Tsezil bardzo
starała się poprawić Sakurze humor, opowiadając, jak rozedrze zdrajcy gardło,
by więcej nie mógł wypowiadać swoich obelg, ale to jeszcze bardziej dołowało
dziewczynę. Wciąż miała na uwadze, jak trudną decyzją było zawarcie sojuszu z
Bumithrią i to, iż wyrażała gotowość, by za to zginąć. Męczyło ją, że lud
odebrał to jako oznakę słabości i śmiał posądzić o zdradę. Zawsze przedkładała
sprawy Esselunith ponad swoje własne, a teraz okazywało się, że wcale nie brano
jej za dobrego władcę. Zawsze obawiała się, że straci posłuch u swoich rodaków
albo ją znienawidzą i właśnie to dostawała...
Te ponure
rozmyślania przerwało pukanie do drzwi komnaty.
- Proszę -
powiedziała, przerywając czyszczenie rogów Tsezil.
W drzwiach stanął
Mortifer w towarzystwie służącej, która właśnie niosła Sakurze obiad. Kiedy
dziewczyna odeszła, towarzysz króla przemówił.
- Królowo Haruno,
smacznego. Przyszedłem z propozycją dla świętej towarzyszki. - Przeniósł
spojrzenie wszystkich trzech par oczu na tygrysicę. - Jeśli potrzebujesz
naostrzyć pazury, to możesz udać się ze mną.
Towarzyszka
Sakury spojrzała na nią uspokajająco, z gracją podniosła się na nogi i wyszła,
zostawiając dziewczynę samą.
Tsezil
zastanawiało, dlaczego Mortifer jest dla niej taki uprzejmy. Cieszył ją brak
wrogości z jego strony, ale poniekąd niepokoiła się tym. Wciąż wietrzyła
podstęp, zarówno u Uchihy jak i u jego towarzysza. Nie znosiła króla Bumithrii.
Za każdym razem, gdy go widziała, zalewała ją dzika chęć zabijania i wracały
obrazy rozpaczy Sakury po śmierci króla. Tamte chwile na zawsze wbiły się w
umysł tygrysicy i za każdym razem, kiedy wspomnienia wracały, były wciąż paląco
żywe. Ani wcześniej, ani później nie widziała u swojej towarzyszki takiego
cierpienia. Tsezil nie zamierzała tego wybaczyć. Nawet po tym, co dzisiaj
zrobił. Nigdy! Takiego bólu, powiązanej z tobą do końca życia istoty, się nie
zapomina.
Tygrysica
zorientowała się, że Uchiha jest piekielnie inteligentny, rozsądny i sprytny.
Wciąż szukała w nim jakiś słabych, wrażliwych punktów, ale gdy tylko wydawało
jej się, że jakiś znalazła, musiała wyprowadzać się z błędu. Na początku
analizowała jego chłodną, bezuczuciową postawę. Wydawał się jej oschły i
niedostępny, co strasznie ją irytowało. W porównaniu z empatyczną, wylewną,
gwałtowną, pełną miłości Sakurą, on wydawał się być głazem albo bryłą lodu, co
wcale nie oznaczało, że to działa na jego niekorzyść. Jej towarzyszka wiele lat
uczyła się, jak poskramiać emocje i nie okazywać ich przy niewłaściwych
osobach, ale nawet do tej pory nie zawsze się kontrolowała.
Gdy do sali
wprowadzono centaura, zastanawiała się, jak Uchiha to rozegra, ale o dziwo nie
popełnił błędu. Wszystko zrobił niezwykle delikatnie i z wyczuciem. Skryty i
sprytny… te dwie nowo odkryte cechy jego charakteru krążyły jej po głowie. W
końcu poddała w wątpliwość swoją wcześniejszą hipotezę odnośnie jego wad. Czy
on w ogóle jakieś posiada? Albo raczej, czy jakieś utrudniają mu życie? No niby
nikt nie jest idealny, ale…
Mirasir bez słowa
zaprowadził Tsezil najpierw do pałacowej kuchni, gdzie służba ukłoniła się
przed nimi nisko, truchlejąc ze strachu i podała porządną porcję mięsa. Tygrysica
wciąż miała mantikorę na oku, i gdyby coś w jej zachowaniu stało się alarmujące,
nie posiadałaby skrupułów przed przegryzieniem istocie gardła. Chociaż, co ją
zaskoczyło, nie chciała odbierać jej życia. Może to z winy ich kotowatego
pokrewieństwa?
Po skończonym
posiłku udali się do komnaty, która przypominała plac treningowy. W środku
znajdowały się wymyślne machinerie, służące do szlifowania umiejętności. Przy
jednej ze ścian stał kawałek wyjątkowego, diamentowego drzewa o niezwykle
twardym drewnie. Tsezil bez słowa zaczęła ostrzyć imponujące pazury, czemu
towarzyszył niemiły zgrzyt.
Mirasir usiadł
obok i przypatrywał się niezwykłej tygrysicy. Imponowała mu inteligencją,
pięknem i ognistym temperamentem.
- To, co dzisiaj
zrobiłaś dla swojej towarzyszki było bardzo szlachetne.
Tsezil zwróciła
ku Mortiferowi brązowe oczy.
- Nie toleruję,
gdy ktoś nas obraża - odparła mrukliwie, zachodząc w głowę, co stworzenie chce
uzyskać tym spoufalaniem się.
- Tak, ale twoja
królowa sama mogła wyzwać go na pojedynek. Sasuke na początku tak robił i nigdy
go nie wyręczałem. - Mantikorą kierowała jedynie ciekawość, ale jego aluzja nie
spodobała się tygrysicy.
Warknęła
przeciągle przez zaciśnięte zębiska.
- Uważaj na
słowa, bo będę musiała wyzwać też ciebie. - To ostrzeżenie Mortifer przyjął
wyjątkowo spokojnie. - Nie chcę, żeby Sakura musiała zabijać, ale to nie znaczy
- kontynuowała Tsezil - że jest słaba i nie umie walczyć. Z łatwością
pokonałaby mnie w walce. Ludzie mają coś, czego my nie.
- Magię -
dopowiedział trochę niezadowolony. Tak. Brak umiejętności magicznych był
swoistą ułomnością stworzeń żyjących na Terrathii.
- Właśnie. Jednak
uważam, że to nie czyni nas wcale gorszymi. Wszystkie stworzenia tej ziemi są
niezwykle potężne. - Oczy tygrysicy zabłysły diabelsko. - My posiadamy coś, co
ludzie zatracili. Instynkt.
Mortifer przytaknął.
Wkrótce po tej
wymianie zdań tygrysica dała znać, że jest już gotowa. W jej duszy zapłonął
ogień gniewu i determinacji, który rozgrzał zarówno ciało jak i umysł.
- Myślę, że
rozerwiesz mu gardło szybciej, niż ja zdążę mrugnąć, a nie zapominaj, że mam
trzy pary oczu. - Tym stwierdzeniem na pożegnanie mantikora rozbawiła Tsezil.
Sakura czekała
już na nią w pełnej gotowości i ze strachem w oczach.
Tygrysica dawno
tego nie robiła, ale polizała swoim szorstkim językiem nos towarzyszki. Kiedyś w
ten sposób podnosiła ją na duchu.
Królowa
uśmiechnęła się szczerze, ale w jej sercu pozostał niepokój i wiedziała, że nie
opuści jej aż do zakończenia pojedynku.
Naruto przyszedł
wraz z Hinatą niedługo potem. Zielarka pobłogosławiła tygrysicę, dotykając jej
nosa. Blondyn przyglądał się temu bez zrozumienia. Bumithria nie posiadała tak
głębokiej tradycji czczenia natury.
Pojedynek miał
odbyć się na placu treningowym. Na udeptanej ziemi czekał już centaur. Ważył w
dłoni miecz. Uchiha z Mortiferem stali z boku. Sakura nie sądziła, że król
przyjdzie i bynajmniej jej ten fakt nie ucieszył.
Ostatni raz
popatrzyła w ukochane, czekoladowe oczy i pozwoliła Tsezil wejść na arenę, a
sama spięta jak struna stanęła w pobliżu władcy Bumithrii, nie zaszczycając go nawet
jednym spojrzeniem.
Tygrysica
zmierzyła przeciwnika wzrokiem, oceniając jego szanse. Centaur wyglądał na tak
samo zmizerowanego jak wcześniej. Miecz źle układał mu się w dłoni, ale
wystarczyło, że przybiłby jej bok. Zdawała sobie sprawę, że będzie bronić się
do końca.
Tsezil sięgała mu
w kłębie trochę poniżej piersi. Otworzyła paszczę, prezentując śmiercionośny
arsenał zębów i wysunęła ostre jak sztylety pazury. Zrobiła na nim niemałe
wrażenie już wcześniej. Centaur, pomimo całej swojej odwagi, poczuł strach.
Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza i odgarnął włosy z czoła.
- Arena jest
wasza - oznajmił dobitnie Uchiha.
Tsezil nie
czekała ani chwili. Nie zamierzała krążyć, zwodzić czy szukać dogodnych
pozycji. Jednym sprężystym skokiem pokonała dzielącą ją od centaura odległość i
bezlitośnie przecięła pazurami jego nadgarstek, pozbawiając broni. Zanim zdążył
zareagować, czy chociażby zorientować się w sytuacji, zwróciła się do niego
bokiem i stając na ułamek sekundy na tylnych łapach, przebiła rogiem pierś.
W gasnących
oczach umierającej istoty odbijał się szok i przerażenie, a z ust ciekła krew.
Poruszył wargami, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zanim wydobyły się z
nich jakieś dźwięki, padł bez życia na ziemię.
Uchiha patrzył na
tę scenę z niedowierzaniem. Nie sądził, że tygrysica jest aż tak szybka i
zwinna. Nie bawiła się z ofiarą. Pojedynek trwał może dziesięć sekund, a
centaur pewnie nawet nie wiedział, co się dzieje. Król zaczął szczerze obawiać
się Tsezil. Wcześniej postrzegał ją jako dumnego, kapryśnego kota i w ogóle nie
pilnował się w jej obecności. Może zwiodła go jej matczyna miłość i łagodność,
którą okazywała Haruno…
Tygrysica jeszcze
przez moment wpatrywała się w truchło, po czym wytarła pazury o trawę i
podeszła do towarzyszki.
Sakura zmazała
krew z rogu wcześniej przygotowanym płótnem i zamknęła tygrysicę w objęciach. W
nich obu wciąż jeszcze buzowała adrenalina.
- Mówiłam ci, że
nic mi nie będzie - powiedziała z przekorą Tsezil, czując, jak napięcie
opuszcza królową.
Dziewczyna
widziała w oczach tygrysicy to samo rozdarcie, które targało także nią samą.
Zabicie Esseluńtczyka - ich brata, sprzeciwiało się wszelkim moralnym prawom.
Sakura tłumiła ból w krzyku, którego nikt nigdy nie usłyszał.
Uchiha odszedł,
by wydać dyspozycje dotyczące pochówku, dając towarzyszkom chwilę prywatności,
jednakże niezbyt długą. Nagle u boku królowej pojawił się Naruto, oznajmiając,
iż król chce pomówić z nią na osobności.
Tygrysica
nastroszyła się na te słowa, ale zaintrygowana Sakura ją uspokoiła.
- Wątpię, żeby w
jego intencji leżało zrobienie mi krzywdy. Gdyby chciał, zrobiłby to już dawno
albo zamknął nas w lochach i głodził.
Tsezil odpuściła
z cichym prychnięciem pełnym niezadowolenia.
- Masz rację -
przyznała niechętnie. - Idę odreagować. - Zamachnęła ogonem i udała się w
stronę wyjścia z zamku, zapewne do lasu.
Sakura nie
protestowała. Gdy tylko towarzyszka zniknęła jej z oczu, skierowała się w stronę
Uchihy.
Mężczyzna akurat
odwrócił się w jej stronę, łapiąc soczyście zielone spojrzenie w kajdany swoich
czarnych, magnetycznych oczu, które budziły w kobiecie niepokój. Nie lubiła
bezpośrednich konfrontacji z nim, a na dodatek to miała być ich pierwsza sam na
sam. Po plecach przeszedł ją prąd, a dłoń sama zacisnęła się na rękojeści
sztyletu zawieszonego u jej pasa.
Uchiha
zorientował się, że kobieta czuje się niekomfortowo i spojrzał w inną stronę
niby czymś zainteresowany.
- Z racji tego,
co miało miejsce dzisiaj, poczułem się w powinności, by poinformować cię o
pewnych kwestiach. - Nie zamierzał owijać w bawełnę i bawić się w delikatności.
- Chciałbym, żebyś odwiedziła ze mną pałacowe lochy, które, nawiasem mówiąc, od
jakiegoś czasu intensywnie zapełniają się twoimi ludźmi.
Sakura ściągnęła
groźnie brwi i sama złapała czarne spojrzenie. Tym razem, jej własne, cięło jak
sztylety. Zaczynała żałować, że odesłała Tsezil. Budził się w niej ogromny
niepokój i, co gorsza, wściekłość. Martwiło ją to, bo nie wiedziała jakie
ujście będą miały te emocje i jakie szkody wówczas spowodują. Zastanawiała się,
co Uchiha chce osiągnąć. Podbić jej pewność siebie? Wykazać jej słabość jako
władczyni? Jednak dotknęło ją coś zupełnie innego i nie potrafiła ukryć
rozgoryczenia nawet po dzisiejszych przeżyciach.
- Mówisz, że to
nie pierwszy taki incydent? - zapytała z groźbą w oku, przestrzegając przed
kłamstwami.
Nie mogła dać
wiary temu wszystkiemu. Właśnie legło w gruzach jej dotychczasowe spojrzenie na
swoich poddanych. Miała ich za szlachetne, czyste istoty, które brzydzą się
krzywdzeniem i robią to jedynie z przymusu.
- Zanim zaczniesz
kogokolwiek osądzać, proszę cię, żebyś poszła ze mną. - Nie czekając na zgodę,
odwrócił się na pięcie.
Nie lubiła, gdy
ktoś okazywał przed nią swoją wyższość, szczególnie w tak bezczelny sposób. Zacisnęła
zęby, przypominając sobie słowa Tsezil o zachowaniu spokoju i ruszyła za nim w
milczeniu.
Służba
przyglądała im się zaskoczona, a straże rozstępowały bez słowa. Bumithriańskie
lochy nie przypominały tych w Esselunith. Były brudne, zimne i wilgotne.
Powietrze przesiąkło zapachem zgnilizny i zatęchłej krwi, a w najciemniejszych
kątach popiskiwały szczury. Wokół panował mrok i dopiero wyczarowana przez
Sasuke płonąca kula dała Sakurze jakiekolwiek pole widzenia. W mijanych przez
nich celach, za grubymi, żeliwnymi kratami, kłębiły się niewyraźne cienie:
najczęściej trolle, czasem jaszczuroludzie, czasem inne przeżarte złem,
obślizgłe istoty. Jednakże kilka cel dalej królowa zobaczyła coś, na widok
czego ścisnęło ją w gardle, a pod powiekami zapiekły łzy. Przystanęła
zaszokowana, niezdolna, by wydobyć z siebie jakikolwiek artykułowany dźwięk i
niedowierzała własnym oczom.
Na lodowatej
ziemi leżała wygłodzona, zziębnięta kupa brudnego futra i jedynie fluorescencyjny
błysk oczu dał Sakurze znać, że stworzenie wciąż żyje. Dopadła do krat i
zacisnęła na nich dłonie. Sama nie wiedziała, co chce tym gestem osiągnąć.
Gepard chyba nie miał siły się poruszyć, bo oczy śledziły uważnie ruchy
królowej i obserwowały rozpacz odbijającą się na jej twarzy, ale nie drgnął
żaden mięsień wychudzonego ciała. To, co ujrzała, przelało czarę goryczy.
Trzeźwy osąd zasłoniło oburzenie, wściekłość i przerażenie - najgorsza z
możliwych mieszanek.
- Uchiha, jak
śmiesz?! - Jej serce zapłonęło żarliwą potrzebą obrony tego, w co tak bardzo
wierzyła, i co na dobrą sprawę tworzyło ją samą.
Zaskoczony król
nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Tak naprawdę nie planował jej o tym
mówić, ale po wydarzeniach dzisiejszego dnia stwierdził, że lepiej teraz niż później,
kiedy mogłoby to zaszkodzić w realizacji jego planów.
- Nie masz prawa
ich niewolić i głodzić! - Sakura była tak rozemocjonowana, że żałowała, iż nie
może sięgnąć po łuk. Nie wiedziała tylko, komu przebiłaby serce. Sobie, żeby
przestało boleć, czy Uchiha, żeby nasycić potrzebę zemsty?
- Dobrze wiesz,
że mam prawo. - Sasuke nie podobał się jej uniesiony ton. Wręcz do niego
krzyczała, co spowodowało niemałe zamieszanie wśród więźniów. - Od zawsze skazywałaś
moich ludzi, więc co to za hipokryzja z twojej strony? Nie głodzę ich. Są
traktowani jak każdy więzień i tyle. A ich przewinienia wcale nie są błahe, bo
gdyby tak było, to bym ich tu nie trzymał! - Zirytował go przejaw
niedojrzałości ze strony królowej, chociaż wiedział, że jest dyktowany silnymi
emocjami. - Poza tym, niezależnie od wszystkiego, nie skazuję ich na śmierć.
Tobie się to zdarzało, prawda? - Nie chciał wzbudzać w niej poczucia winy, ale
czuł, że nie ma innego wyjścia, jeśli chce, żeby się uspokoiła. Oboje byli
dorośli i wiedzieli, że wojna rządzi się swoimi prawami. - Po prostu odsiadują
swoje i wychodzą.
Sakura
przycichła. Wciąż dokładnie oglądała dzikiego kota, który nawet nie drgnął, a
tylko przysłuchiwał się owej wymianie zdań. Zdała sobie sprawę, że Uchiha ma
rację, a ona zachowuje się infantylnie. Jednak… coś w jej wnętrzu rozbiło się
na drobne kawałki i wiedziała, że nic już tego nie naprawi.
- Wpuść mnie do
środka - rozkazała chłodno, całkowicie zmienionym tonem.
Władca,
zdezorientowany tymi ciągłymi zmianami nastroju i nieprzewidywalnością zachowań
królowej, spełnił jej prośbę i polecił otwarcie krat.
Sakura wpadła do
środka i ostrożnie uklęknęła przy dzikim kocie.
Zwierzę dźwignęło
się na nogi i przysiadło na tylnych łapach, wciąż lustrując postać swojej pani.
- Zawiodłem! -
Ciszę przeszyło ochrypłe mruknięcie.
Do oczu Sakury
napłynęły łzy. Zebrała wilgoć z powietrza w bańkę i napełniła stojącą w kącie
miskę. Gepard z wdzięcznością zaczął pić. Kobieta czekała cierpliwie, by
uzyskać wyjaśnienia. Każda chwila ciągnęła się jej niemiłosiernie.
W końcu istota
spojrzała na nią udręczonym spojrzeniem.
- Proszę, powiedz
mi, dlaczego się tu znalazłeś? - zapytała cicho, tłumiąc rodzące się w jej
głosie emocje.
- To przez ten
pakt, który zawarłaś, pani. - Westchnął, a jego boki rozdęły się, uwydatniając
żebra. - Jestem mu przeciwny, podobnie jak wielu innych.
Sakura
zazgrzytała zębami.
- Dlaczego?
Dlaczego? Dlaczego?! - zapytała z rozpaczą. - Przecież zawarłam go z myślą o
was, o moich ludziach. Chciałam dla was pokoju, bezpieczeństwa. Chciałam,
abyście byli szczęśliwi…
- Nie za taką
cenę - przerwał jej warkliwie. - Jesteśmy Esseluńtczykami. Jesteśmy honorowi,
szlachetni, nie to, co ci grubianie. Nie wolno było ci się z nimi bratać. To
wrogowie! Są plugawi, a ty, pani, zrobiłaś coś niewybaczalnego. Poddałaś się
bez walki i ci z nas, którzy to pojmują, nigdy ci tego nie wybaczą. Zdradziłaś
swoje królestwo!
Sakura usłyszała
tego dnia identyczne oskarżenia. Jednak ani na moment nie zwątpiła w słuszność
swojej decyzji. Tym razem zaparło jej dech tylko na chwilę.
- Tak pysznie
mówisz o dumie, kocie, ale powiedz mi, co by się stało, gdybyś zginął podczas
bitwy, a twoje dzieci pomarłyby z głodu?! Co, gdybyś był zbyt stary, by
walczyć?! Posłałbyś swoje dzieci, by zostały brutalnie zarznięte?! Czy tym jest
dla ciebie duma, głupcze?! Jeśli tak, to gardzę tobą i tobie podobnymi, którzy
uwłaczacie całej krainie! Życie innych zawsze będzie dla mnie ważniejsze od
dumy! Jestem odpowiedzialna za cały naród, a nie jak ty, tylko za samą siebie!
Gepard zmrużył groźnie
oczy i w sekundę Sakura wychwyciła jego intencje. W ostatniej chwili użyła
magii, by unieruchomić zwierzę. Ciało stworzenia ogarnął paraliż, gdy królowa
przejęła kontrolę nad wodą w każdej żywej komórce jego organizmu.
- Jak śmiesz?! -
rzuciła mu w pysk i wyszła, a gdy zamknięto celę, uwolniła go spod swojej
techniki.
- Nie powinnaś
zostać królową! - Usłyszała na odchodnym. Nie zwalniając kroku, opuściła lochy.
Miała dość. Czuła cisnące się do oczu łzy. Zanim wypadła na dziedziniec,
zniknęły resztki jej opanowania, których trzymała się przy bumithriańskim
władcy.
Szła na oślep.
Nie wiedzieć kiedy, otoczyły ją pachnące owocami drzewa i późne kwiaty. Trafiła
do zamkowego ogrodu. Trzeba przyznać, że ogrodnik miał wyobraźnię, bo miejsce
wydawało się być wręcz magicznie piękne. Zachwycało kolorami i odurzało
aromatami. Sakura lubiła otoczenie roślin i swoje pałacowe ogrody, które stały
się jej oazą i schronieniem, gdy miała dość twardych, kamiennych murów. Jednak
tym razem prawie nie zwróciła uwagi na to, co zwykle ją cieszyło. Cały jej
świat i wszystko, w co do tej pory tak bardzo wierzyła, rozprysło się jak bańka
mydlana.
Czy naprawdę tak
uraziła tych ludzi? Czy aż tak bardzo ich nie znała? Czy jej intencje naprawdę
minęły się z celem? Nie sądziła, że esseluńtczycy są na tyle okrutni, by cenić
dumę ponad własne życia. Do tej pory tyle wyrzeczeń kosztowało ją władanie
królestwem… Odkąd zasiadła na tronie nie znalazła czasu ani na naukę, ani na
rozrywki, ani na życie prywatne. Codziennie poświęcała cały swój czas i
energię, by chronić i umacniać Esselunith. Czy jej postępowanie było błędne? Czy
może za mało się starała? A może powinna trzymać wszystkich twardą ręką, jak to
robił Uchiha?
Nigdy nie
pozwoliła sobie na miłość w przeświadczeniu, że również tę sferę swojego życia
będzie musiała podporządkować państwu, i któregoś dnia poślubi mężczyznę,
którego praktycznie nie zna dla zawarcia jakiegoś sojuszu lub paktu. I w końcu
wyda ostatnie tchnienie ze świadomością, że nigdy nie doświadczyła szczęścia.
Po co to wszystko? Po to, by lud, któremu oddała całą siebie, znienawidził ją z
głębi serca? Bała się tego. Czuła, że jest lichym kwiatkiem walczącym z
huraganem. Z góry była skazana na porażkę i ta świadomość zaczęła zżerać ją od
środka. Z każdym dniem przybliżała się do własnego końca, a nawet nie dowiedziała
się, co to znaczy żyć. Jednak nie mogła postępować inaczej. Odpowiadała za
każde żywe stworzenie za ziemiach Esselunith i, pomimo że wcale nie młodniała,
odkładała swoje życie na później w beznadziejnej nadziei, że owe „później”
jednak nastąpi. Z żalu za tymi wszystkimi możliwościami i drogami, którymi
nigdy nie podąży łkała jej dusza i łkało ciało. A myślała, że nauczyła się nie
płakać… ostatnio często jej się to zdarzało.
Sakurę tak
pochłonęły wyrzuty i żal, że mało brakowało, a nie wyłapałaby chrzęszczenia
butów o kamienistą alejkę. Nie wiedziała, kogo licho przywiało, ale wolała,
żeby nikt nie znalazł jej w takim stanie. Chyba straciłaby dumę do szczętu,
więc wylewitowała łzy ze swoich policzków i przetarła twarz dłońmi, żeby
zatrzeć słone ślady.
Sasuke Uchiha nie
wiedział, co ze sobą począć, gdy królowa Esselunith wyszła z lochów, nie
kierując do niego żadnych słów. Domyślił się, że ta sytuacja jest dla niej
nowa. Przypomniał sobie, jak sam czuł się za pierwszym razem, gdy ktoś zarzucił
mu w twarz niekompetencję. Oczywiście opanował go gniew, wręcz furia, ale potem
długo go to dręczyło. Jednak nie sądził, że Haruno dostarczy mu tego typu
atrakcji. Spodziewał się raczej dogryzania, złośliwości i rzeczywiście, na
początku to dostawał, ale teraz jakoś się wyciszyła. Nie był na tyle naiwny, by
myśleć, że jej nienawiść do niego zmalała, o nie. Raczej bała się o swoich kompanów,
i chociaż nie umiała powstrzymywać swojego wybuchowego temperamentu, unikała Uchihy
jak ognia, a gdy przychodziło do konfrontacji, ignorowała, jeśli to tylko
możliwe. W sumie uważał to za dosyć zabawne. Tak, przez większość czasu Sakura
Haruno była jego rozrywką, ale właśnie robił coś, czego się po sobie nie
spodziewał i czego do końca nie rozumiał - szukał.
Zastanawiał się,
gdzie mogła pójść. Na pewno nie do lasu, bo to za daleko, a służba i strażnicy
jej nie widzieli. Musiała więc nadal być w pałacu. Chciał pójść do jej komnaty,
ale gdy mijał zielony żywopłot, coś mu zaświtało i skierował swoje kroki do
królewskich ogrodów, które były perełką centralnego zamku. W ogrodzonej,
wydzielonej przestrzeni rosły kwitnące drzewa promiennika, które otwierał swoje
złotorude kwiaty właśnie pod koniec lata, sprawiając wrażenie, iż roślina
płonie. Obok czerwieniły się róże i pomniejsze klomby innych roślin. Ogród stał
w płomieniach, a dla kontrastu, na samym środku, chlupotała niewielka fontanna,
dopełniając całości. Uchiha odnotował w myślach, by więcej zapłacić
ogrodnikowi.
Nie zobaczył jej
od razu, bo zmyliła go jej zielona suknia zlewająca się kolorem z trawą, ale
róż długich włosów znacząco wybijał się z ferii innych barw. Siedziała na ziemi
plecami do niego, ale najwyraźniej usłyszała, jak ktoś podkrada się od tyłu, bo
odwróciła głowę.
Król od początku
doceniał urodę kobiety. Jej elfie rysy, nietypowy kolor włosów i gibkie,
zgrabne ciało stanowiły egzotyczną mieszankę. Sasuke nie był romantykiem, a
jeśli chodzi o relacje z kobietami, miał niewielkie doświadczenie, pomimo
swoich przechwałek, ale zielone spojrzenie Sakury zawsze robiło na nim niemałe
wrażenie, ilekroć nie spojrzał jej w oczy. Tym razem zobaczył w nich nieufność,
a wręcz wrogość, jednak był zdeterminowany, by coś osiągnąć. Jego krok nie
stracił na stanowczości.
Sakura nie
rozumiała, dlaczego Uchiha poszedł za nią i od razu pomyślała, że chce dogryźć
albo pogrążyć ją w jakiś inny sposób. Jednakże, gdy usiadł obok na trawie,
zrozumiała, że nie w tym rzecz, a to zdziwiło ją jeszcze bardziej.
- Nie patrz na
mnie w taki sposób. Jesteśmy wrogami i pewnie tak zostanie, ale nie miałem ani
nie mam zamiaru ci ubliżać, grozić, poniżać, czy co tam ci właśnie chodzi po
głowie.
Kobieta
wypatrzyła w czarnych oczach jedynie spokój, więc sama postanowiła wysłuchać
Uchihy z opanowaniem, acz pozostawała czujna i zdystansowana. Czekała, aż
będzie kontynuował.
- Mimo wszystko
znaleźliśmy się w podobnym położeniu. Oboje władamy królestwami i ludem. Jednak
nasze krainy różnią się niemal pod każdym względem i, mimo że jesteś królową rok
dłużej ode mnie, to wiem, iż Esseluńtczycy są w większości szlachetnymi istotami
i nie przeżywałaś takich trudności jak ja. Bez urazy oczywiście, bo nie chodzi
mi to, że miałaś łatwiej czy jesteś w tym gorsza, ale spróbowałabyś rządzić
Bumithrią przez tydzień… Wierz mi, że nie chciałbyś się ze mną zamienić.
- Masz rację, nie
chciałbym - fuknęła Sakura, którą irytowało to lanie wody i męska
nieświadomość, jeśli chodzi o obrażanie innych, a w szczególności kobiet.
Uchiha chyba
zrozumiał aluzję, bo zamiast wypatrywać w jej oczach zainteresowania i
dekoncentrowania się tym, skierował spojrzenie na parę ptaków gniazdujących na
pobliskim drzewie.
- Chodzi mi o to,
że dopóki nie zawarliśmy sojuszu, twoi ludzie byli zadowoleni, a ja moim nie podobałem
się od początku. Traktowali mnie jak smarkacza, którym byłem i niejednokrotnie
próbowali mną manipulować. Co chwilę ktoś zarzucał mi niesubordynację prosto w
twarz. Kilku śmiałków skazałem na śmierć, kilku sam zabiłem w przypływie
porywczości i skończyło się. Nikt teraz nie ma na tyle odwagi, by powiedzieć mi
wprost, że nie powinienem zostać królem, chociaż zapewne wielu tak uważa.
Jednak nie ważne, co bym zmienił, to zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie
przypadnie do gustu. To normalne.
Sakura patrzyła
na siedzącego obok człowieka i niedowierzała. On, jej największy wróg, próbował
ją pocieszyć i to wcale z nie byle jakim skutkiem. Zrozumiała, że nie powinna zareagować
tak impulsywnie i albo surowo karać za takie obrazy majestatu, albo je
ignorować. Drugie wyjście mogło poskutkować buntami i osłabić jej, i tak już
mocno nadwyrężoną, pozycję władcy. Była Uchiha szczerze wdzięczna, bo tak
naprawdę tylko on mógł powiedzieć takie słowa. Nie znała tutaj innego króla.
Wątpiła nawet czy Virathir albo Gwern poradziliby jej coś równie mądrego i
popartego doświadczeniem.
- A jeśli chodzi
o te lochy - kontynuował - to zabrałem cię tam po to, żebyś mogła, zamkniętych
tam swoich obywateli, ukarać według własnego uznania. Zawsze wypuszczałem Esseluńtczyków
po tym, jak odbyli wyrok.
Sakura
westchnęła, zastanawiając się, czy mu uwierzyć. Owszem, przychodzili do niej ludzie
i stworzenia więzione w Bumithrii, ale nie była w stanie nic z tym zrobić bez
wywoływania wojny. No i wątpiła, żeby wypuszczał wszystkich. Tym bardziej, że
ona sama często skazywała Bumithrian na karę śmierci, według prawa
obowiązującego w Esselunith.
- Muszę nad tym
pomyśleć. Na razie niech tam siedzą. I tak nie odeślę ich teraz do Esselunith,
to bezcelowe. Równie dobrze mogłabym ukarać ich tutaj, jakby nie patrzeć, wciąż
jestem królową, ale nawet nie wiem jak. - Skrzywiła się. Nie chciała wyjść na
niezdecydowaną, ale rozmowa stała się wręcz przyjacielska i słowa same
wypłynęły z jej ust.
- Ja nie bawiłbym
się z nimi w uprzejmości. Mogłyby wyniknąć z tego jeszcze większe kłopoty.
Wygnanie też nie załatwia sprawy. Wiem z doświadczenia, że tacy maruderzy mają
w zwyczaju łączyć się w grupy i zaburzać porządek w królestwie. Oczywiście
zrobisz, jak będziesz musiała. Nie chcę ci niczego sugerować.
Sakura znów
zamyśliła się nad słowami Uchihy i jego motywami. Nie rozumiała, czym zasłużyła
sobie na takie wsparcie. Chociaż... czy on przypadkiem nie próbował nią
manipulować? Nie mogła niczego wyczytać z wyrazu czarnych oczu. Tak, odczytanie
tego człowieka graniczyło z cudem. Prędzej znalazłaby dwurogiego jednorożca,
ale musiała przyznać, że podniósł ją na duchu i podsunął parę możliwych
rozwiązań. W końcu zdecydowała się, by spojrzeć na Uchihę dużo łaskawszym
okiem. Nadal pozostawał jej wrogiem numer jeden, ale wrogiem o wiele bardziej
ludzkim, co, z drugiej strony, przerażało ją. Wzdrygnęła się ledwie widocznie,
tłumiąc dreszcz w mocno zaciśniętych pięściach. Jej serce przez chwilę
przyspieszyło, a dudnienie w piersi stało się jakby donośniejsze. To strach
wtłoczył się w jej żyły. Chyba wolałaby, żeby nadal pokazywał jej te najgorsze
oblicze: pełne surowości, zła, zimna, niedostępności, nieczułości, bezduszności
i nienawiści... bez serca. Sakura nie potrafiła nienawidzić kogoś, kto je
posiadał.
Kilka sekund
zabrało jej opanowanie myśli i ciała.
- Nie sądziłam,
że kiedyś ci to powiem... W ogóle nie sądziłam, że będę zdolna do rozmowy z
tobą bez zabicia cię. - Udało jej się odzyskać trochę animuszu i błysku w oku.
- Dziękuję.
Podniosła się na
nogi, czując, jak wstępuje w nią nowa siła i determinacja. Pożegnała
zaskoczonego Uchihę nieśmiałym, serdecznym uśmiechem i pewnym krokiem udała się
w kierunku swojej komnaty. Musiała wysłać list do Ikuto w sprawie kar za bunty,
sprzeciwianie się woli władców czy postanowieniom sojuszu.
Uchiha został sam
pośród płonących drzew, gdybając nad znaczeniem anielskiego uśmiechu, który
podarowała mu królowa. Wątpił, żeby było w nim coś poza wdzięcznością, jednak
przyłapał się na tym, że chciałby się łudzić, iż nie tylko... Nie miał pewności,
czy Haruno zdaje sobie sprawę z własnej atrakcyjności i tego, jak rozbudza
męskie wyobraźnie. Posiadała siłę tajfunu okrytą delikatnością kobiecego uroku,
pasję i determinację a jednocześnie niespożyte pokłady miłości. Odkąd tylko
spojrzał w jej szmaragdowe, błyszczące w mroku nocy oczy, nawiedziło go
niepokojące, palące uczucie, zapowiadające obudzenie się dzikich, pierwotnych żądz.
Wiedział, że to bardzo niedobrze. Musiał zyskać przychylność i zaufanie Sakury
Haruno. Nie uda mu się ochronić Bumithrii bez wsparcia Esselunith, które od
wieków werbowało rzesze sojuszników z odległych krańców Terrathii. Dlatego nie
wolno mu popełnić błędu. Fascynacja i emocje mogą wszystko zniweczyć, a to
będzie oznaczało śmierć dla wszystkich. Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić.
Królowa mu nie ufa... a on musi zebrać armię.
Sakura skończyła
pisać list i ostatni raz przebiegła po nim wzrokiem.
Drogi Ikuto,
U mnie, Tsezil, Hinaty i Nerahel wszystko
dobrze. Mamy zapewnione królewskie warunki, więc nie zamartwiaj się aż tak
bardzo.
Piszę do Ciebie w niecierpiącej zwłoki
sprawie. Możliwe, że już to dostrzegłeś. Esseluńtczycy buntują się przeciwko
sojuszowi z Bumithrią. To zagraża równowadze krainy i dopiero co uzyskanemu
pokojowi, dlatego załączam stosowny dekret, który ustala wysokość kar za obrazę
oraz zdradę mnie i królestwa. Do mojego powrotu wszyscy buntownicy mają zostać
zamknięci w lochach w oczekiwaniu na wyrok śmierci. Zezwalam na dziesięć
publicznych egzekucji, które przeprowadzisz osobiście, by zapobiec dalszym
niesnaskom. Ukarz tylko tych najbardziej zdeterminowanych. Ufam Twoim osądom.
Oboje chcemy dobra Esselunith oraz jego mieszkańców, dlatego ból sprawia mi
pisanie tych słów i twardych postanowień. Mam nadzieję, że to ustabilizuje
sytuację w królestwie. Informuj mnie o wszystkim na bieżąco. Wysyłaj do
Bumithrii tylko zaufanych ludzi.
Jak sojusz z Yerkirią? Czy wszystko poszło
pomyślnie? Jesteś zdrów? Jak zareagowała królowa Retsil na wieść o traktacie
pokojowym i mojej niewoli?
Tęsknię za Tobą i królestwem.
Zawsze oddana
Sakura Haruno
Zadowolona z
efektów rozgrzała wosk i założyła pieczęć, zabezpieczając wiadomość wraz z
dekretem. Z ciężkim sercem przywiązała list do nóżki Farhela. Zdawała sobie jednak
sprawę, że bunt przeciwko władzy nigdy nie kończy się dobrze, dlatego
postanowiła stłumić go w zarodku. Spojrzała w złote oczy feniksa. Bała się
posyłać właśnie jego, ale zależało jej na dyskrecji. Nieobecność Nerahel
zostałaby zauważona, a wolała, żeby Uchiha nie dowiedział się, że nadal ma
wpływ na decyzje zapadające w królestwie.
- Leć
bezpiecznie, kochany. Pomyślnych wiatrów - wyszeptała.
- Dziękuję
królowo - zaskrzeczał i rozłożył skrzydła, by chwilę później wyfrunąć przez
okno jej komnaty. To dlatego towarzysz Hinaty rzadko się odzywał. Miał okropną
barwę głosu.
Gdy czerwona
plama zniknęła jej z oczu, Sakura zaczęła wyczekiwać powrotu Farhela z mocno
bijącym sercem. Wiedziała, że najbliższy tydzień będzie dłużył jej się
niemiłosiernie. Wiedziała, co powinna zrobić, żeby oderwać myśli od całej
sprawy.
Z pewnym wahaniem
zarzuciła na siebie płaszcz, pogłaskała śpiącą Tsezil i wyszła z komnaty,
kierując się ku Akademii Magii. Było już późno, ale słońce jeszcze nie zaszło i
liczyła, że zastanie Reinira. Chciała go przeprosić i poprosić o pomoc.
Zaszyła się w
bibliotece. Z odległego kąta wypatrywała bursztynowych oczu Veronici. Nie
czekała długo. Wkrótce puchacz przeleciał nad jej głową, by znaleźć się za
oknem. Sakura trochę się denerwowała. Jednak Reinir był dobrym człowiekiem i
czuła, że ją rozumie. Słońce powoli chowało się za linią horyzontu i wiedziała,
że nie ma dużo czasu. Pamiętała o warunkach, które postawił jej Uchiha. O
zmroku miała być już w pałacu. Tak się tym martwiła, że niemal nie zauważyła,
jak mag wszedł do biblioteki. Uśmiechnął się do niej po ojcowsku i ucałował
dłoń.
- Tak myślałem,
że niedługo cię zobaczę, dlatego poleciłem Veronice, żeby cię wypatrywała.
Siwo-brązowa sowa
siedziała na jego ramieniu i wpatrywała się w Sakurę. Dziewczynę trochę
krępowało to świdrujące spojrzenie.
- Reinirze -
postanowiła nie owijać w bawełnę - jestem dumną osobą, ale jestem też na tyle
dojrzała, by potrafić przyznać się do pomyłki. Przyszłam ci powiedzieć, że
poniekąd miałeś rację. Uchiha... on posiada też ludzką stronę. Jednak to
niestety nie zmienia faktu, że jest moim śmiertelnym wrogiem. - Jej zielone
oczy błyszczały bólem tak głębokim i starym jak świat.
Szare spojrzenie
maga zmiękło. Wiedział, podobnie jak wszyscy w Esselunith i Bumithrii, że
panicz Uchiha zabił króla Haruno. Reinir zdawał sobie sprawę, że są pewne
rzeczy, których się nie wybacza.
- Och kochana...
- Czułym gestem zamknął jej smukłą, drobną dłoń w swoich. - To cierpienie
zawsze z tobą pozostanie, nie ważne jak wiele wspaniałych cech króla odkryjesz,
ale nie jesteście już wrogami. Podpisaliście sojusz. Twoim zadaniem nie jest nienawidzić
go za to, że jest władcą Bumithrii. Uraza pozostanie w tobie tak długo, jak jej
na to pozwolisz. Uwolnij się od niej i żyj, Sakuro Haruno, tą wielką miłością,
którą masz w sercu, a nie nienawiścią, którą wtłoczono ci w umysł.
Wypowiedziane
serdecznym, pełnym wzruszenia półgłosem słowa Reinira poruszyły Sakurę i
musiała się bardzo pilnować, żeby opanować łzy.
- Myślisz, że to
możliwe? Tak wiele okowów mnie krępuje. Czuję się jak ptak z podciętymi
skrzydłami. Ten żal i złość mnie ranią, ale nie potrafię się ich pozbyć. Czy to
możliwe, żebym wyzbyła się tej nienawiści?
- Wszystko jest
możliwe. - Jego uśmiech wsparł Sakurę i pozwolił jej spojrzeć na pewne rzeczy
inaczej. Coś pękło... zerwało się i następny oddech wzięła pełną piersią. Nie
była w stanie wybaczyć Sasuke zabicia jej ojca, ale poczuła się lżej. Nie
musiała go już nienawidzić w imieniu Esselunith.
Zamrugała
intensywnie, czując niesamowitą ulgę. Drgnęła, wyswobadzając się z letargu i
odsuwając na bok potok rwących myśli. Na powrót opanowana odwzajemniła uśmiech.
- Reinirze, jeśli
twoja propozycja jest nadal aktualna, to chciałabym uczyć się na arcymistrza. -
Nareszcie zdobyła się na odwagę, by o to poprosić.
- Oczywiście, że
to nadal aktualne. To będzie zaszczyt. Przyjdź tu jutro. Odwiedzimy arcymistrza
wody i zobaczymy, co potrafisz.
Sakura
zrozumiała, że to pożegnanie. Położyła dłoń do serca i opuściła bibliotekę. Słońce
już dawno zaszło i miała mało czasu, żeby dotrzeć do pałacu przed zmrokiem.
Autor: Ikula
Tak długo, tak długo przyszło mi czekać... a gdy moim oczom ukazała się w końcu informacja iż rozdział ukaże się 9 skakałam wysoko, wysoko pod sam sufit, dzisiaj praktycznie spędziłam dzień na czytaniu nowych rozdziałów i gdy moim oczom ukazała się informacja że rozdział ósmy już jest to aż topiłam się szczęściem.
OdpowiedzUsuńTyle tego wszystkiego, w sensie pozytywnych emocji związanych z nowym rozdziałem że już sama nie wiem co mam mówić, więc nic nie powiem, może tylko że bardzo mi się owy rozdział spodobał, choć jak zawszę zostawiasz pewien niedosyt co zaś mnie nie ciszy, bo i nie lubię zostawać w niepewności i z głową pełną myśli typu: a może będzie to, a może tam. Jest tyle opcji na rozwinięcie akcji, ale nigdy nie jestem w stanie rozgryźć tej tajemnicy przez co nawet jestem zadowolona bo zawsze zostaje miło zaskoczona.
Co by się za długo nie rozpisywać bo i mnie czeka praca nad nowym rozdziałem i muszę jakieś pokłady twórczości z siebie wykrzesać, to życzę weny i motywacji do pracy, oraz mam nadzieję że nie każesz mi długo czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :*
Nie poprawiałam. Zostałam porzucona.
OdpowiedzUsuń(obiektywnie) Znalazłam kilka błędów, głównie dotyczących interpunkcji. Merytorycznie wszystko się zgadza. Nie gubisz wątków, forma zostaje poprawna. Jedynie czasami przestawiasz szyk lub za bardzo na około próbujesz opisać rzeczy, które można określić związkiem frazeologicznym. Momentami zdania są za długie, co nadwyręża umysł przy czytaniu i powoduje zmęczenie, a od nowej linijki czytelnik musi się od nowa skupić i wciągnąć w treść.
Co do samej fabuły. Jak zwykle mistrzowskie opisy, udowadniające niesamowitą wyobraźnię i świadomość treści. Soczyste epitety, które wręcz pchają nam do głowy obrazy. Spójne cechy charakterów, które z każdym kolejnym rozdziałem nie powodują dezorientacji, a łączą się i spiętrzają, czyli ewoluują wraz z doświadczeniem i sytuacjami.
Zauważyłam, że Sasuke planuje coś pokrętnie. Szykuje się kilka mocniejszych zwrotów akcji, których nie sposób przewidzieć. Zaczyna nam się pojawiać wzajemna fascynacja, która wydaje się być bardziej posunięta w przypadku Sasuke. Wbrew pozorom, to właśnie on jest najlepszym kandydatem na prekursora ocieplających się stosunków między Sakura, a nim samym, co ciekawie konfrontuje się z jego zimnym i nieprzystępnym charakterem. Świetnie ukazałaś dwie płaszczyzny ich wzajemnych relacji; na poziomie charakterów, to Sakura zdecydowanie góruje, jednak w przypadku ich relacji władca-władca właśnie Sasuke jest niekwestionowanym zwycięzcą. Niepokoi jedynie fakt, że Uchiha próbuje poniekąd zmanipulować Sakurą do własnych celów, lecz summa summarum szala przechyla się na pozytywną stronę.
Z podziwem,
.romantyczka
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTrochę sobie musiałam na niego poczekać, ale to nic. Ważne, że jest ^^.
Tsezil taka silna. Nie dziwię się, że wywarła wrażenie na Sasuke. Na mnie także. Więcej buntowników. Rozdarcie Sakury uważam za jak najbardziej naturalne. Myśli Uchihy po wyjściu Sakury z ogrodu wbiły mnie w fotel. Żądza - jak to fajnie zabrzmiało ^////^
Cóż, czekam na to, co będzie dalej.
Weny!
ShoriChan
Będzie ślub. I wesele. Coś tak czuję :p
OdpowiedzUsuńPotknęłaś się w słowie "zarżnąć" ---> jest "zarznąć". Poza tym błędów nie wyłapałam, ale to możliwe dlatego, że byłam zbyt stęskniona za tym opowiadaniem. Ty mi powiedz lepiej, kiedy 10 wstawisz! :p
Ciekawa jestem jak Ikuto zareaguje. Coś czuję, że niezbyt przychylnie, ale może się mylę. Zobaczymy.
Widzę, że prace pt. "Sasuke lepszy niż Ikuto" wrą ^^ Dobrze, dopbrze, tylko tak dalej, a może Ci jeszcze wybaczę :p
Wybacz za brak odzewu - wyjechałam na tydzień na wakacje. Jak coś, to wyciągnij od Paciulca mój numer gadacza - na tym bywam częściej ;)
Pozdrawiam serdecznie i (znowu! :p) nie mogę się doczekać kontynuacji
Lisiu
Muahaha! Powróciły mi internety, przynajmniej połowicznie, a moim priorytetem jest nadrobić zaległości. Twoje rozdziały mogę czytać raz po raz i znów, i wałkować bez końca, do upadłego.
OdpowiedzUsuńWybacz, po prostu można mnie teraz porównać do alkoholika którego wpuścili na Octoberfest. ^^
A powiem o czymś, o czym jeszcze nie powiedziałam. Otóż - co mnie w opowiadaniach wnerwia, zarówno jako czytelnika i pisarza? (pseudo pisarza, nie rozczulajmy się nad sobą za bardzo... =_=)
Wnerwiają mnie rozdziały, tzn. odcinki. Ten moment gdy tekst się kończy, a Ty nie wiesz kiedy pisarz wrzuci coś nowego i dusi Cię z niepewności... a jako autor wiem, jak wygląda takie pisanie, co jeszcze bardziej potęguje niedosyt czytelnika. Tak było tu. Znów zostawiłaś mnie na środku jeziora z myślami, "Co będzie dalej?" Kombinuję co powstało w Twojej główce, jednak przerażają mnie niektóre perspektywy... chociażby ta, że chyba Sasuke wie o czymś, o czym nie wie nikt inny.
Poza autorką.
Poza tym miałam się zrehabilitować, bo ostatni mój kontakt z tym tekstem to było jedno wielkie dno... z mojej strony oczywiście. To nie moja działka, żeby aż tak stawiać Cię do pionu ^^.
Więc, jak wspomniałam, przeczytałam ten rozdział po raz kolejny, na zimno, na spokojnie... i utonęłam. Utonęłam w tym cholernym jeziorze słów. Nie wyłapałam nic z błędów, a czułam aż zbyt dużo z dreszczy. Może dlatego, że jestem dzisiaj typowo odcięta od świata i od rana siedzę w sypialni otoczona książkami... i widzę więcej? Nie wiem, jednak nie mogłam sobie odmówić powtórki z rozrywki i zostawienia po sobie jakiegoś (kompromitującego - a jakże!) śladu. Właśnie powstaje i nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. >///<
Lepiej dla świata, żebym nie pisała tego komentarza. Jednak co próbuję przekazać? Po prostu pamiętaj kochana, że powoli godzę się z nową rolą. Już nie jestem wyłącznie Twoim podopiecznym, którym byłam jakiś czas temu. Stałam się chyba kimś więcej... i jestem z tego dumna. Wspieram Cię całym sercem, duszą oraz ciałem w tym co robisz. I tak jak kiedyś to Ty byłaś wsparciem dla mnie (i nadal jesteś!), tak teraz ja chciałabym być nim dla Ciebie. Więc jeśli chociaż troszkę mnie potrzebujesz, bo jest Ci smutno - atakuj mnie, zawsze będę na posterunku. A jeśli moja obecność, krytyczne słowo czy pisk zachwytu faktycznie pomagają chociaż trochę - to czuję się zaszczycona i niezmiernie wdzięczna, że jestem na swoim miejscu.
Mam nadzieję - do zobaczenia niedługo ^^.
Patka
Kiedy można spodziewać sie nowego rozdziału.?
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby był gotowy najszybciej na za 2 tygodnie, ale niczego nie obiecuję. Jestem zawalona nauką.
UsuńTak długo karzesz czekać, co jakiś czas wchodzę z nadzieją na nowy rozdział lub jakąś nową informację dotyczącą kolejnego rozdziału, a tu bez zmian...
OdpowiedzUsuńTęsknie za tą historią, tak bardzo, bardzo, bardzo...
Mam ogromną nadzieję że nowy rozdział ukaże się jeszcze w tym roku.
Pozdrawiam.
Na pewno ukaże się jeszcze w tym roku. Przede mną długa przerwa świąteczna. Po prostu brakuje mi na razie czasu, żeby przepisać nowe rozdziały do Worda. Mam już ich kilka i dobija mnie, że siedzą w zeszycie, a nie tu na blogu. Niestety jeśli chcę pisać, to tylko w ten sposób. Mój zeszyt podróżuje ze mną wszędzie i wypełnia każdą moją WOLNĄ chwilę, a nie mam ich zbyt wiele. Wybaczcie mi wszyscy, którzy jeszcze to czytacie, ale traktuję naukę poważnie, chcę dostać się na studia medyczne, a nie osiągnę tego bez ciężkiej pracy. Dlatego stawiam szkołę na pierwszym miejscu nawet, jeśli czasami się do tego zmuszam.
UsuńPisanie tutaj to mój azyl, moja ucieczka od codziennego stresu, strachu i niepowodzeń, więc nie przestanę tego robić. Kocham to całym sercem i całą duszą, dlatego na pewno ukończę to opowiadanie. ;)
Pozdrawiam
Ikula
Ach... i dziękuję, że wciąż czekacie i motywujecie mnie swoimi komentarzami. Na prawdę to doceniam. Bez tego moje twory pozostałyby schowane w tych zeszytach i nikt nigdy by ich nie zobaczył.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno jest tam wielu więźniów, ale pokazał swoją i ludzką stronę ...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie