3 marca 2014

Rozdział II - Sfinks

Służba pozdrawiała ją, kłaniając się nisko, gdy w szaleńczym tempie pokonywała na grzbiecie tygrysicy kolejne korytarze.
Deszcz wciąż bębnił doniośle w wielkie szyby, a niebo z każdą chwilą ciemniało od kotłujących się, granatowych chmurzysk. Zbierało się na prawdziwą burzę. Po chwili pałac rozbłysł od światła pierwszej błyskawicy.
Sakura lubiła burze. Szczególnie te w środku lata, ale ta napawała ją jakimś dziwnym niepokojem, jakby swoim łomotem obwieszczała tragedię. To właśnie, dlatego królowa zdecydowała się odwiedzić Sfinksa.
Rzadko to robiła. Nie była przesądną osobą i nie lubiła złowróżbnych, dwuznacznych przepowiedni. Jednakże tym razem chciała skorzystać z jego mądrości, która mogła się teraz bardzo przydać.
Sfinks był jedyną tego typu istotą na Terrathii, gdyż jego gatunek dawno wymarł. W przeszłości sfinksy zamieszkiwały Pustynię Isi-Sum. Do 3453 roku dotrwał tylko jeden egzemplarz, którego wiele lat wcześniej uwięził w zamku jeden z poprzednich władców Esselunith.
Sfinks wtargnął wtedy do miasta i zaczął je niszczyć, a także zabijać ludzi. Cudem udało się go powstrzymać. Po schwytaniu został zmuszony do podpisania cyrografu, który zobowiązywał go do dożywotniej służby królestwu Esselunith za wyrządzone krzywdy. Dokument był wyjątkowy, stworzony siłą magii i jeśli sfinks kiedykolwiek złamałby jedno z jego postanowień, straciłby życie w strasznych męczarniach. Tylko władca posiadał możliwość uwolnienia go z niewoli, ale Sakura nie zamierzała tego zrobić. Sfinks był istotą niesamowicie potężną i na pewno zapragnąłby zemsty za lata niewoli. Poza tym posiadał nieskończoną wiedzę na wiele tematów i znał też sposoby, by patrzeć w przyszłość. To właśnie na tę ostatnią, szczególną umiejętność Sakura liczyła teraz najbardziej. Chociaż przepowiednie zawsze były niejednoznaczne i nieraz trzeba było doczekać odpowiednich wydarzeń, żeby zrozumieć ich sens, to Sakura zamierzała sięgnąć każdego sposobu.
Sakura wraz z Tsezil w końcu dotarła do wejścia do podziemia. Pod zamkiem znajdowała się sieć korytarzy: pomieszczenia dla służby, pałacowa kuchnia, lochy, schrony i więzienie sfinksa - biblioteka.
Dziewczyna stanęła na własnych nogach. Zarówno wejście jak i rozświetlone pochodniami korytarze były zbyt niskie, by mogła przebiec je na towarzyszce. Z głębi dochodziły odgłosy krzątania się służby.
Lochy zostały ulokowane w najdalszej części korytarzy i odgrodzone żelaznymi kratami od reszty podziemia. Obecnie nikt w nich nie stał na straży, gdyż nie było kogo pilnować i to było powodem do dumy.
W Esselunith wszystkie spory i kwestie łamania prawa Sakura rozwiązywała osobiście. Sporadycznie skazywała kogoś na pobyt w lochach, a jeśli już to nie na długo. Rzadko zdarzały się poważne przestępstwa jak kradzieże, czy morderstwa. Esseluńtczykom żyło się dobrze. Królowa bardzo się o to troszczyła.
Biblioteka znajdowała się w odosobnionym korytarzu, który tłumił dźwięki tak, żeby nie zakłócały spokoju sfinksa.
Sakura zatrzymała się przed pięknymi, rzeźbionymi przez elfy drzwiami. Były zaczarowane tak, że tylko królowa mogła je otworzyć wejść do środka. Biblioteka zawierała bowiem drogocenne zbiory ksiąg i zwojów.
Dziewczyna dotknęła drewna i skrzydła otworzyły się, nie wydając przy tym najcichszego dźwięku.
Sakura i Tsezil weszły do środka, a gdy przekroczyły próg, drzwi zamknęły się z powrotem.
Wnętrze biblioteki oświetlały magiczne, zimne ogniki wyczarowane przez sfinksa, zawieszone pod sufitem. Nie można było tu używać zwykłego ognia, w związku z ryzykiem pożaru.
Sakura mijała z tygrysicą długie rzędy wysokich regałów z imponującą ilością ksiąg. Nie leżały tu jednak kłaczki kurzu, a w powietrzu nie unosił się charakterystyczny dla takich miejsc zapach stęchlizny. Może i sfinks był istotą cyniczną, samolubną i wredną, ale o bibliotekę dbał, jak o samego siebie. Rozglądały się, szukając go między zbiorami, ale najwidoczniej przebywał w innej części biblioteki, gdzie miał swoją komnatę.
Tutaj nie było już drzwi, a jedynie łuk i pojedynczy schodek.
W środku ściany podpierały Szafki zapełnione różnorakimi, dziwacznymi instrumentami magicznymi i składnikami mikstur, które stały równiutko, pozamykane w słoiczkach i fiolkach. Sakura stanęła naprzeciwko kamiennego podestu, wyścielonego miękkimi poduszkami, na których to leżał sfinks. Gdy istota dostrzegła przybyszów, oderwała się od studiowanego przez siebie zwoju i podniosła się z siedziska. Zeskoczyła z podestu. Jej lwie łapy uderzyły miękko w jedwabny dywan, a ogon rozbujał się na boki.
Sfinks była żeńskim sfinksem, lwem z piersią i głową kobiety. Jej nastroszone, gęste złocistorude włosy przypominały grzywę. Istota wysunęła dwa pazury i ostrożnie poprawiła sobie okulary, które zsunęły jej się z nosa. Nie można było dostrzec u niej siwizny ani zmarszczek. Chociaż przeżyła już ponad pół tysiąclecia, wciąż wyglądała bardzo młodo, jakby dopiero skończyła 30 lat.
- Ach… królowa Sakura. Spodziewałam się ciebie drogie dziecko. - Sfinks uśmiechnęła się groźnie swoimi spiczastymi zębami.
Sakura wzdrygnęła się na ten gest.
Sfinks podobnie jak Ikuto traktowała Sakurę z góry, bez odpowiedniego szacunku. Dlatego też nie ukłoniła się dziewczynie. Jako wiekowe stworzenie, uważała ludzi, szczególnie tak młodych, za szczenięta i sama oczekiwała szacunku.
- Witaj Sfinks. - Sakura przyłożyła dłoń do piersi w pradawnym pozdrowieniu, a Sfinks odpowiedziała tym samym bez większego zaangażowania. Jej miedziana sierść zalśniła.
Sakura, podobnie jak inni władcy nie znali imienia Sfinks. Ponoć miała jakieś, ale wierzyła, że imiona mają wielką moc i nie powierzyła go nikomu. Dlatego też Sakura nazywała ją po prostu „Sfinks”.
- No i oczywiście Tsezil. - Tu spojrzała krytycznie na tygrysicę. Od zawsze jej nie lubiła. W jej opinii Tsezil za bardzo obnosiła się ze swoją bezpodstawną dumą. Do tego zazdrościła tygrysicy niesamowitej urody, siły i przede wszystkim wolności.
Sfinksy nie miały szlachetnej natury. Cechowały się ogromną przebiegłością i egoizmem. Były okropnymi zazdrośnikami, pełnymi pychy i dumy, co było widać w każdym geście, słowie, a nawet w tonie głosu.
- Witaj sfinksie. - Tygrysica przywitała się jedynie z grzeczności i użyła wobec istoty zwrotu w męskiej osobie, a tego ta nie lubiła. Tsezil nie dość, że nie lubiła Sfinks, to jeszcze kompletnie nie miała do niej zaufania. Wiedziała, że nie cofnie się przed niczym, byleby tylko odzyskać wolność.
- Co cię do mnie sprowadza drogie dziecko? - zapytała niemal z matczyną troską, jednak tak protekcjonalnie, że Sakura nie dała się zwieść. Ugryzło ją to, że pomimo iż skończyła już dwadzieścia trzy lata i dawno przestała być dzieckiem, Sfinks wciąż ją tak nazywała. Wiedziała, że stworzenie traktuje tak każdego, kto nie ukończył przynajmniej pięćdziesiąt lat, więc zagryzła zęby i kontynuowała grę sfinksa. Istota znała powód wizyty Sakury, ale lubiła chełpić się swoją mądrością.
- Czyżbyś nie wiedziała Sfinks? - zapytała dziewczyna, udając zaskoczenie.
Sfinks roześmiała się niemal mrukliwie. Gdyby miała ręce, zapewne klasnęłaby w nie radośnie.
- Oczywiście, że wiem - odparła z szatańskim uśmiechem, po czym odwróciła się od swoich gości i zaczęła szperać w swoich szafkach. - Gdzie to jest… - mruczała do siebie poirytowana. Samotność zdecydowanie jej nie służyła.
Kiedy w końcu odnalazła to, czego szukała, zakrzyknęła radośnie - Tu jesteś! - po czym usadowiła się na swoim podeście.
- Chodźcie tu do mnie - poprosiła okazując swoją wyższość. To nie ona podchodziła do władców, tylko oni do niej.
Jej uśmiech pogłębił się, gdy Sakura wypełniła polecenie, a Sfinks odkryła przed jej wzrokiem dużą, kryształową kulę.
- Została wykonana przez mojego przodka z kryształu górskiego - pochwaliła się i nagle zmieniła swój ton na tajemniczy i groźny. - To potężny magiczny przedmiot. Pokaże ci przyszłość, do której obecnie dążysz i którą kreujesz podejmowanymi decyzjami. Oczyść myśli i skup się na tym, co chcesz zobaczyć. Jednakże wiedz, że wiedza na temat przyszłości może być równie przydatna, co niebezpieczna.
Sakura zawahała się. Bursztynowe oczy patrzyły na nią ostrzegawczo, jednak ciepły oddech Tsezil na karku dodał jej odwagi.
Przymknęła powieki oddając się na moment medytacji. Skoncentrowała się na pytaniu i kiedy była już pewna, że jest odpowiednie, otworzyła oczy.
Z początku nic się nie działo. Kula była wciąż martwą, mlecznobiałą bryłą z kwarcu. Sakura już nawet zaczęła wątpić w jej magiczną moc i straciła nadzieję, że cokolwiek zobaczy. Chciała zaalarmować sfinksa, ale nagle mgła wewnątrz kamienia zakotłowała się i rozsunęła, ukazując obrazy. Jej wnętrze wybuchło kolorami i całkowicie zaabsorbowało Sakurę. Jej serce łomotało niespokojnie w piersi.
Tsezil nie było dane zobaczyć tego, co widziała dziewczyna, więc z każdą chwilą niepokoiła się coraz bardziej. Pokaz dłużył się w nieskończoność, a oczy jej towarzyszki zrobiły się wielkie jak spodki.
- Co ty zrobiłaś? - warknęła w końcu Tsezil i kłapnęła zębami w kierunku sfinksa.
Istota skrzywiła się gniewnie na taki bark szacunku i skierowane w jej stronę bezpodstawne oskarżenie.
- Ja nic nie zrobiłam. Ona tylko ogląda to, co chciała zobaczyć. Cierpliwości! - powiedziała ostro.
Tygrysica posłusznie uzbroiła się w cierpliwość i zamiast kłócić się ze Sfinks, poddawała wnikliwej analizie każdy wyraz twarzy Sakury.
Dziewczyna w ogóle nie słyszała tej wymiany zdań. Przerażająca wizja pochłonęła ją bez końca. Kiedy w końcu kula zamarła i ponownie stała się matowa, Sakura nie mogła przestać się w nią wpatrywać. Sparaliżował ją strach. Aż zamarło w niej serce, a ciepło odpłynęło z rąk, zostawiając je lodowate i wilgotne.
Przeżyła koszmar zanim jeszcze się zaczął. Właśnie sprawdziły się jej najgorsze obawy.
- Wszystko dobrze złotko? - zapytała Sfinks z udawaną troską. Umiała doskonale kamuflować emocje, ale miała przemożną ochotę się uśmiechnąć, ba… chciała się śmiać tak głośno, żeby całe Esselunith ją usłyszało.
Istota doskonale wiedziała, co królowa zobaczyła w kuli i jak bardzo nią to wstrząsnęło. Widziała to samo wcześniej. Znała też inną wersję przyszłości, do której pytanie królowej nie dotarło. Żeby dobrze korzystać z kryształowych kul, trzeba bowiem wiedzieć, czego można się spodziewać w odpowiedzi.
Sakurze nie udało się jeszcze otrząsnąć z szoku. Spojrzała na sfinksa ze łzami w oczach.
Sfinks zgodnie z cyrografem, nie mogła czynić szkody królowej i królestwu, musiała wypełniać wszystkie polecenia władców Esselunith, ale Sfinks wiedziała już od dawna, jak odzyskać wolność, nie łamiąc paktu. Czekała jedynie na dogodną okazję, która właśnie się przydarzyła.
- Pamiętaj, że jesteś kowalem własnego losu i tylko od twoich decyzji zależy przyszłość. To, co zobaczyłaś wcale nie musi się wydarzyć. - Czarowała rozedrganą dziewczynkę. Odgarnęła pieszczotliwie jej włosy i przyjęła matczyny wyraz twarzy. - Wystarczy tylko ruszyć głową. W końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. - Doskonale wiedziała, że Sakura chłonie teraz każde jej słowo.
Królowa przez moment rozważała słowa Sfinks, po czym bez słowa przyłożyła dłoń do piersi i wyszła z biblioteki. Musiała wszystko sobie dokładnie przemyśleć.
Zaniepokojona Tsezil odwróciła się, żeby ruszyć za Sakurą, ale zatrzymał ją głos Sfinks.
- Pilnuj jej dobrze. Niedługo będzie tego bardzo potrzebowała. Może stać się coś całkiem niespodziewanego - powiedziała, pyszniąc się ogromem swojej wiedzy. Wiedziała, że rozzłości tym tygrysice.
- Ty przebiegły wężu - wywarczała, a tekowe oczy zapłonęły dziką wściekłością. - Z pewnością zamierzyłaby się na podłą istotę, ale powstrzymywała się dzielnie w obawie przed reakcją Sakury. - Wiem, że coś knujesz. Nie pozwolę ci zrealizować twoich planów. Będziesz gnić w tej bibliotece do końca swoich dni. Już się o to postaram.
Tsezil spodziewała się, że jej słowa urażą Sfinks. Miała obsesję na punkcie swojej niewoli. Dlatego tygrysicę zadziwiło i zmartwiło, że istota zachowała spokój.
Sfinks podeszła dumnie do Tsezil i spojrzała jej wyzywająco w oczy.
- Mogę cię zapewnić, że jesteś w błędzie. Wkrótce się przekonasz kocinko, że mam rację. Wszystkich czeka coś gorszego od starcia z Bumithrią. Wtedy zrozumiesz, że lepiej jest mieć mnie po swojej stronie.
Słowa sfinksa zaniepokoiły tygrysicę jeszcze bardziej. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wtedy usłyszała głos Sakury.
- Tsezil?! - wołała już z korytarza.
W ostateczności Tsezil fuknęła tylko gniewnie i posłała Sfinks groźne spojrzenie.
- Już jestem Sakuro - powiedziała, gdy tylko napotkała spojrzenie towarzyszki.
Sakura uśmiechnęła się smutno. Czuła się fatalnie, ale nie chciała martwić tygrysicy. W jej głowie klarował się już pewien pomysł i to, czy odpowiednio uda jej się zwieść czujność Tsezil zależało od jego powodzenia.
Tsezil była bardzo ciekawa tego, co takiego Sakura zobaczyła w kuli i jaki może mieć to związek z przestrogami Sfinks. Obawiała się, że istota zwodzi królową i przez to dziewczyna uczyni coś głupiego. Tygrysica zrobiła się bardzo podejrzliwa. Żałowała, że nie próbowała odwieść Sakury od odwiedzenia biblioteki. Jednakże nie naciskała. Znała Sakurę i wiedziała, że jeśli nie zechce powiedzieć, to żadna siła jej nie przekona.
Wyszły w końcu z ciemnego podziemia. Tygrysica źle się tam czuła, dlatego poczuła ulgę.
- Tsezil, przyprowadzisz do mnie Hinatę? Będę u siebie - jej głos był łagodny, ciepły i zdecydowanie zbyt spokojny. Tygrysicy nie podobało się zachowanie Sakury. W komnacie była wstrząśnięta i zdruzgotana, a teraz nagle taka zmiana…
Tygrysica przez chwilę się zawahała, ale w końcu nic nie powiedziała. Skinęła jedynie łbem i pobiegła w kierunku zielarni. To tam zazwyczaj przebywała Hinata. Wiedziała, że Sakura nigdy nie zrobiłaby czegoś, co mogłoby zaszkodzić królestwu, ale bała się, że będzie chciała zrobić coś niebezpiecznego dla samej siebie. Obawiała się, że dziewczyna nie cofnie się przed niczym w obronie Esselunith.
Sakura została sama i postanowiła z tego skorzystać. Wbiegła do swojej komnaty. Miała świadomość, że musi przygotować do wojny i królestwo i siebie.
Wyjęła czysty, pachnący pergamin, a z szuflady biurka wyszperała gęsie pióro i fiolkę atramentu. Kiedy zapełniła stronicę, złożyła na końcu swój królewski podpis i zabezpieczyła zwinięty dokument pieczęcią z gorącego wosku.
Zdążyła akurat ukryć pismo, gdy w drzwiach zjawiła się zziajana elfka o długich, granatowych włosach, spiętych w gruby warkocz i pięknej, krągłej sylwetce, za którą dałaby się pokroić niejedna kobieta. Liliowe oczy medyczki lustrowały przyjaciółkę z troską. Sakura rzadko wzywała ją do siebie. Zazwyczaj osobiście składała jej wizyty. Granatowo włosa bardzo się zaniepokoiła, gdy zamiast Sakury pojawiła się u niej Tsezil. Tygrysica kroczyła spokojnie za Hinatą.
Sakura wiedziała, że Tsezil jest równie zaniepokojona. Nigdy nie ufała Sfinks i bała się, że wiekowa istota ją okłamała, ale tym razem było inaczej. Dlatego dziewczyna na razie nie mogła wtajemniczyć w to swojej towarzyszki. Obawiała się, że tygrysica będzie starała się ją powstrzymać.
- Dziękuję ci Tsezil - powiedziała ze ściśniętym gardłem, wypraszając tygrysicę z komnaty. Bardzo nie lubiła mieć przed nią tajemnic i wiedziała, że to urazi jej dumę.
Gdy Tsezil wychodziła, Sakura czuła na sobie jej wnikliwy, przeszywający wzrok. Drzwi zamknęły się i dziewczyna od razu odwróciła się w stronę Hinaty. Feniks siedzący na jej ramieniu, przyglądał się królowej równie palącym spojrzeniem. Jego pióra mieniły się ogniście wszystkimi odcieniami złota, pomarańczu i czerwieni. Sprawiały wrażenie, że płoną.
Feniksy były rzadkością na Terrathii. Garstka ukrywała się jeszcze w Górach Skalistych wśród smoków, ale większość wymarła lub została wytępiona przez Bumithrian. Ich pióra i łzy stanowiły cenny i niezwykle trudny do zdobycia składnik magicznych mikstur. Feniksy składały jaja raz na 4 lata, a pisklęta wykluwały się z nich zazwyczaj dopiero po roku.
Z tego, co Sakura wiedziała o Farhelu, nie był zbyt wygadanym stworzeniem, ale posiadał ogromną wiedzę medyczną, która bardzo przysłużyła się królestwu.
Sakura usiadła na swoim wielkim łożu i zaprosiła gestem Hinatę do siebie.
Znały się od małego i mogły na sobie polegać w każdej sprawie. Ich przyjaźń nieco różniła się od więzi Sakury z Ikuto, czy Tsezil. Można ją było nazwać kobiecą.
Hinata była daleką kuzynką Sakury i z tego tytułu mieszkała na zamku od urodzenia. Ojciec dziewczyny zginął w tej samej bitwie, co król Hirashi. To głównie to tak bardzo zbliżyło je do siebie. W dodatku wychowana przez matkę Hinata była bardzo nieśmiałą i cichą osobą, co czyniło z niej idealną przeciwwagę dla energicznej, wybuchowej i bezpośredniej Sakury.
- To, co mam ci do powiedzenia, nie może wyjść poza naszą trójkę. Ciebie też to dotyczy Farhelu.
Ptak spojrzał na Sakurę złotymi oczami i skłonił lekko ptasi łepek, ale nic nie odpowiedział.
- Hinata, będziemy wiedziały na razie jedynie my. Nie mogłam powiedzieć nawet Ikuto i Tsezil. Liczę, że mnie wesprzesz.
Oczy Hinaty otworzyły się szeroko. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby elfka wiedziała o czymś, o czym nie wie tygrysica, czy centaur.
- To ma związek z jutrzejszą wyprawą. Jak wiesz armia Bumithrian stacjonuje przed Śniącymi Wzgórzami i najprawdopodobniej szykuje się, aby zaatakować zamek.
Hinata skinęła z powagą głową. Już od kilku dni szykowała zioła oraz mikstury z innymi zielarzami i medykami, żeby przygotować się odpowiednio do leczenia rannych.
- Odwiedziłam dzisiaj Sfinks.
Hinata skrzywiła się niedyskretnie. Miała wątpliwą przyjemność poznać ową istotę.
- Zobaczyłam tę bitwę.
Z twarzy Sakury zeszła maska opanowania. Zacisnęła powieki i przyłożyła dłonie do skroni. Na samo wspomnienie zadrżała.
- Sakura… ja bym jej nie ufała. Wiesz jaka jest przebiegła. Nie cofnie się przed niczym bylebyś tylko ją uwolniła, a ty masz dobre serce. Może znów coś uknuła? - zasugerowała nieśmiało.
- Nie ufam - powiedziała hardo, uspokajając nieco Hinatę. - Wiem, jaka jest Sfinks, ale ufam swoim zmysłom. Wiem jak działają kryształowe kule. Ich nie da się kontrolować. Nie chcę dopuścić do tej wersji przyszłości, którą ujrzałam.
- Było aż tak źle? - zapytała tym razem z trwogą, a głos jej zadrżał. Powiedzmy, że elfka nie należała do najodważniejszych ludzi, ale jeśli zaszłaby taka potrzeba, poszłaby za Sakurą w ogień.
- O wiele gorzej niż źle. Dużo gorzej - wyszeptała, czując napływającą do oczu wilgoć.
Hinata zaczerpnęła głęboko powietrza. Jeśli Sakura miała w oczach łzy, co zdarzało się tak rzadko jak deszcz na pustyni, to sytuacja musiała być krytyczna.
- Wiesz, że zawsze będę cię wspierać. Zawsze będę po twojej stronie, niezależnie od tego, co postanowisz. Wszędzie za tobą pójdę i wszystko dla ciebie zrobię - zakomunikowała z mocą, chwytając Sakurę za rękę dla podkreślenia swoich słów.
Królowa spuściła wzrok na swoje dłonie. Doskonale o tym wiedziała. Tak naprawdę liczyła właśnie na wierność Hinaty. Czuła się przez to źle, jakby wykorzystywała dobroć elfki. W końcu ona tyle dla niej zrobiła, a Sakura? Co Sakura wnosiła do tej przyjaźni?
- Wiem i o to chcę cię prosić. Eh… mam z tego powodu potężne wyrzuty sumienia. To może być misja samobójcza.
Hinata uniosła wysoko brwi zaintrygowana i wytężyła słuch. Skinęła ręką, żeby Sakura mówiła dalej. Może i strach sprawił, że lekko drgnęła jej powieka, ale była w stanie go przełamać.
Sakura mówiła półgłosem. Wiedziała, że ściany mają uszy, a Tsezil krąży gdzieś w pobliżu.
Kiedy skończyła, Hinata miała mętlik w głowie i była kompletnie wstrząśnięta. Jednak jak powiedziała wcześniej, nie zamierzała się wycofać.
- A co z armią? - zapytała w końcu po chwili.
- Wyruszymy razem z nią. Podróż i tak zajmuje pięć dni. Z resztą, nie martw się o to. To już mój problem.
Po pożegnaniu z Sakurą, Hinata pobiegła się spakować. Królowa również zaplanowała wziąć najważniejsze rzeczy. Nie wiedziała czego może się spodziewać, jeśli jej plan zadziała.
Zanim położyła się spać, wraz z Tsezil odwiedziła obozy pod zamkiem.
Namioty były mokre od deszczu, który przeszedł we mżawkę. Jednak wojownikom nie przeszkadzało ani to, ani gwałtowne ochłodzenie, które spowodowała burza. Zbijali się w grupki przy ogniskach i głośno dyskutowali, jedząc i pijąc. Panowała dobra atmosfera. Ludzie byli raczej rozochoceni przed bitwą i pozdrawiali ją z uśmiechem.
Na obrzeżach obozu dostrzegła ogromne, pokryte łuskami cielska. Smoki. Nie było ich wiele. Naliczyła pięć zielonych, dwa złote i jednego błękitnego. Domyśliła się, że to głównie towarzysze tutejszych krasnoludów i elfów, bo błękitne smoki wolały życie w jaskiniach. Nie latały zbyt dobrze, preferowały nocny tryb życia i rzadko brały udział w bitwach.
Zasmuciło to Sakurę ogromnie. Żadnego kryształowego i czarodziejskiego. Nie rozumiała tego. Do tej pory żyła z nimi w pokoju. Wszystkie rasy smoków żyjących na Esselunith, zobowiązywały się do pomocy militarnej w przypadku wojny.
Dostrzegła za to ogromne ilości gryfów, pegazów i mówiących zwierząt, które robiły naprawdę ogromny raban.
- Nie jest najgorzej - podsumowała ich wyprawę Tsezil, gdy były już same.
- Owszem - zgodziła się Sakura, ale nie z tego powodu polepszył jej się nastrój. Już wiedziała jak rozwiązać ich problemy.
Pierwszy raz od tygodni kładła się z lekką głową. Wiedziała, że musi jej się udać.
Nazajutrz o świcie wszyscy byli już gotowi do wymarszu.
Sakura i Tsezil zostały ubrane przez służbę w swoje zbroje, wykonane przez najlepszych krasnoludzkich kowali. Dziewczyna wzięła ze zbrojowni swój elficki łuk oraz kołczan ze strzałami. Do pasa przypięła pochwę z mieczem.
Cieszyła się, że wreszcie pozbyła się niewygodnej sukni, na którą byłą skazana w zamku. Zamiast niej miała teraz na sobie wygodne spodnie i bluzkę. Lubiła ten strój, bo nie ograniczał jej ruchów.
Tygrysica ostrzyła jeszcze pazury, gdy Sakura zakomunikowała, że muszą już iść.
Poza murami miasta panowało ogromne zamieszanie. Odgłosy tysiąca rozmów roznosiły się w powietrzu.
Sakura dosiadła swojego siwego, królewskiego konia. Rzadko z niego korzystała. Jednakże Tsezil nie mogła sobie pozwolić, żeby ją wieźć całą drogę. Musiała być w pełni sił i gotowa do walki.
Pół godziny później setki gryfów, pegazów i innych walecznych, latających stworzeń wzbiło się w powietrze. Ich skrzydła załopotały tworząc razem piękną symfonię dźwięków. W ziemię uderzyło ponad osiemdziesiąt tysięcy końskich kopyt, wprawiając ją w drżenie, które poczuli ludzie w mieście. Na samym końcu z zamku wyruszyła służba, wozy z namiotami i ciągnięte przez tury katapulty.
Sakura razem z Tsezil szły na przedzie orszaku, ale szybko zostały wyprzedzone przez centaury i jednorożce, które aż paliły się do bitwy.
Nagle tuż u jej boku zjawił się Ikuto i uśmiechnął się do niej zdawkowo.
- Nareszcie sięgasz mi wyżej niż do piersi - powiedział, prowokując ją.
Chciała trzepnąć go w ucho, ale w porę uskoczył. Nie zezłościła się na niego. To było bardziej na żarty, tak zaczepnie. Zdarzało się, że naprawdę ją irytował, ale dziś jej opanowania nie mógł zbić nawet on.
- Spokojnie królowo, przyszedłem tylko zdać raport, a ty już się na mnie zamierzasz - poskarżył się z udawanym szacunkiem i oburzeniem jednocześnie.
Sakura zaśmiała się, kręcąc głową. Oprócz wprowadzania jej w stan rozdrażnienia, Ikuto posiadał zdolność do poprawiania jej humoru.
- Więc go złóż dowódco mojej armii - zaczęła uroczyście, ale zaraz zmieniła ton. - A tak poza tym, to jeszcze cię nie uderzyłam, ale zaraz możesz dostać jak tak bardzo chcesz - zaświergotała wręcz słodko, serwując mu przy tym tak kokieteryjne spojrzenie, że centaura zamurowało.
Ikuto jeszcze nigdy nie słyszał u swojej przyjaciółki takiego tonu. Odchrząkną i ciągną dalej oficjalnym, sztywnym głosem, jak przystało na prawdziwego dowódcę.
- Jak zapowiadałem w nocy, dołączyły nowe jednostki centaurów.
Sakura nadstawiła uszu z zainteresowaniem.
- Nie szykuj się na niesamowite liczby. Jakieś pięć stad, trzystu pięćdziesięciu wojowników.
Dziewczyna skinęła głową z uznaniem, chociaż to faktycznie nie było zbyt wiele.
- Dziękuję za raport.
- To nie wszystko.
Sakura zmarszczyła brwi i spojrzała na przyjaciela pytająco.
- Przyleciało kilka smoków.
Królowa zerknęła w niebo i policzyła największe sylwetki. Było ich blisko dwadzieścia.
Znów do jej głowy wkradły się pytania i zmartwienie.
- Strasznie upierdliwe są te zielone jaszczurki. Nic tylko by wszystkich pożerały, albo paliły. Agresywne.
Wiedziała o tym. Zielone i złote smoki w rzeczywistości były jednym gatunkiem. Zielony smok, gdy nabierał dojrzałości, zrzucał łuskę i zmieniał ją na złotą - twardszą. Dojrzewanie trwało długo. Czasami nawet pięćdziesiąt lat. Im młodszy smok tym większą popędliwością się cechował. Dlatego to ich zawsze było najwięcej na polu walki. Nikt nie atakował z taką zaciętością, jak one. Podobnie sytuacja miała się w przypadku czerwonych i czarnych bumithriańskich smoków.
Pokiwała Ikuto głową, a ten odjechał do swoich centaurzych braci.
Sakura zauważyła, że nie ma przy niej Tsezil. Wypatrzyła ją chwilę później wśród grupy mówiących gepardów, panter, pum, jaguarów, tygrysów, tygrysów benguickich i innych kotowatych. Dziewczyna chciała pozwolić nacieszyć się przyjaciółce ich towarzystwem. Rzadko zdarzała się ku temu okazja.
Już pół godziny po wymarszu weszli w gęsty las. Praktycznie cała Terrathia była nimi porośnięta. Sakura dostrzegła między pniami driady, które zaalarmowane hałasem opuściły swoje posterunki. Driady, inaczej nimfy drzew, nie były ani ludźmi, ani duchami. Przyjmowały kształt młodych dziewcząt. Strzegły przyrody: leczyły drzewa i zwierzęta, pilnowały leśnej harmonii. Mówiono o nich, że są córkami samej Matki Natury. Wzdrygały się przed przemocą i nigdy nie włączały do bitew.
Kilka odważniejszych, młodszych driad włączyło się w pochód i zaczepiało wesoło idących. W ich włosach zieleniły się liście drzew. Kolor ich skóry był bladozielony, a ich suknie wyglądały jak uplecione z trawy i zielonych witek.
Miały ciekawską naturę. Swoją delikatną, dziewiczą urodą czarowały wielu wędrowców. Jednakże nie rozumiały ludzkich uczuć. Kochały tylko las.
Pod wieczór armia dotarła do Wąwozu Mae. Ziemia nagle opadała w dół. Po prawej stronie mieli pustynię Isi - Sum, a po lewej Góry Skaliste. Wokół niektórych szczytów krążyły małe punkciki - smoki. W górskich jaskiniach miały swoje gniazda.
W czasie marszu cały czas dołączały nowe oddziały centaurów. Mimo, że nie były to niezliczone stada, to wszystkich podnosiło to na duchu.
Trzeciego dnia opuścili wąwóz. Już podczas obrad w zamku ustalono, że nadłożą drogi i przejdą wzdłuż granicy pustyni. W taki sposób chcieli zaskoczyć wrogą armię. Dzięki narzuconemu żwawemu marszowi było bardzo prawdopodobne, że dotrą na miejsce szybciej niż przewidywano. Pod wieczór czwartego dnia wędrówki znaleźli się zaledwie kilkanaście kilometrów od Śniących Wzórz.
Sakura musiała zacząć działać.
Wieczorem, gdy już wszyscy posnęli, udała się do namiotu Gwerna. Przedtem ubrała ciepły płaszcz, który dzięki kapturowi, skutecznie ukrył w ciemności jej tożsamość. Wiedziała, że im mniej świadków tym lepiej.
Dwóch krasnoludów pilnowało królewskiego namiotu, ale strażnicy wpuścili ją, gdy tylko uchyliła poły, okrywającego ją materiału.
Gwern ostrzył właśnie swój topór i niewątpliwie szykował się do snu. Wnętrze rozświetlała jedynie jedna świeca.
Sakura uśmiechnęła się ciepło, gdy krasnolud podniósł wzrok.
- Dobry wieczór - przywitała się uprzejmie półgłosem.
Król nie ukrywał zaskoczenia, ale przyjął Sakurę jak zwykle serdecznie.
- Królowo, co cię do mnie sprowadza o tak późnej porze? - zapytał, wskazując jej krzesło.
Dziewczyna przez moment zwlekała z odpowiedzią. Jeszcze raz przewertowała w myślach wszystkich kandydatów, ale zaraz stwierdziła, że to najlepszy wybór, jakiego mogła dokonać. Miała świadomość, że mimo wszystko nie uniknie niewygodnych pytań.
- Wiem, że może nie powinnam się z tym do ciebie zwracać, ale mam małą prośbę. - Specjalnie zaczęła nieśmiało, sprawdzając dobrą wolę krasnoluda.
- Proś o co tylko chcesz. - Gwern szczerze lubił Sakurę. Poniekąd traktował ją jak własną córkę, której nigdy nie miał. Wierzył w nią i ufał jej szlachetnej duszy.
Sakura wyjęła zwój, który przygotowała jeszcze na zamku.
- To jest bardzo ważny dokument i nie mam go komu powierzyć. Chciałabym, abyś go przechował lub w razie potrzeby przekazał mojemu przyjacielowi Ikuto. Bardzo mi na tym zależy. - Ostatnie zdanie zaakcentowała, wpatrując się mu w oczy.
Krasnolud zmarszczył czoło i ściągnął brwi, ale ostrożnie przyjął pismo.
- W razie jakiej potrzeby, kochana? - zapytał podejrzliwie.
Sakura przełknęła ślinę, bo zaschło jej w ustach ze zdenerwowania.
- W razie mojej śmierci na polu bitwy lubi niezdolności do dalszego sprawowania rządów z powodu odniesionych ran lub uwięzienia.
Sakura nie lubiła kłamać. Nie była w tym wprawiona i choć w takich sytuacjach starała się o logiczne wytłumaczenia, zazwyczaj miały jakieś luki.
- Czemu sama mu go nie dasz?
- Sakura spuściła spojrzenie. No właśnie… schowała dłonie w połach płaszcza, by przypadkiem nie zdradziło ją ich drżenie.
- Obawiam się, że nie przyjąłby go - wydukała w końcu bezładnie. - Gwernie, proszę. To dla mnie naprawdę ważne.
- No dobrze - ugiął się i schował dokument za pazuchę, chociaż nie stracił podejrzliwości. Wpatrywał się w dziewczynę, próbując ją przejrzeć. Czyżby do tej pory miał o niej błędną opinię?
- Planujesz uciec?! - Bardziej oskarżył ją niż zapytał zupełnie wstrząśnięty.
Sakurę to oburzyło i zniesmaczyło.
- Nie! Na Matkę. Gwernie, o czym ty mówisz? Nie mogłabym zrobić czegoś takiego! Czy ty mnie nie znasz?! - Ostro odparła zarzuty, a w jej oczach zapłonął gniew, jaki rzadko można było u niej zobaczyć.
Król aż spłonął lekkim rumieńcem, którego nie było widać przez gęstą brodę. Zrobiło mu się przykro i zalały go wyrzuty sumienia. Dziewczyna miała rację. Wiedział, że już nigdy nie wysunie w jej stronę podobnych opinii.
- Chciałabym ci podać powód, ale nie mogę. - W końcu zdecydowała, że kłamstwa do niczego ich nie zaprowadzą. - Obiecuję, że to nic, co mogłoby nam zaszkodzić. Robię wszystko dla dobra Esselunith, jak zawsze.
Sakura chciała już odejść, gdy Gwern chwycił ją za ramię. Szczere słowa królowej sprawiły, że wreszcie pojął.
- Męczeństwo to szlachetna rzecz, ale zawsze równa się szaleństwu - powiedział intensywnie przeszywając ją spojrzeniem.
Sakurze serce podeszło do gardła. Nie sądziła, że krasnolud okaże się aż tak mądry.
- Gwernie, puść mnie. Proszę cię jedynie o przechowanie lub dostarczenie tego dokumentu. Nie chcę niczego więcej.
Krasnolud spełnił prośbę Sakury, ale wciąż rozważał jej słowa i zachowanie. Nie miał pojęcia, co ta dziewczyna planuje, ale miał pewność, że te działania nie przyniosą korzyści jej samej.
Sakura niemal wyskoczyła z namiotu. W duchu łajała się za swoją decyzję. Równie dobrze mogła dać zwój Virasirowi, Mirasirowi, albo któremuś z poddanych. Musiała jednak mieć pewność. Wiedziała, że krasnolud mimo wszystko spełni jej życzenie. Może zaczął coś podejrzewać, ale wierzył w nią.
Hinata z Farhelem i przyprowadzona przez elfkę Tsezil, czekali już przy jej namiocie. Tygrysica była bardzo zaskoczona, że została wezwana o tak późnej porze. Na dodatek zielarka nie chciała wyjawić jej powodu.
- Sakura, o co chodzi? Czemu nie śpisz? - Do towarzyszki królowej powróciły obawy związane z wizytą u Sfinks.
- Ponieważ idę spotkać się z Sasuke Uchihą.
 ****
 Rozdział dodaję z lekkim poślizgiem. Miałam problemy w dostawie internetu. Życzę miłej lektury.

7 komentarzy:

  1. Hah! Ja już miałam niewątpliwą przyjemność komentować, a nawet poprawiać to cudeńko. Mam nadzieję, że mój tuning coś zadziałał :)
    Zaskakujesz. Wciąż, w każdym rozdziale zaskakujesz. Znam ich jeszcze kilka i to od podszewki, ale doskonale wiesz, o co Cię męczę :D
    Ostrzegam, że jak się rozleniwię to potem osiądę jak waleń na mieliźnie :P
    Pozdrawiam Cię gorąco i czekam na III i sama Ty wiesz na co. ^^

    Wyciągająca rękę
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach... Twój tuning jest boski. Dobrze wiesz, jednak i tak za jakiś czas znów do tego zajrzę i stwierdzę, że coś jest nie tak i trzeba to naprostować.

      Zaskakuję, mówisz. Zobaczymy ;)

      Chwytająca rękę
      Ikula

      Usuń
  2. Rozdział jest cudowny :D Jestem bardzo ciekawa co takiego Sakura zamierza zrobić po spotkaniu z Sasuke? Nie wydaje mi się aby to było dobrą decyzją jednak już nie mogę się doczekać ich spotkania ;) Zastanawiam się jak ono przebiegnie? Sasuke nie jest osobą z którą przyjdzie jej łatwo negocjować. Opowiadanie z każdym rozdziałem robi się coraz ciekawsze a romantyczka swoimi komentarzami rozbudza moją ciekawość jeszcze bardziej :D Nie mam pojęcia jak wytrwam do kolejnego rozdziału :) Mam nadzieję,że nie będziemy musieli zbyt długo czekać :D

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, spotkanie Sasuke i Sakury... intrygujące, bardzo tajemnicze i pełne emocji. Cóż... czas pokaże. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodę ;)

      Pozdrawiam ciepło
      Ikula

      Usuń
  3. Wow, zaczyna się dziać. Czuje się trochę oszukana, bo przed nami - czytelnikami - też zataiłaś przepowiednię, pheh! To nie fair. I weź tu człowieku teraz się domyśl, po co ta Sakura idzie do Sasuke. Ej ej! A może, może, może chodzi o to coś co nadchodzi od Prologu? Moja wyobraźnia ruszyła, to źle, szlag, bo się nakręcam, a nie wiem kiedy kolejny rozdział przeczytam :C Tak bardzo brak czasu...

    Sumując: piszesz świetnie, a akacja się rozkręca. Podoba mi się coraz bardzie, mimo tych wszystkich kolorowych, fantastycznych stworów :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, cieszę się, że mimo wszystko zostałaś i dalej śledzisz tę historię. I tak, stworów dużo, ale dziać też się dzieje, więc.
      Cieszę się, że skłoniłam Cię do przemyśleń i powiem, że jesteś jedyną osobą, która przynajmniej o pół kroku zbliżyła się do rozwiązania zagadki tego opowiadania. Me ukłony. No przecież Prolog to ważna rzecz... :D

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
  4. Witam,
    ciekawy, Sakura, podjęła decyzje o spotkaniu się z wrogiem, ale ciekawe co takiego zobaczyła...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń