6 lipca 2014

Rozdział VIII - Wyrozumiałość

Tsezil bardzo starała się poprawić Sakurze humor, opowiadając, jak rozedrze zdrajcy gardło, by więcej nie mógł wypowiadać swoich obelg, ale to jeszcze bardziej dołowało dziewczynę. Wciąż miała na uwadze, jak trudną decyzją było zawarcie sojuszu z Bumithrią i to, iż wyrażała gotowość, by za to zginąć. Męczyło ją, że lud odebrał to jako oznakę słabości i śmiał posądzić o zdradę. Zawsze przedkładała sprawy Esselunith ponad swoje własne, a teraz okazywało się, że wcale nie brano jej za dobrego władcę. Zawsze obawiała się, że straci posłuch u swoich rodaków albo ją znienawidzą i właśnie to dostawała...
Te ponure rozmyślania przerwało pukanie do drzwi komnaty.
- Proszę - powiedziała, przerywając czyszczenie rogów Tsezil.
W drzwiach stanął Mortifer w towarzystwie służącej, która właśnie niosła Sakurze obiad. Kiedy dziewczyna odeszła, towarzysz króla przemówił.
- Królowo Haruno, smacznego. Przyszedłem z propozycją dla świętej towarzyszki. - Przeniósł spojrzenie wszystkich trzech par oczu na tygrysicę. - Jeśli potrzebujesz naostrzyć pazury, to możesz udać się ze mną.
Towarzyszka Sakury spojrzała na nią uspokajająco, z gracją podniosła się na nogi i wyszła, zostawiając dziewczynę samą.
Tsezil zastanawiało, dlaczego Mortifer jest dla niej taki uprzejmy. Cieszył ją brak wrogości z jego strony, ale poniekąd niepokoiła się tym. Wciąż wietrzyła podstęp, zarówno u Uchihy jak i u jego towarzysza. Nie znosiła króla Bumithrii. Za każdym razem, gdy go widziała, zalewała ją dzika chęć zabijania i wracały obrazy rozpaczy Sakury po śmierci króla. Tamte chwile na zawsze wbiły się w umysł tygrysicy i za każdym razem, kiedy wspomnienia wracały, były wciąż paląco żywe. Ani wcześniej, ani później nie widziała u swojej towarzyszki takiego cierpienia. Tsezil nie zamierzała tego wybaczyć. Nawet po tym, co dzisiaj zrobił. Nigdy! Takiego bólu, powiązanej z tobą do końca życia istoty, się nie zapomina.
Tygrysica zorientowała się, że Uchiha jest piekielnie inteligentny, rozsądny i sprytny. Wciąż szukała w nim jakiś słabych, wrażliwych punktów, ale gdy tylko wydawało jej się, że jakiś znalazła, musiała wyprowadzać się z błędu. Na początku analizowała jego chłodną, bezuczuciową postawę. Wydawał się jej oschły i niedostępny, co strasznie ją irytowało. W porównaniu z empatyczną, wylewną, gwałtowną, pełną miłości Sakurą, on wydawał się być głazem albo bryłą lodu, co wcale nie oznaczało, że to działa na jego niekorzyść. Jej towarzyszka wiele lat uczyła się, jak poskramiać emocje i nie okazywać ich przy niewłaściwych osobach, ale nawet do tej pory nie zawsze się kontrolowała.
Gdy do sali wprowadzono centaura, zastanawiała się, jak Uchiha to rozegra, ale o dziwo nie popełnił błędu. Wszystko zrobił niezwykle delikatnie i z wyczuciem. Skryty i sprytny… te dwie nowo odkryte cechy jego charakteru krążyły jej po głowie. W końcu poddała w wątpliwość swoją wcześniejszą hipotezę odnośnie jego wad. Czy on w ogóle jakieś posiada? Albo raczej, czy jakieś utrudniają mu życie? No niby nikt nie jest idealny, ale…
Mirasir bez słowa zaprowadził Tsezil najpierw do pałacowej kuchni, gdzie służba ukłoniła się przed nimi nisko, truchlejąc ze strachu i podała porządną porcję mięsa. Tygrysica wciąż miała mantikorę na oku, i gdyby coś w jej zachowaniu stało się alarmujące, nie posiadałaby skrupułów przed przegryzieniem istocie gardła. Chociaż, co ją zaskoczyło, nie chciała odbierać jej życia. Może to z winy ich kotowatego pokrewieństwa?
Po skończonym posiłku udali się do komnaty, która przypominała plac treningowy. W środku znajdowały się wymyślne machinerie, służące do szlifowania umiejętności. Przy jednej ze ścian stał kawałek wyjątkowego, diamentowego drzewa o niezwykle twardym drewnie. Tsezil bez słowa zaczęła ostrzyć imponujące pazury, czemu towarzyszył niemiły zgrzyt.
Mirasir usiadł obok i przypatrywał się niezwykłej tygrysicy. Imponowała mu inteligencją, pięknem i ognistym temperamentem.
- To, co dzisiaj zrobiłaś dla swojej towarzyszki było bardzo szlachetne.
Tsezil zwróciła ku Mortiferowi brązowe oczy.
- Nie toleruję, gdy ktoś nas obraża - odparła mrukliwie, zachodząc w głowę, co stworzenie chce uzyskać tym spoufalaniem się.
- Tak, ale twoja królowa sama mogła wyzwać go na pojedynek. Sasuke na początku tak robił i nigdy go nie wyręczałem. - Mantikorą kierowała jedynie ciekawość, ale jego aluzja nie spodobała się tygrysicy.
Warknęła przeciągle przez zaciśnięte zębiska.
- Uważaj na słowa, bo będę musiała wyzwać też ciebie. - To ostrzeżenie Mortifer przyjął wyjątkowo spokojnie. - Nie chcę, żeby Sakura musiała zabijać, ale to nie znaczy - kontynuowała Tsezil - że jest słaba i nie umie walczyć. Z łatwością pokonałaby mnie w walce. Ludzie mają coś, czego my nie.
- Magię - dopowiedział trochę niezadowolony. Tak. Brak umiejętności magicznych był swoistą ułomnością stworzeń żyjących na Terrathii.
- Właśnie. Jednak uważam, że to nie czyni nas wcale gorszymi. Wszystkie stworzenia tej ziemi są niezwykle potężne. - Oczy tygrysicy zabłysły diabelsko. - My posiadamy coś, co ludzie zatracili. Instynkt.
Mortifer przytaknął.
Wkrótce po tej wymianie zdań tygrysica dała znać, że jest już gotowa. W jej duszy zapłonął ogień gniewu i determinacji, który rozgrzał zarówno ciało jak i umysł.
- Myślę, że rozerwiesz mu gardło szybciej, niż ja zdążę mrugnąć, a nie zapominaj, że mam trzy pary oczu. - Tym stwierdzeniem na pożegnanie mantikora rozbawiła Tsezil.
Sakura czekała już na nią w pełnej gotowości i ze strachem w oczach.
Tygrysica dawno tego nie robiła, ale polizała swoim szorstkim językiem nos towarzyszki. Kiedyś w ten sposób podnosiła ją na duchu.
Królowa uśmiechnęła się szczerze, ale w jej sercu pozostał niepokój i wiedziała, że nie opuści jej aż do zakończenia pojedynku.
Naruto przyszedł wraz z Hinatą niedługo potem. Zielarka pobłogosławiła tygrysicę, dotykając jej nosa. Blondyn przyglądał się temu bez zrozumienia. Bumithria nie posiadała tak głębokiej tradycji czczenia natury.
Pojedynek miał odbyć się na placu treningowym. Na udeptanej ziemi czekał już centaur. Ważył w dłoni miecz. Uchiha z Mortiferem stali z boku. Sakura nie sądziła, że król przyjdzie i bynajmniej jej ten fakt nie ucieszył.
Ostatni raz popatrzyła w ukochane, czekoladowe oczy i pozwoliła Tsezil wejść na arenę, a sama spięta jak struna stanęła w pobliżu władcy Bumithrii, nie zaszczycając go nawet jednym spojrzeniem.
Tygrysica zmierzyła przeciwnika wzrokiem, oceniając jego szanse. Centaur wyglądał na tak samo zmizerowanego jak wcześniej. Miecz źle układał mu się w dłoni, ale wystarczyło, że przybiłby jej bok. Zdawała sobie sprawę, że będzie bronić się do końca.
Tsezil sięgała mu w kłębie trochę poniżej piersi. Otworzyła paszczę, prezentując śmiercionośny arsenał zębów i wysunęła ostre jak sztylety pazury. Zrobiła na nim niemałe wrażenie już wcześniej. Centaur, pomimo całej swojej odwagi, poczuł strach. Mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza i odgarnął włosy z czoła.
- Arena jest wasza - oznajmił dobitnie Uchiha.
Tsezil nie czekała ani chwili. Nie zamierzała krążyć, zwodzić czy szukać dogodnych pozycji. Jednym sprężystym skokiem pokonała dzielącą ją od centaura odległość i bezlitośnie przecięła pazurami jego nadgarstek, pozbawiając broni. Zanim zdążył zareagować, czy chociażby zorientować się w sytuacji, zwróciła się do niego bokiem i stając na ułamek sekundy na tylnych łapach, przebiła rogiem pierś.
W gasnących oczach umierającej istoty odbijał się szok i przerażenie, a z ust ciekła krew. Poruszył wargami, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale zanim wydobyły się z nich jakieś dźwięki, padł bez życia na ziemię.
Uchiha patrzył na tę scenę z niedowierzaniem. Nie sądził, że tygrysica jest aż tak szybka i zwinna. Nie bawiła się z ofiarą. Pojedynek trwał może dziesięć sekund, a centaur pewnie nawet nie wiedział, co się dzieje. Król zaczął szczerze obawiać się Tsezil. Wcześniej postrzegał ją jako dumnego, kapryśnego kota i w ogóle nie pilnował się w jej obecności. Może zwiodła go jej matczyna miłość i łagodność, którą okazywała Haruno…
Tygrysica jeszcze przez moment wpatrywała się w truchło, po czym wytarła pazury o trawę i podeszła do towarzyszki.
Sakura zmazała krew z rogu wcześniej przygotowanym płótnem i zamknęła tygrysicę w objęciach. W nich obu wciąż jeszcze buzowała adrenalina.
- Mówiłam ci, że nic mi nie będzie - powiedziała z przekorą Tsezil, czując, jak napięcie opuszcza królową.
Dziewczyna widziała w oczach tygrysicy to samo rozdarcie, które targało także nią samą. Zabicie Esseluńtczyka - ich brata, sprzeciwiało się wszelkim moralnym prawom. Sakura tłumiła ból w krzyku, którego nikt nigdy nie usłyszał.
Uchiha odszedł, by wydać dyspozycje dotyczące pochówku, dając towarzyszkom chwilę prywatności, jednakże niezbyt długą. Nagle u boku królowej pojawił się Naruto, oznajmiając, iż król chce pomówić z nią na osobności.
Tygrysica nastroszyła się na te słowa, ale zaintrygowana Sakura ją uspokoiła.
- Wątpię, żeby w jego intencji leżało zrobienie mi krzywdy. Gdyby chciał, zrobiłby to już dawno albo zamknął nas w lochach i głodził.
Tsezil odpuściła z cichym prychnięciem pełnym niezadowolenia.
- Masz rację - przyznała niechętnie. - Idę odreagować. - Zamachnęła ogonem i udała się w stronę wyjścia z zamku, zapewne do lasu.
Sakura nie protestowała. Gdy tylko towarzyszka zniknęła jej z oczu, skierowała się w stronę Uchihy.
Mężczyzna akurat odwrócił się w jej stronę, łapiąc soczyście zielone spojrzenie w kajdany swoich czarnych, magnetycznych oczu, które budziły w kobiecie niepokój. Nie lubiła bezpośrednich konfrontacji z nim, a na dodatek to miała być ich pierwsza sam na sam. Po plecach przeszedł ją prąd, a dłoń sama zacisnęła się na rękojeści sztyletu zawieszonego u jej pasa.
Uchiha zorientował się, że kobieta czuje się niekomfortowo i spojrzał w inną stronę niby czymś zainteresowany.
- Z racji tego, co miało miejsce dzisiaj, poczułem się w powinności, by poinformować cię o pewnych kwestiach. - Nie zamierzał owijać w bawełnę i bawić się w delikatności. - Chciałbym, żebyś odwiedziła ze mną pałacowe lochy, które, nawiasem mówiąc, od jakiegoś czasu intensywnie zapełniają się twoimi ludźmi.
Sakura ściągnęła groźnie brwi i sama złapała czarne spojrzenie. Tym razem, jej własne, cięło jak sztylety. Zaczynała żałować, że odesłała Tsezil. Budził się w niej ogromny niepokój i, co gorsza, wściekłość. Martwiło ją to, bo nie wiedziała jakie ujście będą miały te emocje i jakie szkody wówczas spowodują. Zastanawiała się, co Uchiha chce osiągnąć. Podbić jej pewność siebie? Wykazać jej słabość jako władczyni? Jednak dotknęło ją coś zupełnie innego i nie potrafiła ukryć rozgoryczenia nawet po dzisiejszych przeżyciach.
- Mówisz, że to nie pierwszy taki incydent? - zapytała z groźbą w oku, przestrzegając przed kłamstwami.
Nie mogła dać wiary temu wszystkiemu. Właśnie legło w gruzach jej dotychczasowe spojrzenie na swoich poddanych. Miała ich za szlachetne, czyste istoty, które brzydzą się krzywdzeniem i robią to jedynie z przymusu.
- Zanim zaczniesz kogokolwiek osądzać, proszę cię, żebyś poszła ze mną. - Nie czekając na zgodę, odwrócił się na pięcie.
Nie lubiła, gdy ktoś okazywał przed nią swoją wyższość, szczególnie w tak bezczelny sposób. Zacisnęła zęby, przypominając sobie słowa Tsezil o zachowaniu spokoju i ruszyła za nim w milczeniu.
Służba przyglądała im się zaskoczona, a straże rozstępowały bez słowa. Bumithriańskie lochy nie przypominały tych w Esselunith. Były brudne, zimne i wilgotne. Powietrze przesiąkło zapachem zgnilizny i zatęchłej krwi, a w najciemniejszych kątach popiskiwały szczury. Wokół panował mrok i dopiero wyczarowana przez Sasuke płonąca kula dała Sakurze jakiekolwiek pole widzenia. W mijanych przez nich celach, za grubymi, żeliwnymi kratami, kłębiły się niewyraźne cienie: najczęściej trolle, czasem jaszczuroludzie, czasem inne przeżarte złem, obślizgłe istoty. Jednakże kilka cel dalej królowa zobaczyła coś, na widok czego ścisnęło ją w gardle, a pod powiekami zapiekły łzy. Przystanęła zaszokowana, niezdolna, by wydobyć z siebie jakikolwiek artykułowany dźwięk i niedowierzała własnym oczom.
Na lodowatej ziemi leżała wygłodzona, zziębnięta kupa brudnego futra i jedynie fluorescencyjny błysk oczu dał Sakurze znać, że stworzenie wciąż żyje. Dopadła do krat i zacisnęła na nich dłonie. Sama nie wiedziała, co chce tym gestem osiągnąć. Gepard chyba nie miał siły się poruszyć, bo oczy śledziły uważnie ruchy królowej i obserwowały rozpacz odbijającą się na jej twarzy, ale nie drgnął żaden mięsień wychudzonego ciała. To, co ujrzała, przelało czarę goryczy. Trzeźwy osąd zasłoniło oburzenie, wściekłość i przerażenie - najgorsza z możliwych mieszanek.
- Uchiha, jak śmiesz?! - Jej serce zapłonęło żarliwą potrzebą obrony tego, w co tak bardzo wierzyła, i co na dobrą sprawę tworzyło ją samą.
Zaskoczony król nie bardzo wiedział, co ma powiedzieć. Tak naprawdę nie planował jej o tym mówić, ale po wydarzeniach dzisiejszego dnia stwierdził, że lepiej teraz niż później, kiedy mogłoby to zaszkodzić w realizacji jego planów.
- Nie masz prawa ich niewolić i głodzić! - Sakura była tak rozemocjonowana, że żałowała, iż nie może sięgnąć po łuk. Nie wiedziała tylko, komu przebiłaby serce. Sobie, żeby przestało boleć, czy Uchiha, żeby nasycić potrzebę zemsty?
- Dobrze wiesz, że mam prawo. - Sasuke nie podobał się jej uniesiony ton. Wręcz do niego krzyczała, co spowodowało niemałe zamieszanie wśród więźniów. - Od zawsze skazywałaś moich ludzi, więc co to za hipokryzja z twojej strony? Nie głodzę ich. Są traktowani jak każdy więzień i tyle. A ich przewinienia wcale nie są błahe, bo gdyby tak było, to bym ich tu nie trzymał! - Zirytował go przejaw niedojrzałości ze strony królowej, chociaż wiedział, że jest dyktowany silnymi emocjami. - Poza tym, niezależnie od wszystkiego, nie skazuję ich na śmierć. Tobie się to zdarzało, prawda? - Nie chciał wzbudzać w niej poczucia winy, ale czuł, że nie ma innego wyjścia, jeśli chce, żeby się uspokoiła. Oboje byli dorośli i wiedzieli, że wojna rządzi się swoimi prawami. - Po prostu odsiadują swoje i wychodzą.
Sakura przycichła. Wciąż dokładnie oglądała dzikiego kota, który nawet nie drgnął, a tylko przysłuchiwał się owej wymianie zdań. Zdała sobie sprawę, że Uchiha ma rację, a ona zachowuje się infantylnie. Jednak… coś w jej wnętrzu rozbiło się na drobne kawałki i wiedziała, że nic już tego nie naprawi.
- Wpuść mnie do środka - rozkazała chłodno, całkowicie zmienionym tonem.
Władca, zdezorientowany tymi ciągłymi zmianami nastroju i nieprzewidywalnością zachowań królowej, spełnił jej prośbę i polecił otwarcie krat.
Sakura wpadła do środka i ostrożnie uklęknęła przy dzikim kocie.
Zwierzę dźwignęło się na nogi i przysiadło na tylnych łapach, wciąż lustrując postać swojej pani.
- Zawiodłem! - Ciszę przeszyło ochrypłe mruknięcie.
Do oczu Sakury napłynęły łzy. Zebrała wilgoć z powietrza w bańkę i napełniła stojącą w kącie miskę. Gepard z wdzięcznością zaczął pić. Kobieta czekała cierpliwie, by uzyskać wyjaśnienia. Każda chwila ciągnęła się jej niemiłosiernie.
W końcu istota spojrzała na nią udręczonym spojrzeniem.
- Proszę, powiedz mi, dlaczego się tu znalazłeś? - zapytała cicho, tłumiąc rodzące się w jej głosie emocje.
- To przez ten pakt, który zawarłaś, pani. - Westchnął, a jego boki rozdęły się, uwydatniając żebra. - Jestem mu przeciwny, podobnie jak wielu innych.
Sakura zazgrzytała zębami.
- Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?! - zapytała z rozpaczą. - Przecież zawarłam go z myślą o was, o moich ludziach. Chciałam dla was pokoju, bezpieczeństwa. Chciałam, abyście byli szczęśliwi…
- Nie za taką cenę - przerwał jej warkliwie. - Jesteśmy Esseluńtczykami. Jesteśmy honorowi, szlachetni, nie to, co ci grubianie. Nie wolno było ci się z nimi bratać. To wrogowie! Są plugawi, a ty, pani, zrobiłaś coś niewybaczalnego. Poddałaś się bez walki i ci z nas, którzy to pojmują, nigdy ci tego nie wybaczą. Zdradziłaś swoje królestwo!
Sakura usłyszała tego dnia identyczne oskarżenia. Jednak ani na moment nie zwątpiła w słuszność swojej decyzji. Tym razem zaparło jej dech tylko na chwilę.
- Tak pysznie mówisz o dumie, kocie, ale powiedz mi, co by się stało, gdybyś zginął podczas bitwy, a twoje dzieci pomarłyby z głodu?! Co, gdybyś był zbyt stary, by walczyć?! Posłałbyś swoje dzieci, by zostały brutalnie zarznięte?! Czy tym jest dla ciebie duma, głupcze?! Jeśli tak, to gardzę tobą i tobie podobnymi, którzy uwłaczacie całej krainie! Życie innych zawsze będzie dla mnie ważniejsze od dumy! Jestem odpowiedzialna za cały naród, a nie jak ty, tylko za samą siebie!
Gepard zmrużył groźnie oczy i w sekundę Sakura wychwyciła jego intencje. W ostatniej chwili użyła magii, by unieruchomić zwierzę. Ciało stworzenia ogarnął paraliż, gdy królowa przejęła kontrolę nad wodą w każdej żywej komórce jego organizmu.
- Jak śmiesz?! - rzuciła mu w pysk i wyszła, a gdy zamknięto celę, uwolniła go spod swojej techniki.
- Nie powinnaś zostać królową! - Usłyszała na odchodnym. Nie zwalniając kroku, opuściła lochy. Miała dość. Czuła cisnące się do oczu łzy. Zanim wypadła na dziedziniec, zniknęły resztki jej opanowania, których trzymała się przy bumithriańskim władcy.
Szła na oślep. Nie wiedzieć kiedy, otoczyły ją pachnące owocami drzewa i późne kwiaty. Trafiła do zamkowego ogrodu. Trzeba przyznać, że ogrodnik miał wyobraźnię, bo miejsce wydawało się być wręcz magicznie piękne. Zachwycało kolorami i odurzało aromatami. Sakura lubiła otoczenie roślin i swoje pałacowe ogrody, które stały się jej oazą i schronieniem, gdy miała dość twardych, kamiennych murów. Jednak tym razem prawie nie zwróciła uwagi na to, co zwykle ją cieszyło. Cały jej świat i wszystko, w co do tej pory tak bardzo wierzyła, rozprysło się jak bańka mydlana.
Czy naprawdę tak uraziła tych ludzi? Czy aż tak bardzo ich nie znała? Czy jej intencje naprawdę minęły się z celem? Nie sądziła, że esseluńtczycy są na tyle okrutni, by cenić dumę ponad własne życia. Do tej pory tyle wyrzeczeń kosztowało ją władanie królestwem… Odkąd zasiadła na tronie nie znalazła czasu ani na naukę, ani na rozrywki, ani na życie prywatne. Codziennie poświęcała cały swój czas i energię, by chronić i umacniać Esselunith. Czy jej postępowanie było błędne? Czy może za mało się starała? A może powinna trzymać wszystkich twardą ręką, jak to robił Uchiha?
Nigdy nie pozwoliła sobie na miłość w przeświadczeniu, że również tę sferę swojego życia będzie musiała podporządkować państwu, i któregoś dnia poślubi mężczyznę, którego praktycznie nie zna dla zawarcia jakiegoś sojuszu lub paktu. I w końcu wyda ostatnie tchnienie ze świadomością, że nigdy nie doświadczyła szczęścia. Po co to wszystko? Po to, by lud, któremu oddała całą siebie, znienawidził ją z głębi serca? Bała się tego. Czuła, że jest lichym kwiatkiem walczącym z huraganem. Z góry była skazana na porażkę i ta świadomość zaczęła zżerać ją od środka. Z każdym dniem przybliżała się do własnego końca, a nawet nie dowiedziała się, co to znaczy żyć. Jednak nie mogła postępować inaczej. Odpowiadała za każde żywe stworzenie za ziemiach Esselunith i, pomimo że wcale nie młodniała, odkładała swoje życie na później w beznadziejnej nadziei, że owe „później” jednak nastąpi. Z żalu za tymi wszystkimi możliwościami i drogami, którymi nigdy nie podąży łkała jej dusza i łkało ciało. A myślała, że nauczyła się nie płakać… ostatnio często jej się to zdarzało.
Sakurę tak pochłonęły wyrzuty i żal, że mało brakowało, a nie wyłapałaby chrzęszczenia butów o kamienistą alejkę. Nie wiedziała, kogo licho przywiało, ale wolała, żeby nikt nie znalazł jej w takim stanie. Chyba straciłaby dumę do szczętu, więc wylewitowała łzy ze swoich policzków i przetarła twarz dłońmi, żeby zatrzeć słone ślady.
Sasuke Uchiha nie wiedział, co ze sobą począć, gdy królowa Esselunith wyszła z lochów, nie kierując do niego żadnych słów. Domyślił się, że ta sytuacja jest dla niej nowa. Przypomniał sobie, jak sam czuł się za pierwszym razem, gdy ktoś zarzucił mu w twarz niekompetencję. Oczywiście opanował go gniew, wręcz furia, ale potem długo go to dręczyło. Jednak nie sądził, że Haruno dostarczy mu tego typu atrakcji. Spodziewał się raczej dogryzania, złośliwości i rzeczywiście, na początku to dostawał, ale teraz jakoś się wyciszyła. Nie był na tyle naiwny, by myśleć, że jej nienawiść do niego zmalała, o nie. Raczej bała się o swoich kompanów, i chociaż nie umiała powstrzymywać swojego wybuchowego temperamentu, unikała Uchihy jak ognia, a gdy przychodziło do konfrontacji, ignorowała, jeśli to tylko możliwe. W sumie uważał to za dosyć zabawne. Tak, przez większość czasu Sakura Haruno była jego rozrywką, ale właśnie robił coś, czego się po sobie nie spodziewał i czego do końca nie rozumiał - szukał.
Zastanawiał się, gdzie mogła pójść. Na pewno nie do lasu, bo to za daleko, a służba i strażnicy jej nie widzieli. Musiała więc nadal być w pałacu. Chciał pójść do jej komnaty, ale gdy mijał zielony żywopłot, coś mu zaświtało i skierował swoje kroki do królewskich ogrodów, które były perełką centralnego zamku. W ogrodzonej, wydzielonej przestrzeni rosły kwitnące drzewa promiennika, które otwierał swoje złotorude kwiaty właśnie pod koniec lata, sprawiając wrażenie, iż roślina płonie. Obok czerwieniły się róże i pomniejsze klomby innych roślin. Ogród stał w płomieniach, a dla kontrastu, na samym środku, chlupotała niewielka fontanna, dopełniając całości. Uchiha odnotował w myślach, by więcej zapłacić ogrodnikowi.
Nie zobaczył jej od razu, bo zmyliła go jej zielona suknia zlewająca się kolorem z trawą, ale róż długich włosów znacząco wybijał się z ferii innych barw. Siedziała na ziemi plecami do niego, ale najwyraźniej usłyszała, jak ktoś podkrada się od tyłu, bo odwróciła głowę.
Król od początku doceniał urodę kobiety. Jej elfie rysy, nietypowy kolor włosów i gibkie, zgrabne ciało stanowiły egzotyczną mieszankę. Sasuke nie był romantykiem, a jeśli chodzi o relacje z kobietami, miał niewielkie doświadczenie, pomimo swoich przechwałek, ale zielone spojrzenie Sakury zawsze robiło na nim niemałe wrażenie, ilekroć nie spojrzał jej w oczy. Tym razem zobaczył w nich nieufność, a wręcz wrogość, jednak był zdeterminowany, by coś osiągnąć. Jego krok nie stracił na stanowczości.
Sakura nie rozumiała, dlaczego Uchiha poszedł za nią i od razu pomyślała, że chce dogryźć albo pogrążyć ją w jakiś inny sposób. Jednakże, gdy usiadł obok na trawie, zrozumiała, że nie w tym rzecz, a to zdziwiło ją jeszcze bardziej.
- Nie patrz na mnie w taki sposób. Jesteśmy wrogami i pewnie tak zostanie, ale nie miałem ani nie mam zamiaru ci ubliżać, grozić, poniżać, czy co tam ci właśnie chodzi po głowie.
Kobieta wypatrzyła w czarnych oczach jedynie spokój, więc sama postanowiła wysłuchać Uchihy z opanowaniem, acz pozostawała czujna i zdystansowana. Czekała, aż będzie kontynuował.
- Mimo wszystko znaleźliśmy się w podobnym położeniu. Oboje władamy królestwami i ludem. Jednak nasze krainy różnią się niemal pod każdym względem i, mimo że jesteś królową rok dłużej ode mnie, to wiem, iż Esseluńtczycy są w większości szlachetnymi istotami i nie przeżywałaś takich trudności jak ja. Bez urazy oczywiście, bo nie chodzi mi to, że miałaś łatwiej czy jesteś w tym gorsza, ale spróbowałabyś rządzić Bumithrią przez tydzień… Wierz mi, że nie chciałbyś się ze mną zamienić.
- Masz rację, nie chciałbym - fuknęła Sakura, którą irytowało to lanie wody i męska nieświadomość, jeśli chodzi o obrażanie innych, a w szczególności kobiet.
Uchiha chyba zrozumiał aluzję, bo zamiast wypatrywać w jej oczach zainteresowania i dekoncentrowania się tym, skierował spojrzenie na parę ptaków gniazdujących na pobliskim drzewie.
- Chodzi mi o to, że dopóki nie zawarliśmy sojuszu, twoi ludzie byli zadowoleni, a ja moim nie podobałem się od początku. Traktowali mnie jak smarkacza, którym byłem i niejednokrotnie próbowali mną manipulować. Co chwilę ktoś zarzucał mi niesubordynację prosto w twarz. Kilku śmiałków skazałem na śmierć, kilku sam zabiłem w przypływie porywczości i skończyło się. Nikt teraz nie ma na tyle odwagi, by powiedzieć mi wprost, że nie powinienem zostać królem, chociaż zapewne wielu tak uważa. Jednak nie ważne, co bym zmienił, to zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie przypadnie do gustu. To normalne.
Sakura patrzyła na siedzącego obok człowieka i niedowierzała. On, jej największy wróg, próbował ją pocieszyć i to wcale z nie byle jakim skutkiem. Zrozumiała, że nie powinna zareagować tak impulsywnie i albo surowo karać za takie obrazy majestatu, albo je ignorować. Drugie wyjście mogło poskutkować buntami i osłabić jej, i tak już mocno nadwyrężoną, pozycję władcy. Była Uchiha szczerze wdzięczna, bo tak naprawdę tylko on mógł powiedzieć takie słowa. Nie znała tutaj innego króla. Wątpiła nawet czy Virathir albo Gwern poradziliby jej coś równie mądrego i popartego doświadczeniem.
- A jeśli chodzi o te lochy - kontynuował - to zabrałem cię tam po to, żebyś mogła, zamkniętych tam swoich obywateli, ukarać według własnego uznania. Zawsze wypuszczałem Esseluńtczyków po tym, jak odbyli wyrok.
Sakura westchnęła, zastanawiając się, czy mu uwierzyć. Owszem, przychodzili do niej ludzie i stworzenia więzione w Bumithrii, ale nie była w stanie nic z tym zrobić bez wywoływania wojny. No i wątpiła, żeby wypuszczał wszystkich. Tym bardziej, że ona sama często skazywała Bumithrian na karę śmierci, według prawa obowiązującego w Esselunith.
- Muszę nad tym pomyśleć. Na razie niech tam siedzą. I tak nie odeślę ich teraz do Esselunith, to bezcelowe. Równie dobrze mogłabym ukarać ich tutaj, jakby nie patrzeć, wciąż jestem królową, ale nawet nie wiem jak. - Skrzywiła się. Nie chciała wyjść na niezdecydowaną, ale rozmowa stała się wręcz przyjacielska i słowa same wypłynęły z jej ust.
- Ja nie bawiłbym się z nimi w uprzejmości. Mogłyby wyniknąć z tego jeszcze większe kłopoty. Wygnanie też nie załatwia sprawy. Wiem z doświadczenia, że tacy maruderzy mają w zwyczaju łączyć się w grupy i zaburzać porządek w królestwie. Oczywiście zrobisz, jak będziesz musiała. Nie chcę ci niczego sugerować.
Sakura znów zamyśliła się nad słowami Uchihy i jego motywami. Nie rozumiała, czym zasłużyła sobie na takie wsparcie. Chociaż... czy on przypadkiem nie próbował nią manipulować? Nie mogła niczego wyczytać z wyrazu czarnych oczu. Tak, odczytanie tego człowieka graniczyło z cudem. Prędzej znalazłaby dwurogiego jednorożca, ale musiała przyznać, że podniósł ją na duchu i podsunął parę możliwych rozwiązań. W końcu zdecydowała się, by spojrzeć na Uchihę dużo łaskawszym okiem. Nadal pozostawał jej wrogiem numer jeden, ale wrogiem o wiele bardziej ludzkim, co, z drugiej strony, przerażało ją. Wzdrygnęła się ledwie widocznie, tłumiąc dreszcz w mocno zaciśniętych pięściach. Jej serce przez chwilę przyspieszyło, a dudnienie w piersi stało się jakby donośniejsze. To strach wtłoczył się w jej żyły. Chyba wolałaby, żeby nadal pokazywał jej te najgorsze oblicze: pełne surowości, zła, zimna, niedostępności, nieczułości, bezduszności i nienawiści... bez serca. Sakura nie potrafiła nienawidzić kogoś, kto je posiadał.
Kilka sekund zabrało jej opanowanie myśli i ciała.
- Nie sądziłam, że kiedyś ci to powiem... W ogóle nie sądziłam, że będę zdolna do rozmowy z tobą bez zabicia cię. - Udało jej się odzyskać trochę animuszu i błysku w oku. - Dziękuję.
Podniosła się na nogi, czując, jak wstępuje w nią nowa siła i determinacja. Pożegnała zaskoczonego Uchihę nieśmiałym, serdecznym uśmiechem i pewnym krokiem udała się w kierunku swojej komnaty. Musiała wysłać list do Ikuto w sprawie kar za bunty, sprzeciwianie się woli władców czy postanowieniom sojuszu.
Uchiha został sam pośród płonących drzew, gdybając nad znaczeniem anielskiego uśmiechu, który podarowała mu królowa. Wątpił, żeby było w nim coś poza wdzięcznością, jednak przyłapał się na tym, że chciałby się łudzić, iż nie tylko... Nie miał pewności, czy Haruno zdaje sobie sprawę z własnej atrakcyjności i tego, jak rozbudza męskie wyobraźnie. Posiadała siłę tajfunu okrytą delikatnością kobiecego uroku, pasję i determinację a jednocześnie niespożyte pokłady miłości. Odkąd tylko spojrzał w jej szmaragdowe, błyszczące w mroku nocy oczy, nawiedziło go niepokojące, palące uczucie, zapowiadające obudzenie się dzikich, pierwotnych żądz. Wiedział, że to bardzo niedobrze. Musiał zyskać przychylność i zaufanie Sakury Haruno. Nie uda mu się ochronić Bumithrii bez wsparcia Esselunith, które od wieków werbowało rzesze sojuszników z odległych krańców Terrathii. Dlatego nie wolno mu popełnić błędu. Fascynacja i emocje mogą wszystko zniweczyć, a to będzie oznaczało śmierć dla wszystkich. Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. Królowa mu nie ufa... a on musi zebrać armię.

Sakura skończyła pisać list i ostatni raz przebiegła po nim wzrokiem.

Drogi Ikuto,
U mnie, Tsezil, Hinaty i Nerahel wszystko dobrze. Mamy zapewnione królewskie warunki, więc nie zamartwiaj się aż tak bardzo.
Piszę do Ciebie w niecierpiącej zwłoki sprawie. Możliwe, że już to dostrzegłeś. Esseluńtczycy buntują się przeciwko sojuszowi z Bumithrią. To zagraża równowadze krainy i dopiero co uzyskanemu pokojowi, dlatego załączam stosowny dekret, który ustala wysokość kar za obrazę oraz zdradę mnie i królestwa. Do mojego powrotu wszyscy buntownicy mają zostać zamknięci w lochach w oczekiwaniu na wyrok śmierci. Zezwalam na dziesięć publicznych egzekucji, które przeprowadzisz osobiście, by zapobiec dalszym niesnaskom. Ukarz tylko tych najbardziej zdeterminowanych. Ufam Twoim osądom. Oboje chcemy dobra Esselunith oraz jego mieszkańców, dlatego ból sprawia mi pisanie tych słów i twardych postanowień. Mam nadzieję, że to ustabilizuje sytuację w królestwie. Informuj mnie o wszystkim na bieżąco. Wysyłaj do Bumithrii tylko zaufanych ludzi.
Jak sojusz z Yerkirią? Czy wszystko poszło pomyślnie? Jesteś zdrów? Jak zareagowała królowa Retsil na wieść o traktacie pokojowym i mojej niewoli?
Tęsknię za Tobą i królestwem.
Zawsze oddana
Sakura Haruno

Zadowolona z efektów rozgrzała wosk i założyła pieczęć, zabezpieczając wiadomość wraz z dekretem. Z ciężkim sercem przywiązała list do nóżki Farhela. Zdawała sobie jednak sprawę, że bunt przeciwko władzy nigdy nie kończy się dobrze, dlatego postanowiła stłumić go w zarodku. Spojrzała w złote oczy feniksa. Bała się posyłać właśnie jego, ale zależało jej na dyskrecji. Nieobecność Nerahel zostałaby zauważona, a wolała, żeby Uchiha nie dowiedział się, że nadal ma wpływ na decyzje zapadające w królestwie.
- Leć bezpiecznie, kochany. Pomyślnych wiatrów - wyszeptała.
- Dziękuję królowo - zaskrzeczał i rozłożył skrzydła, by chwilę później wyfrunąć przez okno jej komnaty. To dlatego towarzysz Hinaty rzadko się odzywał. Miał okropną barwę głosu.
Gdy czerwona plama zniknęła jej z oczu, Sakura zaczęła wyczekiwać powrotu Farhela z mocno bijącym sercem. Wiedziała, że najbliższy tydzień będzie dłużył jej się niemiłosiernie. Wiedziała, co powinna zrobić, żeby oderwać myśli od całej sprawy.
Z pewnym wahaniem zarzuciła na siebie płaszcz, pogłaskała śpiącą Tsezil i wyszła z komnaty, kierując się ku Akademii Magii. Było już późno, ale słońce jeszcze nie zaszło i liczyła, że zastanie Reinira. Chciała go przeprosić i poprosić o pomoc.
Zaszyła się w bibliotece. Z odległego kąta wypatrywała bursztynowych oczu Veronici. Nie czekała długo. Wkrótce puchacz przeleciał nad jej głową, by znaleźć się za oknem. Sakura trochę się denerwowała. Jednak Reinir był dobrym człowiekiem i czuła, że ją rozumie. Słońce powoli chowało się za linią horyzontu i wiedziała, że nie ma dużo czasu. Pamiętała o warunkach, które postawił jej Uchiha. O zmroku miała być już w pałacu. Tak się tym martwiła, że niemal nie zauważyła, jak mag wszedł do biblioteki. Uśmiechnął się do niej po ojcowsku i ucałował dłoń.
- Tak myślałem, że niedługo cię zobaczę, dlatego poleciłem Veronice, żeby cię wypatrywała.
Siwo-brązowa sowa siedziała na jego ramieniu i wpatrywała się w Sakurę. Dziewczynę trochę krępowało to świdrujące spojrzenie.
- Reinirze - postanowiła nie owijać w bawełnę - jestem dumną osobą, ale jestem też na tyle dojrzała, by potrafić przyznać się do pomyłki. Przyszłam ci powiedzieć, że poniekąd miałeś rację. Uchiha... on posiada też ludzką stronę. Jednak to niestety nie zmienia faktu, że jest moim śmiertelnym wrogiem. - Jej zielone oczy błyszczały bólem tak głębokim i starym jak świat.
Szare spojrzenie maga zmiękło. Wiedział, podobnie jak wszyscy w Esselunith i Bumithrii, że panicz Uchiha zabił króla Haruno. Reinir zdawał sobie sprawę, że są pewne rzeczy, których się nie wybacza.
- Och kochana... - Czułym gestem zamknął jej smukłą, drobną dłoń w swoich. - To cierpienie zawsze z tobą pozostanie, nie ważne jak wiele wspaniałych cech króla odkryjesz, ale nie jesteście już wrogami. Podpisaliście sojusz. Twoim zadaniem nie jest nienawidzić go za to, że jest władcą Bumithrii. Uraza pozostanie w tobie tak długo, jak jej na to pozwolisz. Uwolnij się od niej i żyj, Sakuro Haruno, tą wielką miłością, którą masz w sercu, a nie nienawiścią, którą wtłoczono ci w umysł.
Wypowiedziane serdecznym, pełnym wzruszenia półgłosem słowa Reinira poruszyły Sakurę i musiała się bardzo pilnować, żeby opanować łzy.
- Myślisz, że to możliwe? Tak wiele okowów mnie krępuje. Czuję się jak ptak z podciętymi skrzydłami. Ten żal i złość mnie ranią, ale nie potrafię się ich pozbyć. Czy to możliwe, żebym wyzbyła się tej nienawiści?
- Wszystko jest możliwe. - Jego uśmiech wsparł Sakurę i pozwolił jej spojrzeć na pewne rzeczy inaczej. Coś pękło... zerwało się i następny oddech wzięła pełną piersią. Nie była w stanie wybaczyć Sasuke zabicia jej ojca, ale poczuła się lżej. Nie musiała go już nienawidzić w imieniu Esselunith.
Zamrugała intensywnie, czując niesamowitą ulgę. Drgnęła, wyswobadzając się z letargu i odsuwając na bok potok rwących myśli. Na powrót opanowana odwzajemniła uśmiech.
- Reinirze, jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, to chciałabym uczyć się na arcymistrza. - Nareszcie zdobyła się na odwagę, by o to poprosić.
- Oczywiście, że to nadal aktualne. To będzie zaszczyt. Przyjdź tu jutro. Odwiedzimy arcymistrza wody i zobaczymy, co potrafisz.
Sakura zrozumiała, że to pożegnanie. Położyła dłoń do serca i opuściła bibliotekę. Słońce już dawno zaszło i miała mało czasu, żeby dotrzeć do pałacu przed zmrokiem.

Autor: Ikula

11 komentarzy:

  1. Tak długo, tak długo przyszło mi czekać... a gdy moim oczom ukazała się w końcu informacja iż rozdział ukaże się 9 skakałam wysoko, wysoko pod sam sufit, dzisiaj praktycznie spędziłam dzień na czytaniu nowych rozdziałów i gdy moim oczom ukazała się informacja że rozdział ósmy już jest to aż topiłam się szczęściem.
    Tyle tego wszystkiego, w sensie pozytywnych emocji związanych z nowym rozdziałem że już sama nie wiem co mam mówić, więc nic nie powiem, może tylko że bardzo mi się owy rozdział spodobał, choć jak zawszę zostawiasz pewien niedosyt co zaś mnie nie ciszy, bo i nie lubię zostawać w niepewności i z głową pełną myśli typu: a może będzie to, a może tam. Jest tyle opcji na rozwinięcie akcji, ale nigdy nie jestem w stanie rozgryźć tej tajemnicy przez co nawet jestem zadowolona bo zawsze zostaje miło zaskoczona.
    Co by się za długo nie rozpisywać bo i mnie czeka praca nad nowym rozdziałem i muszę jakieś pokłady twórczości z siebie wykrzesać, to życzę weny i motywacji do pracy, oraz mam nadzieję że nie każesz mi długo czekać na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie poprawiałam. Zostałam porzucona.

    (obiektywnie) Znalazłam kilka błędów, głównie dotyczących interpunkcji. Merytorycznie wszystko się zgadza. Nie gubisz wątków, forma zostaje poprawna. Jedynie czasami przestawiasz szyk lub za bardzo na około próbujesz opisać rzeczy, które można określić związkiem frazeologicznym. Momentami zdania są za długie, co nadwyręża umysł przy czytaniu i powoduje zmęczenie, a od nowej linijki czytelnik musi się od nowa skupić i wciągnąć w treść.

    Co do samej fabuły. Jak zwykle mistrzowskie opisy, udowadniające niesamowitą wyobraźnię i świadomość treści. Soczyste epitety, które wręcz pchają nam do głowy obrazy. Spójne cechy charakterów, które z każdym kolejnym rozdziałem nie powodują dezorientacji, a łączą się i spiętrzają, czyli ewoluują wraz z doświadczeniem i sytuacjami.

    Zauważyłam, że Sasuke planuje coś pokrętnie. Szykuje się kilka mocniejszych zwrotów akcji, których nie sposób przewidzieć. Zaczyna nam się pojawiać wzajemna fascynacja, która wydaje się być bardziej posunięta w przypadku Sasuke. Wbrew pozorom, to właśnie on jest najlepszym kandydatem na prekursora ocieplających się stosunków między Sakura, a nim samym, co ciekawie konfrontuje się z jego zimnym i nieprzystępnym charakterem. Świetnie ukazałaś dwie płaszczyzny ich wzajemnych relacji; na poziomie charakterów, to Sakura zdecydowanie góruje, jednak w przypadku ich relacji władca-władca właśnie Sasuke jest niekwestionowanym zwycięzcą. Niepokoi jedynie fakt, że Uchiha próbuje poniekąd zmanipulować Sakurą do własnych celów, lecz summa summarum szala przechyla się na pozytywną stronę.

    Z podziwem,
    .romantyczka

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział!
    Trochę sobie musiałam na niego poczekać, ale to nic. Ważne, że jest ^^.
    Tsezil taka silna. Nie dziwię się, że wywarła wrażenie na Sasuke. Na mnie także. Więcej buntowników. Rozdarcie Sakury uważam za jak najbardziej naturalne. Myśli Uchihy po wyjściu Sakury z ogrodu wbiły mnie w fotel. Żądza - jak to fajnie zabrzmiało ^////^
    Cóż, czekam na to, co będzie dalej.

    Weny!

    ShoriChan

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie ślub. I wesele. Coś tak czuję :p

    Potknęłaś się w słowie "zarżnąć" ---> jest "zarznąć". Poza tym błędów nie wyłapałam, ale to możliwe dlatego, że byłam zbyt stęskniona za tym opowiadaniem. Ty mi powiedz lepiej, kiedy 10 wstawisz! :p

    Ciekawa jestem jak Ikuto zareaguje. Coś czuję, że niezbyt przychylnie, ale może się mylę. Zobaczymy.

    Widzę, że prace pt. "Sasuke lepszy niż Ikuto" wrą ^^ Dobrze, dopbrze, tylko tak dalej, a może Ci jeszcze wybaczę :p

    Wybacz za brak odzewu - wyjechałam na tydzień na wakacje. Jak coś, to wyciągnij od Paciulca mój numer gadacza - na tym bywam częściej ;)

    Pozdrawiam serdecznie i (znowu! :p) nie mogę się doczekać kontynuacji
    Lisiu

    OdpowiedzUsuń
  5. Muahaha! Powróciły mi internety, przynajmniej połowicznie, a moim priorytetem jest nadrobić zaległości. Twoje rozdziały mogę czytać raz po raz i znów, i wałkować bez końca, do upadłego.
    Wybacz, po prostu można mnie teraz porównać do alkoholika którego wpuścili na Octoberfest. ^^
    A powiem o czymś, o czym jeszcze nie powiedziałam. Otóż - co mnie w opowiadaniach wnerwia, zarówno jako czytelnika i pisarza? (pseudo pisarza, nie rozczulajmy się nad sobą za bardzo... =_=)
    Wnerwiają mnie rozdziały, tzn. odcinki. Ten moment gdy tekst się kończy, a Ty nie wiesz kiedy pisarz wrzuci coś nowego i dusi Cię z niepewności... a jako autor wiem, jak wygląda takie pisanie, co jeszcze bardziej potęguje niedosyt czytelnika. Tak było tu. Znów zostawiłaś mnie na środku jeziora z myślami, "Co będzie dalej?" Kombinuję co powstało w Twojej główce, jednak przerażają mnie niektóre perspektywy... chociażby ta, że chyba Sasuke wie o czymś, o czym nie wie nikt inny.
    Poza autorką.

    Poza tym miałam się zrehabilitować, bo ostatni mój kontakt z tym tekstem to było jedno wielkie dno... z mojej strony oczywiście. To nie moja działka, żeby aż tak stawiać Cię do pionu ^^.
    Więc, jak wspomniałam, przeczytałam ten rozdział po raz kolejny, na zimno, na spokojnie... i utonęłam. Utonęłam w tym cholernym jeziorze słów. Nie wyłapałam nic z błędów, a czułam aż zbyt dużo z dreszczy. Może dlatego, że jestem dzisiaj typowo odcięta od świata i od rana siedzę w sypialni otoczona książkami... i widzę więcej? Nie wiem, jednak nie mogłam sobie odmówić powtórki z rozrywki i zostawienia po sobie jakiegoś (kompromitującego - a jakże!) śladu. Właśnie powstaje i nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. >///<
    Lepiej dla świata, żebym nie pisała tego komentarza. Jednak co próbuję przekazać? Po prostu pamiętaj kochana, że powoli godzę się z nową rolą. Już nie jestem wyłącznie Twoim podopiecznym, którym byłam jakiś czas temu. Stałam się chyba kimś więcej... i jestem z tego dumna. Wspieram Cię całym sercem, duszą oraz ciałem w tym co robisz. I tak jak kiedyś to Ty byłaś wsparciem dla mnie (i nadal jesteś!), tak teraz ja chciałabym być nim dla Ciebie. Więc jeśli chociaż troszkę mnie potrzebujesz, bo jest Ci smutno - atakuj mnie, zawsze będę na posterunku. A jeśli moja obecność, krytyczne słowo czy pisk zachwytu faktycznie pomagają chociaż trochę - to czuję się zaszczycona i niezmiernie wdzięczna, że jestem na swoim miejscu.
    Mam nadzieję - do zobaczenia niedługo ^^.
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy można spodziewać sie nowego rozdziału.?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby był gotowy najszybciej na za 2 tygodnie, ale niczego nie obiecuję. Jestem zawalona nauką.

      Usuń
  7. Tak długo karzesz czekać, co jakiś czas wchodzę z nadzieją na nowy rozdział lub jakąś nową informację dotyczącą kolejnego rozdziału, a tu bez zmian...
    Tęsknie za tą historią, tak bardzo, bardzo, bardzo...
    Mam ogromną nadzieję że nowy rozdział ukaże się jeszcze w tym roku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno ukaże się jeszcze w tym roku. Przede mną długa przerwa świąteczna. Po prostu brakuje mi na razie czasu, żeby przepisać nowe rozdziały do Worda. Mam już ich kilka i dobija mnie, że siedzą w zeszycie, a nie tu na blogu. Niestety jeśli chcę pisać, to tylko w ten sposób. Mój zeszyt podróżuje ze mną wszędzie i wypełnia każdą moją WOLNĄ chwilę, a nie mam ich zbyt wiele. Wybaczcie mi wszyscy, którzy jeszcze to czytacie, ale traktuję naukę poważnie, chcę dostać się na studia medyczne, a nie osiągnę tego bez ciężkiej pracy. Dlatego stawiam szkołę na pierwszym miejscu nawet, jeśli czasami się do tego zmuszam.

      Pisanie tutaj to mój azyl, moja ucieczka od codziennego stresu, strachu i niepowodzeń, więc nie przestanę tego robić. Kocham to całym sercem i całą duszą, dlatego na pewno ukończę to opowiadanie. ;)

      Pozdrawiam
      Ikula

      Usuń
    2. Ach... i dziękuję, że wciąż czekacie i motywujecie mnie swoimi komentarzami. Na prawdę to doceniam. Bez tego moje twory pozostałyby schowane w tych zeszytach i nikt nigdy by ich nie zobaczył.

      Usuń
  8. Witam,
    no jest tam wielu więźniów, ale pokazał swoją i ludzką stronę ...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń