fenomen przypadku. Brawa. Chylę czoła.
    Kolejno wywiązała się walka, kiedy wpadli jak oszalali do jaskini, gdzie walczyli dzielnie i namiętnie. Akcja ze zranieniem Sasuke była dobrym pomysłem, ale… Ale, ale, ale. Sasuke został odtransportowany przez Nerahel, która została wspomniana, ale nie poruszona podczas akcji poszukiwawczej. Ani słowa o tym, że chociażby gdzieś nad nimi krąży. Rozpętałaś akcję niczym zawodowy pisarz, a potem poślizgnęłaś się na pośpiechu. *c.d.*

    OdpowiedzUsuń
  7. *c.d.*

    Późniejsza akcja-operacja w zamku również była niesamowita, ale… Zapominamy, że Hinata i Sakura są więźniarkami. Zapominamy również, że wciąż większość odnosi się do nich z wrogością. Na wieść o niemalże śmiertelnym zranieniu króla, która straż/armia/medycy pozwoliliby, ot tak sobie, na dopuszczenie jeńca wojennego z przeciwnej strony barykady do leczenia króla? Bez względu na jego umiejętności? A nawet jeśli, to powinna być chociaż krótka debata z wątpliwościami, ale zgodą pod nadzorem kogoś z Bumithrii. Teraz coś, co mi kiedyś wypomniałaś w moim OS… Sakura była ranna. Wyczerpana fizycznie i PSYCHICZNIE. Rozumiem, że chciałaś pokazać jej hart ducha, który jest w stanie w sobie wskrzesić, pomimo traumatycznych doświadczeń, ale prawie całonocna asysta? Czuwanie? Dokumentny brak snu, tyle co w komnacie Sasuke? Pomysłami posypałaś genialnymi, to nie podlega dyskusji, ale trochę poleciałaś po bandzie, opisując to za szybko. Świetnie budowałaś emocje, genialnie wiązałaś wątki i akcje, ale kiedy już liczyłam, że będzie inaczej, Ty się gdzieś spieszyłaś. Bardzo chciałam przeczytać w jednym rozdziale o przebudzeniu Sasuke, ich pierwszej konfrontacji po tylu przełomach, ale teraz mogłabym to pragnienie poświęcić za to, żebyś połowę z tego opisała tak, jak wiem, że chciałaś to zrobić.
    Ale oto nadeszła ostatnia scena. Scena, która zwieńczyła długą drogę do zwycięstwa. Urwałaś ją w idealnym momencie i uwierz mi na słowo, dokładnie wiem, ile kosztowało Cię to zachodu, żeby ułożyć to tak idealnie, jak wyszło. Przedarłam się przez burzę wydarzeń i doznałam ukojenia. Ukojenia dopiero wraz ze słowami „Bezgłośnie załkała”. Dopiero wtedy coś, jakaś wrażliwa struna, zabrzmiała we mnie słodko-gorzkim dźwiękiem. Wtedy poczułam się spełniona i jednocześnie równie pusta, co Sakura. To mnie wgniotło. Zmiażdżyło. Sprawiło, że nie mogłam się zebrać. Ale równocześnie naszła mnie refleksja, która mówiła o łatwości zwierzenia się obcemu. Obcemu, który staje się bliski, chociaż się tego obawiamy. I czuję, że tak będzie. Ale wiem, że na to muszę poczekać. I chylę raz jeszcze czoło, że w tym nawale życia, pędzie czasu i lawinie myśli kłębiących się w głowie, zdołałaś napisać tak soczysty rozdział. Dziękuję.

    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm... to determinacja była ponura, a nie płomień.

      Nie wiem, czy się pośliznęłam, czy nie. Celowo nie opisywałam tego, że Nerahel przyfrunęła. Czasami tych głupich, rozwlekających akcję szczególików jest za dużo. To męczące opisywać każde pierdnięcie. Wyniesienie Sasuke z podziemi jest opisane z jego punktu widzenia (gdzie nie jarzy tak do końca, co się dzieje). Bohaterowie nie skupiają się na otoczeniu, tylko na sobie. Poza tym od czasu zejścia pod ziemię do wyjścia minęło trochę czasu, zważając na pojedynek. Nerahel mogła przylecieć, gdy byli pod ziemią lub gdy akurat wychodzili, wyobraźnia ma tu pole do popisu.
      Co do zranionego króla i straży... myślę, że to, o czym piszesz to byłaby już zwyczajna popisówka i cały ten tragizm wyszedłby sztucznie. Jaki strażnik widząc śmiertelnie rannego władcę z elfim medykiem (który wcześniej wyleczył przyjaciela króla) stawałby mu na drodze? Tym bardziej, że podkreśliłam już we wcześniejszych rozdziałach brak odpowiednich umiejętności medycznych wśród Bumithrian ze względu na to, że władają oni jedynie magią ognia. Myślę, że tacy bumithriańscy medycy mogliby tylko usiąść i płakać.
      Co do Sakury i jej stanu, to pisząc o asyście i niespaniu miałam na względzie adrenalinę i to, o czym napisałam później (Sakura bała się zasnąć).
      Nie wiem, może moje argumenty są niewystarczające i faktycznie masz rację, ale wydaje mi się, że jeśli chodzi o ten rozdział, to przemyślałam w nim wszystko od pierwszej litery do ostatniej, a jeśli coś wyszło nie tak jak powinno, to jest to wina mojego braku umiejętności. Nie czarujmy się, profesjonalnym pisarzem nie jestem.
      Nie mniej dziękuję ci za wnikliwą analizę. Błędy kształcą, szczególnie, gdy się je widzi.

      Pozdrowionka
      Ikula

      Usuń
  8. To już drugie twoje opowiadanie, które kończy się w takim momencie i nie ma dalej! Mam ochotę kogoś udusić. Niewykluczone, że ciebie.
    Twoje opisy są w pewnym sensie magiczne, starasz się stworzyć świat baśni i legend i według mnie w wielkim stopniu ci się to udaje. Atmosfera jest tak odczuwalna, że można sobie wyobrazić siebie w takim świecie.
    Czytam, co piszesz, już od jakiejś szóstej klasy albo pierwszej gimnazjum, a musisz wiedzieć, że teraz zaczynam naukę w liceum, więc to bardzo długo jak na mnie, bo szybko zapominam o fanfiction, o ich autorach jeszcze szybciej. O tobie myślę, że nie zapomnę tak długo, jak sama będę pisać opowiadania, bo dzięki tobie zaczęłam brać je na poważnie. Już wcześniej pisałam, ale moje prace były na takim samym poziomie, co wpisy do pamiętnika dziewczynek, które dopiero co nauczyły się pisać litery. Taaak, to dopiero wyczyn.
    Kiedyś wysłałam ci link do mojego bloga, ale nie spodziewałam się, że na niego wejdziesz, co dopiero przeczytasz moje opowiadanie, a już w ogóle nie przewidziałam, że dasz mi radę. Powiedziałaś, że piszę dziecinnie, a moje opisy wymagają dużo więcej pracy. Wzięłam sobie to do serca, jednak dziecinnie piszę do dziś. Życzyłaś mi też rozwijania swojej pasji. Twój komentarz, choć w większości mnie beształ, do dzisiaj dodaje mi energii do pisania. Jak powiedziałaś, to jest moja pasja, moje hobby i rzecz, dzięki której nie czuję się całkowicie pusta i bezużyteczna. Kiedy czytam swoje opowiadania, to widzę, że coś stworzyć jednak umiem i to sprawia, że czuję się lepiej. Moje opowiadania nie są jakieś niesamowite, nawet ich nie publikuję, ale sprawiają mi przyjemność.
    Pewnie podchodzę do tego zbyt emocjonalnie, ale musisz wiedzieć, że dawno temu byłaś dla tej jednej trzynastolatki inspiracją. I wciąż jesteś.
    Dziękuję,
    Regina

    OdpowiedzUsuń
  9. Mija już 5 miesięcy i to ma być ta dłuższa chwila... 3:)
    Jak tak można pozbawiać maturzystę jedyne rozrywki... :(
    Ikula, gdzie jesteś...!?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem w tym roku maturzystką. Poza tym nie napisałam już nic od maja. Chyba dogoniła mnie rzeczywistość.

      Usuń
    2. Witaj, siostro! :P Tak czy owak współczuję nam obu, ale mam dla Ciebie pocieszenie. Jeśli piszesz rozszerzony polski to masz gwarantowane 100% i nie mówię tu o podstawie... ;) Masz talent i powinnaś go wykorzystywać... (Chociażby by uszczęśliwiać innych i pisać cudownego bloga :P ;) :D ) Tak naprawdę to właśnie jest odskocznia od rzeczywistości, bo wszyscy czytelnicy kiedy to czytają to znajdują się w świecie, który Ty, Ikula, stworzyłaś.
      Oczywiście nauka i przyszłość w prawdziwym świecie jest ważniejsza niż w fikcyjnym Armagedonie, świecie relaksu, ale też nie rezygnuj z tego co daje Ci (chyba, że się mylę) i innym tak wiele frajdy...
      Tak więc powodzenia w nauce i trzymam mocno kciuki za moją ulubioną blogerkę i bohaterkę na co dzień... :D (OMG! Nie wiedziałam, że jestem taką lizuską... ;) :P )
      I dzięki, że procenty skoczyły!!! :* :* :*

      Usuń
    3. Heh. Akurat piszę rozszerzoną chemię i biologię. ^^
      Procenty podskoczyły i skaczą dalej. W wolnych chwilach dopisuję po kawałeczku. Mam nadzieję, że nie wyszłam z wprawy. To w dużej części Twoja zasługa. Ale również zasługa mojej tęsknoty za pisaniem, która w końcu wygrała. Dzięki temu, że napisałaś te kilka słów, pomyślałam sobie, że może nie warto spisywać tego opowiadania na straty. Także to ja dziękuję Tobie.

      Usuń
  10. Witam,
    chcieli na niej dokonać zemsty, reakcja była szybka i w porę zdążyli, bo mogło być jeszcze gorzej... ta troska... podoba mi się..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń