Służba
pozdrawiała ją, kłaniając się nisko, gdy w szaleńczym tempie pokonywała na
grzbiecie tygrysicy kolejne korytarze.
Deszcz wciąż
bębnił doniośle w wielkie szyby, a niebo z każdą chwilą ciemniało od
kotłujących się, granatowych chmurzysk. Zbierało się na prawdziwą burzę. Po
chwili pałac rozbłysł od światła pierwszej błyskawicy.
Sakura lubiła
burze. Szczególnie te w środku lata, ale ta napawała ją jakimś dziwnym
niepokojem, jakby swoim łomotem obwieszczała tragedię. To właśnie, dlatego
królowa zdecydowała się odwiedzić Sfinksa.
Rzadko to robiła.
Nie była przesądną osobą i nie lubiła złowróżbnych, dwuznacznych przepowiedni. Jednakże
tym razem chciała skorzystać z jego mądrości, która mogła się teraz bardzo
przydać.
Sfinks był jedyną
tego typu istotą na Terrathii, gdyż jego gatunek dawno wymarł. W przeszłości sfinksy
zamieszkiwały Pustynię Isi-Sum. Do 3453 roku dotrwał tylko jeden egzemplarz,
którego wiele lat wcześniej uwięził w zamku jeden z poprzednich władców
Esselunith.
Sfinks wtargnął
wtedy do miasta i zaczął je niszczyć, a także zabijać ludzi. Cudem udało się go
powstrzymać. Po schwytaniu został zmuszony do podpisania cyrografu, który
zobowiązywał go do dożywotniej służby królestwu Esselunith za wyrządzone
krzywdy. Dokument był wyjątkowy, stworzony siłą magii i jeśli sfinks
kiedykolwiek złamałby jedno z jego postanowień, straciłby życie w strasznych
męczarniach. Tylko władca posiadał możliwość uwolnienia go z niewoli, ale
Sakura nie zamierzała tego zrobić. Sfinks był istotą niesamowicie potężną i na
pewno zapragnąłby zemsty za lata niewoli. Poza tym posiadał nieskończoną wiedzę
na wiele tematów i znał też sposoby, by patrzeć w przyszłość. To właśnie na tę
ostatnią, szczególną umiejętność Sakura liczyła teraz najbardziej. Chociaż
przepowiednie zawsze były niejednoznaczne i nieraz trzeba było doczekać
odpowiednich wydarzeń, żeby zrozumieć ich sens, to Sakura zamierzała sięgnąć
każdego sposobu.
Sakura wraz z
Tsezil w końcu dotarła do wejścia do podziemia. Pod zamkiem znajdowała się sieć
korytarzy: pomieszczenia dla służby, pałacowa kuchnia, lochy, schrony i
więzienie sfinksa - biblioteka.
Dziewczyna
stanęła na własnych nogach. Zarówno wejście jak i rozświetlone pochodniami
korytarze były zbyt niskie, by mogła przebiec je na towarzyszce. Z głębi
dochodziły odgłosy krzątania się służby.
Lochy zostały
ulokowane w najdalszej części korytarzy i odgrodzone żelaznymi kratami od
reszty podziemia. Obecnie nikt w nich nie stał na straży, gdyż nie było kogo
pilnować i to było powodem do dumy.
W Esselunith
wszystkie spory i kwestie łamania prawa Sakura rozwiązywała osobiście. Sporadycznie
skazywała kogoś na pobyt w lochach, a jeśli już to nie na długo. Rzadko
zdarzały się poważne przestępstwa jak kradzieże, czy morderstwa. Esseluńtczykom
żyło się dobrze. Królowa bardzo się o to troszczyła.
Biblioteka
znajdowała się w odosobnionym korytarzu, który tłumił dźwięki tak, żeby nie
zakłócały spokoju sfinksa.
Sakura zatrzymała
się przed pięknymi, rzeźbionymi przez elfy drzwiami. Były zaczarowane tak, że
tylko królowa mogła je otworzyć wejść do środka. Biblioteka zawierała bowiem
drogocenne zbiory ksiąg i zwojów.
Dziewczyna
dotknęła drewna i skrzydła otworzyły się, nie wydając przy tym najcichszego
dźwięku.
Sakura i Tsezil
weszły do środka, a gdy przekroczyły próg, drzwi zamknęły się z powrotem.
Wnętrze
biblioteki oświetlały magiczne, zimne ogniki wyczarowane przez sfinksa,
zawieszone pod sufitem. Nie można było tu używać zwykłego ognia, w związku z
ryzykiem pożaru.
Sakura mijała z
tygrysicą długie rzędy wysokich regałów z imponującą ilością ksiąg. Nie leżały
tu jednak kłaczki kurzu, a w powietrzu nie unosił się charakterystyczny dla
takich miejsc zapach stęchlizny. Może i sfinks był istotą cyniczną, samolubną i
wredną, ale o bibliotekę dbał, jak o samego siebie. Rozglądały się, szukając go
między zbiorami, ale najwidoczniej przebywał w innej części biblioteki, gdzie
miał swoją komnatę.
Tutaj nie było już
drzwi, a jedynie łuk i pojedynczy schodek.
W środku ściany
podpierały Szafki zapełnione różnorakimi, dziwacznymi instrumentami magicznymi
i składnikami mikstur, które stały równiutko, pozamykane w słoiczkach i
fiolkach. Sakura stanęła naprzeciwko kamiennego podestu, wyścielonego miękkimi
poduszkami, na których to leżał sfinks. Gdy istota dostrzegła przybyszów,
oderwała się od studiowanego przez siebie zwoju i podniosła się z siedziska.
Zeskoczyła z podestu. Jej lwie łapy uderzyły miękko w jedwabny dywan, a ogon
rozbujał się na boki.
Sfinks była
żeńskim sfinksem, lwem z piersią i głową kobiety. Jej nastroszone, gęste
złocistorude włosy przypominały grzywę. Istota wysunęła dwa pazury i ostrożnie
poprawiła sobie okulary, które zsunęły jej się z nosa. Nie można było dostrzec
u niej siwizny ani zmarszczek. Chociaż przeżyła już ponad pół tysiąclecia,
wciąż wyglądała bardzo młodo, jakby dopiero skończyła 30 lat.
- Ach… królowa
Sakura. Spodziewałam się ciebie drogie dziecko. - Sfinks uśmiechnęła się
groźnie swoimi spiczastymi zębami.
Sakura wzdrygnęła
się na ten gest.
Sfinks podobnie
jak Ikuto traktowała Sakurę z góry, bez odpowiedniego szacunku. Dlatego też nie
ukłoniła się dziewczynie. Jako wiekowe stworzenie, uważała ludzi, szczególnie
tak młodych, za szczenięta i sama oczekiwała szacunku.
- Witaj Sfinks. -
Sakura przyłożyła dłoń do piersi w pradawnym pozdrowieniu, a Sfinks
odpowiedziała tym samym bez większego zaangażowania. Jej miedziana sierść
zalśniła.
Sakura, podobnie
jak inni władcy nie znali imienia Sfinks. Ponoć miała jakieś, ale wierzyła, że
imiona mają wielką moc i nie powierzyła go nikomu. Dlatego też Sakura nazywała
ją po prostu „Sfinks”.
- No i oczywiście
Tsezil. - Tu spojrzała krytycznie na tygrysicę. Od zawsze jej nie lubiła. W jej
opinii Tsezil za bardzo obnosiła się ze swoją bezpodstawną dumą. Do tego
zazdrościła tygrysicy niesamowitej urody, siły i przede wszystkim wolności.
Sfinksy nie miały
szlachetnej natury. Cechowały się ogromną przebiegłością i egoizmem. Były
okropnymi zazdrośnikami, pełnymi pychy i dumy, co było widać w każdym geście,
słowie, a nawet w tonie głosu.
- Witaj sfinksie.
- Tygrysica przywitała się jedynie z grzeczności i użyła wobec istoty zwrotu w
męskiej osobie, a tego ta nie lubiła. Tsezil nie dość, że nie lubiła Sfinks, to
jeszcze kompletnie nie miała do niej zaufania. Wiedziała, że nie cofnie się
przed niczym, byleby tylko odzyskać wolność.
- Co cię do mnie
sprowadza drogie dziecko? - zapytała niemal z matczyną troską, jednak tak
protekcjonalnie, że Sakura nie dała się zwieść. Ugryzło ją to, że pomimo iż
skończyła już dwadzieścia trzy lata i dawno przestała być dzieckiem, Sfinks
wciąż ją tak nazywała. Wiedziała, że stworzenie traktuje tak każdego, kto nie
ukończył przynajmniej pięćdziesiąt lat, więc zagryzła zęby i kontynuowała grę sfinksa.
Istota znała powód wizyty Sakury, ale lubiła chełpić się swoją mądrością.
- Czyżbyś nie
wiedziała Sfinks? - zapytała dziewczyna, udając zaskoczenie.
Sfinks roześmiała
się niemal mrukliwie. Gdyby miała ręce, zapewne klasnęłaby w nie radośnie.
- Oczywiście, że
wiem - odparła z szatańskim uśmiechem, po czym odwróciła się od swoich gości i
zaczęła szperać w swoich szafkach. - Gdzie to jest… - mruczała do siebie
poirytowana. Samotność zdecydowanie jej nie służyła.
Kiedy w końcu
odnalazła to, czego szukała, zakrzyknęła radośnie - Tu jesteś! - po czym
usadowiła się na swoim podeście.
- Chodźcie tu do
mnie - poprosiła okazując swoją wyższość. To nie ona podchodziła do władców,
tylko oni do niej.
Jej uśmiech
pogłębił się, gdy Sakura wypełniła polecenie, a Sfinks odkryła przed jej
wzrokiem dużą, kryształową kulę.
- Została
wykonana przez mojego przodka z kryształu górskiego - pochwaliła się i nagle
zmieniła swój ton na tajemniczy i groźny. - To potężny magiczny przedmiot.
Pokaże ci przyszłość, do której obecnie dążysz i którą kreujesz podejmowanymi
decyzjami. Oczyść myśli i skup się na tym, co chcesz zobaczyć. Jednakże wiedz,
że wiedza na temat przyszłości może być równie przydatna, co niebezpieczna.
Sakura zawahała
się. Bursztynowe oczy patrzyły na nią ostrzegawczo, jednak ciepły oddech Tsezil
na karku dodał jej odwagi.
Przymknęła
powieki oddając się na moment medytacji. Skoncentrowała się na pytaniu i kiedy
była już pewna, że jest odpowiednie, otworzyła oczy.
Z początku nic
się nie działo. Kula była wciąż martwą, mlecznobiałą bryłą z kwarcu. Sakura już
nawet zaczęła wątpić w jej magiczną moc i straciła nadzieję, że cokolwiek
zobaczy. Chciała zaalarmować sfinksa, ale nagle mgła wewnątrz kamienia
zakotłowała się i rozsunęła, ukazując obrazy. Jej wnętrze wybuchło kolorami i
całkowicie zaabsorbowało Sakurę. Jej serce łomotało niespokojnie w piersi.
Tsezil nie było
dane zobaczyć tego, co widziała dziewczyna, więc z każdą chwilą niepokoiła się
coraz bardziej. Pokaz dłużył się w nieskończoność, a oczy jej towarzyszki
zrobiły się wielkie jak spodki.
- Co ty zrobiłaś?
- warknęła w końcu Tsezil i kłapnęła zębami w kierunku sfinksa.
Istota skrzywiła
się gniewnie na taki bark szacunku i skierowane w jej stronę bezpodstawne
oskarżenie.
- Ja nic nie zrobiłam.
Ona tylko ogląda to, co chciała zobaczyć. Cierpliwości! - powiedziała ostro.
Tygrysica
posłusznie uzbroiła się w cierpliwość i zamiast kłócić się ze Sfinks, poddawała
wnikliwej analizie każdy wyraz twarzy Sakury.
Dziewczyna w
ogóle nie słyszała tej wymiany zdań. Przerażająca wizja pochłonęła ją bez
końca. Kiedy w końcu kula zamarła i ponownie stała się matowa, Sakura nie mogła
przestać się w nią wpatrywać. Sparaliżował ją strach. Aż zamarło w niej serce,
a ciepło odpłynęło z rąk, zostawiając je lodowate i wilgotne.
Przeżyła koszmar
zanim jeszcze się zaczął. Właśnie sprawdziły się jej najgorsze obawy.
- Wszystko dobrze
złotko? - zapytała Sfinks z udawaną troską. Umiała doskonale kamuflować emocje,
ale miała przemożną ochotę się uśmiechnąć, ba… chciała się śmiać tak głośno,
żeby całe Esselunith ją usłyszało.
Istota doskonale
wiedziała, co królowa zobaczyła w kuli i jak bardzo nią to wstrząsnęło.
Widziała to samo wcześniej. Znała też inną wersję przyszłości, do której
pytanie królowej nie dotarło. Żeby dobrze korzystać z kryształowych kul, trzeba
bowiem wiedzieć, czego można się spodziewać w odpowiedzi.
Sakurze nie udało
się jeszcze otrząsnąć z szoku. Spojrzała na sfinksa ze łzami w oczach.
Sfinks zgodnie z
cyrografem, nie mogła czynić szkody królowej i królestwu, musiała wypełniać
wszystkie polecenia władców Esselunith, ale Sfinks wiedziała już od dawna, jak
odzyskać wolność, nie łamiąc paktu. Czekała jedynie na dogodną okazję, która
właśnie się przydarzyła.
- Pamiętaj, że
jesteś kowalem własnego losu i tylko od twoich decyzji zależy przyszłość. To,
co zobaczyłaś wcale nie musi się wydarzyć. - Czarowała rozedrganą dziewczynkę.
Odgarnęła pieszczotliwie jej włosy i przyjęła matczyny wyraz twarzy. -
Wystarczy tylko ruszyć głową. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. -
Doskonale wiedziała, że Sakura chłonie teraz każde jej słowo.
Królowa przez
moment rozważała słowa Sfinks, po czym bez słowa przyłożyła dłoń do piersi i
wyszła z biblioteki. Musiała wszystko sobie dokładnie przemyśleć.
Zaniepokojona
Tsezil odwróciła się, żeby ruszyć za Sakurą, ale zatrzymał ją głos Sfinks.
- Pilnuj jej
dobrze. Niedługo będzie tego bardzo potrzebowała. Może stać się coś całkiem
niespodziewanego - powiedziała, pyszniąc się ogromem swojej wiedzy. Wiedziała,
że rozzłości tym tygrysice.
- Ty przebiegły
wężu - wywarczała, a tekowe oczy zapłonęły dziką wściekłością. - Z pewnością
zamierzyłaby się na podłą istotę, ale powstrzymywała się dzielnie w obawie
przed reakcją Sakury. - Wiem, że coś knujesz. Nie pozwolę ci zrealizować twoich
planów. Będziesz gnić w tej bibliotece do końca swoich dni. Już się o to
postaram.
Tsezil
spodziewała się, że jej słowa urażą Sfinks. Miała obsesję na punkcie swojej
niewoli. Dlatego tygrysicę zadziwiło i zmartwiło, że istota zachowała spokój.
Sfinks podeszła
dumnie do Tsezil i spojrzała jej wyzywająco w oczy.
- Mogę cię
zapewnić, że jesteś w błędzie. Wkrótce się przekonasz kocinko, że mam rację.
Wszystkich czeka coś gorszego od starcia z Bumithrią. Wtedy zrozumiesz, że
lepiej jest mieć mnie po swojej stronie.
Słowa sfinksa zaniepokoiły
tygrysicę jeszcze bardziej. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wtedy usłyszała
głos Sakury.
- Tsezil?! -
wołała już z korytarza.
W ostateczności
Tsezil fuknęła tylko gniewnie i posłała Sfinks groźne spojrzenie.
- Już jestem
Sakuro - powiedziała, gdy tylko napotkała spojrzenie towarzyszki.
Sakura
uśmiechnęła się smutno. Czuła się fatalnie, ale nie chciała martwić tygrysicy.
W jej głowie klarował się już pewien pomysł i to, czy odpowiednio uda jej się
zwieść czujność Tsezil zależało od jego powodzenia.
Tsezil była
bardzo ciekawa tego, co takiego Sakura zobaczyła w kuli i jaki może mieć to
związek z przestrogami Sfinks. Obawiała się, że istota zwodzi królową i przez
to dziewczyna uczyni coś głupiego. Tygrysica zrobiła się bardzo podejrzliwa.
Żałowała, że nie próbowała odwieść Sakury od odwiedzenia biblioteki. Jednakże
nie naciskała. Znała Sakurę i wiedziała, że jeśli nie zechce powiedzieć, to
żadna siła jej nie przekona.
Wyszły w końcu z
ciemnego podziemia. Tygrysica źle się tam czuła, dlatego poczuła ulgę.
- Tsezil,
przyprowadzisz do mnie Hinatę? Będę u siebie - jej głos był łagodny, ciepły i
zdecydowanie zbyt spokojny. Tygrysicy nie podobało się zachowanie Sakury. W
komnacie była wstrząśnięta i zdruzgotana, a teraz nagle taka zmiana…
Tygrysica przez
chwilę się zawahała, ale w końcu nic nie powiedziała. Skinęła jedynie łbem i
pobiegła w kierunku zielarni. To tam zazwyczaj przebywała Hinata. Wiedziała, że
Sakura nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby zaszkodzić królestwu, ale bała
się, że będzie chciała zrobić coś niebezpiecznego dla samej siebie. Obawiała
się, że dziewczyna nie cofnie się przed niczym w obronie Esselunith.
Sakura została
sama i postanowiła z tego skorzystać. Wbiegła do swojej komnaty. Miała
świadomość, że musi przygotować do wojny i królestwo i siebie.
Wyjęła czysty,
pachnący pergamin, a z szuflady biurka wyszperała gęsie pióro i fiolkę
atramentu. Kiedy zapełniła stronicę, złożyła na końcu swój królewski podpis i
zabezpieczyła zwinięty dokument pieczęcią z gorącego wosku.
Zdążyła akurat
ukryć pismo, gdy w drzwiach zjawiła się zziajana elfka o długich, granatowych
włosach, spiętych w gruby warkocz i pięknej, krągłej sylwetce, za którą dałaby
się pokroić niejedna kobieta. Liliowe oczy medyczki lustrowały przyjaciółkę z
troską. Sakura rzadko wzywała ją do siebie. Zazwyczaj osobiście składała jej
wizyty. Granatowo włosa bardzo się zaniepokoiła, gdy zamiast Sakury pojawiła
się u niej Tsezil. Tygrysica kroczyła spokojnie za Hinatą.
Sakura wiedziała,
że Tsezil jest równie zaniepokojona. Nigdy nie ufała Sfinks i bała się, że
wiekowa istota ją okłamała, ale tym razem było inaczej. Dlatego dziewczyna na
razie nie mogła wtajemniczyć w to swojej towarzyszki. Obawiała się, że
tygrysica będzie starała się ją powstrzymać.
- Dziękuję ci
Tsezil - powiedziała ze ściśniętym gardłem, wypraszając tygrysicę z komnaty.
Bardzo nie lubiła mieć przed nią tajemnic i wiedziała, że to urazi jej dumę.
Gdy Tsezil
wychodziła, Sakura czuła na sobie jej wnikliwy, przeszywający wzrok. Drzwi zamknęły
się i dziewczyna od razu odwróciła się w stronę Hinaty. Feniks siedzący na jej
ramieniu, przyglądał się królowej równie palącym spojrzeniem. Jego pióra
mieniły się ogniście wszystkimi odcieniami złota, pomarańczu i czerwieni.
Sprawiały wrażenie, że płoną.
Feniksy były
rzadkością na Terrathii. Garstka ukrywała się jeszcze w Górach Skalistych wśród
smoków, ale większość wymarła lub została wytępiona przez Bumithrian. Ich pióra
i łzy stanowiły cenny i niezwykle trudny do zdobycia składnik magicznych mikstur.
Feniksy składały jaja raz na 4 lata, a pisklęta wykluwały się z nich zazwyczaj
dopiero po roku.
Z tego, co Sakura
wiedziała o Farhelu, nie był zbyt wygadanym stworzeniem, ale posiadał ogromną
wiedzę medyczną, która bardzo przysłużyła się królestwu.
Sakura usiadła na
swoim wielkim łożu i zaprosiła gestem Hinatę do siebie.
Znały się od
małego i mogły na sobie polegać w każdej sprawie. Ich przyjaźń nieco różniła
się od więzi Sakury z Ikuto, czy Tsezil. Można ją było nazwać kobiecą.
Hinata była
daleką kuzynką Sakury i z tego tytułu mieszkała na zamku od urodzenia. Ojciec
dziewczyny zginął w tej samej bitwie, co król Hirashi. To głównie to tak bardzo
zbliżyło je do siebie. W dodatku wychowana przez matkę Hinata była bardzo
nieśmiałą i cichą osobą, co czyniło z niej idealną przeciwwagę dla energicznej,
wybuchowej i bezpośredniej Sakury.
- To, co mam ci
do powiedzenia, nie może wyjść poza naszą trójkę. Ciebie też to dotyczy
Farhelu.
Ptak spojrzał na
Sakurę złotymi oczami i skłonił lekko ptasi łepek, ale nic nie odpowiedział.
- Hinata,
będziemy wiedziały na razie jedynie my. Nie mogłam powiedzieć nawet Ikuto i
Tsezil. Liczę, że mnie wesprzesz.
Oczy Hinaty
otworzyły się szeroko. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby elfka wiedziała o
czymś, o czym nie wie tygrysica, czy centaur.
- To ma związek z
jutrzejszą wyprawą. Jak wiesz armia Bumithrian stacjonuje przed Śniącymi
Wzgórzami i najprawdopodobniej szykuje się, aby zaatakować zamek.
Hinata skinęła z
powagą głową. Już od kilku dni szykowała zioła oraz mikstury z innymi
zielarzami i medykami, żeby przygotować się odpowiednio do leczenia rannych.
- Odwiedziłam
dzisiaj Sfinks.
Hinata skrzywiła
się niedyskretnie. Miała wątpliwą przyjemność poznać ową istotę.
- Zobaczyłam tę
bitwę.
Z twarzy Sakury
zeszła maska opanowania. Zacisnęła powieki i przyłożyła dłonie do skroni. Na
samo wspomnienie zadrżała.
- Sakura… ja bym
jej nie ufała. Wiesz jaka jest przebiegła. Nie cofnie się przed niczym bylebyś
tylko ją uwolniła, a ty masz dobre serce. Może znów coś uknuła? - zasugerowała
nieśmiało.
- Nie ufam -
powiedziała hardo, uspokajając nieco Hinatę. - Wiem, jaka jest Sfinks, ale ufam
swoim zmysłom. Wiem jak działają kryształowe kule. Ich nie da się kontrolować.
Nie chcę dopuścić do tej wersji przyszłości, którą ujrzałam.
- Było aż tak
źle? - zapytała tym razem z trwogą, a głos jej zadrżał. Powiedzmy, że elfka nie
należała do najodważniejszych ludzi, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba, poszłaby
za Sakurą w ogień.
- O wiele gorzej
niż źle. Dużo gorzej - wyszeptała, czując napływającą do oczu wilgoć.
Hinata
zaczerpnęła głęboko powietrza. Jeśli Sakura miała w oczach łzy, co zdarzało się
tak rzadko jak deszcz na pustyni, to sytuacja musiała być krytyczna.
- Wiesz, że
zawsze będę cię wspierać. Zawsze będę po twojej stronie, niezależnie od tego,
co postanowisz. Wszędzie za tobą pójdę i wszystko dla ciebie zrobię -
zakomunikowała z mocą, chwytając Sakurę za rękę dla podkreślenia swoich słów.
Królowa spuściła
wzrok na swoje dłonie. Doskonale o tym wiedziała. Tak naprawdę liczyła właśnie
na wierność Hinaty. Czuła się przez to źle, jakby wykorzystywała dobroć elfki.
W końcu ona tyle dla niej zrobiła, a Sakura? Co Sakura wnosiła do tej
przyjaźni?
- Wiem i o to
chcę cię prosić. Eh… mam z tego powodu potężne wyrzuty sumienia. To może być
misja samobójcza.
Hinata uniosła
wysoko brwi zaintrygowana i wytężyła słuch. Skinęła ręką, żeby Sakura mówiła
dalej. Może i strach sprawił, że lekko drgnęła jej powieka, ale była w stanie
go przełamać.
Sakura mówiła
półgłosem. Wiedziała, że ściany mają uszy, a Tsezil krąży gdzieś w pobliżu.
Kiedy skończyła,
Hinata miała mętlik w głowie i była kompletnie wstrząśnięta. Jednak jak
powiedziała wcześniej, nie zamierzała się wycofać.
- A co z armią? -
zapytała w końcu po chwili.
- Wyruszymy razem
z nią. Podróż i tak zajmuje pięć dni. Z resztą, nie martw się o to. To już mój
problem.
Po pożegnaniu z
Sakurą, Hinata pobiegła się spakować. Królowa również zaplanowała wziąć
najważniejsze rzeczy. Nie wiedziała czego może się spodziewać, jeśli jej plan
zadziała.
Zanim położyła
się spać, wraz z Tsezil odwiedziła obozy pod zamkiem.
Namioty były
mokre od deszczu, który przeszedł we mżawkę. Jednak wojownikom nie
przeszkadzało ani to, ani gwałtowne ochłodzenie, które spowodowała burza.
Zbijali się w grupki przy ogniskach i głośno dyskutowali, jedząc i pijąc.
Panowała dobra atmosfera. Ludzie byli raczej rozochoceni przed bitwą i
pozdrawiali ją z uśmiechem.
Na obrzeżach
obozu dostrzegła ogromne, pokryte łuskami cielska. Smoki. Nie było ich wiele.
Naliczyła pięć zielonych, dwa złote i jednego błękitnego. Domyśliła się, że to
głównie towarzysze tutejszych krasnoludów i elfów, bo błękitne smoki wolały
życie w jaskiniach. Nie latały zbyt dobrze, preferowały nocny tryb życia i
rzadko brały udział w bitwach.
Zasmuciło to
Sakurę ogromnie. Żadnego kryształowego i czarodziejskiego. Nie rozumiała tego.
Do tej pory żyła z nimi w pokoju. Wszystkie rasy smoków żyjących na Esselunith,
zobowiązywały się do pomocy militarnej w przypadku wojny.
Dostrzegła za to
ogromne ilości gryfów, pegazów i mówiących zwierząt, które robiły naprawdę
ogromny raban.
- Nie jest
najgorzej - podsumowała ich wyprawę Tsezil, gdy były już same.
- Owszem -
zgodziła się Sakura, ale nie z tego powodu polepszył jej się nastrój. Już
wiedziała jak rozwiązać ich problemy.
Pierwszy raz od
tygodni kładła się z lekką głową. Wiedziała, że musi jej się udać.
Nazajutrz o
świcie wszyscy byli już gotowi do wymarszu.
Sakura i Tsezil
zostały ubrane przez służbę w swoje zbroje, wykonane przez najlepszych krasnoludzkich
kowali. Dziewczyna wzięła ze zbrojowni swój elficki łuk oraz kołczan ze
strzałami. Do pasa przypięła pochwę z mieczem.
Cieszyła się, że
wreszcie pozbyła się niewygodnej sukni, na którą byłą skazana w zamku. Zamiast
niej miała teraz na sobie wygodne spodnie i bluzkę. Lubiła ten strój, bo nie
ograniczał jej ruchów.
Tygrysica
ostrzyła jeszcze pazury, gdy Sakura zakomunikowała, że muszą już iść.
Poza murami
miasta panowało ogromne zamieszanie. Odgłosy tysiąca rozmów roznosiły się w
powietrzu.
Sakura dosiadła
swojego siwego, królewskiego konia. Rzadko z niego korzystała. Jednakże Tsezil
nie mogła sobie pozwolić, żeby ją wieźć całą drogę. Musiała być w pełni sił i
gotowa do walki.
Pół godziny
później setki gryfów, pegazów i innych walecznych, latających stworzeń wzbiło
się w powietrze. Ich skrzydła załopotały tworząc razem piękną symfonię
dźwięków. W ziemię uderzyło ponad osiemdziesiąt tysięcy końskich kopyt,
wprawiając ją w drżenie, które poczuli ludzie w mieście. Na samym końcu z zamku
wyruszyła służba, wozy z namiotami i ciągnięte przez tury katapulty.
Sakura razem z
Tsezil szły na przedzie orszaku, ale szybko zostały wyprzedzone przez centaury
i jednorożce, które aż paliły się do bitwy.
Nagle tuż u jej
boku zjawił się Ikuto i uśmiechnął się do niej zdawkowo.
- Nareszcie sięgasz
mi wyżej niż do piersi - powiedział, prowokując ją.
Chciała trzepnąć
go w ucho, ale w porę uskoczył. Nie zezłościła się na niego. To było bardziej
na żarty, tak zaczepnie. Zdarzało się, że naprawdę ją irytował, ale dziś jej
opanowania nie mógł zbić nawet on.
- Spokojnie
królowo, przyszedłem tylko zdać raport, a ty już się na mnie zamierzasz -
poskarżył się z udawanym szacunkiem i oburzeniem jednocześnie.
Sakura zaśmiała
się, kręcąc głową. Oprócz wprowadzania jej w stan rozdrażnienia, Ikuto posiadał
zdolność do poprawiania jej humoru.
- Więc go złóż
dowódco mojej armii - zaczęła uroczyście, ale zaraz zmieniła ton. - A tak poza
tym, to jeszcze cię nie uderzyłam, ale zaraz możesz dostać jak tak bardzo
chcesz - zaświergotała wręcz słodko, serwując mu przy tym tak kokieteryjne
spojrzenie, że centaura zamurowało.
Ikuto jeszcze
nigdy nie słyszał u swojej przyjaciółki takiego tonu. Odchrząkną i ciągną dalej
oficjalnym, sztywnym głosem, jak przystało na prawdziwego dowódcę.
- Jak
zapowiadałem w nocy, dołączyły nowe jednostki centaurów.
Sakura nadstawiła
uszu z zainteresowaniem.
- Nie szykuj się
na niesamowite liczby. Jakieś pięć stad, trzystu pięćdziesięciu wojowników.
Dziewczyna
skinęła głową z uznaniem, chociaż to faktycznie nie było zbyt wiele.
- Dziękuję za
raport.
- To nie
wszystko.
Sakura
zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela pytająco.
- Przyleciało
kilka smoków.
Królowa zerknęła
w niebo i policzyła największe sylwetki. Było ich blisko dwadzieścia.
Znów do jej głowy
wkradły się pytania i zmartwienie.
- Strasznie
upierdliwe są te zielone jaszczurki. Nic tylko by wszystkich pożerały, albo
paliły. Agresywne.
Wiedziała o tym.
Zielone i złote smoki w rzeczywistości były jednym gatunkiem. Zielony smok, gdy
nabierał dojrzałości, zrzucał łuskę i zmieniał ją na złotą - twardszą.
Dojrzewanie trwało długo. Czasami nawet pięćdziesiąt lat. Im młodszy smok tym
większą popędliwością się cechował. Dlatego to ich zawsze było najwięcej na
polu walki. Nikt nie atakował z taką zaciętością, jak one. Podobnie sytuacja
miała się w przypadku czerwonych i czarnych bumithriańskich smoków.
Pokiwała Ikuto
głową, a ten odjechał do swoich centaurzych braci.
Sakura zauważyła,
że nie ma przy niej Tsezil. Wypatrzyła ją chwilę później wśród grupy mówiących
gepardów, panter, pum, jaguarów, tygrysów, tygrysów benguickich i innych
kotowatych. Dziewczyna chciała pozwolić nacieszyć się przyjaciółce ich
towarzystwem. Rzadko zdarzała się ku temu okazja.
Już pół godziny
po wymarszu weszli w gęsty las. Praktycznie cała Terrathia była nimi
porośnięta. Sakura dostrzegła między pniami driady, które zaalarmowane hałasem
opuściły swoje posterunki. Driady, inaczej nimfy drzew, nie były ani ludźmi,
ani duchami. Przyjmowały kształt młodych dziewcząt. Strzegły przyrody: leczyły
drzewa i zwierzęta, pilnowały leśnej harmonii. Mówiono o nich, że są córkami
samej Matki Natury. Wzdrygały się przed przemocą i nigdy nie włączały do bitew.
Kilka
odważniejszych, młodszych driad włączyło się w pochód i zaczepiało wesoło
idących. W ich włosach zieleniły się liście drzew. Kolor ich skóry był
bladozielony, a ich suknie wyglądały jak uplecione z trawy i zielonych witek.
Miały ciekawską
naturę. Swoją delikatną, dziewiczą urodą czarowały wielu wędrowców. Jednakże
nie rozumiały ludzkich uczuć. Kochały tylko las.
Pod wieczór armia
dotarła do Wąwozu Mae. Ziemia nagle opadała w dół. Po prawej stronie mieli
pustynię Isi - Sum, a po lewej Góry Skaliste. Wokół niektórych szczytów krążyły
małe punkciki - smoki. W górskich jaskiniach miały swoje gniazda.
W czasie marszu
cały czas dołączały nowe oddziały centaurów. Mimo, że nie były to niezliczone
stada, to wszystkich podnosiło to na duchu.
Trzeciego dnia opuścili
wąwóz. Już podczas obrad w zamku ustalono, że nadłożą drogi i przejdą wzdłuż
granicy pustyni. W taki sposób chcieli zaskoczyć wrogą armię. Dzięki
narzuconemu żwawemu marszowi było bardzo prawdopodobne, że dotrą na miejsce
szybciej niż przewidywano. Pod wieczór czwartego dnia wędrówki znaleźli się
zaledwie kilkanaście kilometrów od Śniących Wzórz.
Sakura musiała zacząć
działać.
Wieczorem, gdy
już wszyscy posnęli, udała się do namiotu Gwerna. Przedtem ubrała ciepły
płaszcz, który dzięki kapturowi, skutecznie ukrył w ciemności jej tożsamość.
Wiedziała, że im mniej świadków tym lepiej.
Dwóch krasnoludów
pilnowało królewskiego namiotu, ale strażnicy wpuścili ją, gdy tylko uchyliła
poły, okrywającego ją materiału.
Gwern ostrzył
właśnie swój topór i niewątpliwie szykował się do snu. Wnętrze rozświetlała
jedynie jedna świeca.
Sakura
uśmiechnęła się ciepło, gdy krasnolud podniósł wzrok.
- Dobry wieczór -
przywitała się uprzejmie półgłosem.
Król nie ukrywał
zaskoczenia, ale przyjął Sakurę jak zwykle serdecznie.
- Królowo, co cię
do mnie sprowadza o tak późnej porze? - zapytał, wskazując jej krzesło.
Dziewczyna przez
moment zwlekała z odpowiedzią. Jeszcze raz przewertowała w myślach wszystkich
kandydatów, ale zaraz stwierdziła, że to najlepszy wybór, jakiego mogła
dokonać. Miała świadomość, że mimo wszystko nie uniknie niewygodnych pytań.
- Wiem, że może
nie powinnam się z tym do ciebie zwracać, ale mam małą prośbę. - Specjalnie
zaczęła nieśmiało, sprawdzając dobrą wolę krasnoluda.
- Proś o co tylko
chcesz. - Gwern szczerze lubił Sakurę. Poniekąd traktował ją jak własną córkę,
której nigdy nie miał. Wierzył w nią i ufał jej szlachetnej duszy.
Sakura wyjęła
zwój, który przygotowała jeszcze na zamku.
- To jest bardzo
ważny dokument i nie mam go komu powierzyć. Chciałabym, abyś go przechował lub
w razie potrzeby przekazał mojemu przyjacielowi Ikuto. Bardzo mi na tym zależy.
- Ostatnie zdanie zaakcentowała, wpatrując się mu w oczy.
Krasnolud
zmarszczył czoło i ściągnął brwi, ale ostrożnie przyjął pismo.
- W razie jakiej
potrzeby, kochana? - zapytał podejrzliwie.
Sakura przełknęła
ślinę, bo zaschło jej w ustach ze zdenerwowania.
- W razie mojej
śmierci na polu bitwy lubi niezdolności do dalszego sprawowania rządów z powodu
odniesionych ran lub uwięzienia.
Sakura nie lubiła
kłamać. Nie była w tym wprawiona i choć w takich sytuacjach starała się o
logiczne wytłumaczenia, zazwyczaj miały jakieś luki.
- Czemu sama mu
go nie dasz?
- Sakura spuściła
spojrzenie. No właśnie… schowała dłonie w połach płaszcza, by przypadkiem nie
zdradziło ją ich drżenie.
- Obawiam się, że
nie przyjąłby go - wydukała w końcu bezładnie. - Gwernie, proszę. To dla mnie
naprawdę ważne.
- No dobrze -
ugiął się i schował dokument za pazuchę, chociaż nie stracił podejrzliwości.
Wpatrywał się w dziewczynę, próbując ją przejrzeć. Czyżby do tej pory miał o
niej błędną opinię?
- Planujesz
uciec?! - Bardziej oskarżył ją niż zapytał zupełnie wstrząśnięty.
Sakurę to
oburzyło i zniesmaczyło.
- Nie! Na Matkę.
Gwernie, o czym ty mówisz? Nie mogłabym zrobić czegoś takiego! Czy ty mnie nie
znasz?! - Ostro odparła zarzuty, a w jej oczach zapłonął gniew, jaki rzadko
można było u niej zobaczyć.
Król aż spłonął
lekkim rumieńcem, którego nie było widać przez gęstą brodę. Zrobiło mu się
przykro i zalały go wyrzuty sumienia. Dziewczyna miała rację. Wiedział, że już
nigdy nie wysunie w jej stronę podobnych opinii.
- Chciałabym ci
podać powód, ale nie mogę. - W końcu zdecydowała, że kłamstwa do niczego ich
nie zaprowadzą. - Obiecuję, że to nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Robię
wszystko dla dobra Esselunith, jak zawsze.
Sakura chciała
już odejść, gdy Gwern chwycił ją za ramię. Szczere słowa królowej sprawiły, że
wreszcie pojął.
- Męczeństwo to
szlachetna rzecz, ale zawsze równa się szaleństwu - powiedział intensywnie
przeszywając ją spojrzeniem.
Sakurze serce
podeszło do gardła. Nie sądziła, że krasnolud okaże się aż tak mądry.
- Gwernie, puść
mnie. Proszę cię jedynie o przechowanie lub dostarczenie tego dokumentu. Nie
chcę niczego więcej.
Krasnolud spełnił
prośbę Sakury, ale wciąż rozważał jej słowa i zachowanie. Nie miał pojęcia, co
ta dziewczyna planuje, ale miał pewność, że te działania nie przyniosą korzyści
jej samej.
Sakura niemal
wyskoczyła z namiotu. W duchu łajała się za swoją decyzję. Równie dobrze mogła
dać zwój Virasirowi, Mirasirowi, albo któremuś z poddanych. Musiała jednak mieć
pewność. Wiedziała, że krasnolud mimo wszystko spełni jej życzenie. Może zaczął
coś podejrzewać, ale wierzył w nią.
Hinata z Farhelem
i przyprowadzona przez elfkę Tsezil, czekali już przy jej namiocie. Tygrysica
była bardzo zaskoczona, że została wezwana o tak późnej porze. Na dodatek
zielarka nie chciała wyjawić jej powodu.
- Sakura, o co
chodzi? Czemu nie śpisz? - Do towarzyszki królowej powróciły obawy związane z
wizytą u Sfinks.
- Ponieważ idę
spotkać się z Sasuke Uchihą.
****
Rozdział dodaję z lekkim poślizgiem. Miałam problemy w dostawie internetu. Życzę miłej lektury.
Hah! Ja już miałam niewątpliwą przyjemność komentować, a nawet poprawiać to cudeńko. Mam nadzieję, że mój tuning coś zadziałał :)
OdpowiedzUsuńZaskakujesz. Wciąż, w każdym rozdziale zaskakujesz. Znam ich jeszcze kilka i to od podszewki, ale doskonale wiesz, o co Cię męczę :D
Ostrzegam, że jak się rozleniwię to potem osiądę jak waleń na mieliźnie :P
Pozdrawiam Cię gorąco i czekam na III i sama Ty wiesz na co. ^^
Wyciągająca rękę
.romantyczka
Ach... Twój tuning jest boski. Dobrze wiesz, jednak i tak za jakiś czas znów do tego zajrzę i stwierdzę, że coś jest nie tak i trzeba to naprostować.
UsuńZaskakuję, mówisz. Zobaczymy ;)
Chwytająca rękę
Ikula
Rozdział jest cudowny :D Jestem bardzo ciekawa co takiego Sakura zamierza zrobić po spotkaniu z Sasuke? Nie wydaje mi się aby to było dobrą decyzją jednak już nie mogę się doczekać ich spotkania ;) Zastanawiam się jak ono przebiegnie? Sasuke nie jest osobą z którą przyjdzie jej łatwo negocjować. Opowiadanie z każdym rozdziałem robi się coraz ciekawsze a romantyczka swoimi komentarzami rozbudza moją ciekawość jeszcze bardziej :D Nie mam pojęcia jak wytrwam do kolejnego rozdziału :) Mam nadzieję,że nie będziemy musieli zbyt długo czekać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Oj tak, spotkanie Sasuke i Sakury... intrygujące, bardzo tajemnicze i pełne emocji. Cóż... czas pokaże. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę ;)
UsuńPozdrawiam ciepło
Ikula
Wow, zaczyna się dziać. Czuje się trochę oszukana, bo przed nami - czytelnikami - też zataiłaś przepowiednię, pheh! To nie fair. I weź tu człowieku teraz się domyśl, po co ta Sakura idzie do Sasuke. Ej ej! A może, może, może chodzi o to coś co nadchodzi od Prologu? Moja wyobraźnia ruszyła, to źle, szlag, bo się nakręcam, a nie wiem kiedy kolejny rozdział przeczytam :C Tak bardzo brak czasu...
OdpowiedzUsuńSumując: piszesz świetnie, a akacja się rozkręca. Podoba mi się coraz bardzie, mimo tych wszystkich kolorowych, fantastycznych stworów :D
Pozdrawiam!
Haha, cieszę się, że mimo wszystko zostałaś i dalej śledzisz tę historię. I tak, stworów dużo, ale dziać też się dzieje, więc.
UsuńCieszę się, że skłoniłam Cię do przemyśleń i powiem, że jesteś jedyną osobą, która przynajmniej o pół kroku zbliżyła się do rozwiązania zagadki tego opowiadania. Me ukłony. No przecież Prolog to ważna rzecz... :D
Pozdrawiam
Ikula
Witam,
OdpowiedzUsuńciekawy, Sakura, podjęła decyzje o spotkaniu się z wrogiem, ale ciekawe co takiego zobaczyła...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie